Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2012, 22:24   #96
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Idąc korytarzami, krasnolud czuł jednocześnie ulgę, że niedługo je opuści oraz lęk przed tym, że niedługo może tu wrócić w charakterze ofiary. Mimo wszystko to i tak było lepsze od śmierci z ręki szkieletorów. Miał jeszcze trochę czasu i szanse na to, że jakimś cudem uda mu się wyjść z tego żywo.

Po drodze usłyszał znajomy głos. Głos przypominający o pomyłce w trakcie ważenia piwa. Biedak który je wypił, trafił do szpitala. Szczęśliwie przeżył, ale jego stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Gurnesa ta sprawa na jakiś czas lekko przybiła ale pozbierał się i teraz już wspominał to bez zbytnich emocji. Zwłaszcza w obecnej sytuacji zignorował to. Tamten przeżył, Drogbar natomiast był o krok od śmierci. Nie było czasu na sentymenty.

W końcu dotarli do schodów, gdzie powiedziano mu, że ma odejść. Ten już się zebrał do wyjścia, kiedy zorientował się, iż omal nie odszedł nie znając najważniejszej sprawy. Odwrócił się i zapytał:

- No dobra, załóżmy, że złapałem drowa. Co mam z nim wtedy zrobić? -
-Zejdź do podziemi. Wtedy szybko zostaniesz odnaleziony.- rzekł w odpowiedzi zaklinacz.
- A którędy mam zejść? Ostatnio mnie prowadził robal a do tego domku też wątpię żebym trafił. One wszystkie są takie same
-Tak. To ty nie wiesz? Przecież to znany fakt. W Wormbane wydobywano siarkę, ale nie w kopalni. Tunelami schodzono pod miasto i zbierano siarkę ze ścian.- rzekł ironicznie Erazm, po czym zamyślił się.-A tak. Nie mogłeś wiedzieć. Mieszkańcy trzymali tunele w sekrecie przed.. kupcami i obcymi.
- Świetnie. Jak będę potrzebował siarki na pewno mi się ta informacja przyda, ale póki co chcę wiedzieć jak mogę was znaleźć mości... - zwrocił się pytająco do dzieciaka w kapeluszu
-Wielki i straszny... Nostromus.- rzekł dzieciak niemalże teatralnie ponurym tonem. Imię zresztą przypominało te nadawane postaciom sztuk przez dramatopisarzy niskich lotów. Nie mogło być prawdziwe.
- Nostromus.... godne imię... tak więc jak waści odnajdę?
-Ja odnajdę ciebie.-odparł z dumą w głosie dzieciak.
- W takim razie do zobaczenia mości Nostromus - po czym ruszył schodami w górę
-Niech wygra lepszy. Czyli ja.- rzekł z pewnością w głosie chłopiec.


***


Domek, w którym wyszedł nie był duży. Wyglądał jak dom zwyczajnej niezamożnej rodziny. Alchemik nie spodziewał się znaleźć tutaj żadnych skarbów dlatego od razu ruszył na ulicę. I zanim jeszcze opuścił próg domu usłyszał coś dziwnego. Odgłosy walki.

Ostrożnie wyjrzał za drzwi. Nie zauważywszy żadnego ruchu ruszył ostrożnie w kierunku słyszanych odgłosów kryjąc się na tyle na ile potrafił. Nie miał wyjścia, musiał to sprawdzić. Nie było szans na ucieczkę z tego miasta. Trzeba było albo wykonać zadanie dzieciaka, albo liczyć że “oczasty” się odezwie i złoży mu inną propozycję. Jedyną jego szansą było znalezienie się po jednej ze stron konfliktu, samotnie mógł skończyć jedynie jako ofiara albo trupi posiłek. Póki co te odgłosy to była jedyna poszlaka jaką miał. Tam gdzie była walka, tam prawdopodobnie było życie, a to już coś.

Szedł ostrożnie, gdyż walczyć mogli wojownicy, którzy nie darzyli go miłością. Kiedy doszedł do budynku gdzie działa się akcja zajrzał przez okno. To nie byli jego ziomkowie. To była grupa obcych. W dodatku wyglądali na żywych. Dla bezpieczeństwa postanowił chwilę się przyjrzeć przez okno. Faktycznie byli żywi, gdyż mówili i zachowywali się jak istoty rozumne, a przynajmniej rozumujące. Niestety nie było wśród nich drowa. Za to toczyła się walka z jakimś kościanym kotem. Mimo niedużych rozmiarów kocisko było całkiem niebezpieczne sądząc po ilości krwi i rannych. Krasnal myślał o włączeniu się do akcji jednak nie miał zbytnio możliwości. Było za tłoczno na użycie bomb. Nowi towarzysze raczej nie przyjęliby go przyjaźnie gdyby obrzucił ich ładunkami. Myślał o plączonogach, które mogłyby pomóc ale walczących zostało niewielu a worki mogły spętać też kogoś zdolnego do walki. Do walki wręcz brodacz po prostu się nie nadawał. Zwłaszcza z taką zwinną bestią.

Problem rozwiązał się jednak szybko, gdy po celnym ciosie, kotek rozpadł się na kawałki. Było kilku rannych i tutaj krasnolud postanowił się przedstawić. Wszak na leczeniu się znał. Ruszył ostrożnie i znalazłszy się w progu donośnie powiedział.

- Witajcie towarzysze. Jestem Drogbar Gurnes. Prawdopodobnie ostatni żyw w tym mieście. Chętnie wam opowiem o sytuacji, jednak widzę, że macie sporo rannych. Znam się nieco na leczeniu, toteż jeśli tylko mnie przyjmiecie, chętnie pomogę.
 
Radioaktywny jest offline