Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2012, 22:38   #23
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
David spojrzał na rannego człowieka, kręcąc głową z niedowierzaniem. Dwie żmije! Przykucnął przy nim, oczyszczając miecz. Przynajmniej handlarz przyciągnął ich ataki.
- Dasz radę iść dalej? Zaraz zrobi się ciemno, a im dłużej będziemy zwlekać, tym gorzej dla nas.
Być może lepiej by było, gdyby kupiec zawrócił, ale łotrzyk pozwolił mu samemu podjąć decyzję.
- Ja bym nie dał? - uśmiechnął się blado. - Dzięki wam nie wstrzyknęły we mnie chyba zbyt dużo tego cholerstwa.

Odetchnął jeszcze dwa razy po czym dźwignął się na nogi, opierając na włóczni. David skinął głową. Mężczyzna mógł się jeszcze przydać, choćby po to, aby odciągać wroga. Ruszył dalej, aż do zapadnięcia całkowitej ciemności mając zamiar podążać bez światła.
Daleko już iść nie musieli, plamy krwi na ziemi stawały się coraz bardziej obfite, a ślady po upadkach coraz częstsze. W końcu ujrzeli trzy małe postacie skulone przy pniu potężnego dębu. Jeden z niziołków, młoda kobieta o kręconych rudych włosach, cicho pojękiwał, trzymając się za krwawiące udo, reszta próbowała zatamować uciekającą ciecz i jednocześnie uspokajać ranną, głaszcząc ją czule po głowie. Najwyraźniej nie zauważyli przybyszy. Kupiec popatrzył się na złodzieja, przełykając ślinę i ściskając mocniej dzierżoną włócznie. David nachylił się nad uchem mężczyzny.
- Jeśli zrobisz coś głupiego, zarżnę jak psa.
Handlarz przez chwilę nie wiedział o co chodziło, ale łotrzyk założył już strzałę na cięciwę, chowając się częściowo za jakimś drzewem. Odezwał się głośno, ale spokojnie.
- Jeśli macie jakąś broń, odłóżcie ją. Wyjdę spokojnie, nie chcę wam robić krzywdy, jeśli i wy nie zrobicie nic głupiego. Rozumiemy się? Jeśli spróbujecie uciekać, zastrzelimy was, a ranną czeka gorszy los.

Niziołki były już najwyraźniej zbyt zmęczone uciekaniem. Jeden z nich przytulił mocniej dziewczynę, kiwając porozumiewawczo do drugiego. Ten wyciągnął zza pazuchy nóż i naostrzony patyk wyrzucając je przed siebie, po czym wrócił do reszty. Złapali się za dłonie stykając głowy i czekając biernie na koniec. Łotrzyk wyszedł ostrożnie zza drzew, jednocześnie kiwając na handlarza, aby się nie ruszał. Stanął tak, aby jednocześnie widzieć niziołki jak i mężczyznę.
- Umówmy się: chcę słyszeć tylko prawdę. Możecie to jeszcze przeżyć. Wszystko zależy od waszej współpracy. Czy ona przeżyje?

Niziołki niepewnie podniosły głowy, spoglądając podejrzliwie na przybysza. Zapewne myślały, że imperialni siepacze przed egzekucją chcą się z nimi okrutnie zabawić dając im złudną nadzieję. Jeden z nich, ten niższy o poczochranej kasztanowej grzywie postanowił odezwać się pierwszy.
- Nie przeżyje, jeśli ktoś, kto się na tym zna nie opatrzy jej ran. - wycedził niepewnie, a w jego oczach stanęły łzy bezsilności.
David beznamiętnie przyjrzał się rannej, a potem kiwnął na handlarza.
- Umiesz opatrywać rany?
On sam nie umiał i nie za bardzo chciał się też pobrudzić. Pomoc pomocą, ale jeśli nizioły nie umieją o siebie zadbać to i tak tego nie przeżyją.
- Co ją zraniło, tak swoją drogą? Macie dokąd uciekać, powód do życia i inne bzdury? Bo jeśli nie to nie wiem, czy jest sens was oszczędzać. I jeszcze jedno pytanie: czy tylko wasza trójka uciekła w tę stronę? Śladów i tak poszukam, was znalazłem bez trudu. Ale nie chce mi się chodzić po próżnicy. Zostałem zmuszony do polowania na was, nie mam jednak żadnych intencji w tym, by was zabijać.
Niewiele było sympatii w jego głosie, znacznie więcej pragmatyzmu. Dla niego niziołki i tak były już martwe, to kwestia czasu, skoro w tym kraju aż tak je prześladują.

Kupiec pokiwał przecząco głową wyraźnie zagubiony w całej sytuacji. Widać było, że było mu żal małych ludzi, ale z drugiej strony nie chciał też zapewne przez nich stracić głowy. Kasztanowowłosy znowu postanowił przemówić w imieniu grupy.
- Zranił ją jeden ze strażników w czasie ucieczki. - wytłumaczył przyglądając się uważnie przybyszowi.
Po twarzach niziołków widać było, że niespodziewane pytania nieznajomego obudziły w nich nadzieję. Zaczynały wierzyć, że może jednak nie rozmawiają ze swoim katem.
- Jeśli udałoby się wyleczyć Cirianę moglibyśmy uciec głębiej w las. Potrzebowali by setek ludzi, by nas znaleźć.
- Poza tym... - wyszeptała dziewczyna przez ból - podsłuchaliśmy strażników, gdy mówili o tym, że głęboko w mateczniku żyją druidzi, którzy od lat opierają się atakom żoł... - zdanie zakończył jęk bólu rannej hobbitki.

I wtedy wyczulony słuch łotrzyka wychwyci z oddali jakiś hałas. Początkowo myślał, że to ryk zwierzęcia, ale po dłuższym nasłuchu stwierdził, że musiał należeć do człowieka. Wielkiego i wściekłego człowieka - jak na przykład jednego z osiłków. Łotrzyk westchnął i sprawdził cięciwę. Cóż, nie wszyscy poszukiwacze niziołków musieli przeżyć. Rzucił niziołkom opatrunki.
- Nie umiem leczyć ran. Pomóżcie jej najlepiej jak umiecie. Jeśli przeżyjemy... to co nadciąga, będziecie mogli odejść. Musicie nam tylko oddać dowód waszej śmierci, przykro mi. Po jednym uchu lub małym palcu u ręki, sądzę, że to będzie całkiem przekonujące.
Spojrzał twardo na handlarza.
- A ty, jeśli chcesz żyć, pomożesz mi. Gdzieś w pobliżu biega jakiś wściekły osiłek, ale nie czas go szukać.

Tymczasem niziołki zabrały się do powolnego okaleczania swoich małych ciał. Nie obyło się bez chlipania, syczenia z bólu i jęków. Zdarzyły się też i próby negocjacji, w czasie których jeden z dwóch mężczyzn zadeklarował, iż odda swoje dwa środkowe palce, bo wyglądały jakby mogły pochodzić od dwóch osób, jeśli tylko nie będą musieli odcinać niczego dziewczynie. A w czasie tego całego procesu w oddali słuch Davida nadal co jakiś czas uchwycał ryki wściekłości, bólu, bądź sadystycznej satysfakcji. Łotrzyk przekonać się nie dał. Chciał po jednym palcu, dokładnie z tej samej dłoni i tym samym palcu. Nie mogło być mowy o niczym innym. Gdy skończyli, schował swoje "trofea".
- Lepiej bądźcie cicho. Kobieta może jeszcze da radę, więcej pomocy spodziewać się nie możecie.
Opuścił ich, skinąwszy na kupca. Niziołkom pozostawił ich broń, choć przyjrzał się sztyletowi, czy aby nie jest to ten, o którym wspominał chciwy żołnierzyna. Miał zamiar sprawdzić powód tego całego pobliskiego zamieszania.

Nóż niestety okazał się zupełnie normalnym przedstawicielem swojego gatunku, do tego klinga w niektórych miejscach była stępiona od cięcia kości, więc mały był już z niego pożytek. Łotrzyk ruszył w kierunku źródła dźwięku, nakazując handlarzowi, by ten trzymał się na dystans i nie robił zbyt dużo hałasu. W końcu dotarli do gęstych krzewów jeżyny okalających sporej wielkości polankę. Na jednym z potężnych drzew, wysoko nad ziemią, wisiał za nogę jeden z osiłków cały czerwony z wściekłości. Wymachiwał bezwładnie łapami złorzecząc wszystkiemu wokół i zapowiadając wszystkim, łącznie z niewinnym drzewem rychłą i bolesną śmierć. Drugi z nich uderzał swoją pałką w pień owego drzewa próbując strząsnąć z niego grupę niziołków, która wspięła się na górę. Nie były to jednak wszystkie niziołki, które łotrzyk zauważył. Na polanie leżały co najmniej trzy zmasakrowane zwłoki, które najwyraźniej już wcześniej padły ofiarą furii potężnego człowieka. Jeden z halflingów został dosłownie zmiażdżony o leżący w pobliżu głaz.
Swoją drogą, ciekawe gdzie podział się handlarz? Jego łotrzyk pozbywać się nie zamierzał, ale te osiłki działały mu na nerwy, na dodatek za bardzo lubiły zabijać. Czasami takie tępaki się przydawały, ale tym razem David miał zamiar przysłużyć się światu. Uniósł łuk i napiął cięciwę, mierząc uważnie w tego tłukącego w drzewo. Nie czuł wielkiego żalu, gdy wypuszczał strzałę.

Strzała wyłoniła się z krzaków i wbiła w plecy osiłka z takim impetem, iż ten utracił równowagę i ze sporą siłą łupnął twarzą w pień. Zawarczał wściekle i odwrócił się, próbując dostrzec wroga przez krew zalewającą mu oczy. David zachował spokój, ponownie naciągając cięciwę i wypuszczając drugą strzałę. Na to miał jeszcze czas, dalej łuk zapewne miał okazać się nieprzydatny, więc odrzucił go, wyciągając z pochwy miecz.

Druga strzała nie uderzyła już tak silnie jak poprzednia, wystarczająco jednak, by wbić się w miarę głęboko w ramię osiłka. Ten zaryczał jak wściekłe zwierze i rzucił się potężną szarżą na widocznego już teraz łotrzyka. Davidowi wydawało się, że ziemia drży, gdy rozjuszony olbrzym parł z ogromną prędkością prosto na jego osobę. Strzały z krótkiego łuku nadal tkwiły w jego ciele, jednak adrenalina pozwoliła mu najwyraźniej zignorować ból.

Olbrzym wyprowadził mocarny, druzgoczący cios znad głowy, jednak pałka chybiła celu, przelatując zaledwie cale od ramienia odskakującego zręcznie łotrzyka. Davidowi wydawało się, że słyszy za sobą szelest uciekającego w panice handlarza, nie miał teraz jednak czasu o tym myśleć. Drugi z osiłków widząc, co grozi jego kompanowi zaczął się rzucać jeszcze wścieklej niż poprzednio, aż gałąź, na której wisiał zatrzeszczała groźnie. Łotrzyk nie miał chwilowo możliwości zajmować się wiszącym na gałęzi, pchnął krótkim mieczem, z braku lepszego miejsca próbując go zatopić w brzuchu wielkoluda i zaraz potem odskoczyć do tyłu, chociaż lekko poza zasięg stanowczo zbyt niebezpiecznej pałki. Ostrze jego krótkiego miecza faktycznie trafiło celu, jednak zbyt płytko, zostawił jedynie krwawą szramę na wielkim falującym w furii bełchu. Wystarczyło to jednak, by wytrącić olbrzyma z równowagi. Ten zaskoczony następną raną zatoczył się, odsłaniając na następny atak łotrzyka, który to nie zamierzał marnować tej okazji.
- Zdychaj wreszcie! A wy może mi pomożecie?!
Ostatnie słowa wykrzyczał ku niziołkom, jednocześnie atakując i tym razem starając się wycelować lepiej. Miecz wszedł dokładnie w to miejsce, w które David celował chwilę wcześniej, ale teraz przebił zbroję, skórę i całą resztę, zagłębiając się do połowy, zanim łotrzyk go przekręcił w brzuchu przeciwnika i wyszarpnął, aby w razie potrzeby powtórzyć czynność. Osiłek jednakże najwyraźniej miał dość, osuwając się na ziemię.

W oddali gałąź, na której wisiał drugi z osiłków właśnie kończyła swój żywot. Niziołki próbowały sięgnąć ostrzami wrzeszczącego wściekle olbrzyma, ich broń była jednak za krótka. Chwilę potem z głośnym łoskotem walnął o ziemię uderzając w nią centralnie głową. Niestety wszystko wskazywało na to, że jego gruby kark ochronił go przed złamaniem kręgosłupa. Zatoczył się, spoglądając wokół niewidzącym wzrokiem po czym ruszył pijackim krokiem w stronę upuszczonej nieopodal pałki. Skoro sprawę zaczął, to musiał także dokończyć. Nie było czasu na szukanie i podnoszenie łuku, dopadł więc do oszołomionego przeciwnika z mieczem, celując w jego kolano, unieruchomiony byłby znacznie łatwiejszym przeciwnikiem.

Miecz co prawda zagłębił się w nodze osiłka z całkiem sporą mocą, nie trafił jednak dokładnie w jego kolano. Ból rozbudził otumanionego olbrzyma, który widząc łotrzyka tak blisko przy sobie postanowił zrezygnować z pałki i rzucił się bezpośrednio na niego próbując zmiażdżyć go w swoich potężnych ramionach. Widząc zamiary olbrzyma, ale nie mogąc już w pełni wyhamować i odskoczyć, łotrzyk machnął mieczem niemal na oślep w stronę jego twarzy, odległość była już jednakże zbyt mała by wziąć pełny zamach i klinga jedynie niegroźnie drasnęła olbrzyma.

Łotrzyk nie był w stanie wyswobodzić się z uścisku pulsujących mięśni rozjuszonego osiłka. Poczuł jak te zaciskają się wokół jego tułowia, wywołując w jego wnętrzu przeszywający ból miażdżonych organów.

Dzięki swojej ponadprzeciętnej zręczności Davidowi udało się jakoś wyrwać ze zgubnego objęcia. Odskoczył na dystans, odkopując jednocześnie leżącą nieopodal pałkę i natychmiast szykując się do odparcia ataku olbrzyma. Ten znowu nie miał zamiaru bawić się w subtelne sztuczki. Zamierzył się wielką jak bochen chleba pięścią celując nią prosto w głowę łotrzyka.

David był jednak szybszy, błyskawicznie zszedł z drogi druzgoczącego ciosu. I nie wahając się nawet chwili wyprowadził swój własny cios, nie bawiąc się w żadne finezje. Proste brutalne pchnięcie w trzewia miało załatwić osiłka tak samo jak wcześniej załatwiło jego brata. Również jednak chybiło, a bezowocna wymiana ciosów spowodowała, że wściekłość rosnąca w jego przeciwniku osiągnęła apogeum.
- ZABIŁEŚ GO! ZABIŁEŚ!!!! - zawrzeszczał w niepohamowanej furii i rzucił się z pięściami na niższego o niemal dwie głowy łotrzyka.
Niższego, ale dzięki temu mogącego skakać wokół wielkoluda, bez słowa próbując do niego doskoczyć i wykonać wreszcie celny cios. Strzępić języka mu się nie chciało, nie na tego, którego miał zamiar zwyczajnie pozbawić życia.

Miecz łotrzyka w końcu trafił w osiłka, zostawiając na jego brzuchu szeroką broczącą krwią szramę, jego przeciwnik jednak najwyraźniej nadal nie miał dość. Zaparł się nogą jak rozjuszony tur i ruszył na Davida szarżą, chcąc zwalić go z nóg. Łotrzyk pochylił się, gotowy rzucić się w bok w ostatniej chwili, przy okazji jeszcze raz dźgając przeciwnika. Te sukinsyny były zdecydowanie zbyt odporne!

Nic mu jednak z tego nie wyszło! Wielkie cielsko zwaliło się na niego z pełną mocą szarży, nie pozwalając mu na zadanie efektywnego ciosu. Nim się spojrzał leżał już oszołomiony na ziemi, a przed nim stał osiłek, gotowy do wyprucia mu flaków własnymi rękoma. Łotrzyk błyskawicznie wstał na nogi zręcznie unikając przy tym następnego potężnego ciosu ręki przeciwnika.

W końcu nawet adrenalina olbrzyma się wyczerpała. Jego ruchy stały się wyraźnie wolniejsze i słabsze, jego organizm najwyraźniej nie był już w stanie wytrzymać dłużej stanu wzburzenia. David nie ustępował, wciąż mając zamiar wypruć przeciwnikowi flaki. A potem mocno zastanowić się nad tym, czy nie zrobić tego samego niziołkom, w ramach podzięki za ich niezwykle istotną pomoc. Jego broń w końcu odnalazła pocięte już poważnie ciało przeciwnika. Klinga zagłębiła się w sapiącym ciężko wielkoludzie, a ten opadł bez sił i życia na ziemię, jakby wreszcie odpoczywając po wielkim wysiłku. David także odetchnął, wycierając swój miecz z krwi osiłków. Nie czuł żalu po ich śmierci, choć nie czuł także satysfakcji - uznał, że mordowanie ludzi, nawet po uczciwej walce, przynosi mniej ciekawe doświadczenia od mordowania potworów i zwierząt.
Spojrzał w kierunku niziołków, jakby sprawdzając, czy tam jeszcze są.
- Złaźcie, nic wam nie zrobię. Choć waleczne to nie jesteście, do cholery. A zdawałoby się, że istoty które ważą się na ucieczkę z niewoli mają spore jaja.
Zza pnia wyjrzały trzy zawstydzone czupryny. Ciężko się było im dziwić, gdy prawie po całej polance rozsmarowani byli ich towarzysze, którzy nie zdążyli skryć się w porę przed gniewem wielkoludów. Trzeba było przyznać, że świętej pamięci idioci mieli niezłą parę w łapach. Niziołki w końcu zeszły na dół, spoglądając pytająco na przybysza. Chwilę później słońce zaszło już ostatecznie za horyzontem, okrywając polanę całunem nocnego mroku.
David zbliżył się do nich, ale nie za blisko.
- Sprawa jest prosta. Jak widzicie po trupach tych osiłków nie jestem zainteresowany służbą w imieniu pewnego boga. Możecie odejść, pozostawiam wam także rzeczy poległych. Jedyne czego chcę, to tego, byście zniknęli w tych lasach i już się nie pojawili. I oddali mi po jednym swoim małym palcu, muszę mieć dowód waszej śmierci. Potem wskażę wam trójkę waszych pobratymców, oni wybrali słuszną drogę. Radzę się nie zastanawiać, nie mam czasu. Gdzieś tu pałętają się jeszcze tchórzliwi idioci.
David zgrzytnął zębami, wiedział bowiem, że ma prawie żadną szansę odnalezienia któregoś z nich, chyba, że zostawiał tyle śladów co rozjuszony tur.

+700 xp
 
Tadeus jest offline