Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2012, 14:20   #11
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Hastings Hall. Ile to już lat minęło od jego ostatniej wizyty w tym miejscu?
Ile wspomnień pozostało w tych murach?
Ileż znajomych twarzy widział na tym przyjęciu?
Więcej niż się podziewał i wywoływały więcej emocji niż powinny.
To jednak nie znajdowało odbicia, ani na jego obliczu, ani w tonie głosu.

Sir Ramsay należał do osób obdarzonych, czymś w rodzaju naturalnej charyzmy. Był mężczyzną władczym ze swej natury. Gdziekolwiek się znajdował czuł się jak u siebie w domu niejako anektując otoczenie na swoje tymczasowe dominium.
Takoż było i teraz.
Siedząc na krześle przy stoliku do brydża Ian był swobodny i zrelaksowany. Jakby był gospodarzem, a nie gościem.


Ubrany nieco staromodnie szkocki lord okazywał w ten sposób pogardę dla mody. Uznając w ten sposób, że jeśli otoczenie nie dopasowuje się do niego, to cóż... tym gorzej dla otoczenia.
Ciemne, lekko faliste, włosy tym razem były gładko uczesane, choć zazwyczaj Ian wolał lekki artystyczny nieład na głowie. Który rzeczywiście, lepiej się w jego przypadku prezentował podkreślając wrodzoną drapieżność charakteru szlachcica. Pocierając podbródek spoglądał na swych interlokutorów spokojnym, acz przenikliwym spojrzeniem swych oczu. Wydawał się być oazą stoickiego spokoju. Co tylko podkreślał nonszalancko oparty o jego krzesło parasol z ostrym szpicem. Ekstrawagancki nawyk szlachcica. Ian nigdzie nie ruszał się bez jakiegoś parasola, których miał ponoć całą kolekcję.
Pozornie spokojny i opanowany, niczym lew spoglądający ze wzgórze na swe terytorium, Ian milczał przez chwilę, by w końcu rozpocząć rozmowę zwracając się . -Jak się panu pracuje u lordostwa Hastings ? I jak się panu żyje w tak pięknej posiadłości ? Łatwo się przyzwyczaić do tego miejsca, prawda?
Nie doczekał się odpowiedzi, czy to z powodu dyplomatycznego milczenia Mullinsa, czy też onieśmielenia księgowego towarzystwem.

Nie miało to jednak znaczenia. Po chwili, bowiem krótką rozmowę rozpoczął profesor. I szybko zakończył.
Ot, dowód na to że przypadkowe spotkania nie zawsze owocują interesującymi znajomościami.
Ramsay wstał i przeprosił towarzystwo opuszczając je. Wzrokiem wodził po zebranych osobach, na dłużej zawieszając spojrzenie na Isobel. I tylko na niej.
Zadrżał odrobinę, przez chwilę walcząc z różnymi pragnieniami. Sprzecznymi ze sobą.
Ostatecznie krok podjął w innym kierunku, niosąc ze sobą kieliszek sherry. Stukając czubkiem parasola o parkiet ruszył w kierunku biblioteki.

Zobaczył ją , tym razem wyraźniej. Mimo cieni zapadającej nocy rozpoznał ten profil i te rysy twarzy. Niewiele się zmieniła. Ruszył więc w jej kierunku.

I przez bibliotekę słychać było stukot, głośny miarowy. Bowiem podpierając się parasolem niczym laską sir Ian przemierzał bibliotekę pewnym i władczym krokiem. Co prawda laska nie była mu potrzebna, bez problemu chodził i bez niej. Było to jednak jedno z wielu przyzwyczajeń.
W drugiej ręce trzymał kieliszek pełen sherry. Powoli zbliżał się do tarasu na którym stała kobieta w zielonej sukni.
-Piękna noc, nieprawdaż? Choć... ładniejsze bywają nad morzem.- rzekł niby to nie kierując słów do kogokolwiek. Ale oboje wiedzieli, że ta wypowiedź była skierowana do niej.
- Jeżeli chodzi o morze - jej głos był monotonny i zimny - Preferuję skandynawskie fiordy.
Elizabeth nie miała ochoty na czcze pogaduszki i wymuszone flirty. Zaciągnęła się mocno papierosem i myślami odpłynęła ku mroźnym, szarym topielom Morza Północnego.
-Nie przejmowałbym się tak sytuacją w środku. - rzekł w odpowiedzi Ramsay podchodząc bliżej niej i stając tuż obok. Powoli popijał sherry z kieliszka.- Raczej spojrzałbym na dobre strony tej sytuacji.
- Proszę, powiedz jakie są te tajemnicze dobre strony? -
zapytała czyniąc zamaszysty gest dłonią z żarzącym się papierosem - Nie krępuj się.
-Wolność. Zawsze byłem przeciw takim anachronizmom jak ustawiane przez krewnych małżeństwa.-
łyknął nieco wina Ian i spojrzał w gwiazdy.- No chyba, że w grę wchodzi prawdziwe uczucie. Wtedy... współczuję madame. A może po prostu, Elisabeth?
- Panie Ramsay -
syknęła panna Herbert, ustalając tym samym nieprzekraczalne granice. Przynajmniej nieprzekraczalne dla Iana Ramsaya - Czy pan czegoś ode mnie chce, czy ma pan zamiar dalej marnować mój czas tymi głodnymi, libertariańskimi kawałkami ?-


Ian spojrzał na twarz kobiety, lekko marszcząc brwi i skupiając na niej spojrzenie. Ta... miał rację. Ta twarz była mu znana. Pamiętał ją, acz ona najwyraźniej jego już nie. Uśmiechnął się lekko i stukając czubek parasola o kamień rzekł.- Prawdy. Jestem ciekaw co było przyczyną tak nagłej zmiany w planach małżeńskich Egona.
Hrabianka skrzywiła się nieprzystojnie. Gdyby była mężczyzną, splunęłaby nie zważając na konwenanse.
- O to niestety, musi pan go sam zapytać - burknęła i zmiażdżyła niedopałek, pozłacaną szpilką - A kiedy otrzyma już pan odpowiedź, proszę mi ją niezwłocznie przekazać.
-Zrobię tak madame i współczuję straty.
- odparł Ian spokojnym, acz zatroskanym tonem głosu. Postawa Elisabeth lekko go martwiła. Łyknął nieco sherry dodając.- Mimo to lepiej już wrócić do środka. Wieczory bywają chłodne i jest to niewątpliwie odczuwalne w tak odkrytym stroju.
Elizabeth prychnęła z niechęcią, odkręciła się na pięcie i energicznym krokiem wparowała na przepełnionego gośćmi salonu. W tłumie, Ian szybko stracił ją z oczu.

Elizabeth... nie rozpoznała go, nie pamiętała, nie kojarzyła.
Może to i dobrze, że tylko on ją rozpoznał i przypomniał sobie dawne zdarzenia?
To wielce ułatwiało Ianowi sprawę. Zresztą Elizabeth nie była jego jedynym zmartwieniem, a tylko najmniejszym z nich.
Zaś samo przyjęcie tylko pretekstem do przybycia do Hastings Hall.
Nawet cieszył się, że panna Reinolds ma przybyć dopiero jutro. Przemierzał więc chwilę przyjęcie obserwując gości, po czym raźnym krokiem ruszył w kierunku Dalii, która wydawała się być osamotniona.
Był ciekaw kobiety, która tak namieszała w Hastings Hall. I stała się obiektem namiętności Egona oraz nienawiści Elizabeth.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-03-2012 o 14:24.
abishai jest offline