Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2012, 16:00   #19
Mantis
 
Reputacja: 1 Mantis nie jest za bardzo znanyMantis nie jest za bardzo znany
Gotte był przygotowany na atak ze strony Wyjca. Czekał tylko na jego ruch, aby mógł się z nim rozprawić. Doczekał się, z tą różnica że nie ataku a ucieczki. Jego zaskoczenie nie trwało jednak długo szybko sięgnął swej zdobyczy końcem miecza. "Zostanie spora blizna" - pomyślał.
Myślał również że to załatwi sprawę i Wyjec upadnie błagając o życie. W końcu tak zawrzeszczał jakby miał zaraz umrzeć. Nic z tego, oprych biegł przed siebie jak szalony. Gotte stał zszokowany. Nie gonił żadnego z nich, wiedział że zaraz przeszyją ich strzały. Liczył tylko że zostaną trafieni w nogi. Żywi są więcej warci. Bełty ich jednak nie dopadły. Ba, nawet się nie pojawiły. Jedyne co zobaczył to nabój z procy małego. Gruby i jego banda już minęli krasnoluda. Gotte spojrzał na balkon. Oprócz Vooksa nikogo tam nie widział. Dopiero po chwili zobaczył że na dole Ivein wykrzykiwał o swoja kusze.
- Kurwa no nie! - Gotte krzyczał. - No po prostu kurwa no nie! - Był wściekły. Nie wierzył w to, jak można było opuścić swoją pozycje. Dobrą, kluczową pozycje. Na dodatek to była osoba która obmyśliła cały ten plan.
- Bogowie czy wy to widzicie ?! - krzyczał wściekły.
Za plecami słyszał jak Otto krzyczy aby biegł za nimi.
"Bez żartów" - pomyślał i usiadł przy stole pełnym jedzenia. Wiedział że było już po akcji. Przynajmniej zarąbali orka a jednego złapali. Wyciągną od niego informacje gdzie są pozostali.

Cały ten czas był głodny. Gdy wreszcie nadarzyła się okazja do zjedzenia on stracił apetyt. Wszystko przez spartolenie dobrego planu.
Dopiero gdy widział jak krasnolud je, Gotte na nowo zgłodniał.
Wraz z nimi opróżniał nakrycie stołu. Niestety bardziej by mu smakowało gdyby obok siedzieli związani bandyci.

Gdy Imrak, Magnar i Otte poszli do jadalni wyciągać informacje z Juliusa, Gotte dalej się zajadał. Rozmyślał dalej o tym co się wydarzyło. Zawsze analizował ruchy swoje, kompanów i przeciwnika po akcji. Tu było za dużo błędów. Nie wspominając już o balkonie, nie podobało mu się zagranie Otta. Nie dlatego że obchodziło go życie matki, ale nikt nie poddaje się z takiego powodu. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj osoba która jest szantażowana śmiercią drugiej osoby, a szczególnie własnej matki, walczy do ostatniej kropli krwi. Z początku może się poddać, ale gdy tylko nadarzy się okazja walczy, a w zasadzie mści się za groźby na szantażyście.

Gotte wkroczył do jadalni. Dowiedział się od kompanów na czym stoją. Julius proponował pieniądze zarzekając się że nie wie gdzie znajdują się jego przyjaciele.
"Wie, na pewno wie" - pomyślał Gotte. "Może nie wiedzieć dokładnego miejsca, ale na pewno może dać nam jakieś wskazówki."
Gotte wyciągnął by z niego informacje. Każdy ma granice, każdy w końcu pęka. Tylko trzeba tą granice przekroczyć. Zastanawiał się czy zrobić to po swojemu. Dźgnąć Juliusa sztyletem w brzuch, żeby ten wiedział ze nie żartuje. Nie chciał jednak narażać się Magnarowi. Mógł uznać to za nie honorowe. Płacz matki by w tym nie pomógł. Otte, Ivein też nie byli by zachwyceni. Poza tym Julius proponuje pieniądze.
Gotte wiedział ze oprych jak tylko nadarzy się okazja wróci do swoich kompanów a Otto'owi nigdy nie wybaczy. To mami synek. Kocha ją, jak każdy porządny facet kocha swoją rodzicielkę. Otto znalazł by się w niebezpieczeństwie, tylko Gotte'go ... to nie obchodziło. Obchodziły go natomiast plotki. Wiedział jak szybko plotki się roznoszą. A Julus na pewno, na każdym kroku chwalił by się że po raz kolejny przekupił najemników. Tym razem, zdawało by się, nie ugiętych. Reputacja ich grupy mogła ucierpieć, co Gotte miał w dupie, gdyby nie pieniądze. Nikt nie wynajmie kogoś kto bierze w łapę za byle grosz.

Wysłuchał opini krasnoludów i włączył się do rozmowy.
- Widzę tu cztery rozwiązania - zaczął powoli - Pierwsze, robimy to co było zaplanowane. Oddajemy go Todrbringerowi. Drugie, puszczamy go wolno, ale obcinamy mu język żeby nie paplał zbędnych rzeczy. - Gotte zlekceważył przerażenie matki Juliusa - Kolejne... - wolał tego nie mówić przy matce. Wiedział że zrobi aferę i stanie się kolejnym kłopotem - zabijemy go, a pieniądze weźmiemy. Za jego głowę również zgarniemy co nieco. - Gotte wiedział ze trzecia propozycja nie przejdzie. Matka będzie za dużym kłopotem. Zacznie rozpowiadać, chodzić do stróżów prawa i skarżyć się jak potraktowano jego syna, mimo ze ten się poddał. Poza tym przypuszczał że jego kompani na to nie przystaną. -Wiem co o tym sadzicie ale zawsze jest to jakieś rozwiązanie. - Gotte milczał przez chwile, po czym kontynuował. - W zasadzie to możemy zabrać mu pieniądze i oddać go Todrbringerowi.
"To może przejść" - pomyślał.
- Ostatnia moja propozycja to taka aby wyśpiewał nam gdzie są jego przyjaciele. Zostawcie mnie z nim samego a wyciągnę z niego wszystko.
Gotte wyciągnął sztylet za pleców i wbił w pobliski stół.
- Przyznam że uganianie się za nimi najmniej mi odpowiada. Zwłaszcza że będą się nas spodziewać. Wiedzą ze damy rade wyciągnąć z Juliusa informacje. - Gotte spojrzał wszystkim w oczy. Juliusowi i jego matce również. - To jak będzie? Co wybieracie?

***

Gotte stuknął się z Ottem kuflem piwa. Nie chciał już myśleć o całej tej sprawie z ucieczką. Wolał się upić, niż tym razem dyskutować o metodzie ich działania. Znał ich na tyle, że wiedział iż każdy z nich zdaje sobie sprawę jakie błędy popełnił. Gotte nie miał zamiaru im tego wytykać. Poza tym, zawsze mógł odejść i myślał o tym sporo.
W głębi duszy szukał jednak powodu aby z nimi zostać. Nie przyznał się do tego sam przed sobą, tylko nalał kolejny kufel piwa sobie i Ottemu.

Gdy zobaczył starego starego kompana ich grupy, Gotte zastanawiał się czy to nie znak. Nie wierzył w przepowiednie, przeznaczenie i inne gówna ale to był dziwny zbieg okoliczności. Zaproponował im robotę. Na dodatek na weselu, gdzie mogli się objeść opić i zabawić. Miał dobry powód żeby zostać.
"Ochrona? Przed czym? Przed pijanymi gośćmi, banitami czy goblinami. Bez żartów. To codzienność." - myślał szybko Gotte.
"Każdy podróżujący musi być na to przygotowany, zwyczajne życie. A tu... nam za te zwyczajne życie zapłacą, nakarmią i poleją!" - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Zgoda - oznajmił Edgarowi. - Nie ma się co zastanawiać. Myślę że każdy tutaj się zgodzi. - popatrzył po kompanach po czym jego wzrok wrócił na Edgara. - Z chęcią poznam Twoją rodzinę.
Gotte poczuł jakby ukucie w sercu... w brzuchu. Przypomniał sobie swoja wioskę. "Jakie tam odbywały się wesela." Przypomniał sobie rodziców, rodzinę, Alice... Nie lubił tego uczucia. Szybko odegnał je od siebie.
Nalał kufel piwa i podał (jak sadził) swemu nowemu pracodawcy.
- Twoje zdrowie i Twego syna!
 

Ostatnio edytowane przez Mantis : 23-03-2012 o 16:02.
Mantis jest offline