Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2012, 00:42   #39
Eillif
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Zielarka uniosła głowę, gdy Rafael zaczął wygłaszać jakąś przemowę do wszystkich towarzyszy. Jego po prostu nie dało się nie słuchać! Ten zielonooki chłopak po prostu czarował. Hipnotyzował swoim pewnym głosem i spojrzeniem. Trzeba przyznać, że Eillif uwielbiała go słuchać. Mówił z sensem, na temat i baaardzo przekonywująco. Ale teraz musiała skupić się na czymś zupełnie innym, możliwe, że o wiele ważniejszym. Zamknęła więc oczy, aby ułatwić sobie zadanie i myślała tylko o jednym. Ale zupełnie nie mogła się skupić! I wcale nie chodziło o przemowę Rafaela. To Etrom dawał upust swoim emocjom, krzycząc na łowcę. Zielarka powoli zaczynała mieć dość chłopaka w chuście. Przez chwilę nawet przemknęło jej przez myśl, aby uciszyć zdenerwowanego towarzysza, ale uznała, że ludzie często bywają nieprzewidywalni i … czasami nieodpowiedzialni. Bała się odezwać, to fakt. Ale było to także niezgodne z jej początkowym planem.
~ Nie mieszać się w sprawy innych, machać głową i uśmiechać się kiedy trzeba i ogólnie nie sprawiać kłopotów. ~ Upomniała się w myślach Eillif.
~ Niech krzyczy i wrzeszczy ile mu się podoba. Jeśli Rafaelowi to nie przeszkadza, to ja tym bardziej nie powinnam się odzywać. Dam radę. Skupię się tylko na jednej rzeczy. Na ranach Solmyra.
I ponownie zamknęła oczy, a kiedy uznała, że jest już wystarczająco skoncentrowana na tym co miała za chwilę zrobić, w myślach, w kółko powtarzała treść zaklęcia. Delikatnie przyłożyła ręce do krwawiącej rany. Dopiero po chwili otworzyła oczy. Odetchnęła z ulgą. Trzeba przyznać, że zielarka nie była do końca pewna swoich umiejętności. I nie chodziło tu wcale o skromność, lecz raczej o to, że nie wykorzystywała swoich zdolności zbyt często. Nie miła okazji, oraz potrzeby. Rzadko kiedy przebywała z ludźmi. Nie interesowały jej ich sprawy. Ale teraz była z siebie dumna. Udało się! Teraz powinno być już tylko lepiej.
Eillif podniosła się, otrzepała kolana i odpowiedziała na pytanie Rafaela:
- Wydaje mi się, że to powinno pomóc. Na razie tylko to mogę zrobić.
W sumie to nie była nawet pewna czy chłopak to usłyszał, bo kiedy odwróciła się w jego stronę, on już szybko podążał w stronę chaty. Nie byłoby w tym nic złego, ale...
~ Przecież tam jest Etrom! Czy oni wszyscy poszaleli? Czy nie rozumieją, że... Oh, z tego na pewno nie wyniknie nic dobrego.
Dziewczyna zupełnie nie widziała co robić. Nie chciała, aby ktokolwiek z kimkolwiek z tej grupy się kłócił. W taki sposób nie osiągną nic, nie mówiąc już o samym dojściu do celu.
~ Cel... No właśnie... Jeszcze nawet nie zastanawiałam się, jak to wszystko będzie wyglądało... To takie niepodobne do mnie... Powinnam już wszystko wiedzieć, mieć plan. Ale nie teraz, nie w taki stanie. Muszę.... odpocząć.
Zielarka ruszyła w stronę sadu szybkim, nerwowym, charakterystycznym dla niej krokiem, bez żadnego komunikatu do jej towarzyszy. Nawet na nich nie spojrzała.
Teraz myślała o czymś zupełnie innym.

***

~Może i jestem przewrażliwiona, ale wolę nie wiedzieć co dzieje się tam, w środku.
Tego najbardziej obawiała się w tej chwili Eillif. Zupełnie zapomniała o uśmiechającym się wilku, szeptach i dziwnych błyskach w lesie. Nie myślała o Solmyrze, ani o żadnym z towarzyszy. Chciała odpocząć, rozluźnić się. Przypomniało jej się, że dawniej, spędzając czas w lesie, często medytowała. Pomagało jej to uspokoić się i zebrać myśli. Ale nie teraz. Nie mogła. Przecież Solmyr jest ranny, Rafael i Etrom... Silvanus wie co oni teraz robią! Powinniśmy się wszyscy razem zastanowić co robimy dalej, gdzie będziemy spać.
~ Myślałam, że to wszystko będzie łatwiejsze. Ktoś będzie podejmował decyzje za mnie, ja będę mogła się tylko przystosować. W takim razie mój plan jest... hmm... Nie mogę znaleźć nawet właściwego słowa! Nie mogę się na niczym skupić! O mały włos, a zrobiłabym rannemu jeszcze większa krzywdę! Solmyr... Teraz muszę zająć się tylko jedną rzeczą najważniejszą. Poszkodowanym towarzyszem.

***

Kiedy wróciła do chłopaków, Solmyr odzyskał już przytomność. Podziękował zielarce za pomoc, ale te słowa, a tak właściwie to jedno było przepełnione szczerością i wdzięcznością, a zarazem... hmm... smutkiem(?).
- Jak się czujesz? Może lepiej na razie, przynajmniej przez chwilę nie wstawaj i nie ruszaj się. - Powiedziała niepewnie Eillif. Czuła się głupio i nieswojo dając rady mężczyźnie o wiele bardziej doświadczonemu niż ona.
- Aaaa i mam coś jeszcze. - dodała wyciągając ze zniszczonego i dość specyficznie pachnącego plecaka korzeń. - To żeń-szeń. Powinien pomóc. Tak mi się przynajmniej wydaje. Szybko dostarcza energii i pozwoli pozbyć ci się się uczucia znużenia. Wystarczy, że będziesz go żuł. A jeżeli poczujesz się gorzej, to pamiętaj, że powinnam znaleźć jakieś odpowiednie zioła. Tylko powiedz. Nie krępuj się, w plecaku mam cały zapas różnego rodzaju... - Przerwała bo koło niej wylądował Thorbrand. Zielarka uśmiechnęła się głupkowato. Mimo, iż nie widziała go już długo i bardzo jej go brakowało, nie odezwała się do przyjaciela ani słowem.
~ Nie przy wszystkich. Nie Jestem przecież wariatką.
 

Ostatnio edytowane przez Eillif : 24-03-2012 o 00:45.
Eillif jest offline