Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2012, 10:27   #14
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Ostermak, Lazaret

Mierzwa z trudem powstał z łóżka. Nie dlatego, że doskwierały Kislevicie świeże rany. Co to, to nie. Od pewnego zaczął sobie z nimi radzić. Nawet złamane podczas jednego z licznych upadków żebro przestało mocno doskwierać. Zawsze gdy był poharatany wzmagał się jego apetyt i przez pewien czas ku rozbawieniu towarzyszy nie odstępował wojskowej garkuchni na krok. Dla niego nie było w tym nic śmiesznego, musiał się porządnie zregenerować. Gdy nie spał, to żarł i pił na potęgę.

Teraz jednak chciało mu się baby.

Najzwyczajniej w świecie. Preparat leczniczy podany przez świętej pamięci Klarę domagał się ujścia. Krzątające się po wspólnej sali kobiety nie ułatwiały bynajmniej przydługiego przymusowego celibatu. Szczególnie ta żołnierka Elise o bujnych kształtach jak Wielki Niedźwiedź onegdaj przykazał. Taką by dmuchnął.

Kozak kombinował jak napalony koń pod górę i mimo ewidentnych trudności dopiął swego, choć to nie smakowita żołnierka stała się obiektem jego afektów. Podpytując wśród braci żołnierskiej, niektórych znał z widzenia, dowiedział się, która to z sanitariuszek jest łatwą, lekką i przyjemną. Jak to określił kapral Otto" Nie chytruska, to Ci Panie Mierzwa. Uderzaj w konkury". Dmuch uderzył do zachwalanej białogłowy i to dwa razy. Kosztowało go to parę komplemencików, gorzałki i przednich trzewików, które znalazł, w którejś ze spalonych kamienic. Ale było warto. Kiedyś jakiś na wpół ociemniały kapłan Ursuna na kazaniu w Erengardzie prawił retorycznie z ambony: "Czyż i niedźwiedź nie bierze niedźwiedzicy?".
To i bogobojny Mierzwa wziął, choć dzierlatka niedźwiedzicy na szczęście nie przypominała.

Gdy szczęśliwie skończył amory, czas było rozejrzeć się po zgliszczach Ostermak. Ku zdumieniu Dmucha, miasteczko dzięki wydatnej pomocy ludzi i nieludzi von Antary powstawało ze zgliszcz, na nowo budziło się do życia. Tu i ówdzie słyszał stukot młotów i siekier. Ktoś zaklął, ktoś się roześmiał, zapłakało dziecko. Naprawdę jednak kozakowi ulżyło, gdy usłyszał od jednego z żołnierzy Starego Sępa, że łowca czarownic zniknął z Ostermak. To doprawdy nieźle wróżyło miasteczku na przyszłość.

Czas było pomyśleć od sobie.

Od jednego wiarusa wystarał się o zgrabny komplecik trzech noży do rzucania. Podczas starć z Bestią odkrył konieczność przyswojenia tejże jakże trudnej umiejętności. Łuk nie zdawał się na nic, gdy brakowało dystansu. Nóż zapewniał jednak tę odrobinę komfortu oddalenia od przeciwnika. No i zawsze łatwiej było nawiać.

Toteż Kislevita postanowił samemu zgłębić arkana tej wojennej sztuki. Wybrał się na niedaleki spacer po mury. Tam gdzie jeszcze niedawno tłoczyli się uchodźcy. Ustawił solidny pniak na podwyższeniu i spróbował rzutu. Raz, jeden, drug, trzeci, dziesiąty, setny. Z niewielkim rezultatem. Dmuch był jednak uparty i próbował dalej.

Drugiego dnia podczas jednej z wielu prób powitał go rechot Gislana.

- Rękę sobie połamiesz - rzucił wesoło krasnolud.

- Się mądrzysz jakbyś potrafił - odciął się zeźlony syn Praag.

- Ba, miotałem nożami, gdy Ciebie na świecie nie było Dmuch! - parsknął Gislan.

- To się nie patrz, tylko pomóż.


- A gorzałki? Tej co tam ją w antałku pod spalonym pniem przechowujesz dasz się napić? - zapytał krasnolud.

- Jak mus, to mus - pokiwał głową zrezygnowany Mierzwa i nalał solidnie kompanowi. Sam tę uszczknął kapkę.

Zrazu zrobiło się weselej, jakby cieplej mimo szybko nadchodzącego zmierzchu.

- No, więc słuchaj człeku - klarował fachowo krasnolud po małej przerwie technicznej. - To się robi tak. Nie miotasz jak baba, źle trzymasz... O, tak!

Nóż rzucony wprawną ręką trafił dokładnie celu.

Mierzwa zagwizdał z podziwu.

- Dobra, poleję Ci jeszcze raz i gadaj od początku. Tylko nic kurwa nie zmyślaj, brachu. Kiedyś to Ci może uratować życie - wyszczerzył kły do krasnoluda.

Nauczyciel kiwnął głową i począł prawić od początku. Przynajmniej wieczory i poranki szybciej będą mijały.

- Wiesz co Gislan? - zagadnął po jakimś czasie brodatego nauczyciela.

- Hmmm? - odpał mu filozoficznie krasnolud.

- Na polowanie bym się wybrał. Opił nasze zwycięstwo. Co ty na to?


- Pogadajmy z leśniczymi...
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 24-03-2012 o 11:11.
kymil jest offline