Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2012, 10:46   #11
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Coś działo się w Ostermark, tego była pewna. Obiło jej się o uszy że po okolicy grasuje jakiś straszliwy potwór i morduje bezbronnych mieszkańców. Nie wiedziała na ile jest to prawdziwa informacja, na ile wytwór czyjejś wybujałej wyobraźni. W tej chwili dociekania nie miały już żadnego znaczenia, właśnie wyruszała by przekonać się na własne oczy. Elise młoda kobieta o jasnych błękitnych oczach ubrana w mundur w barwach Magnusa von Antary odgarnęła zasłaniający pole widzenia kosmyk jasnych blond włosów , założyła plecak, poprawiła miecz i ruszyła na spotkanie tajemnicy.
***
Byli już blisko miasta, w którym mieli dołączyć do wyprzedzających ich jeźdźców, powoli zapadał wieczór. Wtedy natknęli się na pierwsze ciało. Zwalisty barbarzyńca z czaszką roztrzaskaną przez kulę. Niezbyt przyjemny widok. Podniosła jego topór i wrzuciła na wóz z bronią przeznaczoną dla mieszkańców. Szybko trafili na kolejne ciała, niektóre były podobne do pierwszego, niektóre ubrane w żółto-brązowe liberie należały zapewne do żołnierzy jakiegoś szlachcica, niestety było też mnóstwo innych. I to właśnie one były najgorsze, wychudzone, odziane w łachmany, ze straszliwymi ranami, kobiety, starcy, dzieci a to wszystko na pogorzelisku. „Czyżbyśmy przybyli zbyt późno?” – pytała samą siebie wstrząśnięta, starając się nie patrzeć na pobojowisko i nie tracić nadziei. Na szczęście pogłębiająca się ciemność pomagała skryć przed jej wzrokiem drastyczne szczegóły. Wtem z przodu zrobił się straszny harmider, w pierwszej chwili myślała że zostali zaatakowani, ale to nie było to.

Przepchnęła się bliżej by zobaczyć powód zamieszania i zamarła, koło rozwalonych bram widoczne w chwiejnym świetle pochodni leżało to… to.. to COŚ.
***
To co działo się potem zlało się w jeden ciąg niewyraźnych zdarzeń. Było tyle do zrobienia i tak mało rąk do pracy. Okazało się że część mieszkańców jakimś cudem przetrwała, ale byli w strasznym stanie. Wraz z innymi całą noc przeszukiwała pole bitwy w poszukiwaniu rannych, znosząc ich do zaimprowizowanego punktu medycznego i starając się jak tylko mogła zaopatrzyć rany by mogli doczekać bardziej fachowej pomocy. Potem pomagała przygotowywać mikstury leczące a kiedy sytuacja została jako tako opanowana została odesłana do kopania zbiorowych mogił. Nie miała pojęcia jak długo to trwało, nie pamiętała gdzie spała ni co jadła. Wreszcie kiedy przestała wierzyć że uda im się tego dokonać wszystkie ciała zostały pogrzebane. Musiała odpocząć, nie dała się zagonić brodaczom do odgruzowywania ani budowy umocnień, zaszyła się w „szpitalu” mając po raz pierwszy okazję przyjrzeć się dokładniej osławionym zabójcom Bestii z Ostermark bez których odwagi i umiejętności to miasto przestałoby istnieć. Już sam fakt że zdołali przeżyć robił wrażenie. Przynosiła im jedzenie, opróżniała nocniki i miednice, poprawiała poduszki i ogółem starała się robić wszystko co mogła a do czego nie była wymagana fachowa wiedza medyczna. Kolejne dni mijały i początkowe napięcie opadało, wiedziała już że miasto przetrwa a jego bohaterowie wrócą do zdrowia. Chociaż na ich początkowo nieskazitelnym w jej oczach wizerunku zaczęły pojawiać się rysy. Ocalali uchodźcy nie mieli o nich najlepszego zdania… Wkrótce dowie się więcej, ma na to cały tydzień a i potem zdaje się że nie rozstaną się od razu. Na razie postara się być pomocna, poplotkuje z tym i z owym, może i samych „Bestiobójców” uda się nakłonić by opowiedzieli coś więcej o swoich heroicznych czynach.
 
Agape jest offline  
Stary 23-03-2012, 12:32   #12
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Heinz spojrzał beznamiętnie na obie kobiety. Reszta facetów, zwłaszcza jurny kislevita, na pewno ucieszyło się, widząc dwie ładne buźki. Nie zmieniało to jednak faktu, że ostatnia ładna kobieta jaką Heinz poznał, zginęła w podgrodziu.

Leo nigdy nie był kobieciarzem. Był możliwie daleko od nazwy "kobieciarz". Wrodzony brak charyzmy, mrukliwość oraz przekonanie że las to miejsce stokroć lepsze od dowolnego miasta, sprawiły że bliższe kontakty miał tylko z nielicznymi kobietami które również spędziły większość życia w borach Reiklandu.

Mimo to łowczy zdobył się na delikatne skinięcie głową w stronę dwójki i zawieszenie oka na żołnierce o złotych włosach.

-Gdzie tu można dostać strzały?- zapytał spokojnie, a niuansem jego wypowiedzi było słowo "dostać". Tak, Heinz zamierzał skorzystać z faktu że byli Bestiobójcami. Strzały co prawda nie były drogie, ale 65 koron które dostali nie były fortuną więc nie zamierzał ich wydawać zbyt pochopnie.-I może jakiś lekki pancerz. Mój szlag trafił, gdy Bestia mnie pocięła...

Może gdyby Leo był lepszym aktorem, słowo "Bestia" wywarło by większe wrażenie. Teraz zostało mu jednak liczyć tylko na to, że ze zwyczajego współczucia dadzą mu jakiś skórzany napierśnik i rękawy.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 23-03-2012, 19:56   #13
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
W leżeniu w szpitalu Albert odkrywał nowe założenia filozofii. Doszedł do wniosku, że cele człowieka są zmienne. Celem podstawowym było wstać. Właściwie przekonać medyka, żeby mu pozwolił.
-Nogi przecież mam całe! - Argumentował gdy leżał, jednak szybko postanowił przełamać ten stan załatwił sobie solidny drąg i tak wyposażony wstał i wyszedł. Jak przypuszczał kij zbytnio nie był mu potrzebny właściwe wcale, poza chwilami gdy łapał go napad bólu i nie było ściany by się o nią oprzeć. Choć i tak wycieczki z początku dalekie nie były i ograniczały się głównie do dotarcia do ławki pod lazaretem. Ławką był rzucony w kąt kawałek drewna, chyba fortepianu tak czy inaczej świeże powietrze i obserwowanie prac było o wiele ciekawsze niż siedzenie w środku umieralni.


Największym rozczarowaniem było, że nie zabrali go na zamek by uczestniczył w badaniu.”Z względu na stan zdrowia.” Skandal! Na koni dałby radę się utrzymać!


Chociaż później odwiedził go magister Stein. Rozmowa była dość długa i miała się skończyć gdy nie wytrzymał.
-Mistrzu, jest jedna kwestia która mnie wciąż nurtuje. Rozumiem, że nie chcesz powiedzieć co odkryliście w zamku i szanuje twoją wiedzę i doświadczenia ale... To chyba naprawdę działało co wymyślił. Przyznał się nam, że zaprzedał duszę i uczynił niewyobrażalne by dojść do sposobu by bez użycia czarnoksięstwa leczyć mutacje. Pierwszy sposób polegał na ofierze z ludzi, podsłuchaliśmy jak mutanci o tym rozmawiali. Prowadzili ludzi do niego by ich wyleczył a jeden pokazywał wyleczoną ręką. Jest jeszcze jedna kwestia o której nie napisałem bo bałem się by ktoś tego nie przeczytał. W pierwszym spotkaniu w wyniku mojego błędu przy użyciu zaklęcia na pewną chwilę mój umysł połączył się z umysłem bestii, człowieka, który się w nią zamienił nie tej, którą zabiliśmy w bramie. Później doktor o nim mówił i choć nie pamiętam nic poza mętnymi obrazami wypartymi przez mój umysł w celu ratowania poczytalności to czuje, że nie kłamał. Dlatego proszę o jak najdokładniejsze zapoznanie się z jego notatkami w oderwaniu od tego co mistrz widział.
-Mówię to też bo czuje się w pewien sposób zobowiązany wobec tych mutantów co z nami walczyli. Oni byli trochę podobni do nas. Walczyli z chaosem na dwa fronty jak my, mający talent magiczny. Z własnym ciałem, jak wielu magów z pokusą mrocznych sztuk, jak i wrogiem fizycznym i to mimo tego, że zostali zdradzeni przez swojego dowódcę i porzuceni prze ludzi z miasta, do którego wrócili i mimo wszystko uratowali.
-Jest jeszcze kwestia bardziej przyziemna. Ktoś nas zdradził. Od dawna staram się podróżować pod tożsamością mojego zmarłego kompana. Jednak gdy pierwszy raz spotkaliśmy doktora to wiedział czym się zajmuje i jak się nazywam.
Wyrzucając to z siebie właściwie zakończył rozmowę i dostał amulet. Nie zapytał o niego. Gdyby Stein chciał powiedziałby mu, widać miał sam odkryć do czego może go użyć.
Następnie pokuśtykał do miejsca gdzie przebywał Magnus von Antara i nalegał o spotkanie w cztery oczy. Gdy swoje odczekał i w końcu na chwilę mógł wejść powiedział o możliwości zdrady i uprzejmie spytał się kto wiedział o nich tak wiele, że mógł tak szczegółowych informacji udzielić. Równie uprzejmie podziękował i skierował się do towarzyszy, zaczekał aż będzie w pomieszczeniu tylko stara grupa.
- Wtedy na drodze gdy zmarł Gustaw. Ktoś nas zdradził, sprzedał informację Grassowi. On sam nie żyje więc nam nie powie ale wśród ludzi Antary może wciąż być szpieg. Powinniśmy go znaleźć. Wypytałem kto mógł wiedzieć o nas dość. Także chciałbym rozeznać się w ludziach będących tutaj. Nie powiem, wymaga to picia po knajpach. Jednej w mieście i jakiejkolwiek prowizorycznej budzie zbitej na szybko dla wojaków. Ktoś chętny szukać i się napić wieczorem? Ja do tego czasu mam intelektualną zagwozdkę.


Wolny do tego czasu czas postanowił poświęcić na badanie medalionu. „Pomoże rozeznać się w sytuacji”. Tak jak będzie szukać coś takiego może być cholernie przydatne gdyby wiedział jak tego użyć.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 24-03-2012, 10:27   #14
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Ostermak, Lazaret

Mierzwa z trudem powstał z łóżka. Nie dlatego, że doskwierały Kislevicie świeże rany. Co to, to nie. Od pewnego zaczął sobie z nimi radzić. Nawet złamane podczas jednego z licznych upadków żebro przestało mocno doskwierać. Zawsze gdy był poharatany wzmagał się jego apetyt i przez pewien czas ku rozbawieniu towarzyszy nie odstępował wojskowej garkuchni na krok. Dla niego nie było w tym nic śmiesznego, musiał się porządnie zregenerować. Gdy nie spał, to żarł i pił na potęgę.

Teraz jednak chciało mu się baby.

Najzwyczajniej w świecie. Preparat leczniczy podany przez świętej pamięci Klarę domagał się ujścia. Krzątające się po wspólnej sali kobiety nie ułatwiały bynajmniej przydługiego przymusowego celibatu. Szczególnie ta żołnierka Elise o bujnych kształtach jak Wielki Niedźwiedź onegdaj przykazał. Taką by dmuchnął.

Kozak kombinował jak napalony koń pod górę i mimo ewidentnych trudności dopiął swego, choć to nie smakowita żołnierka stała się obiektem jego afektów. Podpytując wśród braci żołnierskiej, niektórych znał z widzenia, dowiedział się, która to z sanitariuszek jest łatwą, lekką i przyjemną. Jak to określił kapral Otto" Nie chytruska, to Ci Panie Mierzwa. Uderzaj w konkury". Dmuch uderzył do zachwalanej białogłowy i to dwa razy. Kosztowało go to parę komplemencików, gorzałki i przednich trzewików, które znalazł, w którejś ze spalonych kamienic. Ale było warto. Kiedyś jakiś na wpół ociemniały kapłan Ursuna na kazaniu w Erengardzie prawił retorycznie z ambony: "Czyż i niedźwiedź nie bierze niedźwiedzicy?".
To i bogobojny Mierzwa wziął, choć dzierlatka niedźwiedzicy na szczęście nie przypominała.

Gdy szczęśliwie skończył amory, czas było rozejrzeć się po zgliszczach Ostermak. Ku zdumieniu Dmucha, miasteczko dzięki wydatnej pomocy ludzi i nieludzi von Antary powstawało ze zgliszcz, na nowo budziło się do życia. Tu i ówdzie słyszał stukot młotów i siekier. Ktoś zaklął, ktoś się roześmiał, zapłakało dziecko. Naprawdę jednak kozakowi ulżyło, gdy usłyszał od jednego z żołnierzy Starego Sępa, że łowca czarownic zniknął z Ostermak. To doprawdy nieźle wróżyło miasteczku na przyszłość.

Czas było pomyśleć od sobie.

Od jednego wiarusa wystarał się o zgrabny komplecik trzech noży do rzucania. Podczas starć z Bestią odkrył konieczność przyswojenia tejże jakże trudnej umiejętności. Łuk nie zdawał się na nic, gdy brakowało dystansu. Nóż zapewniał jednak tę odrobinę komfortu oddalenia od przeciwnika. No i zawsze łatwiej było nawiać.

Toteż Kislevita postanowił samemu zgłębić arkana tej wojennej sztuki. Wybrał się na niedaleki spacer po mury. Tam gdzie jeszcze niedawno tłoczyli się uchodźcy. Ustawił solidny pniak na podwyższeniu i spróbował rzutu. Raz, jeden, drug, trzeci, dziesiąty, setny. Z niewielkim rezultatem. Dmuch był jednak uparty i próbował dalej.

Drugiego dnia podczas jednej z wielu prób powitał go rechot Gislana.

- Rękę sobie połamiesz - rzucił wesoło krasnolud.

- Się mądrzysz jakbyś potrafił - odciął się zeźlony syn Praag.

- Ba, miotałem nożami, gdy Ciebie na świecie nie było Dmuch! - parsknął Gislan.

- To się nie patrz, tylko pomóż.


- A gorzałki? Tej co tam ją w antałku pod spalonym pniem przechowujesz dasz się napić? - zapytał krasnolud.

- Jak mus, to mus - pokiwał głową zrezygnowany Mierzwa i nalał solidnie kompanowi. Sam tę uszczknął kapkę.

Zrazu zrobiło się weselej, jakby cieplej mimo szybko nadchodzącego zmierzchu.

- No, więc słuchaj człeku - klarował fachowo krasnolud po małej przerwie technicznej. - To się robi tak. Nie miotasz jak baba, źle trzymasz... O, tak!

Nóż rzucony wprawną ręką trafił dokładnie celu.

Mierzwa zagwizdał z podziwu.

- Dobra, poleję Ci jeszcze raz i gadaj od początku. Tylko nic kurwa nie zmyślaj, brachu. Kiedyś to Ci może uratować życie - wyszczerzył kły do krasnoluda.

Nauczyciel kiwnął głową i począł prawić od początku. Przynajmniej wieczory i poranki szybciej będą mijały.

- Wiesz co Gislan? - zagadnął po jakimś czasie brodatego nauczyciela.

- Hmmm? - odpał mu filozoficznie krasnolud.

- Na polowanie bym się wybrał. Opił nasze zwycięstwo. Co ty na to?


- Pogadajmy z leśniczymi...
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 24-03-2012 o 11:11.
kymil jest offline  
Stary 24-03-2012, 18:18   #15
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Zauważyła że jeden z pogromców Bestii niejaki Leo Heinz -nie brała pod uwagę Kslevity - przygląda jej się jakoś baczniej. Zdziwiła się nieco słysząc skierowane najwyraźniej do niej słowa. Czyżby to było możliwe aby bohaterom brakło czegokolwiek? Czyż to nie im miasto zawdzięczało przetrwanie? Jakże to można było zostawić ich bez rzeczy tak podstawowych (dla bohaterów) jak strzały czy pancerz jeśli nadal mieli służyć szlachetnemu panu von Antarze? To było wręcz nie do pomyślenia.

- Jestem zwykłym żołnierzem i wpływ mój na przydziały zaopatrzenia bardzo niewielki lub żaden zgoła, lecz się nie godzi bohatera w potrzebie nie wspomóc, to też zapotrzebowanie to odpowiedniej osobie przekażę i pewnam że co potrzebne uzyskać zdołam.- odpowiedziała z przekonaniem i gdy tylko skończyła co miała do zrobienia w szpitalu, poszła tak jak obiecała do kwatermistrza odpowiedzialnego za broń i inny wojenny ekwipunek przywieziony do miasta jak i zebrany od poległych coby sprawę mu wyłuszczyć.

Po drodze rozmyślając o tym że mikstur leczniczych deficyt w szpitalu i wypadałoby nawarzyć, a tu jak na złość składniki się skończyły. „Trzeba będzie się wybrać do lasu jak tylko wolną chwilę znajdę.”- westchnęła wiedząc że o takową łatwo nie będzie. Na dodatek humor jej zepsuła perspektywa dźwigania za tydzień na własnych plecach swych aptekarskich narzędzi do zamku szlachcica. Do tej pory nie musiała się tym przejmować gdyż w drodze do miasta udało jej się wrzucić plecak z dobytkiem na wóz. „Ciężkie pieroństwo! W krzaki bym to ciepła najchętniej.”- sarkała wiedząc że tak postąpić nie może, bo choć ciężkie, narzędzia były niezwykle cenną pomocą. Póki co jednak przejmować się nie było sensu więc szybko odgoniła przykrą myśl zastanawiając się tym razem co by się stało gdyby cyrulikom "wyparowało" nieco spirytusu.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 24-03-2012 o 18:24.
Agape jest offline  
Stary 24-03-2012, 19:56   #16
 
Cell's Avatar
 
Reputacja: 1 Cell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znany
Taliana otrzepała ręce z okruszków suchara i beztrosko otarła otłuszczone palce o prostą, lnianą kamizelkę. Przeżuwając w pośpiechu resztki pieczonego kurczaka, pchnęła ciężkie drzwi, które dzieliły mały, zabiegany światek tymczasowego szpitala od pobojowiska, które niedawno było tętniącym życiem miastem. Ci, którym dane było przeżyć, zbierali siły, aby małymi kroczkami podnieść je z prochów i odbudować swój dobytek życia. Przed nimi jednak długa droga. Budynek, do którego weszła stał się nie tylko szpitalem, ale tymczasowym centrum życia, źródłem plotek, miejscem spotkań kuśtykających niedobitków.

Jak dla niej, było to miejsce ciężkiej, aczkolwiek wymarzonej pracy.

Elfka zatrzymała się wpół kroku, czekając, aż oczy przyzwyczają się do półmroku. Spędziła tu ostatnie kilka dni, a jedyne cenne momenty, gdy udało jej się wyrwać ze szponów ciężkiej atmosfery, która tu panowała, to szybko przemijające kwadranse, gdy porywała swoją porcję chleba i kurczaka. Reszta dnia mijała na zszywaniu, amputowaniu, zmienianiu okładów, warzeniu eliksirów...
Taliana z podziwem zerkała sponad swojej pracy na nieliczne wysokie, dumne postaci medyków, którzy szybko uwijali się między rannymi. Wydawali się... czyści, pomimo rąk nurzających się we krwi i odchodach, wręcz promieniści, a ich ciemne obwódki między oczami jedynie nadawały im gracji. Wyodrębniali się z szarej, wybrudzonej masy niedouczonych cyrulików, którym tylko rzucali prędko jakieś polecenie.

Jednak teraz... Teraz to wszystko ma szansę się zmienić. Ma szansę podnieść wysoko głowę i stać się jedną z nich. Wystarczy nie zginąć po drodze, to proste. Banał. Drobiazg. Niech to szlag...

Do szpitala trafiła tuż po zakończonej walce, która dotknęła całe miasto. Wołano każdego, który tylko wiedział, jak utrzymać w jednej kupie kawał rozpadającego się cielska. A co jak co, ale ona w swoim fachu była dobra. Wiele lat praktyk dało jej możliwość dokładnego przestudiowania ciała, mimo że nie trzymała nigdy w ręku wypieszczonych ksiąg medycznych z biblioteki. Uczyło ją życie, a także wieloletnie czeladnictwo.

Mimo to, propozycja Magnusa osłupiła ją. Idiotyzmem byłoby się nie zgodzić, przecież całe życie pragnęła przygody i miast jedynie przenosić się z miasta do miasta, chciała rzeczywiście doznać prawdziwego życia, poznać coś zaskakującego, co już jej nie nudziło, czego jeszcze nie znała. Do tego kwestia wynagrodzenia...

Inna sprawa, że w ogóle nie miała wprawy w tego typu zabawach i miała niejasne przeczucie, że coś spieprzy. Ale za późno, klamka zapadła. Jedyne, co pozostało, to poznać swoich towarzyszy, a przynajmniej zgadnąć, co im po łbach się pałęta. Miała niezłą zagadkę, ściskając w mocnym uścisku kolejno ich ręce, starając się rozpoznać ich zagadkowe, mocno zarysowane twarze. Próbowała przypomnieć sobie także oblicza połamańców, których utrzymywała przy życiu. Zastanawiała się, którzy z nich będą jej towarzyszyć w największym wyzwaniu jej życia.

Jedno słowo Magnusa wystarczyło, by oddelegowano ją od codziennych zadań paramedycznej hołoty. Jej jedynym zadaniem była opieka nad bandą poharatanych dzikusów, którzy najwyraźniej dobrali sobie nieodpowiednią kochankę - ryzyko. Choć, jakby się głębiej zastanowić, może mocniej kochali pieniądze? Jej pan feudalny zasugerował również, aby "dobrze się przygotować, gdyż nie ręczył za to, co może ją czekać".

Gadanie...

Mimo to, udała się wąskim korytarzem, aby sprawdzić czy jej nadzwyczaj szybko wylizujący się z ran "kompani" jeszcze nie pomarli na gangrenę czy inne dziwactwa. Pomyślała również, że dobrze będzie się rozejrzeć, czy wszechwiedzące sanitariuszki nie miałyby żadnych eliksirów na zbyciu. Przydadzą się... sądząc po stanie hałastry.

Taliana przeciągnęła się, rozmasowała kark silną dłonią, a wtedy przez jej głowę przemknęła jeszcze jedna, nagląca myśl... A raczej, pragnienie.

Wódki... Bimbru... Czegokolwiek...

Należało jej się po kilku dniach harówki, prawda? Prawda!
 
Cell jest offline  
Stary 28-03-2012, 23:23   #17
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Słowo, słowem, ale nikt nie zabraniał Gislanowi dorobić sobie na boku kilku "błysków". Krasnolud wybrał się, więc na przechadzkę po mieście. Pobratymców starał się unikać, nie miał ochoty zapieprzać za darmo przy odgruzowywaniu tej dziury, skupił się natomiast na koszarach. Ta koszary, czy raczej prowizoryczny garnizon z budynku zajętego przez wojsko. Krasnolud nie szukał jednak kontaktów z żołnierzami, przyczaił się w zacienionej bramie i czekał. Minęła jedna godzina, druga, a później trzecia i gdyby nie jego wrodzona upartość pewnie dałby sobie spokój. Cierpliwość jednak opłacała się i gdy zaczął zbliżać się wieczór, to to czego szukał pojawiło się w zasięgu wzroku. Dwie młode dziewczyny, zapewne miejscowe, zaczęły spacerować w pobliżu budynku. Starannie uczesane włosy, wargi posmarowane pomadą i rozcięcia na bokach spódnic, aż nadto mówiły o ich zamiarach. Nie trwało długo, aż dwóch żołdaków podeszło do "panien" i po zamienieniu kilku słów poszli w kierunku opustoszałej kamienicy. Gislan najdyskretniej jak tylko potrafił ruszył za nimi. Chwilę później cichy dotąd budynek, wypełniły jęki rozkoszy. Pary zajęte sobą nie usłyszały wchodzącego krasnoluda, który przyczaił się w pokoju obok.

- No to by było na tyle - powiedział jeden z żołdaków.
- Hej, a gdzie nasze szylingi?! - zawołała dziewczyna.
- Ha, ha, ha! A za co? To wy powinnyście nam zapłacić, za to że zrobiliśmy wam dobrze.
Rechot mężczyzn odbił się od pustych pomieszczeń. Gislan tylko na to czekał.
- No gównozjady, zapłaćcie grzecznie paniom! - jego głos zaskoczył żołnierzy, którzy odwrócili się gwałtownie. Jeden z nich sięgnął po miecz, ale krasnolud był szybszy. Kop w krocze błyskawicznie ostudził jego wojenne zapędy. Drugi mężczyzna rzucił się na Gislana niczym rozjuszony byk. Krasnolud tylko odskoczył w bok, przepuszczając przeciwnika, a potem naparł na jego plecy, przygwożdżając go do starej komody.

"To była kaszka z mleczkiem" - pomyślał patrząc na jęczących żołdaków, a potem dodał - No maślaki, a teraz zapłacić paniom i to ekstra. I powiedzcie reszcie, że jak będą źle traktować dziewczyny, to będą mieć do czynienia z pogromcami bestii! A teraz won mi stąd!

Mężczyźni wyłuskali monety i wzięli nogi za pas, natomiast dziewczyny poczęły gorąco dziękować krasnoludowi, który szybko przywrócił je do rzeczywistości.
- No dość tych pierdół! Wyskakiwać z połowy doli! Nie mam tu kurwa zamiaru, nadstawiać dupy za darmo! No co kurwa jęczycie za ochronę trzeba płacić! Od dziś dzielimy się pół na pół, bo jak nie to wam buźki tak przefasonuję, że nawet mutanci będą się was brzydzić!

- Pojętne z was dziewuszki. - dodał zgarniając monety - No a teraz do roboty, do roboty!

Tak w przyjemnej atmosferze minął Gislanowi wieczór, brakowało mu tylko czegoś do przepłukania gardła, ale jak to mówią, nie można mieć wszystkiego. Zresztą trunek znalazł się, ale dopiero na drugi dzień i to u koleżki. Mierzwa wymienił go na kilka lekcji rzucania nożem i zaprosił krasnoluda na polowanie. Zapowiadał się kolejny ciekawy dzionek.
 
Komtur jest offline  
Stary 30-03-2012, 23:09   #18
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Szła żwawym krokiem omijając spieszących w różnych kierunkach ludzi i nieludzi, każdy w mieście zdawał się mieć jakieś zajęcie. Skierowała swe kroki do sporego budynku który w czasach dawno minionej świetności był chyba magazynem. Od progu zawołała:

- Mości Hubert! Widzę że świetnie sobie radzisz z ogarnianiem tego wszystkiego. Przychodzę do ciebie, bo tylko ty jesteś w stanie mi pomóc.- wyrzekła jednym tchem na koniec dodając promienny uśmiech.

Hubert spojrzał dość niemrawo na dziewczynę, by po chwili zaryzykować czegoś co według niego mogło być uśmiechem. Pofalowane wąsy uniosły się lekko, a kozia bródka zadrżała w sposób przerażający, gdy magazynier zmusił mięśnie wokół swoich warg do kolosalnego wysiłku.

-Dziękuje, panno Elise...- powiedział w końcu, poprawiając tunikę.- Mamy tu niezły burdel, nie ma co.- ciemne oczy mężczyzny skupiły się na żołnierce, przez co nie dostrzegł ciemnej postaci która wślizgnęła się do środka za plecami dziewczyny.- Więc w czym mogę ci pomóc?

Wciąż promieniejąc sięgnęła ręką do tyłu i złapała za rękaw Heinza, po czym pociągnęła delikatnie w pole widzenia Huberta.

- Heinz oto Hubert, Hubercie to jest Heinz- przedstawiła szybko obu panów ale zanim któryś z nich zdołał wyrzec choć słowo kontynuowała.- Jak zapewne wiesz drogi Hubercie to miasto wiele zawdzięcza pogromcom Bestii, gdyby nie on i jego dzielni kompani zostało by nam jedynie grzebanie trupów.- przypomniała i wreszcie postanowiła przejść do rzeczy.

- Tym bardziej zatem jest to przykre że poświęciwszy się dla sprawy nasz bohater został pozostawiony sam sobie i nie ma nawet skąd wziąć strzał do łuku. A jego pancerz jest w strzępach. Tak się nie godzi, toteż przychodzę do ciebie, ponieważ tylko ty możesz to naprawić.- wejrzała w oczy kwatremistrza swoimi błękitnymi oczyma przepełnionymi nadzieją.

Hubert cofnął się lekko a Heinz spojrzał tylko beznamiętnie na dziewczynę. Nie pisał się na to, chciał tylko zobaczyć jak ona sobie z tym poradzi. Zrezygnował jednak, odkrywając całkowitą ignorancję ze strony Elise.

Hubert odchrząknął.

-Ze zbroją może być problem...- wymamrotał, patrząc to na Heinza, to na dziewczynę. Ładne oczka, znudzona morda, ładne oczka, znudzona morda, ładne oczka... Tak, zdecydowanie one były ciekawsze.- Ale strzały to raczej nie problem...

-Dwadzieścia.

-Ile?!

Dziewczyna postąpiła krok do przodu i położyła Hubertowi dłoń na ramieniu.

- Wiem że to nieco więcej niż normalnie ale uwierz mi, nikt nie wykorzysta ich tak dobrze jak on.- powiedziała łagodnie ale z pełnym przekonaniem.

-Chyba nie chcesz żeby ludzie mówili że zostawiliśmy ich obrońców bez pomocy?- dodała i odsunęła się przyglądając się kwatermistrzowi uważnie jakby rozważała czy naprawdę mógłby chcieć czegoś takiego.

-Ja... Em...- jeszcze jedno spojrzenie w oczeta Elise i w końcu Hubert został złamany niczym suchy patyk. Pochylił głowę, opuścił ręce wzdłuż boków i mamrocząc pod nosem ruszył w stronę głębi magazynu, by odszukać w nim całe dwadzieścia strzał.

Heinz spojrzał krótko na żołnierkę.

-Nieźle...- pochwalił krótko.

- Uff... - odetchnęła z ulgą- Normalnie nie zwykłam się bawić w takie podchody.- poinformowała półgębkiem co by do Huberta nie doleciało i kiedy tylko pojawił się z powrotem odebrała od niego strzały.

- Bardzo dziękuję, doprawdy jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Pomyśl tylko, może dzięki tym strzałom uda się dokonać czegoś równie wielkiego jak pokonanie Bestii.- uśmiechnęła się jeszcze raz i podeszła do wyjścia, już w drzwiach odwróciła się jeszcze i pomachała mężczyźnie na pożegnanie. Jak tylko wyszli podała kołczany Heinzowi.

- Mam nadzieję że jesteś zadowolony. Co prawda pancerza jak nie było tak i nie ma ale sam waść widział, nic poradzić się nie dało.- wzruszyła ramionami zastanawiając się jednocześnie czy bohaterowie nie powinni przypadkiem wykazywać więcej inicjatywy niż ten koło niej obecny.

Heinz spojrzał na strzały i od razu przepakował je do swojego podwójnego kołczanu. Przez cały ten czas milczał, oglądając każdą oddzielnie, sprawdzając lotki oraz groty. Na końcu skinął głową i śladowo uśmiechnął sie do dziewczyny.

-Tak. Jestem zadowolony. Dziękuję...- i odwrócił się, poprawiając kołczan na plecach. Po kilku krokach zamarł, by zmarszczyć brwi. To co powiedział kilka sekund później wymagało od niego tytanicznego wysiłku.- Bywasz czasem na polowaniach?

Elise odgarnęła lekko jakiś kosmyk który plątał jej się koło ust.

- Bywam, a co mam nie bywać, mięso zawsze się przyda.- odpowiedziała i nagle jakby zadła sobie z czegoś sprawę- Ale o normalnym polowaniu mowa? Nie na żadne paskudztwa?- kto wie na co miał ochotę zapolować.

-Jelonki, sarenki, dzik? Nie wiem co w twoim mniemaniu jest paskudne.- jak na zawołanie, tuż przed czubkami butów dziewczyny przebiegł gruby szczur z wijącym się ogonem oraz rozbieganymi, czerwonymi ślepiami.

Dziewczyna od niechcenia kopnęła szczura odtrącając go na bok.
- Jelonki, sarenki,dzik jak najbardziej mogą być.- odparła uspokojona i uśmiechnęła się lekko. Z tego bohatera to jednak zupełnie normalny człowiek.

-Na początku spróbujemy się skradać. Jeśli nie wyjdzie, to po prostu będę naganiał ci zwierzynę.- i ruszył, wcześniej zwalniając i czekając na Elise.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 31-03-2012, 13:29   #19
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Wstawał blady świt, choć Księżyc jeszcze widniał na nieboskłonie. Mierzwa z Gislanem palili wespół zdobyczną fajkę usadowiwszy się na blankach ocalałej wieży i lustrowali okolice. Wszędzie jak okiem sięgnąć białe jęzory mgły opatuliły pola, skrywając nawet podgrodzie Ostermak pod grubą kotarą.
Nawet widniejąca w oddali knieja wydawał się nierealna.

- O! - zawołał Mierzwa, gdy dostrzegł zbierających się pod bramą towarzyszy. - Czas nam na łowy.

Wstali i zeszli krętymi schodkami ku nowo odbudowanej bramie.

Kozak uścisnął na pożegnanie prawicę Mnietislava, który za swoje bohaterskie czyny przy bramie otrzymał permanentny awans na kaprala. Odebrał od niego cisowy łuk z kołczanem i wyruszyli.

- Na dzika się zasadźmy - proponował wędrującym kompanom kozak.
- Najlepiej w okolicy ruin sigmaryckiej świątyni. Odmieniec Wins tam królika ustrzelił, to my, jako zdolniejsi, he, he, warchlaka powinniśmy ubić.

Powoli zagłębiali się w pradawny liściasty las, który tętnił własnym życiem. Słyszeli świergot ptaków, pohukiwania zaspanej sowy, stukanie dzięcioła.

Przed południem byli na miejscu.






Po krótkim popasie tropiciele odkryli upragnione ślady wieprza: zrytą darń.

- Mięsko będzie - ucieszył się Dmuch. - Ja to najbardziej lubię z szafranem i dużą ilością soli.

Ruszyli śladem zwierząt, jak stwierdził elf Moperiol naliczając trzy dorodne sztuki.

Szczęście im dopisało. W skrytej od słońca kotlince, gdzie stare wiązy osłaniały małe bagienko. Średniej wielkości locha właśnie kąpała się w błocie.

- No to dzieła - szepnął Mierzwa i napiął łuk.
 
kymil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172