Jarled stał na pobojowisku zmęczony "epicką" batalią z dzikami gdy usłyszał głos Rafaela. Nie miał dużo czasu by zastanowić się nad jego słowami gdyż wtedy odezwał się Etrom który klnąc i wyzywając poprzedniego mówce ruszył w stronę chaty. Jarled wgapił się w swój sejmitar. W jego myślach trwała zaciekła debata. Jakaś część jego umysłu chciała by zabił "Zaraźnika", inna część mówiła mu by się uspokoił. Przez dłuższą chwilę Jarled zastanawiał się co począć, w końcu jednak ochłonął i schował broń którą cały czas trzymał w rękach. Nie był przecież zły, nigdy nie zabił żadnego człowieka .
~ I niech tak pozostanie. ~ Pomyślał Jarled ~ Będziemy musieli teraz wszyscy się bardzo starać żeby każdy przeżył wyprawę, po co celowo uszczuplać nasze szeregi. Poza tym Jarled do kurwy nędzy nie jesteś mordercą!~ Postanowił więc zignorować Etroma.
Następnie syn grabarza skupił się na słowach "Ralfiego". Kiedy mówił było w nim coś przywódczego.
~ Byłby dobrym wójtem ~ Pomyślał Jarled. "Grobokop" nie zgadzał się jednak ze słowami Rafaela, który twierdził że decyzje powinni podejmować wspólnie. Postanowił więc się wypowiedzieć
- Podejmować decyzje wspólnie? Nie mogę się zgodzić. To dopiero początek wyprawy a już widać skutki braku jednego przywódcy. Gdyby jedna osoba powiedziała że mamy ruszyć na dziki, nikt nie byłby zaskoczony tym że goni go locha. A tak, mamy tylko rannego towarzysza, jesteśmy zmęczeni, a mogło przecież być gorzej. Wspólne przywództwo to też zły pomysł, na pewno będą sytuacje w których szybka decyzja będzie kluczowa i nie będziemy mieć czasu na narady. Poza tym, jeżeli już zabiliśmy te dziki wypadałoby zebrać z nich skóry i mięso, i opuścić to miejsce zanim zbiegną się wilki albo nawet coś gorszego.- ***
Zapadała noc, świerszcze w trawie ucichły, wokół było słychać tylko kilku ludzi prowadzących przyciszone rozmowy. Jarled szykował swoje posłanie myślami cofając się o kilka godzin. Kto by pomyślał że wszystko tak się potoczy? Największą przygodą mijającego dnia była najpewniej potyczka z dzikami. A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Znaleźli opuszczoną chatę, a Jarled obok niej zauważył ogródek na którym było kilka loch. Chłopak poszedł ostrożnie zerwać jakieś dzikie warzywa gdy jeden z dzików zakwiczał i zaczął go gonić, ponieważ jak "grobokop" się potem dowiedział Rafael strzelił do któregoś z dzików. Uciekający przed dzikiem Jarled nie skupiał się na rozmyślaniu o powodzie ataku tylko o jakiejś kryjówce. Wbiegł do chaty, sumienie nie pozwalałoby mu jednak na zostawienie znajomych na pastwę losu. Teraz gdy siedział spokojnie w obozie jego pomysł na ratunek wydał mu się głupi jednak kilka godzin wcześniej Jarled miał zamiar oblać dzika oliwą i podpalić. Nie pomyślał o tym że może podpalić las, albo nawet jakąś osobę, dobrze że od tych piromańskich zapędów odwiódł go Rafael z którym "grobokop" miał odciągać Solmyra z pola bitwy, walka jednak szybko się skończyła. Jarled jeszcze raz przed zaśnięciem przemyślał cały dzień.
~ Tylko dwa dziki a narobiły tak wielkich kłopotów. Bogowie, jeżeli istniejecie ratujcie nas przed zgubą ~