Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2012, 08:05   #4
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Zgodnie z umową Elf zjawił się „Pod wesołym Zającem” z samego rana. Ważne by zrobić dobre wrażenie na przyszłym pracodawcy. Przy okazji było można również i obejrzeć Kompanię, w jakiej przyjdzie mu podróżować.
Marathir z zawczasu go poinformował, że będą jedynymi z ich rasy. Nie miał nic przeciwko temu jak również i nie miałby nic przeciw innym nacjom. Nawet przeciw krasnoludom. Znaczy się do momentu, gdy takie siedziały w swych śmierdzących kopalniach ewentualnie rozpalonych kuźniach.
Marathir – Viraelel obrzucił go wzrokiem raz jeszcze. Spotkał go dwa dni temu i szybko przyjął propozycję. Jakaś wyprawa, misja, przygoda. Tak to on sam pojmował, w końcu był młody jak na elfa i dopiero szukał życia i przygód. Jego szef natomiast był po drugiej stronie. O wiele bardziej doświadczony. Z tego, co się dowiedział o nim to bardzo często załatwiał jakieś sprawy w Imperium lub Księstwach Granicznych. Na dodatek jego ojciec to miejscowa ważna persona w świecie elfów.

To przypomniało mu sprawę listu polecającego i referencji od miejscowego szefa Straży Miejskiej. Poprosił o nie wczoraj i dziś z rana powinien jakiś łepek przynieść dokumenty. Tak się umówił ze swoim byłym oficerem ze straży. I na dodatek kosztowało go trochę srebra. Uśmiechnął się pod nosem. W końcu jest po wypłacie mógł sobie pozwolić. I na dodatek dostał śniadanko za darmo. Listy były mu potrzebne z uwagi na to, że będą podróżować po Imperium. Nie wiadomo jak i gdzie przyjdzie im skończyć przygodę. Ludzie tak samo jak elfy nie lubią obcych. Takie przepustki mogą się przydać… Referencje to nic innego jak potwierdzenie, że przynajmniej raz pracował dla ludzi, po ich stronie.

Dokończył swoje śniadanie, kawałki kurczaka opiekane w sezamie. Musiało to kosztować Marathira trochę, na dodatek kurczak nie smakował jak kurczak a co do sezamu wolał się nie przymierzać z nadaniem właściwej nazwy. Cały posiłek i tak był lepszy niż ten w koszarach, jakie ostatnio głównie zwykł jadać. Wyczyścił sztućce, przejrzał się mimo woli w błyszczącej klindze noża. Jego znaki rozpoznawcze były na miejscu. Miedziane długie włosy związane brązowa opaską na czole. Opadały swobodnie na ramiona i wyglądały jak by nosił czepek i misiurkę z czystej miedzi. Ciemno fioletowe
Jarzyły się purpurą w całkiem ładnej buzi. Musiał tylko popracować nad zarostem… To wszystko było dyskontowane przez skórę. Bladą i o odcieniu kredy. Od zawsze miał z tym problemy.
Popatrzył na resztę kompani… Nie, nie będzie się wyróżniał zbytnio.

Skinął karczmarzowi w podziękowaniu za drogi i niesmaczny obiad, po czym zarzucił sobie na ramię plecak w drugą rękę wziął łuk i ruszył na zewnątrz. Słoneczko świecił już całkiem, całkiem. Po tym jak obok nich przejechał jakiś wóz zakurzyło się straszenie. Widocznie wszystkie plotki mówiące o tym, że jest strasznie sucho mogą mieć ziarno prawdy.
Rzucił plecak na ziemie i postanowił czekać na resztę.
 
Vireless jest offline