Dwa dni przygotowań upłynęły Niziołkowi na zabawie w karczmie. Na jadło i picie zarabiał śpiewem i grą na mandolinie. Jego piosenki nie były najwyższych lotów, ale wystarczyło żeby zaspokoić głód i pragnienie. Do tego właściciele karczem chętnie widzieli go w swych progach, niejednokrotnie oferując darmowy nocleg. Grajek na sali przyciągał dodatkowych gości, który pobudzeni melodią piosenek chętniej zamawiali trunki. Horacy uwielbiał to co robił i niejednokrotnie grywał do późnych godzin zabawiając zebranych ludzi.
W dniu, w którym miał wyruszyć wstał wcześnie rano. Głowa bolała go od picia, z którym przesadził zeszłego wieczoru. Zjadł oferowane przez elfa śniadanie. Był głodny jak wilk. Pokrzepiwszy się nieco wyszedł przed budynek karczmy i usiadł przed nią opierając plecy o ścianę przybytku. Położył na nogach swój instrument i brzdąkał sobie dla zabicia czasu.
Kiedy wszyscy się zebrali i wyszli z karczmy wraz z elfem Horacy akurat nucił piosenkę, którą ułożył tego ranka.
~
Brzdąk, brzdęk, brzdąc~ rozległ się dźwięk szarpanych strun.
Raz, dwa, trzy! Hej!
"Szedł elf przez las,
Pogryzły go żmije,
Żmije wyginęły,
A elf nadal żyje…"
Urwał kiedy zobaczył długouchego stojącego tuż nad nim. Zmieszany Niziołek uśmiechnął się i czmychnął na wóz.