Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2012, 21:37   #44
Jerdas
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Przyszła noc, dla Solmyra była najlepszą możliwą rzeczą jaka mogła go spotkać. Zakryła swoim cieniem jego porażkę i otuliła ciszą. Długi czas nie mógł zasnąć. Po jego ciele i duszy przebiegał ból, a on sam patrzył w gwiazdy, które nie dawała żadnego ukojenia. Mógł umrzeć i nie był pewien czy jest szczęśliwy z tego, że mimo to żyje. Dziki, blizna, porażka. Nie było dobrze, jednak to nie wszystko. Powoli zaczęło do niego dochodzić prawda, która była najstraszliwszą rzeczą. Przestał czuć, przeczuwać, śnić, widzieć i słyszeć. Coś pozbawiło go szóstego zmysłu. Pewności bycia i parcia naprzód. Powoli wpadał w panikę, którą starał się tłumić.

~Gdzieś jest moja Pani? Jeśliś jest?~

Nie wiedział ile leżał. Nie wiedział czy w ogóle spał. Nie wiedział z czego wyrwała go zjawa.
Kiedy tylko pierwszy raz usłyszał marę, nie przejął się. Rafael zaeragował zgoła inaczej uciekł w krzaki. Solmyr usiadł spokojnie, jakby za chwilę miał medytować. Odczekał aż mara ustabilizuje siebie, przestanie się przemieszczać. Słuchał jej słów. Poczuł lekki żal i smutek z niewiadomego źródła. Kiedy tylko duch przystanął. Solmyr rzekł spokojnym acz silnym głosem skierowanym do zjawy i wspartym przenikliwym spojrzeniem.

- Smutny przybyszu, wyjaw mi swoją historię. Wysłucham Cię. Jestem Solmyr.
- Bo co? Flaszki byś lepiej dał - burknął w odpowiedzi duch. - Jeszcze nie upadłem tak nisko, żeby się dzieciakowi opowiadać...
Nie była to najlepsza sytuacja, Solmyr flaszki nie posiadał i szczerze wątpił, aby któryś z towarzyszy miał ją w swoim ekwipunku. Może Eillif do leczenia miała schowaną? Jednak nie może pokazać, że flaszki nie posiada.
- Może wyjawisz najpierw swoje imię przybyszu i miejsce, z którego tutaj zawędrowałeś? - musiał grać.
- Po co? - mało elokwentnie, za to bardzo rzeczowo zapytał mężczyzna.
- Z czystej grzeczności i zaspokojenia mojej małej ciekawości. - Solmyr mimo łamania przez zjawę konwencji w jakiej chciał rozmawiać, był spokojny.
- Z ciekawości? Postaw kielicha to ci powiem - chytrze odpalił duch.
- Czemu mam stawiać Tobie kielicha, skoro nawet Cię nie znam - natychmiast opowiedział zaklinacz.
- Bo to ty chcesz mnie wypytywać o moje prywatne sprawy! - obruszyła się zjawa.
- Jeśli nie jesteś w stanie wyjawić swojego imienia i miejsca z którego przybywasz bez stawiania przed Tobą “kielicha”, to ja chyba nie chcę już Cię wypytywać o Twoje prywatne sprawy. - Opowiedział dając delikatny znak, że powoli przestaje mu zależeć na rozmowie a tym bardziej na stawianiu flaszki.
- Chyba? To kto ma wiedzieć, czy chcesz, czy nie? Głupiś? - Duch chrząknął i splunął w płomienie. Te nawet nie raczyły zareagować. - A skąd przyszedłem? Z lasu. Chyba widzisz, że las dokoła nas. Ale mi się zrymowało, hahaha. No więc skąd niby, jak nie z lasu? Z Otchłani? Hehehe...
- Możem i głupi. - Przez głowę przebiegł mu pewien pomysł. Sięgnął po swój bukłak z wodą i podniósł go aby zjawa go zauważyła. - To wyjaw jeszcze jak się nazywasz, a resztę omówimy przy flaszce. Stoi? - Musiał blefować. Czy duchy w ogóle posiadają smak?
- Hieronimus, wścibski smarku. A teraz dawaj! - mężczyzna pożądliwie wyciągnął dłoń w stronę naczynia.
- To jak, Hieronimusie opowiesz czemu tak lamentowałeś? - Spokojny i oficjalny ton delikatnie i stopniowo przechodził w luźny, nieformalny, jednak nie pozwalający domniemać o jakiejkolwiek słabości.
- Bukłak! - zażądał duch, marszcząc gniewnie krzaczaste brwi.
Podając bukłak Solmyr rzekł: - I historia.
- Tego nie było w umowie - burknął Heironimus i ostrożnie przejął bukłak, który zawisł w powietrzu. - Moje maleństwo... - rozczulił się, wpatrując się w naczynie, po czym podniósł je na wysokośc nosa... i rozeźlony cisnął nim w Solmyra; nadzwyczaj celnie. Bukłak odbił się od piersi zaklinacza i potoczył w stronę ognia. - Oszust! To WODA! W O D A jest! Okrutnik! Serca nie masz tak znęcać się nad biednym nieumarłym! Kantować go w jego ostatniej godzinie życia... znaczy po godzinie! Jak tak można! Co za ludzie, co za świat, co za młodzież dzisiejsza! Nikt mnie nie rozumieeee! O wybacz mi, Anielkooo, tylko ty byłaś dla mnie dobra, a ja...! - rozżalił się i ukrył twarz w dłoniach, szlochając rzewnie.
Solmyr poderwał się i złapał za bukłak.
- Jak to woda? - odrzekł zdziwiony i w sumie był tylko faktem, że duch może i smaku nie posiada, ale węch owszem. - Ktoś wypił moją flaszkę i wlał mi wody. Kto był taki bezczelny? - pytanie uleciało w przestrzeń wraz z udawanym rozzłoszczeniem. Usiadł i westchnął jakby chciał tym westchnięciem podsumować i zamknąć całą rozmowę. - Jaka Anielka? - spytał jakby od kłamstwa minęło ćwierć wieku.
- Ooo nie, nie ze mną takie numery! - uniósł się Hieronimus; całkiem dosłownie! Duch wyprostował się i wzleciał ponad ziemię, lewitując teraz nad ogniskiem. Płomienie migotały, przenikając przez jego postać i rzucając złowrogie cienie na polanę. - Za twe oszustwo haniebne, za ciekawość baby godną i brak szacunku dla zmarłego będę cię nawiedzał po kres twych dni! Wiedz od tej pory, że żadna wina nie umknie bez karyyy! - zawył posępnie a złowróżbnie, unosząc wysoko ręce i potrząsając głową.
- Miałem szacunek, którego ty mi nie okazałeś. - Solmyr wstał i wszystkimi środkami jakimi tylko mógł dał znać, iż duch nie robi na nim żadnego wrażenia. - Chciałem poznać Twoją historię i jakoś Ci pomóc. Jednak ty myślałeś tylko o flaszce. - Solmyr podniósł rękę ponad swoją głowę. - Hieronimusie nie obawiam się Ciebie. Ego sum ​​Solmyr. Gestant potentia. Saltantem cum baculo. Servus nocte caelum. - Powiedział władczym tonem, jego myśli powędrowały do dziwnego obszaru, który ostatnimi czasy często eksplorował. - Figurant lux. Illumina oculosmeo hostes erumpit. - To miało być tylko na pokaz i oby odniosło zamierzony skutek.

Jaskrawy rozbłysk wybuchnął nad głową zaklinacza, przyćmiewając na chwilę blask ogniska. Wszystkim mroczki stanęły przed oczami, a nim odzyskali wzrok ciszę po zaklęciu Solmyra wypełnił wrzask: Mordercy! Kaci! Truciciele! Popamiętacie mnie! Ja wam jeszcze pokażę!!! - głos Hieronimusa zanikał w miarę jak ten oddalał się pędem od polany, wykrzykując na zmianę groźby i obelgi skierowane w stronę Solmyra i reszty wędrowców. Wkrótce jego krzyki umilkły zupełnie i nad obozowiskiem zapadła cisza.

Solmyr usiał i rozejrzał się po towarzyszach po czym swój wzrok zatrzymał na ogniu. Chciał spać. Był zmęczony i nie miał ochoty na rozmyślanie czy groźby ducha były realne, skoro przestraszył się zwykłego błysku. Napił się wody, uśmiechnął się w myślach.
- Mniej nas w opiece, moja Pani - wyszeptał spoglądając na gwiazdy. Ukłonił się i położył. Cały czas patrząc na ognisko i ponad nie na las i jego najukochańsze gwiazdy.
 
Jerdas jest offline