Obfity posiłek który Grubas im zapewnił nieco rozleniwił Magnara, a i piwo zrobiło swoje. Nie to by te nędzne ilości jakoś zaszumiały mu w głowie, ale nastroiły go błogo. Reszta dnia zapowiadała się tak pięknie, gdyby nie dwóch kompanów. Wpierw Imrak połaszczył się na okup, czym nieco zdziwił Gimbrinsona. Krasnolud zastanowił się chwilę. - W sumie racja. Nijakiego słowa Todbringerowi nie dawaliśmy. Ale Julius to obwieś. Nagrodę za jego łeb nie wyznaczono, bo śpiewał w nocy po pijaku budząc sąsiadów. Czy takiej łajzie można ufać? Nie ma co z nim w interesy wchodzić, a i nasza reputacja ucierpi jak weźmiemy jego brudne pieniądze. Kto nas później wynajmie? A w naszym fachu renoma to grunt. Połaszczymy się teraz na parę marnych koron, a więcej stracimy w przyszłości.
Argumentował starając się przekonać Imraka do swych racji. Nim jednak ustalili co i jak zrobić z Juliusem wrócił Iwein ze swoimi żałosnymi pretensjami. Magnarowi najzwyczajniej w świecie nie chciało się walczyć, ale skoro kumpel prosił … - Honorowy pojedynek z zielońcem? Kpisz? Chcesz mi dać w pysk? Masz jaja żeby mi grozić? To stawaj. – Magnar wstał kładąc po kolei na stół swoją broń i rozbierając się.
W sumie nie był nawet zły na Iveina. Z jego punktu widzenia mogło to wyglądać na pochopność. Mógł mieć żal i pretensje, ale powinien to okazać w bardziej stonowany sposób, bo braku szacunku Magnar nie mógł darować.
Po chwili obnażony do pasa z zaciśniętymi pięściami czekał na Iveina. Krasnoludzki sposób rozwiązywania konfliktów może był brutalny, ale skuteczny. |