Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2012, 17:05   #28
necron1501
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Zurych. Dworzec Główny. Alexander Valiarde.

Alexander przeniósł wzrok z przerażonej sekretarki, na dyrektora, unosząc brew. Czyżby jego niewinna wycieczka na dworzec miała okazać się czymś więcej? Ciekawe...
Kobieta stojąca nad nim wbijała palący wzrok w zatroskanego mężczyznę.
- Ekhem. Mogę wiedzieć, co się tutaj dzieje? - młody Valiarde poprawił się na siedzeniu.
Kobieta zacisnęła usta w wąską linię, zupełnie jakby to pytanie było celnie wymierzony policzkiem.
- Czy pan nie słyszał? - pisnęła gniewnie - Moja córka została por-wa-na. Spuściłam ją z oka na dosłownie kilka sekund. Była tam, z walizkami. Podeszłam do okienka, by kupić bilety. Zerkałam na nią co chwila i nagle... nie było jej tam!
Alexander raz jeszcze posłał pytające spojrzenie dyrektorowi.
- Nie jest to pierwszy przypadek, czy tak? - zapytał retorycznie. Znał odpowiedź.
Dłonie pana Gardnera zacisnęły się pod blatem stołu. Alexander przypuszczał, że miało to na celu ukrycie ich drżenia.
- Panie Valiarde. Wiem, że ma pan pewne doświadczenie w... tych sprawach. Porwania rozpoczęły się niecałe dwa tygodnie temu. Wezwaliśmy policję, jednak zawsze kończyło się na tym samym - brak dowodów i świadków. Jeżeli jest pan w stanie jakoś pomóc... proszę - męska duma musiała wyraźnie ucierpieć, gdyż ostatnie słowo dyrektora zostało wypowiedziane na granicy słyszalności. Alexander dokładnie znał gust swojego ojca. Wiedział jakich cech szukał u swoich pracowników, a jakich nie tolerował. Sytuacja musiała być patowa skoro pan Albrecht zwrócił się, i to przy świadkach, o pomoc do młodego łowcy.
- Dobrze, Czy dzieci znikają przeważnie o tych samych porach, czy zdarzają się przypadki przeróżne, w biały dzień bądź późnym wieczorem? Ile przeważnie lat mają dzieci? - zadał pierwsze pytania. Następnie zwrócił się do kobiety - Ile pani córka ma lat?
- Pięć - odpowiedziała pośpiesznie nim Albrecht zdążył nabrać do płuc powietrze.
- I właśnie mniej więcej w takim wieku giną dzieci - z wyrozumiałością odpowiedział Gardner, a następnie nie odczuwając potrzeby chociażby zerknięcia do notatek kontynuował - Zaczęło się od Gabrieli Tyllium, 4 letniej rudej dziewczynki, która zginęła na peronie czwartym poprzedniej niedzieli w godzinach wieczornych. Później Jean Philippe, lat 5, męska ubikacja o 5 rano w środę. 5-letnia Sandra Gregier, kawiarenka, została na chwilę sama przy stoliku kiedy jej ośmioletnia siostra pobiegła do rodziców, by ci kupili inną bułkę niż początkowo prosiła. To było także w środę, ale trochę po południu. Następnie był spokój do ostatniego poniedziałku, kiedy zaginęła Rose Montgomery, peron pierwszy. Dorian Vouis, 5 lat, wtorek, godzina 16, peron pierwszy. I dzisiaj mamy piątek... - zakończył spoglądając ciężko na zegarek, którego wskazówka dopiero co minęła rzymską trójkę. 15:05. Dyrektor zdawał się lekko skurczyć w swym fotelu.
- Co pan zamierza? - zaskrzeczała matka roszczeniowym tonem, jednak adresat pytania pozostał niejasny. Czy kobieta mogła czegokolwiek żądać od młodego Valiarde? Jednak to w jego czaszkę wwiercało się wyzywające spojrzenie.

Tak naprawdę rozbieżność czasowa nie dawała wielu informacji. Wykluczała wampiry, które w świetle dziennym niewiele by zdziałały. Ogólnie wszelkie zjawy preferowały godziny nocne, zmierzch, kiedy cienie były dłuższe, a polowania prostsze. Lista stworzeń poznawanych całymi latami w zaciszu biura seniora Valiarde przemknęła z prędkością ekspresu transsyberyjskiego przez umysł Alexandra. Na dobrą sprawę miał dwie propozycje. Jedną z nich był duch, który niewidoczny dla osób dookoła mógł zaciągnąć niczym dobry wujek dziecko dokądkolwiek chciał. Lub druga opcja, o wiele mniej przyjemna, miał doczynienia z dżinem. Istotą materialną, potrafiącą wprowadzać tych których głowy dotknął w świat fantazji. W zamian za marzenia senne odbierał z krwią ich życie. Lecz nie była to krótka śmierć. Ofiary dżinów dość często były zamykane w piwnicach lub pokojach gdzie leżąc na stołach wykrwawiały się do wiader, z których dżiny spokojnie mogły pić.
Z oboma przypadkami będzie się musiał namęczyć. Ale co zrobić, ojciec by mu dał do wiwatu gdyby usłyszał o olaniu sprawy. Chcąc nie chcąc, trzeba pomóc.
- Dobrze zrobimy tak. Pani - zwrócił się do kobiety - Niech wyjdzie na razie z pokoju, muszę dokończyć rozmowę z tu obecnym. Potem postaram się zająć państwa problemem. Pani - zwrócił się do sekretarki - Niech weźmie tą kobietę i się nią zaopiekuje. - patrzył wyczekująco, dopóki pierwsza nie wyszła z oburzeniem z pomieszczenia. Jej burczenie, zawodzenie i inne pierwotne odgłosy nie robiły na nim wrażenia, niewzruszenie czekał aż ich opuści. Ta druga posłusznie podreptała za matką.
- Dobrze panie Gardner. Mogę wiedzieć, czemu nikt nie został o tym poinformowany, mając na myśli nikt, mówię o osobach których mogłyby naprawdę pomóc, nie policji. - zapytał
Starszy gentleman spuścił wzrok i odchrząknął.
- Myślałem, że złapiemy osobę odpowiedzialną, nie chciało mi się wierzyć, ze to może być jedna z - zawiesił na chwilę głos - Tych spraw.
Chłopak westchnął, jednak nie skomentował słów rozmówcy.
- Zrobimy tak. Ja postaram rozejrzeć się po stacji, zobaczyć czy dam radę rozwiązać pana problem, natomiast pan, panie Gardner zasięgnie informacji od obsługi informacji na temat mojego jegomościa. - stwierdził po chwili namysłu.
- Oczywiście - przytaknął energicznie Gardner - Absolutnie, zaraz się za to zabieram - i po chwili wahania dodał, trochę żałośnie - Mam nadzieję, że się panu uda.
- Ja również - odparł, podnosząc się z fotela - Teraz zrobię obchód po stacji, zobaczę, może znajdę coś ważnego - dodał. Ruszył do wyjścia, otwierając drzwi skinął głową dyrektorowi, samemu opuszczając pokój. Czas się wziąć do roboty.
Opuścił gabinet kierując się po kolei w każde z miejsc gdzie doszło do zaginięcia. Jakieś ślady, anomalie, cokolwiek. Jednocześnie przypominał sobie wszystko ci wiedział na temat stworów w tymże się specjalizujących.
 
necron1501 jest offline