Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2012, 17:54   #10
RoboKol
 
Reputacja: 1 RoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodze
W okolicy kościoła było gorąco. Jakaś strzelanina, wymiana ognia, czy coś takiego. Jednak grupa Wojtka miała czas, żeby się przygotować. Gdy przedstawiali siebie i swoje plany, wyrażał się niewyraźnie, cały czas patrząc gdzieś w bok, przełykając ślinę i różnie akcentując słowa. Czyli jak zwykle.
Po ustaleniu planu, który - nawiasem mówiąc - polegał głównie na zwiadzie, wyruszyli dalej w stronę kościoła. Dźwięk strzałów dochodził z właściwie każdej strony, jednak w tamtym budynku wszystko się to kumulowało i zlewało w jedną, niekończącą się serię. Rosjanie siedzieli w środku kościoła i próbowali wykończyć kilku snajperów, którzy dość mocno przetrzebili czerwone szeregi.
Będąc za Piotrkiem, Wojtek usłyszał od niego:
- Kasujesz najbliższego, stoi tu zaraz po prawej, nie ma osłony, łatwy cel.
- Że co...? -
Zapytał półgłosem. Wiedział doskonale co ma zrobić. Zabić człowieka. Obie ręce drżały mu, gdy ściskał broń. Jak zwykle, gdy się denerwował, przygryzł dolną wargę. Ból wyciągnął go z ogłupienia na chwilę. Wycelował.
Bum!
Rozległ się dźwięk wystrzału. Jednak to nie on strzelał. To Markowski zaczął wraz z jednym z Damianów. Zaczęła się piękna symfonia śmierci. Wojtek, mimo dość oczywistego strachu, postanowił zagrać też w niej swoją nutę. Jeden strzał. Właściwie, to nie był to idealny strzał. Każdy wojskowy oceniłby to najwyżej na mierny skutek. Jednak w momencie, gdy kula dotarła do tętnicy wroga, rozdarła wszystkie naczynka, sprawiła masakrę w środku tamtego człowieka, liczyło się, że cel umiera. Nic więcej.
Po chwili uświadomił sobie co robi. Zabił człowieka. Zakończył przedwcześnie czyjeś życie! Nie jest ważne to, że tamten skurczybyk miał pewnie już kilku Polaków na sumieniu, nie chodzi o zemstę. Tylko o to, że jednak był człowiekiem. Wojtka otoczyła gruba na kilka metrów betonowa bariera szoku, przez który wszystko przewijało się jak we mgle.
"Wbijajcie na prawą stronę!" - Usłyszał czyjąś wypowiedź, czy może jej fragment. Adrenalina w końcu zwalczyła szok, posyłając kilka milionów szarych komórek do piachu. To już nie był Wojtek. Teraz to już tylko maszyna zdolna wykonywać każde, najbardziej bezsensowne rozkazy. A rozkaz nie miał nic wspólnego z czymś, co określamy sensem.
Po wybuchu granatu biegł jak najszybciej do osłony. Patrzył podczas tego na wrogów i to uratowało mu życie, jak i sprawiło, że stracił nieco na słuchu. Wystrzelony przez któregoś z Rosjan pocisk trafił i rozorał mu ucho. Krwawił!
Adrenalina ustąpiła zdrowemu rozsądkowi. Dotarł do barykady, za którą się schował. I wtedy ktoś krzyknął:
- GRANAT!
Wojtek nie namyślając rzucił się na ziemię, zaczynając wyć ile płuca dały. Huk niemal rozrywał bębenki, a przez kilkanaście sekund widział tylko biel.
Wstał. Było po wszystkim. Snajperzy dostali potrzebne im wsparcie i załatwili wrogów. Wojtek znów nie brał żadnych niepotrzebnych mu przedmiotów. Wziął tylko apteczkę i zaczął sobie bandażować głowę. Był nadal ogłuszony. Nic nie rozumiał...
 
__________________
Jak obudzić w sobie wielkość, gdy jest ona niezbędna?
RoboKol jest offline