Cornelius powoli skinął głową. Demetrius Caine... w Zurychu? W parku? Olaboga!, to mogło go kosztować życie jego pociech.
- Idę do parku - stwierdził - Nie bój się, nie planuję żadnego heroizmu. Rozejrzę się... i zobaczę, czy nie ma tam moich dzieci.
Włożył płaszcz, sprawdził czy wierny pistolet jest... i ruszył w stronę wyjścia z siedziby Zakonu najszybciej, jak to było możliwe. Zwolnić miał zamiar dopiero w pobliżu zuryskiego parku - wchodzenie w paszczęki wampira nie pomogłoby ani trochę ani Beatrycze, ani Aleksandrowi. Lepiej było wypatrywać oznak Caine'a - wampiry zazwyczaj skromnością nie grzeszyły, a z informacji o ludziach Sullivana... no, Demetrius raczej się nie krył. |