Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2012, 17:08   #9
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
O malcu dowiedziała się wszystkiego w przeciągu pierwszych dziesięciu minut. Nazywał się Kit, był jedynym synem płatnerza i nie lubił warzyw. Tatko nie chciał mu dać rano ciastka, wczoraj widział takiego śmiesznego kotka, a mama powiedziała, żeby nie płakał, bo pan Awicenna na pewno udaje. Ciocia powiedziała, że elfy są śmieszne, bo mogą mieć żyjących praprapraprapraprapradziadków i to musi być strasznie fajne, bo dostają na pewno dużo prezentów na urodziny. Że tatko się nie zgodził, bo powiedział, że wystarczy już mama mamy i więcej babów to byłoby okropeczne. A mama powiedziała, że się nie zna i to jego wina, że przypaliła mięso.

Aune słuchała tego potoku słów z pełną rozbawienia fascynacją.

Kostnica okazała się budyneczkiem wcale foremnym - o prostej formie, miłych dla oka proporcjach, strzelistym dachu i goncie koloru ciemnej zieleni, który zdawał stapiać się w jedno z koronami okolicznych drzew. Wąskie okna - umieszczone odpowiednio wysoko, by przeciętny Dawca Imion nie dał rady wśliznąć się przez nie bez pomocy jakiegoś złodziejskiego instrumentarium - okalały delikatne płaskorzeźby a obok półokrągłych odrzwi, na podobieństwo figur kamiennych, stała trójka elfów: dwóch włóczników i dozorca dzierżący z autentyczną dumą wielką, dębową, nabijaną stalowymi kolcami maczugę. Aune aż zwolniła, chcąc dłużej podziwiać ten przedziwny estetyczny dysonans smukłej, elfiej sylwetki i prymitywnej, brutalnej broni. Kit, jak psiak biegający do tej pory wkoło niej, zrobił na widok zbrojnych krok w tył i grzecznie uczepił się pochwy noża przyczepionego do skórzanego pasa dziewczyny.

Gdy tylko się zbliżyła do wejścia, elfy popatrzyły podejrzliwie na jej zbroję, przewieszony przez plecy miecz oraz ciekawie zerkającego zza niej dzieciaka i płynnym ruchem zastawiły włóczniami wejście do kostnicy.

- Powinniście przyjść później - powiedział jeden z włóczników, ściągając hełm i odsłaniając bladą twarz oraz jasne, ściągnięte w gładki warkocz włosy. - Tam są nieprzeszukane jeszcze ciała, nieobadane przez głosiciela Garlen. Śledczy kazał, by nietknięte były do jego powrotu.

- A czy ja wyglądam jakbym zwykła trupy tykać?
- prychnęła z miejsca, ale profilaktycznie nie dała elfowi czasu na odpowiedź. - Młody chciał swojego bohatera zobaczyć, legendę sztuki iluzyjnej.

Skrzywił wargi w wyrazie eleganckiego szyderstwa. Jakby nie wsmak mu było, że ktoś ku zmarłemu kieruje słowa podziwu. Jakby “bohater” czy “legenda” w odniesieniu do Awicenny właściwym było używać jedynie kpiąco, z porozumiewawczym mrugnięciem oka.

- Nie mogę wpuścić.

- To co? Dzieciak ma czekać aż mu bohater zaśmierdnie? Zje go wam? Co? Boicie się, że buty mu ukradnie? Kilkuletni malec?

- Oczywiście, że nie
- zaperzył się natychmiast. - Jesteś jego znajomą? - wskazał podbródkiem ku wejściu do kostnicy. Pokręciła głową.

Patrzyła mu w oczy kiedy zastanawiał się jaką podjąć decyzję, kiedy mierzył ich wzrokiem jakby oceniając szansę, że któreś z nich do jakiegoś plugawego kultu należy. Zastanawiał się długo, bez wyraźnego pośpiechu i dopiero po blisko dwóch minutach powiedział w końcu:

- Dobrze. Ale nie na długo.

- Dobrze, nie na długo
- potwierdziła tym samym co on tonem, patrząc na niego mimo wszystko z pewnym wyrzutem.

W ciemnym wnętrzu było ciepło a przesycone zapachem ziół powietrze skutecznie maskowało zapaszek wydzielany przez zwłoki.. Szła wolno pomiędzy ułożonymi na katafalkach ciałami i rozglądała się ciekawie. Niby powinna a jednak nie spodziewała się bogatych w ornamentykę malowideł przedstawiających drzewa i symbole, które pewnikiem przypisać należało Garlen. Podziemnych, kutych w kamieniu pomieszczeń, gdzie zawsze panuje chłód - tak. Ale drewna? Mnóstwa delikatnych zdobień? Dwóch trupów spętanych linami? Nie. Tego nie.

Kit nie miał takich problemów ze zdziwieniem. Przywykł najwyraźniej.

- Aune, Aune - wyrzucił z siebie, ciągnąc ją za rękę. - Spytasz się który to on ten pan? - poprosił.

Strażnik - drugi z włóczników - który wsunął się za nimi do środka machnął tylko ręką, w kierunku jednego z wciąż przywiązanych do noszy ciał. Podeszła do wskazanego katafalku czując na plecach wzrok elfa. Przesunęła ręką po całunie, wsunęła palec pod jeden ze sznurów, sprawdziła jak mocno go zacisnęli. Chłopiec prawie skakał z niecierpliwości, kiedy bezceremonialnie odciągała całun z twarzy zmarłego.

Brodaty, czarnowłosy elf był nieruchomy jak – właśnie – trup. Nie było widać żadnych szczególnych obrażeń – najwyraźniej opowieści o „napuchniętym, czarnym jak smoła jęzorze” i „pozieleniałej niczym wodorost twarzy” były mocno przesadzone. Widać było za to, że nikt truchła nie ruszał – nawet nie zamknął szklistych, niebieskich oczu, które skierowane były wprost na dziewczynę.

Strażnik syknął coś po elfickiemu. Zbyt cicho, żeby dosłyszała, wystarczająco głośno, żeby zrozumiała słowiczą melodię jego głosu. Łypnęła na niego nieprzyjaźnie ponad ciałem, oparła się dłońmi po obydwu stronach głowy nieboszczyka, nie zdając sobie sprawy z tego, że ten doskonale słyszy cichy, powolny rytm, który wystukiwała palcami. Zupełnie jakby w myślach liczyła do dziesięciu. I więcej.

- Szlachetny strażniku - odezwała się w okolicy piętnastego uderzenia, ignorując zupełnie Kita, który z ciekawością sięgał łapką do zarośniętej twarzy słynnego Awicenny. - Długo zamierzasz tak mi na ręce patrzeć? W moją uczciwość wątpisz? A może masz mi coś do powiedzenia ze szczerego serca? Też nie? Pewien jesteś? Bo jeśli wątpisz w mój honor to ja z przyjemnością zaraz na zewnątrz wyjdę i rzyć ci opłazuję jak Rathgarowi. Co ty na to? Tu i teraz. Ty i ja - wyszczerzyła się do niego w paskudnym uśmieszku pełnym absolutnej pewności, że może to zrobić. Nawet z zawiązanymi oczami i lewą ręką. - Nie? To może zostawisz nas samych, żebyśmy w spokoju uszanowanie zmarłemu złożyć mogli... - Elf sarknął ponownie, ale wycofał się na zewnątrz, obrócił plecami do niej i wciąż otwartych na oścież drzwi.

- Aune! - pisnął w tym samym momencie malec z zachwytem, wczepiając się w obwiązujące liny całun i próbując wdrapać na wysoki katafalk. - Żyje! Widziałem! Mrugnął! Popatrzył!

Pustułka przyjrzała się zwłokom krytycznie, ale trup wyglądał odpowiednio trupio i nie dawał powodów, by wątpić w kompetencje śledczego i wszystkich plotkar w mieście.

- Naprawdę widziałem!

Dotknęła bladego policzka. Ciało było zimne... przez chwilę. Awicenna najwyraźniej stwierdził, że nawet jeśli się poruszy, to plotki będą – bo zupełnie otwarcie, wesoło mrugnął do kobiety. Przez chwilę wyglądało, jakby nawet miał coś powiedzieć, ale plecy strażnika przedwcześnie wyleczyły go z gadatliwości.

Aune zareagowała szybko. Przymrużyła podejrzliwie oczy, ale chwyciła chłopca za kołnierz z jakąś szorstką łagodnością, zupełnie jakby małego kociaka podnosiła z ziemi, i posadziła na postumencie, twarzą do siebie. Wybrać pomiędzy sławnym iluzjonistą a bezimiennymi strażnikami? To nie był wybór. No i ciekawa była, tą samą babską ciekawością, która podjudziła ją, żeby martwych bohaterów oglądać.
Byłbym wdzięczny za sekrecję” - trup miał to wręcz wypisane na twarzy. Dosłownie! - „Choć wdzięczność ma cokolwiek skromna, boć mam skrępowane ręce.”
- Wiem, że widziałeś - powiedziała powoli do Kita, choć ponad jego ramieniem ciągle zerkała ku temu najżywszemu ze zmarłych. - To taki okropnie tajny rytuał, który elfy utrzymują w straszliwej >sekrecji< - wykrzywiła się kpiąco, przeciągając lekko ostatnie słowo. - Gdy tylko się takiemu mistrzowi sztuki iluzyjnej pierwsza broda sypnie - jak choćby Wytrzeszczonemu Kelenowi, co u Teskena robi - wyprawia mu się próbę dojrzałości, która ma udowodnić, że jest już prawdziwym mężczyzną. Każda z nich jest...

- Ale tatko mamie powiedział, że elfy to miętkie panienki są
- wysoki głos chłopca idealnie wypełniał każdy kąt pomieszczenia i zapewne niczym srebrzysty strumień obmywał czułe, elfie uszy stojących na zewnątrz strażników. Jego jasne oczy aż wielkie były z przejęcia. - Bo są gołe koło siusiaka!

Aune popatrzyła na Kita, popatrzyła na Awicennę, popatrzyła na nagle ściągnięte plecy strażnika i zaczęła śmiać się jak wariatka.
Zapraszam do sprawdzenia” - stwierdził na piśmie iluzjonista, najwyraźniej dobrze tłumiąc śmiech. Bo uśmiech świadczył, że docenił humor sytuacyjny.
- A mama tatkowi powiedziała, że nie zna się w ogóle - kontynuował dumny z siebie i zaaferowany chłopiec, a dziewczyna popłakała się z uciechy. - Bo lepiej jak gołe niż jak przez włosy nic nie widać. A tatko powiedział, że on jej zaraz pokaże. A mama powiedziała, że żeby pokazywać to trzeba mieć co. A tatko się strasznie zdenerwował i chyba pokazał, bo potem mama była bardzo zadowolona, że on jednak znalazł. Choć się nie spodziewała. Sam słyszałem.

Historyjka chłopca poruszyła nawet zmarłych - Awicenna, jeszcze chwilę wcześniej uśmiechający się sangwinistycznie, lekko zmienił pozycję. Wesołość tłumił jednak skutecznie, bo nie zdradził się nawet dźwiękiem - jedynie ramiona drgały mu lekko i - podobnie jak dziewczyna - ronił łzy uciechy.

- A ciocia powiedziała, że pan Awicenna kiedyś takiemu ważnemu panu ubranie uszył. I jak ten pan w procesji takiej ważnej poszedł, to mu ubranie zniknęło. I ciocia z mamą bardzo się śmiały, bo powiedziały, że tam taka fasolka była. I fałdki. I temu panu potem było bardzo smutno. Ale to był chyba zły pan, prawda? - spytał się Pustułki, która - wpatrzona w małego jak w świeżo wypuszczony ze stoczni statek - przytakiwała mu na wszystko co mówił. - I mówiły też o takiej pani, co ją pan Awicenna takiemu drugiemu panu dał. Tylko tej pani tak naprawdę nie było! I jak tego pana przyłapali, to on miał takie... - Kitowi wyraźnie zabrakło konceptu. Przygryzł wargę strapiony, ale zaraz uśmiechnął się szeroko. - A tatko powiedział, że jak będę dzisiaj grzeczny to dostanę zabawkę. Powiesz tatkowi, że byłem?

- Najgrzeczniejszy
- obiecała, gotowa obiecać mu cokolwiek. - A co jeszcze twoja mama i ciocia mówiły o panu Awicennie?
A za plecami chłopca Awicenna odpowiedział prostym komunikatem: „Błagam, litości!”. W widoczny sposób będąc na granicy jakiegoś ataku.
Przez moment wyraźnie się zastanawiała, kalkulując bilans frajdy i ryzyka. Wyciągać z małego kolejne opowieści i czekać aż pozornego nieboszczyka szlag jasny trafi? Zignorować okoliczności i zaspokoić ciekawość? Wycisnąć z iluzjonisty zapłatę? Obietnicę trybutu? Widząc jednak morderczą minę strażnika, skierowaną ku rozgadanemu chłopcu, snującemu już kolejną opowieść o “panu Awicennie”, spasowała. Zgarnęła piszczącego z radości malca i posadziła sobie na ramionach.
Jeśli zakryjecie twarz całunem... myślę, że Gelethain też by podziękował. Tyle, że on pieniężnie” - wystosował ostatnią prośbę trup, rzucając spojrzenie na trubadura. Najwyraźniej ryzykował sporo – ale pieniądz obiecywał!
- Idziemy, dzieciaku - zakomenderowała, a że swoim słowem nie zwykła sobie gęby wycierać, dodała: - Zanim Scalor zacznie w “Zerwanej Cumie” adeptów rekrutować, do ojca cię odstawię.

- To ten pan, co tatko powiedział wujkowi, że jest zielony jak żaba? I że to dlatego, że w rzece się pławi jak jaszczurka? A wtedy wujek powiedział, że.
..

Kit znowu się rozgadał a Aune doszła do wniosku, że dziecko z dobrą pamięcią jest jedną ze straszniejszych rzeczy, jakie mogą sobie zrobić ludzie.

Skinęła nieznacznie głową elfiemu iluzjoniście i zakryła jego brodatą twarz białym płótnem.
Moment później - ku uldze strażników - kostnica była ponownie cicha i pusta.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 27-03-2012 o 20:38.
obce jest offline