Cytat:
Dla mnie jednak role playing to nie piłka nożna ani brydż. Chyba, że chodzi wyłącznie o levelowanie, wtedy mógłbym się zgodzić z Zapem. Skoro bowiem postać nam zwisa, zaś liczy się jej moc, czy poziom, to de facto ubicie postaci ma znaczenie wyłącznie jak utrata gola, którego można nadrobić własnym golem.
|
A czemu to niby RPG to coś innego niż piłka nożna, czy brydż? To zabawa i to zabawa. Przy czym to piłka nożna i brydż są rozgrywane na poziomie zawodowym, czyli są nawet bardziej elitarne
.
A tak bardziej poważnie, to według mnie nie ma sensu się jakoś angażować emocjonalnie w postacie, bo i po co? Autentycznie nie widzę żadnego po temu powodu. To tylko kilka cyferek na karcie i wydumana historia, spisana na kartce (a w niektórych wypadkach na kilku, bądź nawet kilkunastu kartkach). I tyle.
Jak najbardziej jednak rozumiem, że bawić się każdy chce tak, jak mu to sprawia przyjemność. I skoro mnie Kelly tak ładnie, zdrobniale wywołuje w wypowiedziach (a może zwyczajnie leniwie? w końcu ten nick taki długi i nie wiadomo jak to w ogóle odmienić), to muszę przyznać, że jakby mi jego MG grzecznie podziękował za wspólną grę, stwierdzając, że moje działania psują zabawę jemu i jego graczom- zrozumiałbym. Za nic w świecie nie zmieniłbym moich działań i zwyczajnie przestał grać, ale zrozumiałbym i nie miałbym pretensji. Tak jest grzecznie, kulturalnie i dojrzale.
Cytat:
Konflikt między graczami może być rozegrany nie psując drużyny ani zabawy któremukolwiek z nich - by podać mega klasyczny przykład Legolasa i Gimlego. Postacie zamiast się zabijać mogą wejść w spór doktrynalny albo współzawodnictwo. To jest dobre. A co do zabijania postaci współgracza...jakoś trudno mi uwierzyć w uzasadnienie "fabularne"
|
Motywacje mojej postaci i cudzej postaci są diametralnie różne. Ich cele są ze sobą sprzeczne. Konflikt jest nieunikniony, a po co się kłócić z człowiekiem, skoro można go zabić? Śmierć jest bardzo ostatecznym rozwiązaniem, ale nie mam problemu z podaniem przykładów (choćby z własnych doświadczeń RPGowych) na fabularnie zasadne zabicie współgracza.
Wystarczy nie podchodzić do RPG jak do gry drużynowej. Ja nie podchodzę i już nie muszę się martwić żadnym członkiem drużyny, poza sobą. W ogóle nie granie w RPG drużynowo fajnie rozwiązuje sprawę rozbicia drużyny - drużyny po prostu nie ma. Mogą być wspólnicy, tymczasowi sprzymierzeńcy, wrogowie moich wrogów, ale nie drużyna. I już. Inne podejście do tematu.
Cytat:
Godziny tworzenia jej koncepcji, opisywania, wieczory grania, zastanawiania się, jak ona odczuwa...i tak po prostu ok?
|
Tak po prostu ok. Co tracę po śmierci mojej postaci? Kartkę pełną cyferek i kilka godzin poświęconych na pisanie historii. Gdyby proces pisania historii nie sprawiał mi przyjemności sam w sobie, to w ogóle bym jej nie pisał. Czyli w sumie tracę na tym niewiele. A rozegranych sesji i czerpanej z nich rozrywki, nie zabierze mi już nic.
Może i będzie mnie ta strata gryzła przez godzinę, albo dwie, ale równie dobrze może mnie gryźć przegrana w szachach. Zrobiłem głupi ruch, mogłem to rozegrać inaczej, a tak przegrałem.
A czy przywiązywanie się do postaci jest złe? Nie wiem. Po prostu nie rozumiem tej idei i tyle.
P.S.
Prawda, że tematy na forach stają się od razu ciekawsze, jak tylko odejdzie się od ich myśli przewodniej?