Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2012, 19:43   #10
pawelps100
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Marathir omiótł spojrzeniem całe towarzystwo, które od razu po śniadaniu gremialnie opuściło karczmę. Mimo woli lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy- w zamierzeniu miał zwerbować bandę kaprawych typów spod ciemnej gwiazdy, a cóż dostał w zamian? Małego halflinga, co mu tylko psoty w głowie; poranionego przez los człowieka; szalonego fanatyka, który wymordowałby całą wioskę, gdyby dopatrzył się u nich znamion Chaosu oraz innych, którzy na pewno mieli wiele zalet, ale i tajemnic.
Ale w ostatecznym rozrachunku to nie miało znaczenia. Wszyscy stawili się na miejscu, znęceni wieloma przyczynami, których elf pewnie i tak nie pozna.
Z rozmyślań Marathira wyrwał błysk słońca. Spojrzał z niepokojem na słońce, które promiennie świeciło na bezchmurnym niebie. Wiedział, że teraz wszyscy będą musieli się spieszyć, dlatego wygonił Niziołka z wozu, mówiąc do niego:
-Poczekaj jeszcze chwilÄ™, i tak zaraz ruszamy.

Gdy hobbit wrócił na ziemię, nastała ponura cisza. Wszyscy oceniali wzrokiem elfa. Był on wysoki i barczysty, a także był wyjątkowo blady, nawet jak na elfa oraz miał kruczoczarne włosy. Jego poważny wzrok błądził chwilę po towarzystwie, po czym przemówił:

- Jeszcze raz witam was wszystkich jeszcze raz!
Witaj i ty, mój bracie żyjący tutaj na wygnaniu- zwrócił się osobno do Viraelela w eltharinie.

Potem ruszył, i dał każdemu kilka złotych, a gdy wszyscy zostali obdarowani, powiedział:
-Oto wasza zaliczka. Mam nadzieję, że wam wystarczy, a to przedsmak zapłaty, jaką otrzymacie, gdy wrócimy do tego miasta.

Przerwał, po czym podjął dalej:
- Jesteście mi potrzebni, ponieważ mam pojechać teraz do Imperium, by zabrać kilka rzeczy potrzebnych mojemu ojcu, Beriusowi z Dzielnicy Elfów. Drogi są bardzo niebezpieczne, a ostatnia susza nasila ataki mrocznych istot. Ta wyprawa może być w niebezpieczeństwie, ale myślę, że z wami pewnie dam sobie radę. Za to powtórzę jeszcze raz: za pomoc mi okazaną zostaniecie sowicie wynagrodzeni.

Potem przystanął, a następnie kontynuował:
- Naszym pierwszym celem będzie dostanie się do Altdorfu, by tam odebrać pewien zamówiony specjalnie dla mojego ojca przedmiot. A ponieważ jest już późno i ponieważ się spieszę, czym prędzej ruszajmy. Wsiadajcie na wóz i niech bogowie mają nas w swej opiece.

Po tym krótkim przemówieniu elf usiadł za uzdami, zachęcając wszystkich, by wsiedli do wozu. Był on duży i całkiem wygodny. W środku nie było luksusów, ale pozwalał na mało męczącą podróż. A co więcej, był on kryty dużą plandeką, wykonaną najpewniej ze skóry jakichś zwierząt.

Gdy wszyscy usiedli, a Reinhard dosiadł swojego rumaka, Marathir usiadł na miejscu woźnicy i ruszył, poganiając dwójkę koni.

Przez cały dzień powóz jechał przez ponure bagna okalające Marienburg, zatrzymując się przez cały dzień tylko dwa razy. Za to upał coraz bardziej doskwierał. Przez te dwa dni nawet jedna chmura nie pokazała się na niebie i słońce w środku lata działało z wielką mocą. Przez pierwszy dzień bagna łagodziły te trudności, ale drugiego dnia wóz wjeżdżał w pagórkowate krainy Imperium i żar dosłownie lał się z nieba. Większość ludzi, schowana pod plandeką, miała nieco łagodniej, ale Reinhard oraz Marathir byli wystawieni bezpośrednio na działanie słońca i nie mieli lekko.

Pod wieczór drugiego dnia od wyruszenia z miasta konie zaczęły biegnąć wolniej. W końcu zatrzymały się u stóp niewielkiego pagórka, blisko traktu. Tam legły i już nie chciały się ruszyć.
Marathir był trochę zmartwiony, ale nie było wyboru, trzeba już było zostać na miejscu.
- Miałem zamiar jechać jeszcze przez jakiś czas, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że trzeba zostać tutaj na noc. Czy ktoś z was oprócz mnie zna się na opiece nad zwierzętami? Jak tak, to mi pomóżcie.
Po tych słowach, nie czekając na resztę, udał się w stronę koni ciągnących wóz, by się nimi zająć.

Rozejrzeliście się wszyscy po sobie. Słońce powoli kryło się za nieboskłonem i zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy.
 

Ostatnio edytowane przez pawelps100 : 27-03-2012 o 21:36.
pawelps100 jest offline