Trzecia doba podróży - świt Chyba tylko Solmyr mógł zasnąć zaraz po spotkaniu z nieumarłą istotą. Reszta wędrowców długo nie mogła się uspokoić, a wartownicy stali się znacznie czujniejsi. Skończyło się dumanie o niebieskich migdałach i zajmowanie czymkolwiek, byle by tylko przetrwać do końca swojej zmiany. Warty miały zapewnić bezpieczeństwo - ale czy było możliwe wypatrzenie w ciemności ducha? ~ To się nie może dobrze skończyć... ~ Etromowi i Fernasowi w każdym razie się to nie powiodło. Hieronimus pojawił się znienacka na skraju obozowiska i z głośnym wrzaskiem “Do atakuuuuuu!!!” przeleciał przez całą długość polany, wzniecając snop iskier z ogniska. Wszyscy zerwali się na równe nogi, lecz duch zniknął w mroku. Mijały minuty, godzina, dwie, lecz zmarły nie powrócił. Drużyna była jednak tak poddenerwowana, że byle pohukiwanie sowy, czy nawet szelest przelatującego nietoperza wywoływał trwożliwe spojrzenia na boki. ~ To się nie może dobrze skończyć... ~ przelatywało raz po raz przez głowę Eillif. Wreszcie ciemność nocy zaczęła ustępować przed szarością świtu. Gwiazdy powoli bledły; pierwsze ptaki głośnym ćwierkaniem oznajmiały poranek. Wszyscy odetchnęli z ulgą - zwłaszcza Yarkiss, któremu przypadła ostatnia warta. Zbyt wcześnie. - Bić psubratów!! - Hieronimus przepłynął wzdłuż i w poprzek polanki, wywijając jakimś (całkiem realnym) kijem. Wydawał się jeszcze bardziej rozczochrany niż wcześniej i najwyraźniej świetnie się bawił. - I kto jest górą, partacze, hę? - Mężczyzna zwycięsko powiódł wzrokiem po obozowisku. - Ha?! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie! - Rzucił na ziemię kij, który jakimś dziwnym trafem uderzył zaklinacza prosto w kolano. - Opssss... przepraszam - rzekł, zgoła nieszczerze, Hieronimus, po czym dodał - Chciałem wyżej.
W końcu zjawa się uspokoiła i, podparłszy się pod boki, obróciła powoli dokoła, obrzucając zebranych zimnym spojrzeniem bezbarwnych oczu.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-03-2012 o 14:40.
|