Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2012, 13:31   #35
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Ramiona i nogi młodego kapłana pracowały jak tłoki gdy z "polankiem" w dłoni gnał ku miejscu przebiegu drugiego starcia, który jakby odbiegał od idealnego, sądząc po odgłosach. Zastany widok potwierdził pierwsze wrażenie. Baelraheal widząc że Gustav pochyla się nad Filutem przypadł do rannego Salarina. Obejrzał wojownika i zanucił słowa modlitwy do Ojca Elfów, zamykając ranę i wzmacniając organizm Pieśniarza.
- Z tamtymi - wskazał podbródkiem - poradziliśmy sobie bez problemu. Lairiel pięknie jednego gwardzistę rozbroiła, znać że te paladyny nie jeno pedikiurów się uczą i paradowania w koronkowych gatkach - zachwycił się, wspominając jednocześnie “wojowniczki” z dobrych domów Evermeet, które a juści, oszałamiająco prezentowały się w pasie do pończoszek, za to z mieczem w garści wręcz przeciwnie.





- Mości Gustavie, pamięć mi chyba nie dopisuje, nie mieliśmy aby dyskretnie sprawy załatwić? - zagadnął rycerza.
- Sytuacja tego wymagała, Baelrahealu... - ten powiedział mało zadowolony, zerkając na rannego Filuta. - Wolałem nie ryzykować zdrowia naszego towarzysza, szczególnie na takim etapie naszego zdania.
Kapłan skinął tylko głową - nie widział co zaszło, to i nie było co powietrza psuć jałowym gadaniem. Obejrzał sobie za to starannie miecz rycerza, bowiem widok należał do niezwykle interesujących.

Jakimś sposobem oślepł na cierpienie Filuta albo może uznał że imć Gustav wystarczająco mu pomógł - dość że Lairiel musiała leczyć “potwora z bagien”, sam za to zajął się gwardzistami. Na widok tego jak paladynka związała “ich” dwójkę załamał ręce w rozpaczy.
- Tak to się dziewczę pędzlem po cycku głaszcze... - mruknął pod nosem, ale nie paladynka w końcu temu była winna że wiązania węzłów w klasztorze nie uczono. Sam za to całą piątkę rozbroił, przeszukał, sprawdził funkcje życiowe i gdzie trzeba było pomocy medycznej udzielił, broń obejrzał w poszukiwaniu ciekawostek a gdy takowych nie znalazł wciepnął całość żelastwa do rzeki. Związał strażników porządnie pasami i rzemieniami, zakneblował, przeciągnął w jedno miejsce na igliwie pod drzewem, płaszcz rozpostarł, rzucił związanych w baleron obok siebie i nakrył pozostałymi płaszczami.
- Starajcie się nie uświerknąć, śpiące królewny - mruknął, jesień wszak była. Jak pokonają męski wstyd i się przytulą to zapewne jakoś przetrzymają. Pomysł przesłuchania strażników nie znalazł uznania pozostałych osób w grupie, toteż pilniczek Lairiel nie był potrzebny.




Podróż przez rzekę była dla Baelraheala źródłem nieustającej radości. Po pierwsze grzbiet go jeszcze bolał po dźwiganiu strażników i nie spieszył się z nadwerężaniem go, po drugie z zainteresowaniem przyglądał się manipulacjom rycerza przy wiosłach. Wyszczerzył zęby gdy na zamku wybuchł pożar.
- Zdajecie sobie sprawę z tego, mości Gustavie, że gdziekolwiek chcieliście alchemika szukać najpewniej w takim zamieszaniu już go tam nie będzie? - zapytał ciekawie. - Zdałoby się byście opowiedzieli jak ten mistrz par rtęci i amoniaku wygląda, tak na wszelaki wypadek.
- Miał oczekiwać na swych komnatach... - zerknął ze zwątpieniem na kapłana - Ponoć włosy ma w barwie płomieni. Długie, prawie po ramiona. - westchnął cicho - niestety, nie miałem okazji dokładniej się mu przyjrzeć.



W poszukiwaniach wejścia Gwardzista Boga brał czynny udział, a że kto inny je odnalazł, to i nie było o co się obrażać. Skinął Salarinowi z uznaniem.
- No to do dzieła, w imię ratowania alchemików.
Na propozycję pozostawienia zbędnego ekwipunku wzruszył ramionami. Miał plecaczek w którym pochował wszystko co nie musiało być rozmieszczone na ciele, i spory zapas miejsca jeszcze pozostał. Zaproponował Lairiel by część swego majdanu który taszczyła z uporem godnym lepszej sprawy, przepakowała do plecaczka. Ale nie nalegał. Mogła się brzydzić trzymać swoje rzeczy obok jego skarpetek albo coś podobnego.

- O w mordkę jeża - aż się skrzywił i użył jednego z najstraszniejszych elfich przekleństw znanych w naturze gdy z loszku buchnął zapaszek. Nie zdziwił się że co niektórym żołądek się wywrócił na drugą stronę, sam z kolacją musiał walczyć dłuższą chwilę gdy ta gwałtem wydzierała się na zewnątrz. Potrząsnął głową, wszedł do środka, sprawdził ile ma miejsca do walki, co ze śladami na ścianach i posadzce i dreszczami przebiegającymi po skórze - jak się te kilkanaście lat elf powłóczy po jaskiniach to nabiera pewnego … wyczucia gdy ma w coś wdepnąć.

- Chłopcy, no co wy? To ja, kobieta znoszę jakoś te obrzydlistwa, a wy nie dajecie rady? Weźcie się w garść, musimy iść dalej - na takie słowa Lairiel spojrzał na dziewkę z podziwem, bowiem spodziewał się że pierwsza umknie w popłochu, jednak z twardszej gliny okazała się ulepiona. Przynajmniej na razie i był mile zaskoczony tym że co i rusz potwierdzała że więcej w niej siedzi niż na pierwszy rzut oka wyglądało.

- Ojcze nasz, Twej łaski przyzywam by chroniła nas ode złego - rozsypał srebrny pył wokół grupy gdy już wszyscy, mniej lub bardziej bladzi i zakrwawieni, gotowi byli do zejścia w czeluści podziemi. Niewidzialną magiczną osłonę wycentrował na Randalu, najmniej zapewne skłonnym do pchania się w starcie wręcz, by pozostali mogli bezpiecznie walczyć wokół niego. Ruszył za ciężko już doświadczonym Filutem. Znając dzisiejsze szczęście “potwora z bagien” nim skończy się ta noc będzie wisiał na haku za poślednie ziobro i Baelraheal przyobiecał sobie że nie dopuści do tego by śmierdzącego towarzysza to spotkało. Wieczną pochodnię zatknął w dwóch pętlach na zbroi na plecach po lewej stronie, by świeciła mu zza ramienia i nie przeszkadzała w strzelaniu z łuku. Kontrolnie przyzwał moc i przepuścił ją przez pancerne rękawice, z zainteresowaniem przyglądając się bladej poświacie tańczącej po metalu. Był gotowy. Chyba.



Gdy znaleźli się w sali nie zdążyli na dobre się rozejrzeć, a przydałoby się. Kiedy sytuacja uspokoiła się nieco Pieśniarz Klingi podszedł do Gwardzisty Boga z nieco zaniepokojoną miną.
- Baelrahealu mam pewną sprawę. To miejsce na mnie źle działa, nie wiem czy to jednorazowy efekt czy trwały, ale czuję się jakby coś mąciło mi myśli, tłumiło koncentrację. Moje myśli są bardzo rozbiegane i ciężko mi się skupić.
-skrzywił się nieco- Jeśli ktoś chciałby przejąć kontrolę nad moim umysłem to ciężko byłoby mi się przed tym obronić. Czy potrafisz mi jakoś pomóc? To musi być jakaś magia, klątwa czy urok, ja tego nie wiem, ale Ty jesteś kapłanem, spotkałeś się z czymś takim wcześniej?-spojrzał na elfa z zaniepokojeniem, w oczach Salarina było widać dużą obawę świadczącą o powadze sytuacji i jego umysłowej słabości w tej chwili.
Kapłan uważnie przyjrzał się pobratymcowi i pokiwał głową.
- Spróbuj pozostawać w pobliżu Randala, przyzwałem moc naszego Ojca chroniącą przed niektórymi efektami i na nim umieściłem jej centrum, nie zabezpieczy przed wszystkim, ale miejmy nadzieję że wystarczy. Dobrze że o tym powiedziałeś, będę miał się na baczeniu i w razie konieczności postaram Ci się pomóc - wyciągnął rękę i mocno uchwycił Salarina za ramię. - Będzie dobrze, uszy do góry, wspólnie sobie poradzimy. Każdy ma jakieś słabości.

Pochylając się nad ciałami krótko zastanowił się czy glewii nie przygotować do walki, ale zrezygnował na razie, zamierzał przyzwać za to łaskę swego bóstwa by sprawdzić otoczenie. Broń wydawała się sama wskakiwać mu w dłoń gdy magia strażnicza wejścia się objawiła i nagle żołądek mu się zawiązał w ciasny supeł. Resztki ciał na podłodze dawały dowód tego że błędna odpowiedź zaowocuje dotkliwiej niż policzkiem po złapaniu niewłaściwej kobiety za pośladki.

“Woda albo gaz” - przemknęło mu przez myśl - “A odpowiedź … “zagadka”? “Tajemnica?” Ciekawe.”
Zaczął rozważać kolejne możliwości na drobne rozkładając pytanie, ale nim zdążył wpaść na to by “odpowiedź” zacytować Randal otworzył gębę. Dziadunio mimo szacownego wieku nie wpadł na poprawne rozwiązanie i rozpętało się piekło. Zimne, mokre piekło i Baelraheal w strachu o broń zdarł z pleców łuk i kołczan, czym prędzej włożył je do plecaka a z kolei wyciągnął łom.
- Szukaj! - potwierdził zamiar Salarina, za to do Gustava krzyknął o pomoc przy otwarciu drzwi, dobrnął do nich czując jak mu się już jaja kurczą z zimna. Wbił ostry koniec między kamienne wierzeje na tyle ile się dało, pociągnął mocno, przesunął się by rycerzowi dać przystęp do narzędzia. Pociągnęli razem, aż Baelrahealowi poczerwieniało w oczach. A może pociemniało? W migotliwym świetle pochodni trudno się było połapać.
- Niech to demony! - warknął gdy naraz łom wyśliznął się ze szczeliny, sam się zatoczył a lodowata woda chlusnęła jeszcze wyżej mrożąc mu ciało. Dla zahartowanego kapłana nie było to jeszcze nie do wytrzymania, ale jak tak dalej pójdzie...

Szczęściem, sprawka to była Salarina i łom wypadł z tego względu że drzwi raptownie się otworzyły. Baelraheal sięgnął po łom i schował go do plecaka, czym prędzej wyjął miecz z pochwy, dobrnął do drzwi i w świetle własnej pochodni zajrzał do środka, szukając śladów. Wbrew wszystkiemu był w dobrym humorze - w końcu nadal żyli.
- Nie pchać mi się do środka, obejrzyjmy to sobie najpierw - powiedział zastanawiając się czy już przyzywać łask Corellona Larethiana by nie wdepnąć w pułapki, których zapewne można się było spodziewać po tak “gorącym” powitaniu. Pospiesznie wylał wodę z butów i naciągnął na głowę kolczy czepiec.


Rzuty
[Rzut w Kostnicy 19] - test odporności na smród
[Rzut w Kostnicy 6] - wyleczone PW Salarina
[Rzut w Kostnicy 28] - test odporności na lodowatą wodę

Zaklęcia
Leczenie lekkich ran na Salarina
Magiczny krąg ochrony przeciwko złu, 70 minut od wejścia do podziemi
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 28-03-2012 o 13:42. Powód: Dołożony fragment od Bronthiona
Romulus jest offline