Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2012, 01:47   #31
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Gwardzista warknął, kiedy ostrze elfa przeszywało jego ramię. Strach wywołany niespodziewanym pojawieniem się widmowego miecza ustąpił miejsca zacięciu.
- Upierdolim Ci ten siwy łeb !- warknął wyrywając się w tył, tak by ostrze rapiera wysunęło się z rany, a następnie wziął zamach odtrącając je od siebie. Kiedy elf starał się ze wszystkich sił zasłonić Filuta, gwardzista uśmiechnął się lekko i pchnął glewią przed siebie . Salarin wygiął się z całych sił, wysuwając biodra w bok, oko krzywej gęby okazało się jednak zbyt dokładne a ruchy zbyt szybkie. Ostrze przedarło się przez strój elfa i rozcięło głęboko skórę, tuż nad prawym biodrem .
- A winc potwóry z bagin tyż puszczają juchę jak ludź, co ?- zarechotał, obnażając przy tym przegniłe, zielone niemal zęby. - Moża być was i tysiąc ! Ni data rady Królewskiej Gwaaa... - rękojeść widmowego miecza z impetem uderzyła w potylicę pyszałka. Rozległ się przy tym charakterystyczny, pusty dźwięk. Z wykrzywioną w zdziwieniu twarzą, Gwardzista runął w błoto.
- Salarinie, zwiąż ich !- powiedział stanowczo Gustav mijając elfa i podbiegając do Filuta. - Jesteś cały ?- ścisnął ramię pokurcza, krzywiąc się lekko na widok jego jeszcze bardziej oszpeconej twarzy.
- Co oni, celowali w najbrzydsze ...- mruknął z uśmiechem, starając się chyba jakoś poprawić tym nastrój Filutowi. Podstawił mu bukłak pod samą twarz , przyglądając się dokładniej jego obrażeniom.
- Golnij sobie przyjacielu, specjał Griga... Nie będę kłamał - zaboli. Ale świszczysz tym nosem jak knur kryjący maciorę...- nie czekał na pyskówkę czy protestowanie Filuta. Chwycił jego nos, ścisnął chrząstki i mocno pociągnął. Coś trzasnęło okrutnie, jednak wedle obietnicy - świszczenie towarzyszące oddechowi maga od momentu niefortunnego spotkania z ostrzem glewii ustało. Klepnął pokrzepiająco w plecy pokurcza i rzekł:
- Bądź twardy jak skała. Bądź godny Tempusa.
Wtem z krzaków wyskoczył rozpędzony Randal wraz z Baelrahealem, gotowi chyba posłać wszystkich przed obliczę Kelemvora. W pierwszej chwili Gustav wystawił swe ostrze w ich kierunku, elfy rozpoznał ich chyba wcześniej.
- Randalu, nie spodziewałem się po was takiej werwy... - mruknął z uśmiechem rycerz, wsuwając miecz do pochwy. - Już po wszystkim. - oznajmił zerkając w kierunku Salarina, który właśnie kończył z gwardzistami.
- Zatkaj im też usta. Będą tutaj leżeć kilka godzin. Wolałbym żeby ich ziomkowie nie oczekiwali nas tutaj, kiedy będziemy wycofywać się z zamku.- "O ile mamy na to szanse, oceniając po umiejętnościach niektórych..."nie pozwolił sobie jednak na wypowiedzenie tych słów. Nie szukał zwady , nie w tej sytuacji. Przyznać jednak należało, że najemnicy nie popisali się w tej walce ...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=i67bt-UPiOA&list=PLF2C2769EFAF0E992&feature=player_detai lpage[/MEDIA]
Po "zabezpieczeniu" pokonanych gwardzistów, grupa wróciła na wybrzeże, gdzie Lairiel zdążyła już przygotować łódź do podróży.
- Będzie trochę ciasno...- powiedział rycerz z lekkim niezadowoleniem, po czym gestem dał znać by najemnicy wchodzili na łódź. Omiótł jeszcze spojrzeniem las za ich plecami. Wszystko wydawało się w porządku...
Manewrowanie obciążoną łodzią nie należało do łatwych, nawet w przypadku tak słabego prądu rzeki. Ciskając siarczystymi przekleństwami, raz po raz wymachiwał wiosłami posuwając łódkę nieco do przodu. Mniej więcej w połowie drogi usłyszeli alarmowe bicie dzwonów na zamku.
- Cholera... padnij.- mruknął w pierwszej chwili, puszczając wiosła. Nim jednak rzucił się ku podłodze, na twarz jego jak i pozostałych padła łuna ognia...
Wszyscy , którzy unieśli swoje spojrzenie ujrzeli ogromny ogień trawiący właśnie wysoką, owalną wieżę zamku. Płomienie wydobywały się przez wszystkie drobne otwory od jej podstaw przy samej skale, aż po witraże pod samym dachem.
- Na wszystkie świętości... To wieża magów.- wydukał Gustav z przerażeniem w oczach. Poderwał się szybko i chwycił za wiosła.
- Cokolwiek dzieje się na zamku... nie jest dobrze. Musimy się spieszyć. - tym razem przykładał się jeszcze bardziej do machania długimi wiosłami. Co chwila zerkał jednak w kierunku płonącej wieży i rozbieganych strażników na murach.
W końcu dno łodzi zaszurało o żwir na drugim brzegu.
- Teraz musimy ją wciągnąć...- wytężył wzrok spoglądając dalej na brzeg- Tam... Powinna być bezpieczna. Pomóżcie mi przyjaciele.
Ramię w ramię wyciągnęli łódź na brzeg i przeciągnęli ją po wysokiej, wilgotnej trawie w zarośla.
- Zostawcie tutaj wszystko co was spowalnia. I tak tutaj wracamy.- rzucił każdemu z najemników poważne spojrzenie.- Od tej chwili nie ma miejsca na pomyłki, rozumiecie ? Gwardziści na zamku nie są tak tępi jak ci, patrolujący okolicę. A cholera wie czy nie czeka tam na nas coś jeszcze gorszego...
Ruszyli między zarośla w poszukiwaniu ukrytych drzwi. Rozpoczęła się cała symfonia postukiwań, tupnięć i kopnięć a wraz z nimi nasłuchiwanie. Zdawać się mogło, że najbardziej profesjonalnie do poszukiwań owych przyłożył się mały człowiek o iście ogrzym zapachu. Zaglądał w każdą szczelinę, półkę skalną, za każdy głaz. Szczęście nie dopisało mu jednak, kiedy w trakcie przeszukiwania jednych z wielu zarośli odgarnął gałąź akacji, która powracając z pełnym impetem uderzyła w jego opuchniętą twarz.
W tym samym momencie usłyszeli Salarina, wskazującego na pewne miejsce w skale, nieopodal podnóża płonącej właśnie wieży.
Drzwi były wyrzeźbione w kamieniu, który teraz pokryła w wielu miejscach gruba warstwa mchu i korzeniu pnących się po niej roślin.
-To one.- oznajmił Gustav. Oderwał szybko kilka płatów świeżego, pachnącego ziemią mchu, poszukując czegoś intensywnie. Kilka razy pogładził powierzchnię dłonią mrucząc coś pod nosem.
- Mam...- odetchnął z ulgą, po czym przekręcił ledwo dostrzegalną dźwignię. Mechanizm zazgrzytał głośno uchylając się do środka. W nozdrza stojących nieopodal najemników uderzył zapach stęchlizny. Tak wyraźny i mocny, iż zdawał się odstraszyć smród Filuta na drugi kraniec świata.
- Nikt nie mówił , że to będzie przyjemne.- uśmiechnął się lekko Gustav chwytając za pochodnię. Drugą wręczył w dłoń Filuta.
- Wybaczcie, więcej nie mam. Lecz słyszałem, że wasz lud widzi lepiej w ciemnościach ?. Trzasnął krzesiwem, po czym rzucił nieco światła w mrok za drzwiami.
-Schody... No to wio.- rzucił z uśmiechem do Filuta.- Jeśli ma nas coś zjeść, Twój zapach na pewno go zniechęci przyjacielu. - pchnął mężczyznę do przodu, raczej nie reagując na jego protesty.
Schody okazały się bezpieczne. Nie licząc licznych , niesamowicie dużych pajęczyn, które co chwila przylegały do twarzy najemników obyło się bez niemiłych niespodzianek. Przez dłuższą chwilę schodzili w dół. Powietrze stawało się przy tym coraz bardziej wilgotne i przesiąknięte wręcz odrażającym, męczącym zapachem stęchlizny. W końcu dotarli do niewielkiej, owalnej sali. Jej podłoga wysypana była żwirem, a po ścianach ociekały w dół stróżki wody, prosto na ludzkie szkielety odziane w zgniliznę, która niegdyś zapewne była ubiorem. Po przeciwległej stronie komnaty znajdowały się kolejne kamienne drzwi.
- O tym nikt mi nie wspominał...- mruknął Gustav, a w tej samej chwili runy na drzwiach błysnęły błękitnym światłem. Coś zazgrzytało, a następnie huknęło wstrząsając całą salą - wejście za ich plecami zniknęło. W miejscu schodów pojawił się ogromny głaz.
Magiczne światło oderwało się od run, zatańczyło w powietrzu pomiędzy najemnikami. Chłód od niego bijący wywoływał ciarki. W końcu światło zawisło nad ich głowami układając się w napis:


„Jak możliwe jest mnie znać, skoro nie wiesz o co pytać?
Przeczytaj uważnie to pytanie, bo kryje się za nim rozwiązanie. Kim jestem?”

Na usta Gustava cisnęły się setki przekleństw, jednak szybko zrozumiał, że może nie jest to najinteligentniejsze rozwiązanie sytuacji, w której się właśnie znaleźli. Przynajmniej o ile nie chce by ciała jego i najemników dołączyły do kolekcji, którą przyszło im teraz podziwiać.

------
Filut -test przeszukiwania.
Rzut w kostnicy [1]
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 01-05-2012 o 01:32.
Mizuki jest offline  
Stary 26-03-2012, 01:32   #32
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
„Jak możliwe jest mnie znać, skoro nie wiesz o co pytać?
Przeczytaj uważnie to pytanie, bo kryje się za nim rozwiązanie. Kim jestem?”


Kim jestem wskazuję na osobę, zaś o co, wskazuje na rzecz. To nie może mieć tutaj decydującego wpływu. Prawdopodobnie błąd tego, który tworzył. Pytanie i odpowiedź nie pasują, ponieważ nie ma ich za pytaniem, a właśnie tam powinno się kryć rozwiązanie. Rozwiązanie, czyli odpowiedź na zagadkę. Coś co kryje się za pytaniem. Za każdym pytaniem jest...

-Jesteś znakiem zapytania.

Randal wypowiadając te słowa przygotował się na najgorsze. Nigdy nie wiadomo, czy czegoś się nie przegapiło odpowiadając na zagadki...

W tej chwili napis zniknął i zaczęła się wlewać do pomieszczenia woda. Coś poszło nie tak, jak miało pójść. Odpowiedź była zła i to była wina Randala.

-Cholera. Przeklęte zagadki.

Cóż więcej można było teraz zrobić? Pomóc im jakoś się z tego wydostać i jak najszybciej o tym zapomnieć. Kto może mieć największy problem z wodą? Filut i ja.

-Gustawie, spróbuj wywarzyć drzwi! Pomogę ci jak umiem.

Randal będąc nad ziemią miał nadzieję, że woda go nie dosięgnie.

I tak chciałes być mądry, a spartoliłeś wszystko. Będą się na ciebie patrzyli jak na idiote jakiś czas. Będzie miło na to popatrzeć

Za chwilę wrzucę Cię do wody. Wtedy to dopiero będzie mi miło.



Rzucone czary:
Wytrzymałość niedźwiedzia x2(na siebie i na Filuta)
Siła byka x1(na Gustawa)
Lot



Rzuty:

Wytrwałość=5
Stłuczenia=9
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 26-03-2012 o 15:09.
homeosapiens jest offline  
Stary 26-03-2012, 12:50   #33
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Jedyną rzeczą jaka się udała z planów Salarina było odgrodzenie gwardzisty od Filuta. Co prawda nie sądził, że będzie musiał przyjąć na siebie uderzenie, ale skoro taka była cena za wcześniejszą pomyłkę to przyjął ją bez mrugnięcia okiem. Dla pieśniarza wielka rana to nie była, a przykurczowi więcej nie było już trzeba. Był nieco rozczarowany nie mogąc odpowiednio człowiekowi odpowiedzieć na rozcięcie jego ubrania, ale szybko o tym zapomniał, to nie była na to pora. Kiwnął głową Gustavowi i pospiesznie zaczął wiązać ”jeńców”. Rozejrzał się po okolicy rejestrując nadbiegającego kapłana i czarodzieja, następnie przeniósł wzrok na pojonego właśnie złodzieja. Podszedł do niego i przepraszająco położył mu dłoń na ramieniu.

- Wybacz Filucie, nie przypuszczałem że tak to się potoczy. Nie dopuszczę do tego ponownie. –powiedział śmiertelnie poważnie.

Po wejściu do łodzi coś zaczęło się w żołądku Salarina dziać… coś bardzo niedobrego. Może to jednak przez tę małą i kołyszącą się łódź? Ciężko stwierdzić, ale na razie jeszcze to we znaki aż tak się nie dawało. Na dźwięk dzwonów zachował się identycznie jak Gustav, a na widok ognistej łuny fala wyjątkowo podłych przeczuć zalała całe jego ciało.

- Wieża magów powiadasz? Magowie, ogień, burdel… postarajmy się nie wejść od razu w sam środek piekła.

Wiosłowanie mimo wszystko poszło sprawnie i wkrótce Salarin z radością przywitał stały grunt pod nogami, który miał przynieść ukojenie jego żołądkowi, tak jednak się nie stało. Czuł jakby istne demony piekielne bawiły się w jego trzewiach w najlepsze. „Dlaczego kurwa…”. Ze wszystkich sił starał się zapomnieć o bólu i skupić na tym co mieli zrobić teraz. Zastanowił się przez chwilę co miałby tu zostawić… w końcu podszedł do jednego z większych krzaków rosnących z okolicy i położył obok swój plecak. Wyciągnął z niego dwie butelki zacnego wina, kubki i kilka świeczek z podstawkami „To mi się nie powinno przydać na zamku, chociaż… jeśli mielibyśmy umierać to chętnie bym sobie przed końcem łyknął, ale przecież nie jestem pesymistą. Uda nam się.

- Gustavie trzymam Cię za słowo, że tu wrócimy bo zostawiam jeden z moich największych skarbów.

Z ociąganiem wyjął pudełko z fletem i delikatnie położył na ziemi kryjąc je dokładnie między liśćmi. Rzucił okiem na drugie ciemne pudełko „Ah… szachy, one te…” nim skończył myśl zamknął plecak zapominając o czym przed chwilą myślał. Wstał i rzekł.

- Jestem gotowy, idziemy? –spojrzał po twarzach towarzyszy i odwrócił się w stronę płonącej wieży.

Pomimo tego, że Salarin nie uważał się za autorytet jeśli chodzi o bystre oko to jemu właśnie dopisało szczęście. Kamienne drzwi musiały być tym czego szukali, nie zwlekając dał znać innym o swoim odkryciu. Kiedy wszyscy zbliżyli się do drzwi trzymał broń w pogotowiu, kto wie co tam może na nich czekać. Obserwował każdy ruch dłoni Gustava szukającej dźwigni, a gdy wrota się otwarły… doszło do kataklizmu.

Sytuacja wesoła nie była, kiedy na targu Lairiel odmówiła przyjęcia ciastka Salarin sam zjadł owe lokalne specjały przy okazji przejadając się nieco. Niedawno kremówki zaczęły dawać o sobie znać, a Salarin uświadomił sobie powód niskiej ceny słodkości „Co za skur… niech ja tylko wrócę… o nie…”. Potworny fetor podziałał bardzo, ale to bardzo źle na już podrażnione zmysły pieśniarza. Dając z siebie wszystko rzekł całkiem normalnym głosem.

- Wybaczcie, potrzebuję przez chwilę pójść na stronę. Za dużo wody wypiłem przed podróżą, zaraz wracam. -nie czekając zbytnio na reakcje odwrócił się

Lairiel odwróciła się i powstrzymała go kładąc dłoń na ramieniu. - Wszystko w porządku Salarin?

Elf nieznacznie tylko obrócił głowę w jej stronę i odpowiedział z nieco dziwną nutką w głosię.

- Wszystko w porządku, dajcie mi sekundkę. -skończył mówić po czym pomimo jej dłoni na ramieniu chciał udać się w swoją stronę.

Elfka puściła go, choć chwilę mierzyła jeszcze wzrokiem, by z lekką niepewnością ruszyć dalej z resztą drużyny.

Salarin kłamał jak z nut, ale nie mógł tu tak przy wszystkich… co za wstyd. Pod przykrywką pełnego pęcherza starając się nie biec po schodach jak głupi wyszedł na zewnątrz i oddalił się na tyle by nie było go słychać. Oparł się ręką o drzewo i zwymiotował klnąc w myślach cukiernika, jego matkę, babkę, prababkę, praprababkę i kolejne pokolenia wstecz. Niby to nie była taka pierwsza czynność w zyciu Salarina, ale tym razem było nieco inaczej. Czuł jakby jego umysł był zamglony, miał duże problemy z koncentracją. Tłumaczył to jednak wyjątkowo podłym rozstrojem żołądka na co miał lekarstwo w plecaku. Szybko wyciągnął zielony flakonik i przechylił go na raz. Poczuł się nieco lepiej lecz nie zanotował żadnych zmian w swym umyśle. Skrzywił się i wyrzucił szkło za siebie, wrócił jak gdyby nigdy nic do swojej drużyny.

Zszedł razem ze wszystkimi na dól, a jego oczom ukazały się zabezpieczona runami wrota, żeby tylko runami. W zagadkach był całkiem niezły i wiedział jedno - pośpiech jest wrogiem odpowiedzi na zagadki czego chyba nie wiedział Randal...
Pieśniarz spodziewał się jakiejś narady wszystkich wokół kiedy siwy czarodziej jak gdyby nigdy nic mając najwyraźniej siebie za największy autorytet świata wypalił w stronę drzwi.

- Co za…

Nim pieśniarz zdążył skomentować cokolwiek do sali zaczęła wlewać się nie wiedząc skąd woda. Nie wiedział jakiej jest temperatury będąc pod ochroną zaklęcia, ale należało zrobić coś i to natychmiast.
- Co teraz?!-przesunął wzrokiem po wszystkich- Może jest tu jakiś przełącznik! –starał się przekrzyczeć huk wlewającej się wody- rozejrzyjmy się i sprawdźmy czy da się coś zrobić bezpośrednio z drzwiami!

Obrzucił jeszcze pogardliwym spojrzeniem Randala i zaczął się gorączkowo rozglądać w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Woda utrudniała to zadanie, plusk i szum był co raz głośniejszy, mieli co raz mniej czasu. W pewnym momencie uwagę Salarina przykuł kamień, a raczej ledwo wystająca płytka pod nim. Owa płytka różniła się od reszty podłoża, była jaśniejsza i jakby wypolerowana. Elf podbiegł szybko do głazu i odsunął go, jego oczom ukazał się marmurowy przycisk zawierający różne dziwne symbole.
- Chyba coś mam! Wygląda na przycisk, nie mamy innego wyjścia, ryzykujemy! –krzyknął do pozostałych odwracając do nich głowę i nacisnął silnie marmurowy blok-

Wtedy stało się to czego oczekiwali. Ciężkie kamienne drzwi otworzyły się z hukiem, a wezbrana już woda przelała się od razu przez nie w jednej chwili. Salarin dobył rapiera i stanął przed otwartymi wrotami, odwrócił się do pozostałych.

---
Użyte przedmioty:
* Antytoksyna: +5 do rzutu obronnego na wytrwałość, czas trwania 24h

Rzuty:
* Wytrwałość na smród [Rzut w kostnicy: 13]
* Przeszukiwanie [Rzut w kostnicy: 18]
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 26-03-2012 o 21:32.
Bronthion jest offline  
Stary 27-03-2012, 16:23   #34
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację

Wszyscy rozeszli się i Lairiel została sama z dwoma powiązanymi gwardzistami i żabą. W zasadzie nie zorientowała się że towarzyszy jej chowaniec czarodzieja, a nie płaz mieszkający w okolicy. Sądziła że czarodziej zabiera ją wszędzie ze sobą, tak więc z początku zignorowała obecność Rii odwracając się i z lekkim niepokojem, czy roztargnieniem ściągając gałęzie i mchy z łodzi. Jednym z powodów był stres związany z sytuacją w jakiej się znalazła, ale głównym obawa o resztę o których wsparcie poprosiła w myśli elfiego Stwórce. Gdy doprowadziła już do porządku, tą drewnianą łódź wiosłową nachyliła się zaglądając w jej głąb. Nie wyglądała na dziurawą, ale i tak paladynka miała pewne obawy czy ich opancerzona gromada nie będzie za ciężka.
Mężczyźni jeszcze nie wrócili, co nieco zaczęło ją martwić. Zrobiła kilka kroków w stronę gdzie popędził Baelraheal i Randal o mało nie depcząc siedzącej na jej drodze Rii na co ta głośno zaskrzeczała, wpatrując się w paladynkę. Przekonana że to tylko najzwyklejsza żaba, Lairiel westchnęła cicho i zerkając to na Rię, to w stronę skąd miała przyjść reszta, przyklęknęła na kolano i szepnęła w elfim.

- Żabko, uciekaj do wody nim ktoś Cię zdepcze.. – Skinęła skrytą za hełmem głową w stronę wyrastających z tafli trzcin. – No kochanie, nie kuś losu.

Z początku chciała za pomocą palca skłonić żabkę by ta uciekła przed nią do wody, jednak widząc spojrzenie Rii która patrzyła się na nią swym wyjątkowo inteligentnym wzrokiem jak na idiotkę, zrezygnowała. Lairiel wstała, wciąż mierząc się z żabą wzrokiem niczym w pojedynku, który to jednak oślizgłe stworzonko wygrywało. W końcu zupełnie zaskoczona jej zachowaniem usiadła speszona na kamieniu przy łodzi.

Nie czekała długo gdy wrócili, wszyscy cali i.. elfka aż poderwała się na nogi na widok zakrwawionego Filuta. Pytanie „co tam się stało?” było najgłośniejszą z jej obecnych myśli, ale wiedziała że teraz nie najważniejszą.

- Oh.. – Zasłoniła dłonią usta i westchnęła z troską, choć zaraz spojrzała też z lekką srogością po reszcie, ściągając ostro brwi.

Z początku zastanawiała się czemu nikt mu nie pomógł, ale w końcu zatrzymała przechodzącego Filuta i dotykając go z lekką niepewnością nawet opancerzoną dłonią, jakby mogła się oparzyć , wypowiedziała elfie zaklęcie. Prosiła Corellona by poświęcił część swej mocy i uzdrowił poranione ciało mężczyzny. Cofnęła dłoń jak szybko mogła, nieco zawstydzona swoją postawą, spojrzała jeszcze troszkę zagubionym wzrokiem i odwróciła się mówiąc stanowczo do wszystkich gdy wsiadała do łodzi.

-Chodźmy już, nie mamy raczej zbyt wiele czasu. I co się tam właściwie stało?


***


Wypłynęli, a łódka o dziwo jakoś wytrzymała ich ciężar. Siedząc na dziobie, Lairiel wygięta w kierunku w którym płynęli wypatrywała zagrożeń i przy okazji badała krajobraz wzrokiem. Z wieży magów buchnęły płomienie na co elfka tylko zasłoniła odruchowo twarz dłonią. Sytuacja robiła się coraz ciekawsza, ale i coraz groźniejsza.
Gdy w końcu wyszli na ląd Gustav sugerował by pozbyć się zbędnego obciążenia. Lairiel rozważyła tą sugestię, ale doszła do wniosku że nie ważne co tu zostawi, nie wystarczy to by było jej wystarczająco lżej na jakieś maratony. Gdyby miało mieć to jakiś sens, musiałaby zrzucić z siebie ten strasznie ciężki pancerz, a to już byłoby wariactwo. Nie zostawiała więc nic i gdy odnaleźli wejście do podziemi przyszykowała swoją wieczną pochodnię. Elfka nosiła na sobie tyle ciężarów że czasem czuła się jak jakaś juczna klacz, wożąca towar po połowie świata, istny dom na plecach. W głębi duszy strasznie jej to przeszkadzało, wolałaby zrzucić z siebie to brzemię i w samej sukni pospacerować po wiosennej łące.

Obrzydliwy smród stęchlizny który wydobył się zza drzwi do podziemi, sprawił że elfka nieco pobladła choć zza hełmu i tak mało kto mógłby to dostrzec. Już w myślach obiecała sobie dokładną kąpiel i krzywiła się na myśl jak może teraz wyglądać, czy pachnieć.

Tymczasem Salarin nagle postanowił wymknąć się na stronę za jakąś marną wymówką. To trochę zmartwiło paladynkę, lecz ostatecznie nie powstrzymała go, tylko pytając czy wszystko w porządku. Po wydaniu byle jakiej odpowiedzi, próbując ją spławić obrońca elfiej rasy uciekł na moment, by wydobrzeć. Paladynka umiała jednak zwęszyć kłamstwo, wyczuła je doskonale. Zadziwiona tym jak bardzo męska duma nie pozwala mu przyznać się przy nich do tego że poczuł się słabiej, pozwoliła mu odejść.

Lairiel obawiała się smrodu który wydobył się z korytarza i nie chodziło o jej doznania zapachowe. Tak zanieczyszczone powietrze, wdychane przez dłuższy czas mogło być śmiertelnie groźne niczym trucizna dla słabego organizmu. Na tą myśl spojrzała po swoich towarzyszach i zerknęła w stronę gdzie pobiegł Salarin. Kilku z nich wyraźnie źle zniosło te zapachy.

- Chłopcy, no co wy? To ja, kobieta znoszę jakoś te obrzydlistwa, a wy nie dajecie rady? Weźcie się w garść, musimy iść dalej. – rzekła hardo i weszła w głąb podziemi.

Weszli głębiej, docierając do małej komnaty na pierwszy rzut oka bez wyjścia, za to z liczną dekoracją w formie szkieletów. Wtedy za ich plecami opadł wielki głaz, odcinając wszystkich od drogi wyjścia i umieszczając w pułapce.

- O tym nikt mi nie wspominał...- mruknął Gustav.

- No pięknie… – syknęła cicho Lairiel i z pochodnią w dłoni zaczęła rozglądać się po komnacie, błądząc stopami między kośćmi szkieletów gdy w pomieszczeniu zawirowało światełko układając się w zagadkę.

„Jak możliwe jest mnie znać, skoro nie wiesz o co pytać?
Przeczytaj uważnie to pytanie, bo kryje się za nim rozwiązanie. Kim jestem?”

Lairiel nie znosiła zagadek, a już na pewno nie w sytuacji gdy od odpowiedzi na nią zależy życie. Była nieco zbyt przejęta sytuacją by tak po prostu zignorować emocje i zastanowić się nad jej treścią. Oczy błąkały się od sufitu, ścian w poszukiwaniu pułapek do leżących na ziemi szkieletów których los mogli zaraz podzielić. Spojrzała jeszcze po twarzach towarzyszy i uświadamiając sobie że powinna zachowywać się bardziej jak rycerz. Wróciła myślami do swojego ciepłego kącika, do Stwórcy otaczającego ją opiekuńczym ramieniem. Uwierzyła w niego i zamyśliła się nad odpowiedzią na zagadkę, gdy odezwał się Randal.

-Jesteś znakiem zapytania.

- Ccc.. co? – Elfka rzuciła tylko pytanie w głuchą przestań, zaskoczona odpowiedzią czarodzieja.

Szum wody nie zwiastował niczego dobrego, a na efekty błędnej odpowiedzi nie musieli długo czekać. Komnatę szybko zaczęła wypełniać istnie lodowata woda, wlewając się przez nogi coraz wyżej za stalowe osłony jej zbroi na co paladynka zareagowała krzykiem głośniejszym niż można by się po niej spodziewać. Drgnęła i z cichym jęknięciem zaczęła z determinacją przedzierać się przez wodę, ze swą nieszczęsną pochodnią w poszukiwaniu ratunku.

- Chyba coś mam! Wygląda na przycisk, nie mamy innego wyjścia, ryzykujemy! – Usłyszała tylko głos Salarina i zaraz ruszyła w jego stronę by pomóc im odnaleźć jakiś ratunek. Wcześniej pokryte runami drzwi otworzyły się, a wraz z nimi wezbrana woda zaczęła opadać. Skulona nieco z zimna, paladynka oparła się o ścianę obok i z ulgą spojrzała po reszcie, uspokajając oddech. Ostatecznie zatrzymała wzrok na Salarinie i rzekła wciąż nieco rozdygotanym, ale wesołym głosem.

- Bystry jesteś.



---
Rzut na wytrwałość przeciw stęchliźnie
Rzut na wytrwałość przeciw lodowatej wodzie
Rzut na wyczucie pobudek co do słów Salarina
Wynik leczenia lekkich ran na Filucie.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 28-03-2012 o 12:43.
Kata jest offline  
Stary 28-03-2012, 13:31   #35
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Ramiona i nogi młodego kapłana pracowały jak tłoki gdy z "polankiem" w dłoni gnał ku miejscu przebiegu drugiego starcia, który jakby odbiegał od idealnego, sądząc po odgłosach. Zastany widok potwierdził pierwsze wrażenie. Baelraheal widząc że Gustav pochyla się nad Filutem przypadł do rannego Salarina. Obejrzał wojownika i zanucił słowa modlitwy do Ojca Elfów, zamykając ranę i wzmacniając organizm Pieśniarza.
- Z tamtymi - wskazał podbródkiem - poradziliśmy sobie bez problemu. Lairiel pięknie jednego gwardzistę rozbroiła, znać że te paladyny nie jeno pedikiurów się uczą i paradowania w koronkowych gatkach - zachwycił się, wspominając jednocześnie “wojowniczki” z dobrych domów Evermeet, które a juści, oszałamiająco prezentowały się w pasie do pończoszek, za to z mieczem w garści wręcz przeciwnie.





- Mości Gustavie, pamięć mi chyba nie dopisuje, nie mieliśmy aby dyskretnie sprawy załatwić? - zagadnął rycerza.
- Sytuacja tego wymagała, Baelrahealu... - ten powiedział mało zadowolony, zerkając na rannego Filuta. - Wolałem nie ryzykować zdrowia naszego towarzysza, szczególnie na takim etapie naszego zdania.
Kapłan skinął tylko głową - nie widział co zaszło, to i nie było co powietrza psuć jałowym gadaniem. Obejrzał sobie za to starannie miecz rycerza, bowiem widok należał do niezwykle interesujących.

Jakimś sposobem oślepł na cierpienie Filuta albo może uznał że imć Gustav wystarczająco mu pomógł - dość że Lairiel musiała leczyć “potwora z bagien”, sam za to zajął się gwardzistami. Na widok tego jak paladynka związała “ich” dwójkę załamał ręce w rozpaczy.
- Tak to się dziewczę pędzlem po cycku głaszcze... - mruknął pod nosem, ale nie paladynka w końcu temu była winna że wiązania węzłów w klasztorze nie uczono. Sam za to całą piątkę rozbroił, przeszukał, sprawdził funkcje życiowe i gdzie trzeba było pomocy medycznej udzielił, broń obejrzał w poszukiwaniu ciekawostek a gdy takowych nie znalazł wciepnął całość żelastwa do rzeki. Związał strażników porządnie pasami i rzemieniami, zakneblował, przeciągnął w jedno miejsce na igliwie pod drzewem, płaszcz rozpostarł, rzucił związanych w baleron obok siebie i nakrył pozostałymi płaszczami.
- Starajcie się nie uświerknąć, śpiące królewny - mruknął, jesień wszak była. Jak pokonają męski wstyd i się przytulą to zapewne jakoś przetrzymają. Pomysł przesłuchania strażników nie znalazł uznania pozostałych osób w grupie, toteż pilniczek Lairiel nie był potrzebny.




Podróż przez rzekę była dla Baelraheala źródłem nieustającej radości. Po pierwsze grzbiet go jeszcze bolał po dźwiganiu strażników i nie spieszył się z nadwerężaniem go, po drugie z zainteresowaniem przyglądał się manipulacjom rycerza przy wiosłach. Wyszczerzył zęby gdy na zamku wybuchł pożar.
- Zdajecie sobie sprawę z tego, mości Gustavie, że gdziekolwiek chcieliście alchemika szukać najpewniej w takim zamieszaniu już go tam nie będzie? - zapytał ciekawie. - Zdałoby się byście opowiedzieli jak ten mistrz par rtęci i amoniaku wygląda, tak na wszelaki wypadek.
- Miał oczekiwać na swych komnatach... - zerknął ze zwątpieniem na kapłana - Ponoć włosy ma w barwie płomieni. Długie, prawie po ramiona. - westchnął cicho - niestety, nie miałem okazji dokładniej się mu przyjrzeć.



W poszukiwaniach wejścia Gwardzista Boga brał czynny udział, a że kto inny je odnalazł, to i nie było o co się obrażać. Skinął Salarinowi z uznaniem.
- No to do dzieła, w imię ratowania alchemików.
Na propozycję pozostawienia zbędnego ekwipunku wzruszył ramionami. Miał plecaczek w którym pochował wszystko co nie musiało być rozmieszczone na ciele, i spory zapas miejsca jeszcze pozostał. Zaproponował Lairiel by część swego majdanu który taszczyła z uporem godnym lepszej sprawy, przepakowała do plecaczka. Ale nie nalegał. Mogła się brzydzić trzymać swoje rzeczy obok jego skarpetek albo coś podobnego.

- O w mordkę jeża - aż się skrzywił i użył jednego z najstraszniejszych elfich przekleństw znanych w naturze gdy z loszku buchnął zapaszek. Nie zdziwił się że co niektórym żołądek się wywrócił na drugą stronę, sam z kolacją musiał walczyć dłuższą chwilę gdy ta gwałtem wydzierała się na zewnątrz. Potrząsnął głową, wszedł do środka, sprawdził ile ma miejsca do walki, co ze śladami na ścianach i posadzce i dreszczami przebiegającymi po skórze - jak się te kilkanaście lat elf powłóczy po jaskiniach to nabiera pewnego … wyczucia gdy ma w coś wdepnąć.

- Chłopcy, no co wy? To ja, kobieta znoszę jakoś te obrzydlistwa, a wy nie dajecie rady? Weźcie się w garść, musimy iść dalej - na takie słowa Lairiel spojrzał na dziewkę z podziwem, bowiem spodziewał się że pierwsza umknie w popłochu, jednak z twardszej gliny okazała się ulepiona. Przynajmniej na razie i był mile zaskoczony tym że co i rusz potwierdzała że więcej w niej siedzi niż na pierwszy rzut oka wyglądało.

- Ojcze nasz, Twej łaski przyzywam by chroniła nas ode złego - rozsypał srebrny pył wokół grupy gdy już wszyscy, mniej lub bardziej bladzi i zakrwawieni, gotowi byli do zejścia w czeluści podziemi. Niewidzialną magiczną osłonę wycentrował na Randalu, najmniej zapewne skłonnym do pchania się w starcie wręcz, by pozostali mogli bezpiecznie walczyć wokół niego. Ruszył za ciężko już doświadczonym Filutem. Znając dzisiejsze szczęście “potwora z bagien” nim skończy się ta noc będzie wisiał na haku za poślednie ziobro i Baelraheal przyobiecał sobie że nie dopuści do tego by śmierdzącego towarzysza to spotkało. Wieczną pochodnię zatknął w dwóch pętlach na zbroi na plecach po lewej stronie, by świeciła mu zza ramienia i nie przeszkadzała w strzelaniu z łuku. Kontrolnie przyzwał moc i przepuścił ją przez pancerne rękawice, z zainteresowaniem przyglądając się bladej poświacie tańczącej po metalu. Był gotowy. Chyba.



Gdy znaleźli się w sali nie zdążyli na dobre się rozejrzeć, a przydałoby się. Kiedy sytuacja uspokoiła się nieco Pieśniarz Klingi podszedł do Gwardzisty Boga z nieco zaniepokojoną miną.
- Baelrahealu mam pewną sprawę. To miejsce na mnie źle działa, nie wiem czy to jednorazowy efekt czy trwały, ale czuję się jakby coś mąciło mi myśli, tłumiło koncentrację. Moje myśli są bardzo rozbiegane i ciężko mi się skupić.
-skrzywił się nieco- Jeśli ktoś chciałby przejąć kontrolę nad moim umysłem to ciężko byłoby mi się przed tym obronić. Czy potrafisz mi jakoś pomóc? To musi być jakaś magia, klątwa czy urok, ja tego nie wiem, ale Ty jesteś kapłanem, spotkałeś się z czymś takim wcześniej?-spojrzał na elfa z zaniepokojeniem, w oczach Salarina było widać dużą obawę świadczącą o powadze sytuacji i jego umysłowej słabości w tej chwili.
Kapłan uważnie przyjrzał się pobratymcowi i pokiwał głową.
- Spróbuj pozostawać w pobliżu Randala, przyzwałem moc naszego Ojca chroniącą przed niektórymi efektami i na nim umieściłem jej centrum, nie zabezpieczy przed wszystkim, ale miejmy nadzieję że wystarczy. Dobrze że o tym powiedziałeś, będę miał się na baczeniu i w razie konieczności postaram Ci się pomóc - wyciągnął rękę i mocno uchwycił Salarina za ramię. - Będzie dobrze, uszy do góry, wspólnie sobie poradzimy. Każdy ma jakieś słabości.

Pochylając się nad ciałami krótko zastanowił się czy glewii nie przygotować do walki, ale zrezygnował na razie, zamierzał przyzwać za to łaskę swego bóstwa by sprawdzić otoczenie. Broń wydawała się sama wskakiwać mu w dłoń gdy magia strażnicza wejścia się objawiła i nagle żołądek mu się zawiązał w ciasny supeł. Resztki ciał na podłodze dawały dowód tego że błędna odpowiedź zaowocuje dotkliwiej niż policzkiem po złapaniu niewłaściwej kobiety za pośladki.

“Woda albo gaz” - przemknęło mu przez myśl - “A odpowiedź … “zagadka”? “Tajemnica?” Ciekawe.”
Zaczął rozważać kolejne możliwości na drobne rozkładając pytanie, ale nim zdążył wpaść na to by “odpowiedź” zacytować Randal otworzył gębę. Dziadunio mimo szacownego wieku nie wpadł na poprawne rozwiązanie i rozpętało się piekło. Zimne, mokre piekło i Baelraheal w strachu o broń zdarł z pleców łuk i kołczan, czym prędzej włożył je do plecaka a z kolei wyciągnął łom.
- Szukaj! - potwierdził zamiar Salarina, za to do Gustava krzyknął o pomoc przy otwarciu drzwi, dobrnął do nich czując jak mu się już jaja kurczą z zimna. Wbił ostry koniec między kamienne wierzeje na tyle ile się dało, pociągnął mocno, przesunął się by rycerzowi dać przystęp do narzędzia. Pociągnęli razem, aż Baelrahealowi poczerwieniało w oczach. A może pociemniało? W migotliwym świetle pochodni trudno się było połapać.
- Niech to demony! - warknął gdy naraz łom wyśliznął się ze szczeliny, sam się zatoczył a lodowata woda chlusnęła jeszcze wyżej mrożąc mu ciało. Dla zahartowanego kapłana nie było to jeszcze nie do wytrzymania, ale jak tak dalej pójdzie...

Szczęściem, sprawka to była Salarina i łom wypadł z tego względu że drzwi raptownie się otworzyły. Baelraheal sięgnął po łom i schował go do plecaka, czym prędzej wyjął miecz z pochwy, dobrnął do drzwi i w świetle własnej pochodni zajrzał do środka, szukając śladów. Wbrew wszystkiemu był w dobrym humorze - w końcu nadal żyli.
- Nie pchać mi się do środka, obejrzyjmy to sobie najpierw - powiedział zastanawiając się czy już przyzywać łask Corellona Larethiana by nie wdepnąć w pułapki, których zapewne można się było spodziewać po tak “gorącym” powitaniu. Pospiesznie wylał wodę z butów i naciągnął na głowę kolczy czepiec.


Rzuty
[Rzut w Kostnicy 19] - test odporności na smród
[Rzut w Kostnicy 6] - wyleczone PW Salarina
[Rzut w Kostnicy 28] - test odporności na lodowatą wodę

Zaklęcia
Leczenie lekkich ran na Salarina
Magiczny krąg ochrony przeciwko złu, 70 minut od wejścia do podziemi
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 28-03-2012 o 13:42. Powód: Dołożony fragment od Bronthiona
Romulus jest offline  
Stary 29-03-2012, 19:17   #36
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zu93FnHm90g[/MEDIA]

Kamienne wrota zazgrzytały, a ich skrzydła rozsunęły się na boki dając ujście lodowatej wodzie. Ta, pieniąc się niczym w górskim strumieniu, wystrzeliła przez początkowo wąską szparę utrudniając w swym pędzie najemnikom utrzymać się na nogach.
- Psia jucha ...- warknął rycerz wspierając się mieczem, kiedy haust wody spod zataczającego się kapłana oblał mu twarz.
Woda nie przestała napływać do komnaty. Wyciekała spomiędzy kamieni w ścianach, jednak dopiero po chwili [kiedy poziom wody opadł poniżej kolan] najemnicy dostrzegli kilka większych wlotów, dzięki którym tak szybko lodowata śmierć wypełniła izbę. Poziom wody w końcu ustabilizował się sięgając nieco powyżej kostek członków drużyny.
Śladem Baelraheala Gustav przyległ plecami do ściany przy drzwiach, nim jednak kapłan zdążył wystawić pochodnię, powstrzymał go gestem dłoni. Spojrzenie rycerza wbite było w "strumień" pod nimi, a dokładniej na wstęgę światła padającą na powierzchnie wody przez szczelinę w drzwiach.
- Podziemia miały być nieużywane od lat. - szepną Gustav unosząc miecz. Choć mogli wpaść z deszczu pod rynnę, nie było innej możliwości jak stawić czoła temu co czyhało po drugiej stronie drzwi.
Rycerz wahał się przez dłuższą chwilę, mierząc przy tym każdego z najemników wzrokiem. Zdawać się mogło, że szuka w postawie najemników pewności i gotowości, która miała go pokrzepić. W tym czasie do izby wdarł się ostry zapach ... Ziół ? Kadzideł ? Zdawał się znajomy. Zdusił zapach stęchlizny , a co wrażliwsze nozdrza mogły wyczuć, że już wcześniej woń ta wmieszana była w fetorek panujący na schodach i izbie.
- Rozejrzyjmy się. - rozkazał w końcu sługa Dugthaar.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8hHl5McsK3w[/MEDIA]

Odchylił nieco głowę, zaglądając kątem oka w głąb kolejnej izby. Przez chwilę przechylał się z jednej strony na drugą, wyglądając niebezpieczeństwa. Dla stojących za jego plecami najemników ów "taniec" mógł zdawać się przekomiczny, zamieniając długowłosego rycerza w karła, jakich wielu spotkać się dało na wszelakich dworach Fearunu w roli błaznów.
- Wydaje się spokojnie... Wchodzimy powoli. - ruszył jako pierwszy.

Komnata, do której wstąpili była okazała. Dużo większa niż spodziewać można się było po planach przedstawionych przez Gustava. Strop znajdował się jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięć stóp nad ich głowami. Wielką salę wypełniały kolumny. Pomiędzy niektórymi z nich wstawione były pokryte rdzą kraty, tworzące wzdłuż jednej ze ścian cele. Jak okiem sięgnąć - pochodnie, rzucające światło na wilgotne kamienie. Nieprzyjemna woń, która chwilę temu wdarła się do ich niedoszłego grobowca, tutaj stawała się gryząca, wręcz utrudniająca oddychanie. Wytężając spojrzenie dało się dostrzec, iż pod sufitem unosi się rzadki, siwy dym.
Całość zdawała się przypominać bardziej pracownię kata, lub całej bandy, niżeli zwyczajne podziemia, jak pieszczotliwie określił je wcześniej Gustav.
Strumień wody spływał po schodach przed nimi, wpadając do ścieku, który ciągnął się dalej pod podłogą. Po lewej stronie , tuż obok pokrytych magicznymi runami drzwi przez które weszli, znajdowały się niewysokie schodki prowadzące do korytarza skręcającego w prawą stronę.

Rycerz niemal podskoczył, kiedy nieopodal nich w gnijących resztkach słomy wdały się w awanturę dwa szczury. Swoją drogą, o bardzo niecodziennych rozmiarach - "Tam na górze miałyby własną budę a dzieci wolały by do nich Burek cz Kajtek...". Zwierzęta gryzły się wściekle pośród słomy pozlepianej żółto-brunatną breją całkowicie ignorując bandę "gapiów".
- Kolacyjka... ?- szepnął rycerz, wskazując podbródkiem leżące nieopodal walczących zwierzaków, ludzkich rozmiarów oko.
- Pamiętajcie, że musimy tędy wrócić... Lepiej nie pozostawiać miejsca na niemiłe niespodzianki później. Sprawdzamy każdą komnatę - skierował swoje spojrzenie na schodki po ich lewej stronie.- Lairiel i Salarin sprawdzą tam. Reszta ...- kiwnął głową w głąb głównej sali. -Sprawdzamy każdą celę i wnękę. Z przekazanych mi planów tego sanktuarium robactwa, pleśni i zgnilizny wynika, że drzwi prowadzące w głąb są tylko jedne. Po drugiej stronie tej sali.


Caer Calidyrr. Wieża Magów. Kilka chwil wcześniej.


Zawiasy ciężkich, drewnianych drzwi zawyły żałośnie, kiedy do głównej sali wieży wszedł odziany w czerwoną szatę mężczyzna. Jego twarz pokryta była drobnymi bruzdami, najprawdopodobniej po ciężkiej chorobie i nieco poczerwieniała od chłodu panującego teraz na zewnątrz. Strząsnął nerwowo z krótkich, rudych włosów kilka płatków świeżego śniegu, po czym ruszył z werwą w kierunku schodów.
Ściany wieży, na całej wysokości, zakrywały regały wypełnione wszelakiej maści i rozmiarów woluminami spisanych, zdawać się mogło, w setkach najróżniejszych języków. Na wielu stołach, rozmieszczonych tu i ówdzie na wszystkich poziomach wieży porozrzucane spoczywały kolejne woluminy. Zdawać się mogło, że magistrzy porzucili swoją pracę w pośpiechu. Jegomość w czerwieni był jednak zbyt pochłonięty własnymi myślami, by zauważyć cokolwiek niepojącego. Żwawo pokonywał kolejne stopnie, mijał stoły, regały.
- Na Mystrę !- wrzasnął potykając się o coś, przy jednym ze stołów. - Któryś z tych gamoni, mógłby w końcu tutaj posprzątać...- mruknął łapiąc równowagę i ruszył dalej nie oglądając się za siebie. Całkowicie nieświadomy tego, że potknął się o wystającą spod stołu, sztywną dłoń otoczoną plamą ciemnej krwi.
Mag zatrzasnął drzwi do swej komnaty, a w tym samym momencie z cienia pomiędzy regałami wyłoniła się sylwetka. Spod zaciągniętego na głowę kaptura , na pierś opadały jedynie dwa, cienkie, całkowicie białe warkocze. W cieniu błysnęło blado ostrze miecza.
Zakapturzona postać, krokiem pełnym finezji, ruszyła w kierunku sali, w której chwilę temu zniknął jegomość w czerwieni. Wyminął kilka stołów i leżące obok jednego z nich zwłoki, po czym skręcił pomiędzy regałami. Przysunął głowę do drzwi a po chwili pociągnął za klamkę.
Po ich drugiej stronie znajdował się niedługi korytarz, po którego obu stronach znajdowały się drzwi do osobistych komnat każdego z goszczących na zamku czarodziei.
Białowłosy prześlizgnął się w głąb korytarza, zatrzymując się przy każdych drzwiach, bezszelestnie zasuwając w nich zewnętrzne rygle, zazwyczaj służące do zabezpieczenia majątku magistrów przed złodziejaszkami, kiedy Ci akurat wybywają z zamku. Swoje kolejne kroki zakapturzona postać skierowała w kierunku najgłębiej położonych drzwi.


Czarodziej krzątał się przez chwilę po wypełnionym księgami pokoju, mamrocząc coś pod nosem. Choć izba była obszerna, ogromna liczba ksiąg, flakonów, skrzyń i wszelakich szpargałów od czaszek na kryształowych kulach kończąc sprawiała, iż optycznie wydawała się niezwykle "przytulna".
Mężczyzna przyświecił sobie świecą , przyglądając się tytułom ksiąg na jednym z regałów, po czym chwycił jedną z nich i rzucił na niewielki stolik ustawiony pośrodku pomieszczenia. Otworzył ją , zdawałoby się, na chybił trafił. Kartki były pożółkłe ze starości jednak niezapisane. Dopiero kiedy czarodziej chwycił za różdżkę, potrząsnął nią kilka razy szepcząc słowa zaklęcia, jeden po drugim pojawiały się kolejne wersy tekstu.
- Alabashaaran.- rzucił stanowczo w kierunku księgi. Karki załopotały niczym uderzone wiatrem, zatrzymując się w końcu na odpowiedniej stronicy.
Oczy czarodzieja powędrowały za kolejnymi linijkami tekstu, a z każdym słowem jego usta zdawały otwierać się coraz szerzej.
- Na Mystrę i magię Splotu...- wyszeptał przerażony, po czym jego ciałem coś szarpnęło. Uniósł zaskoczone oczy ku sufitowi a z jego ust pociekła strużka krwi. Kości trzasnęły głośno, a z piersi maga wysunęło się blade ostrze pokryte jego własną krwią.
- Tajemnice zabijają ludzi, kochaniutki...- szepnęła zakapturzona postać do ucha czarodzieja. - Sidius śle swe pozdrowienia. Lecz nie obawiaj się, zaraz wyślę za tobą Twoich ziomków.
Rudowłosy opadł twarzą prosto w rozwartą księgę. Różdżka zaś uderzyła o drewnianą podłogę łamiąc się na trzy części.
Skrytobójca obojętnym ruchem przewalił świecznik, od którego płomienia w mgnieniu oka zajęły się karty woluminu wraz z włosami dogorywającego czarodzieja.
- Bardziej rudy nie bedziesz...- zarechotał, po czym wyślizgnął się z komnaty.
Kierując się w kierunku schodów, niby to przypadkiem, wywrócił kilka świec i lamp.
- Oj... Co to będzie. Lepiej uważać, można się poparzyć. - uśmiechał się wrednie do płomieni szalejących już po regałach wieży, stojąc w drzwiach wyjściowych. Poprawił kaptur, ignorując krzyki i walenie w drzwi gdzieś z komnat nad nim.



-------
Filut:
Test przeszukiwania -
[Rzut w Kostnicy 28]
udany
Baelraheal:
Test przeszukiwania-
[Rzut w Kostnicy 15]
udany
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 29-03-2012 o 20:01.
Mizuki jest offline  
Stary 31-03-2012, 00:25   #37
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Opasła łódeczka z gracją wieloryba przedzierała się przez gęste bruzdy wydrążone w tafli wody.
Dębowe wiosła tańczyły niezgrabnie w rytm nieustającego bicia fal. Zdawać by się mogło, iż w tej jednej jedynej chwili, cały świat spowiła smętna muzyka morskiej toni.


Z całego towarzystwa, jakby na przekór wszystkim, tylko Filut wyglądał na kompletnie niezaabsorbowanego tym spektaklem. Jego, puste, przymglone oczy z lekkim niepokojem spoglądały w nieskończoną pustkę, królującą w swych niezbadanych ciemnościach.

-Wiecie co? Tak se myślę, że po kiego grzyba jest tu tyle tej wody? Bo rozumiesz, ani tego świństwa pić, ani w tym nawet brudnej dupy zamoczyć, bo zimne to to jak chujek Randala.- Mrugnął w stronę nieobecnego czarodzieja.- Oczywiście bez urazy panie elf. Ja żem tylko przykre fakty stwier...
-Cisza! - Podenerwowany Gustav, zdawał się dawać upust nagromadzonym emocjom. - Oby tak dalej, a postawimy cały zamek na równe nogi...
-Ha! I dobrze! Niech srają w porty, bo Filut nadchodzi!
-Na Tempusa!
-A nie spinajcie się tak panie rycerz. Luźniej poślady i...-Otyły czarodziej urwał w połowie zdania. Jego oczom ukazały się języki ognia spowijające jedną z wież warowni. - Oho! Szykuje nam się ciepłe powitanie.-Przykurcz wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Aż się chyba z tej radości napiję. Chce kto?

Odpowiedziało mu wymowne milczenie.

-Nie to nie. Więcej dla mnie. - Sięgnął do torby przewieszonej przez tułów, po czym wyciągnął zeń sporych rozmiarów flakonik z misternie wykonanym symbolem Pelora.
-Wasze zdrowie! - Nie tracąc więcej czasu na zbędne ceregiele, przechylił naczynie i upił kilka porządnych łyków.
Pomimo obolałej głowy i nosa, mlasnął zadowolony. Miał wszak powody do dumy...


***


-Do jasnej cholery! Filut, gdzie jesteś?
-Odlać się musza, Bolek. Zaraz do was dołączę.
-Pospiesz się tylko!
-Ni chuja! Ty mnie tak nie poganiaj, bo skupić nie umia! Jak chcesz pomóc to możesz mi potrzymać! Ręka coś mnie boli...
-A idź ty do czorta!

Buraczaną twarz czarodzieja wykrzywił nieznośny uśmieszek.

Skryty w gęstych zaroślach, nachylił się w stronę jednego ze związanych gwardzistów.

-I co teraz powiesz, ciulku jeden, hę? W niezłe gówno wpadłeś. - Nieprzytomny żołnierz nie emanował nadmierną elokwencją. - Swego czasu, za pochlastanie mojego pięknego ryja, zrobiłbym ci Kambodżę z dupy! Ale wiesz co? Wujek Filut się starzeje.

Przykurcz wykonał serię energicznych kopnięć, wymierzonych prosto w odsłonięte krocze obezwładnionego, dając tym samym upust nagromadzonej złości.

-Filut! Ileż można czekać?
-Już, już! Jeszcze chwilka. Zaczęło się...-Wycharczał zasapany.

Spojrzał raz jeszcze na swoją nieświadomą ofiarę.
-I na pożegnanie... - Uniósł swój ciężki, podkuty obcas. - Pozdrowienia od ziomków z bagien!

Po czym zmiażdżył prawą dłoń strażnika. Coś zachrupotało.
- Drąga w najbliższym czasie to ty sobie nie potrzymasz...

Wyjątkowo zadowolony ruszył w nieprzebyty gąszcz krzaków.


***



-Noż kurwa mać! – Obolały Filut zwalił się na ziemię. Jego połamany, napuchnięty nos, nieustannie przypominał o swoim nieszczęściu. – Skąd tu ta jebana gałąź!?



Przykurcz niezgrabnie wygramolił się na równe nogi.
-Wiecie co? Mam to w dupie. Szukajcie sobie sami tego…
-Mam! – Krzyk Salarina wybił go z toru.
-No… I ten tego… Po kłopocie.– Lekki rumieniec zagościł na pulchnej twarzy czarodzieja.
On mistrz w swym fachu został zdetronizowany przez upierdliwy kawałek drewna i długouchego amatora… Świat schodzi na psy . W obliczy nagłego kryzysu samowartości, sięgnął do swej torby po flakonik z wizerunkiem Pelora.
Upił zeń kilka łyczków, delektując się subtelnym smakiem bimbru Griga, po czym ruszył w kierunku zamaskowanych drzwi.
-Dobra robota… Macie więcej szczęścia niż rozumu panie elf. – Karzełek uśmiechnął się zmieszany. – No to co? Wchodzim?

Jak na zawołanie, kawał skały zaskrzypiał leniwie, po czym obnażył bezwzględne ciemności panujące w przejściu.
Nagle w nabrzmiałe nozdrza Filuta buchnął przeraźliwy odór śmierci i zepsucia. Nie żeby była to dla niego jakaś szczególna nowość, wszak wąchał i widywał gorsze rzeczy, ale jednak… Nie wytrzymał. Zrzygał się prosto na swoje cuchnące łachmany. Pierwsze chluśniecie pociągnęło za sobą następne, zaś te kolejne. W niedługim czasie wymiętolony kubrak maga, nabrał nowych barw i zapachów.

-Dość… - Wykrztusił z ledwością. – Mam to w dupie. Kończę z piciem… - Z nieskrywanym żalem wyrzucił manierkę alkoholu. Cała jego twarz, czy to z gniewu, czy to z wstydu, nabrała jeszcze bardziej buraczanego koloru. – Co się tak gapicie? Schodzimy! Panie przodem.

Z pochodnią w ręku i Gustavem u boku ruszył prosto w objęcia mroku.
Stawiali kroki ostrożnie i powoli. Schody mogły mieć po kilkaset lat i cholera wie jakie niebezpieczeństwa skrywały. Blask Księżyca za ich plecami zdawał się jedynym punktem orientacyjnym. W końcu dotarli do pokaźnych rozmiarów, owalnej Sali. Nie minęła jednak chwila, a nagły podmuch wiatru, poprzedzony donośnym hukiem, wypełnił całe pomieszczenie. Jedyna droga ucieczki przepadła bezpowrotnie. Jedną z ciosanych skał rozświetliły błękitne runy. Jednak Filut nie poświęcił im zbytniej uwagi, albowiem z przerażeniem dostrzegł gnijące szczątki czegoś co kiedyś mogło być człowiekiem. Rzut oka wystarczał by stwierdzić ewentualną przyczynę zgonu…
Przykurcz, aż podskoczył . Jego najgorszy koszmar zdawał się ziścić. Wziął głęboki wdech. Próbował jakoś zapanować nad targającymi nim emocjami.

-Jesteś znakiem zapytania. – W tym samym momencie coś zaszumiało. Czarodziej pisnął niczym zarzynany wieprz.

Z kanałów wydrążonych w ścianach poczęły wlewać się całe hektolitry lodowatej, morskiej wody. Nie minęła chwila, a wszyscy brodzili w gęstej breji sięgającej, aż do pasa.

„Potwór z bagien” gotów był żegnać się ze światem, gdy nagle stało się coś nieoczekiwanego. Magiczna ściana puściła pod wpływem naporu Salarina i Bolka, dając tym samym ujście niebezpiecznie rosnącemu poziomowi wody.
Mały śmierdziel prawie, że wtulił się w nogę Gustava.

-Chyba się zlałem… - W chwilach słabości człowiek robi różne nierozsądne rzeczy…


----------------------

rzut na rzyganie = 11
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 31-03-2012 o 00:34.
Glyswen jest offline  
Stary 02-04-2012, 16:59   #38
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Cholera, jak mogłem tak zawieść.

Ta myśl nie dawała Randalowi spokoju.

Pewnie zagadka była za głupia jak dla ciebie - ja bym zgadła. Drugą możliwością jest, że to ty byłeś za głupi.

Sarkastyczny ton telepatii Rii nie podobał się Randalowi, ale po wymiotowaniu i uciekaniu przed lodowatą wodą przechodziły go jeszcze dreszcze i już nie miał zamiaru odpowiadać.

Tymczasem szli dalej.Będąc w nie najlepszym nastroju Randal rozglądał się po pomieszczeniu, nie wiedział na czym tutaj można by w ogóle skupić uwagę. Już po tym, jak Baelraheal zauważył pułapkę Randal zdecydował, że bezpieczniej dla niego będzie tutaj nie stąpać po ziemi. Wzniósł się w powietrze tak, że unosił sie mniej więcej w połowie drogi między sufitem, a podłogą. Ani myślał taplać się w błocie lub brei, którą wszystko tutaj było uświnione.

W sumie błoto to naturalne środowisko żab, ale to tutaj nie jest ani zdrowe, ani naturalne. Tutaj się z toba zgodzę.

-Ja wam z tym nie pomogę. Wiem zdecydowanie więcej na temat jak coś rozpiepszyć, niż jak komukolwiek pomóc.

Tobie nie długo trzeba będzie pomagać do kibelka.

Czarodziej puścił ten komentarz żabci mimo uszu. Koncentrował się na czym innym.

Spojrzenie więźnia być może wzbudzało litość, ale Randal wątpił by w nim zostało wiele ludzkich cech. Bardziej przypominał zombi. Randal nie miał wiele do czynienia z niumarłymi i w sumie mógłby nieumarłych kontrolować, ale zawsze wydawało mu się to niesmacznym i nigdy nie nauczył się przez to tego zaklęcia.

-Pozwolicie, że udam się na zwiady.

Randal rzucił na siebię niewidzialność i zaczął przelatywać dookoła komnaty, w której się znaleźli. W żadnym momencie nie zostawał w miejscu, gdzie normalni ludzi chodziliby po tym lochu. Pułapki powinny być właśnie na poziomie ludzkiego poruszania się.

Bycie chowańcem ma jednak dobre strony. Taki zwierzęcy towarzysz zawsze musi się taplać we wszelkim gównie, w którym jego panu się nie chce Jak to się wszystko skończy, to jeszcze sobie o tym przypomnę.

Następnie Randal udał się na zwiady i zobaczył celę pełną pokrak podobnych do tego pierwszego. Kapłan kazał mu zawrócić. Stworzenia napierały na zardzewiałą kratę i oczywistym było, że jak nikt im nie przeszkodzi wydostaną się.

-O mnie się nie martw. Przecież mnie nie widzą.

Głos Randala rozległ się po pomieszczeniu. Dobiegał skądś poniżej sufitu. Czarodziej bał się, że istoty się wydostaną i wolał pozostawać poza ich zasięgiem - w końcu wyczuły go w niewidzialnej postaci. Randal zastanawiał się co zrobić w tej chwili i po doświadczeniach z wodą zalewającą jego i innych zdecydował się skonsultować z towarzyszami.

-Jest ich tutaj dużo i zaraz pewnie wywalą kratę. Mógłbym ich zabić, ale to nie za bardzo “dobre i uczciwe”, nie w stylu Gustawa chyba. Z tym, że za chwilę może nie być wyboru. Mogę ich odczarować, ale nie dzisiaj - nie przygotowałem tego czaru. Jeżeli więc chcecie oszczędzać królewskich gwardzistów, to lepiej nie dajcie im wyjść.

Na wszelki wypadek czarodziej przemieścił się bliżej pozostałych.

-Nie czasem ta cała uzdrowicielka? Decydujcie się szybko, bo zaraz pójda na nas!

Randal wylądował za Gustavem.

-Tu jestem. Dobry pomysł, żeby wojownicy wrócili, jakby co wolałbym nie zużywać jeszcze potężniejszych czarów, dopiero co weszliśmy. Myślę, że mnie wywęszyli, choć to dziwne po tej całej kąpieli przed chwilą...

Tutaj mag mówił już szeptem.

Wiesz jak to sie skończy? Tak, że będziesz musiał w nich wszystkich załadować kule ognia i jeszcze swoich poparzysz. Wspomnisz moje słowa. Z takimi nie ma co się bawić.

Tak, ale teraz zdobywam punkty za bycie dobrym i sprawiedliwym. Wiesz, jak sie kogoś nie lubi to mniej się mu się stara pomóc, jak jego dupsko jest w opałach.

Może masz rację, ale bycie zwyczajnym chujkiem jest praktyczniejsze.
Nie mógłbym się nie zgodzić.

Wysłannik ojca elfów tymczasem zaproponował coś niegłupiego. Zostawienie tych pokrak tutaj i nie rozprawianie się z nimi. Bycie dobrym i sprawiedliwym miało swoje minusy, nie można było niszczyć wszystkiego co przeszkadza, ale prawda - gwardzistów, ludzi strzegących porządku Randal nie zabijał, o ile go bardzo nie zdenerwowali. Kiedyś ktoś zdeptał jego Rię. To zasługiwało na śmierć. Poza tym nie przypominał sobie innej sytuacji.

-Jestem za przyblokowywaniem gwoździami. Jeżeli ich zabijemy, a potem zabijemy tego, kto odprawił ten rytuał, to oni pewnie będą już wyglądać normalnie i oprócz ich śmierci na sumieniu, będziemy jeszcze musieli sie tłumaczyć. Czarna plama na reputacji bohaterów nie jest nam potrzebna. Teraz biegnijmy za tamte drzwi, zablokujmy je i najwyżej będziemy martwić się później. Nie ma czasu do stracenia.

Randal stwierdził, że dalsze szczegóły dotyczące rytuału powie już jak zablokują drzwi. Rzucił niewidzialność na Gustava. Jego postać rozmyła się w mgnieniu oka i zniknęła.

-Przytrzymaj kraty by nie uwolnili się do naszego wyjścia. Jeżeli wyjdziemy możliwe jest, że przestaną na nie naciskać i w ogóle zostaną w celach do naszego powrotu. Jeżeli ich nie dotkniesz, to nie powinni cię zauważyć, nawet z bardzo bliska. Z czarem, który rzuciłem na Ciebie wcześniej nie powinieneś mieć problemu, żeby ich powstrzymać przez te kilka sekund.

By odwrócić uwagę objętych czarem gwardzistów Randal rzucił światło na kamień podniesiony z ziemi i podczas lotu w stronę drzwi wrzucił go na tyły celi, w której przemienionych było tak wielu. To powinno zdecydowanie zwiększyć jego szanse na nie zostanie wykrytym. Plan wydawał się być idealnym, zupełnie jak jego odpowiedź na zagadkę. Nie zdziwił się, że wypaliło mu to w twarz. Dzisiaj jego pomysły zwyczajnie nie były dobre.

Zawsze byłam za operacją wyślij żywą tarcze przodem, ale oni go tam zaraz zjedzą!

Cholera, przecież widzę. Pomogę mu...

Ależ to szlachetne. A pewnie z chęcią być sprzedał jego ekwipunek za kilka zwojów.

Nie przesadzaj. Przecież to on jest gwarancją wypłaty.

Tymczasem grupa zastanawiała się już nad otwieraniem drzwi.

-Dysponuję zaklęciem, które otwiera drzwi w nietypowy sposób. Mam na myśli piorun. Wolałbym jednak nie tracić go w tej sytuacji, czekając nas pewnie jeszcze inne wyzwania. Rozwalenie drzwi w drzazgi może wydawać się przydatnym, ale nie tak samo jak zniszczenie lub zranienie jakiejś bestii, która tam na nas może jeszcze czekać.

W czasie kiedy to mówił przemieścił się pod kraty i wypalił palącym promieniem z każdej ręki w dwóch przemienionych gwardzistów. Lairiel dorwała jednego, tych dwóch własnie trzymało Gustawa. Miał nadzieję, że to go oswobodzi.

Następnie pomógł przy wywarzaniu drzwi uderzając w nie obydwoma nogami z rozpędu. Nie był ani trochę silny, ani nie warzył zbyt wiele, ale czar, pozwalający mu latać nadał trochę impetu jego uderzeniu i czuł, że miał to jakiś efekt.

Porabało cię? mało nie wypadłam.

To by było źle?

Obrażone fuknięcie, to jedyne co więcej usłyszał od Rii.

W tym momencie jednak gwardziści się wydostali i zaczęli ich zalewać jak fala. Przygnietli swoja masą Gustawa i Lairiel, nie wróżyło to niczego dobrego.

Szlag by to trafił. Randal nie miał zamiaru więcej czasu tracić na tych więźniów. Nie chciał ranić wojownika i paladynki(no ja może trochę chciał, mimo wszystko go denerwowała z tym całym swoim świetoszeniem), ale nie było chyba innego wyjścia. Poza tym miał nadzieję, że masa gwardzistów zombie, którzy ich przykrywają osłoni ich przed efektem zaklęcia. Zasady fizyki wskazywały by na coś takiego.

-Ignis orbeum!

Z palców Randala wystrzeliła mała kulka, która powędrowała na tyły zombie żołnierzy. Następnie wybuchła, w mniemaniu Randala powinna uczynić wśród nich prawdziwą masakrę, ale w tym lochu już nie jeden raz się zdziwił.

Czas był ważnym czynnikiem i nawet jeżeli Lairiel i Gustaw bedą potrzebować magicznego leczenia, to lepsze to niż sami mieli by mieć twarze oblepione brudem i krzyczeć jak opętańcy.

Rzucone czary:
Kula ognia
Palący promień
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 02-04-2012 o 17:01.
homeosapiens jest offline  
Stary 02-04-2012, 22:15   #39
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Gustav ruszył przodem przyciskając plecy do ściany korytarza, miecz zaś wystawiając w kierunku pordzewiałych cel.
- Tylko ostrożnie... - rzucił jeszcze w kierunku odchodzących Lairiel i Salarina.

Niepewnie minął miejsce, w którym Baelraheal dostrzegł pułapkę. A przy stawianiu kolejnych kroków co chwila zerkał w kierunku kapłana, z oczami pełnymi wdzięczności.

Elf z kolei skinął rycerzowi głową i westchnął - wykrycie pułapek chyba każdego wprawiało w nerwowość. Można walczyć z humanoidami, bestiami czy nienaturalnymi stworzeniami z odwagą w sercu i szansą na zwycięstwo, ale zginąć przygniecionym będąc przez spadający sufit lub przeszytym wypadającą znikąd włócznią... Odpędził jednak mroczne myśli, sięgnął do plecaka. W komnacie było więcej miejsca do walki i teraz wyjął rozkręconą na dwie części glewię, rozplątał łączący je łańcuszek i skręcił broń w jedno, do usłyszenia charakterystycznego szczęknięcia gdy mechanizm został zablokowany we właściwej pozycji. Skupił się, poczekał aż lśnienie przemknie po jasnym ostrzu i z zadowoleniem skinął głową.



Trochę się spóźnił - Filut właśnie narozrabiał z pułapką i puls Baelraheala przyspieszył.

- Noż kurwa! - mały śmierdziel odskoczył jak poparzony, akurat w porę by uniknąć wielkiego marmurowego kloca, który spadł mu prosto pod nogi. Całe lochy zdawały się drżeć od echa ogromnego huku.
- No. To jedna pułapka ten tego... rozbrojona... - Filut wyszczerzył zęby w swoim nieznośnym uśmieszku.- Swoją drogą ten mechanizm jest prosty jak budowa cepa... O spójrzcie tylko w te wnęki... A... Cholera! - Plasnął się w czoło. - Że też wcześniej na to nie wpadłem! Starzeję się...

Kątem oka dostrzegł zmieszaną minę Gustava.
- W każdym bądź razie lepiej się stąd nie ruszajcie... Pułapka uruchomi się TYLKO wtedy, gdy nadepniecie na odpowiednie miejsce. To coś w rodzaju wagi... - Czarodziej urwał w połowie. - Zresztą, mniejsza z tym. Zaraz rozbroję resztę.

Ostrożnym krokiem ruszył przed siebie.

W końcu cała czwórka stanęła na wysokości pierwszej z cel. Gustav zmrużył lekko oczy wpatrując się w półmrok w niej panujący.
Podłoga w celi pokryta była jeszcze grubszą warstwą żółto-brunatnej brei. Ta jednak zdawała się posiadać szlachetną nutę aromatyczną - moczu i kału. Rycerz splunął przez ramię, po czym ostrożnie zbliżył się do krat.

- Trup... - stwierdził oschle. Krzywiąc twarz przyświecił pochodnią. - Wygląda jakby leżał tutaj z miesiąc... Co u cholery ?!
Ciało nieboszczyka było podgniłe, jednak z łatwością dało się dostrzec straszliwe rany na jego ramionach i nogach. Mięso wydawało się powyrywane, a w rozchylonych ustach widoczne były resztki mięsa i skóry.
- Czy... Czy on zrobił... to sobie sam ?
Rycerz niemal wskoczył Baelrahealowi na ręce, kiedy spomiędzy krat klatki obok, poprzedzone wściekłym rykiem, wysunęły się pokryte ranami, breją i zaschniętą krwią, chude ramiona.
Więzień wyciągał je w kierunku najemników, starając się ich pochwycić. Prężył całe ciało, charcząc i warcząc na zmianę.

- Na cipsko Tymory! Toć to żyje! - Karzełek zdawał się równie wstrząśnięty co Gustav.

- Spokojnie - powiedział kapłan choć i on zadygotał na widok tak odrażającego widoku, uchwycił jedną dłonią ramię rycerza - Spokojnie - powtórzył, chociaż ostatnie co czuł to właśnie spokój. Spoglądał ponuro na sięgające ku nim ręce potworności, po raz pierwszy czując że dobrze zrobił przyjmując to zadanie. Cokolwiek mógłby myśleć o powodach dla którego Gustav ich wynajął, czy była to tylko rozgrywka między możnymi czy co innego się za tym kryło, to co ujrzał przekonało go że znajdzie się tu prawdziwa, potrzebna czemuś robota dla kapłana.
- Muszę się przyjrzeć … temu czemuś - powiedział i sięgnął po symbol swego boga, do tej pory bezpiecznie ukryty pod materiałem.



Nie zamierzał jeszcze przyzywać boskiej mocy, ale wiedza o wszelkich przeciwnikach i ich zachowaniu była bezcenna. Wpatrywał się w ślepia istoty gdy podnosił medalion.
- Poznajesz to? - zapytał, choć zapewne było to bezcelowe. Z nieumarłymi nie miał do czynienia w praktyce, chociaż w trakcie kapłańskiego szkolenia otrzymał stosowną wiedzę teoretyczną. Teraz miał okazję ją uzupełnić a lekcja sprawiała że nogi pod nim dygotały.
Obiecał sobie że ktokolwiek tak się tutaj zabawia, gorzko tego pożałuje.

Istota w klatce w najmniejszym stopniu nie przejęła się wystawionym przed jej oblicze symbolem. Ramiona dalej parły przed siebie, skóra rozchodziła się pod naporem pordzewiałych prętów. Twarz, pod warstwą zaschłego brudu i krwi, dalej przypominała ludzką. Nie zdawała się wygięta bólem czy nienawiścią - jedynie desperacką potrzebą...
Kapłan potrzebował chwili na oględziny.

- Co z nim zrobimy ? - spytał niepewnie Gustav. Nie był pewien czy aktem miłosierdzia będzie pozostawienie istoty przy życiu, wypuszczenie jej czy może zadanie szybkiej i bezbolesnej śmierci.
Nagle Baelraheal zrozumiał - istota w klatce, choć jej człowieczeństwo zdawało się zakopane gdzieś w głębi duszy, dalej była człowiekiem i to jak najbardziej żywym. Skupiając się nieco bardziej, kapłan mógł poczuć mroczną aurę, która spowija osobnika. Oplata go niczym łańcuchy niewolnika, jednak nie wypływa z jego wnętrza.
Gustav nagle lekko drgnął, po czym zmrużył oczy zbliżając pochodnię do wyciągniętych w ich kierunku ramion.
- Niech mnie … - wybełkotał wpatrując się w tatuaż nad łokciem istoty.- To...to jest królewski gwardzista. Przynajmniej...był..

- On żyje - powiedział zadziwiony kapłan - Jeszcze. Jest w okowach jakiejś magii - cofnął się nieco i podniósł medalion.
- Ojcze Elfów - zaintonował - pozwól mi odnaleźć sploty magii w moim pobliżu - najpierw jednak spojrzał naokoło, nie wprost na nieszczęśnika, by upewnić się że w podłodze, ścianach i suficie, tudzież w dalszym ciągu pomieszczenia nie odnajdzie - lub odnajdzie - magiczne emanacje, dopiero później odwrócił się do gwardzisty i tu skupił na dobre, by powoli rozpoznać siłę i rodzaj aury.

Rzucone czary Baelraheala:
Wykrycie magii

Działające czary Baelraheala:
Magiczny krąg ochrony przeciwko złu
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 02-04-2012 o 22:18.
Romulus jest offline  
Stary 03-04-2012, 17:20   #40
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Podziemia Calidyrru


część II


- Ehm... Na takie przypadki magia zna jeden sposób... Nóż pod żebro. Inaczej chyba pomóc nie mogę... Przy najmniej nie teraz. - rzucił Filut.

Baelraheal mógł czuć się wstrząśnięty … Magiczna aura zadawała się wypełniać całe powietrze w lochach. Postac za kratami zdawała się jej niewielkim skupiskiem.
- I jak? Baelrahealu? Co widzisz? - dopytywał nerwowo rycerz. Kiedy kapłan skierował na niego swój wzrok ujrzał, że owa magiczna poświata powoli oplata rycerza tak samo jak stojącego gdzieś obok Filuta. Z każdą chwilą stara się wedrzeć coraz głębiej i głębiej. Rycerz zdawał się stawiać opór - świadomy bądź mniej. Filut jednak, nosił już na sobie lekkie znamię ohydnej aury.

Elf na chwilę zacisnął zęby widząc siłę i wpływ rezydującej w lochu magii, ale nie tracił czasu.
- Zaklęcie wszędzie dookoła, Filucie, stań bliżej mnie! Salarin! - przypomniał sobie naraz obawy Pieśniarza klingi - Rycerzu, odwołaj Salarina i Lairiel, musimy trzymać się blisko siebie, tylko ochrona którą roztoczyłem nim weszliśmy do podziemi sprawia że nie ulegamy już w tej chwili wpływowi magii, ale coraz bardziej na nas działa i tak! Musimy się spieszyć! - mówił usiłując utrzymać koncentrację na własnym zaklęciu wykrycia Splotu, bowiem jego działanie mogło się jeszcze przydać. Chwycił Filuta za ramię i trzymał przy sobie.

-Oż.... Ała! Hej, ten bark dalej mnie napieprza. Uważaj z tymi łapskami! - Twarz Fiuta wykrzywił grymas bólu. - Przeca się nie zgubie!

Czarodziej skupił swoją uwagę na otaczającej go aurze. Wszystko wskazywało na to, ze kapłan miał rację.
Przykurcz strzelił nerwowo palcami.
Najpierw bliskie spotkania z lodowatą wodą, a teraz...

Randal udał się w głąb komnaty, pozostawiając towarzyszy przy klatce z obłędna istotą.
Szybko dotarł do miejsca, w którym izba poszerza się znacznie. Po swej prawej stronie dostrzegł wnęki, których głębsza ściana zdawała się postawiona niedawno. Różniła się rodzajem budulca, a i zaprawa została położona w sposób bardzo mało umiejętny.
Po lewej stronie dostrzegł kolejne kraty - a za nimi zbiorową, ogromną celę. Jej wnętrze mogło zmrozić krew w żyłach czarodzieja.
W jej wnętrzu spacerował w koło niemal dwa tuziny odartych z ubrań ludzi. Oblepieni breją, krwią z licznymi ranami na skórze zdawali się nieświadomi, choć byli w stanie się poruszać.
Nagle jeden z osobników, siedzący pod samą krata uniósł głowę i zaczął intensywnie pociągać nosem. Jego spojrzenie zaczęło obłędnie badać przestrzeń za kratami. W końcu warknął głośno i uderzył w kraty. Pozostali podnieśli się na nogi, ci którzy stali w jednej chwili dopadli do krat.
Zbita masa napierała na przerdzewiałe kraty a ich krzyki rozniosły się po całej komnacie.
W pewnym momencie kraty drgnęły niepokojąco silnie, a ze ściany posypał się gruz. Dziesiątki ramion wynurzały się zza zardzewiałego żelaza chwytając powietrze po ich drugiej stronie.

Słysząc krzyki i dostrzegając fragment kraty … i co wyciągało się ku - chyba - czarodziejowi Baelraheal przerwał działanie zaklęcia.
- Randalll! - warknął - Wracaj! Musimy podążać razem i pod osłoną modlitwy! Salarin, Lairiel, wracajcie!

- O mnie się nie martw. Przecież mnie nie widzą.

Głos Randala rozległ się po pomieszczeniu, dobiegał skądś poniżej sufitu. Czarodziej bał się, że istoty się wydostaną i wolał pozostawać poza ich zasięgiem. Randal zastanawiał się co zrobić w tej chwili i po doświadczeniach z wodą zalewającą jego i innych zdecydował się skonsultować z towarzyszami.
-Jest ich tutaj dużo i zaraz pewnie wywalą kratę. Mógłbym ich zabić, ale to nie za bardzo “dobre i uczciwe”, nie w stylu Gustawa chyba. Z tym, że za chwilę może nie być wyboru. Mogę ich odczarować, ale nie dzisiaj - nie przygotowałem tego czaru. Jeżeli więc chcecie oszczędzać królewskich gwardzistów, to lepiej nie dajcie im wyjść.

Na wszelki wypadek Randal przemieścił się bliżej pozostałych.
- Nie czasem ta cała uzdrowicielka? Decydujcie się szybko, bo zaraz pójdą na nas!

Randal wylądował za Gustavem.
- Tu jestem. Dobry pomysł, żeby wojownicy wrócili, jakby co wolałbym nie zużywać jeszcze potężniejszych czarów, dopiero co weszliśmy. Myślę, że mnie wywęszyli, choć to dziwne po tej całej kąpieli przed chwilą... - Tutaj Randal mówił już szeptem.

- Masz rację Randalu. Wolałbym aby nie stała się im krzywda, jeśli jest szansa na ich odratowanie... - rycerz przełknął głośniej ślinę zerkając w kierunku dziesiątek ramion wystających zza krat gdzieś przed nimi. - Nie znacie zaklęcia, które pomogłoby ich tam utrzymać? - popatrzył błagalnie po swych towarzyszach. Wszak każdy z nich parał się magią.
- Jeśli mamy tędy wracać... Wolałbym, żeby nie wywalili tych krat kiedy będziemy w drodze powrotnej.
W tej samej chwili usłyszeli kolejne trzaśnięcie i zgrzyt żelaza. Kraty przechyliły się jeszcze mocniej, a z sufitu w który kraty były wbudowane usypały się kolejne porcje gruzu i pokruszonej zaprawy.
Lada moment szaleńcy mogli opuścić swój lokal.

Baelrahea miał zamiar teraz już szybko dotrzeć do kolejnych drzwi i nie wdawać się w … masakrę, trzeba było nazwać rzecz po imieniu. Oczywiście, w przypadku powrotu tą samą drogą …
- Naprawdę jestem ciekaw kto się tego dopuścił - wyszczerzył zęby w grymasie który ktoś nie znający go mógłby pomylić z uśmiechem i zacisnął dłoń na glewii.
- Jak dopadniemy tego kto to zrobił, to zwiększymy szansę na odratowanie ich - rzucił gorzko.

Czarodziej przełknął nerwowo ślinę.
- Nie wiem jak tobie Bolku, ale mi nie spieszno do spotkania z tym no... inicjatorem tego wszystkiego.

Ten spojrzał ponuro na mikrusa, ale musiał w duchu przyznać że ten kto poradził sobie z tyloma gwardzistami będzie nader trudnym przeciwnikiem. Nie miało to dla niego żadnego znaczenia - odszukanie i ukaranie sprawcy ich cierpienia było jego zadaniem.
- Naprzód, na nas też zaklęcie działa! Jeśli sforsujemy tamte drzwi - Baelraheal wskazał koniec pomieszczenia - będzie je można przyblokować gwoździami.
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 03-04-2012 o 17:23.
Glyswen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172