Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2012, 14:09   #48
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
- Może masz gdzieś jeszcze jedną flaszkę z wodą? Może tym razem się uda? - Yarkiss zapytał drwiąco Solmyra. - Zachciało Ci się rozmawiać z nim to teraz masz. - Wskazał palcem wiszącą nad nimi zjawę. Zirytowany całą tą sytuacją, łowca nie wytrzymał. Podniósł leżący obok zaklinacza kij i rzucił nim z całych sił w zjawę. - Też tak potrafię! - Wykrzyczał do ducha. Początkowo obawiał się przybysza, ale po nieprzespanej nocy widział w nim tylko uciążliwego, niegroźnego natręta.
- Ty bezczelny gówniarzu! - duch aż zatchnął się z oburzenia. - Co to za maniery!? Żadnego szacunku dla starszych, jak słowo daję!
Choć Yarkiss należał do ludzi raczej spokojnych i opanowanych to w tej sytuacji dawno już stracił panowanie nad sobą. Gdyby nie to, że jego rozmówca jest duchem i lewituje w powietrzu doszłoby pewnie do rękoczynów. Tropiciel całkowicie zapomniał się z kim rozmawia. To, że dyskutuje z umarłym nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
- Alkoholu my tu nie sprzedajem, więc czego ty od nas chcesz staruszku?
- Jaki staruszku, w kwiecie wieku jestem! - Hieronimus obruszył się, po czym zamyślił nad pytaniem tropiciela i przysiadł na kłodzie, którą Korenn przytargał wieczorem do ogniska. -Hm... Towarzystwa, tak na początek. Rzadko ktoś tędy przechodzi, a ja się nudzę. Co prawda niedawno przejeżdzała traktem karawana, ale mieli kapłana, który chciał mnie egzorcyzmować! Wyobrażasz sobie jaki bezczelny!? - obruszył się. - Nawet “dzień dobry” nie powiedział.
- Towarzystwa, towarzystwa Solmyrze. - uśmiechnął się ironicznie do zaklinacza, pamiętając jak potraktował ducha kilka godzin wcześniej. Łowca słuchając przybysza miał wrażenie, że mówi do niego raptem jakaś inna osoba. Hieronimus zyskał w jego oczach ludzką twarz. - Siadaj, rozgość u nas rozrywek nie brak. - mówiąc to popatrzył na Fernasa, który wzruszył ramionami. Zjawa uśmiechnęła się z satysfakcją i jeszcze wygodniej rozsiadła na pniaku (choć było bardzo prawdopodobne, że jest jej wszystko jedno na czym siedzi). Yarkiss, kiedy usłyszał słowo karawana, miał ochotę przerwać wywód przybysza, ale powstrzymał się. Udał, że w ogóle go to nie interesuje. Zamiast tego kontynuował swoją gierkę z duchem, dziwiąc się samemu skąd u niego tyle śmiałości. - Kapłana powiadasz? Musiał w kaplicy zostawić swoje maniery. Co z nim zrobiłeś?
- Eeee... - widać było, że duch lekko stracił rezon, ale zaraz go odzyskał. - Potraktowałem tak, jak na to zasługiwał - rzekł wymijająco.
Odpowiedzieć ducha nie satysfakcjonowała Yarkissa, dlatego postanowił dalej drążyć temat. - Będzie jeszcze chciał, ten kapłan rzecz jasna, egzorcyzmować jeszcze jakieś dusze, po spotkaniu z tobą?
- A co, znasz jakieś? - ożywił się Hieronimus. - Kobitki może? - spojrzał z nadzieją, po czym oklapł lekko. - Eee, pewnie nie... W każdym razie nie wiem, nie interesowałem się nim więcej. Niech go bogowie prowadzą, byle jak najdalej ode mnie!
Tropiciel zdążył już zrozumieć, że nie łatwo będzie uzyskać jakąś konkretną informację od przybysza. - Kobitki? - spojrzał na bladą Eillif. - Przykro mi, ale rzadko przychodzi spotkać się z … - zabrakło słowa łowcy, który nie chciał urazić ducha. - Takim ciekawymi gośćmi jak ty. - wybrnął po chwili. - Czyli można powiedzieć, że nie przypadło Ci do gustu towarzystwo kapłana i jego kompanii?
- Nikogo z nich nie znałem. Nudziarze... służbiści... Nie to co ty - machnął ręką Hieronimus. - Poza tym... - zerknał w stronę Solmyra i rzekł konfidencjonalnym szeptem. - …jak kto liźnie magii to od razu mu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy. A ona nie załatwia wszystkiego... - posmutniał.
- Yarkiss. - Łowca zrobił krok w kierunku zjawy, żeby podać jej rękę na przywitanie. Szybko się jednak opamiętał. “Zapominam się.” - Tak mnie nazywają, a nim się nie przejmuj. Może troszkę go poniosło wczoraj, ale to równy chłop. Prawda Solmyrze? - rzucił w kierunku zaklinacza porozumiewawcze spojrzenie. - Czego takiego magia twoim zdaniem nie załatwi?
- Skoro tak twierdzisz... - duch łypnął podejrzliwie na Solmyra, po czym wstał i ukłonił się myśliwemu. - Hieronimus jestem. - Chwilę oglądał swoją dłoń, której nie mógł podać rozmówcy, po czym nieoczekiwanie ryknął płaczem. - Jesteś dla mnie taki dobry! Taki dobry! Nikt nie był dla mnie taki dobry! Tylko Anielka! Oooo, Anielko moja, tylko ty mnie rozumiałaś, byłaś ze mną mimo, że ci wszyscy odradzali, aaaach, Anielko, gdzież jesteeeś?!! - rozżalił się znowu.
- Nie przesadzaj. - Łowcy zrobiło się głupio słysząc komplementy ze strony Hieronimusa. - Anielka? Czy mogę ci jakoś pomóc? - zapytał naiwnie Yarkiss.
- Eee... nooo... - zacukał się duch. Yarkiss mógłby przysiąc, że rozmówca nieco się zaczerwienił. - Bo wiesz... - zerknał po zebranych, którzy z zainteresowaniem przysłuchiwali się rozmowie i machnął na myśliwego, by ten się zbliżył. Yarkiss zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie postanowił zaryzykować i podejść do ducha. Twarz młodzieńca owionął zimny powiew, gdy duch szepnął - bo wiesz... ja... zabłądziłem... Wstyd się przyznać, hehe - roześmiał się zakłopotany. - Była śnieżyca i ciemno, i w ogóle... Nie żebym się zasiedział! - obronnie podniósł ręce. - Wcale a wcale! To przecież normalne, że jak chłop nie był w Visenie od paru dekadni, to się chce przywitać z tym i owym... No i ten młokos, Oskar, znów się do mnie przyczepił... Golnąłem sobie tylko na rozgrzewkę i poszedłem - przecież to normalne, jak na dworze taki mróz, że psom ogony do zadków przymarzają! Człek musi się napić dla kurażu! - rozgadał się, nawet nie zauważając, że znów mówi głośno. - Ale złota na leki nie przepiłem, pamiętałem! Pierwsze to do kaplicy poszedłem, ha! Patrzaj, jaki ze mnie dobry mąż i ojciec! Prawda? - wypiął dumnie pierś, ale po chwili znów się przygarbił. - Ale wszystko to furda! - chlipnął, a z oczu pociekły mu łzy.
Yarkiss wysłuchując wyznania Hieronimusa poczuł się jak kapłan. Miał kilka razy ochotę mu przytaknąć, ale powstrzymał się, uznając, że będzie lepiej nie przerywać opowieści ducha. Historia zjawy układała się w jedną logiczną całość. Przeczucie łowcy go nie myliło. Wiedział, że z tą opuszczoną chatą musi być coś nie tak. Teraz już był pewien, że pochowana przez Etrom dzień wcześniej kobieta wraz z dzieckiem, musiały być rodziną Hieronimusa. Czuł dziwną dumę, że udało mu się rozwiązać zagadkę, choć nie miał teraz żadnego pomysłu co z tym odkryciem zrobić. Kiedy duch urwał swoją opowieść, Yarkissowi nie przychodziło nic mądrego do głowy co mógłby powiedzieć. Zdziwił się tylko niezmiernie, gdy zobaczył łzy ściekające po policzku zjawy. - Spotkaliśmy twoją rodzinę. - wydusił siebie, delikatnie odsuwając się od ducha.
- Tak?! - Hieronimus poderwał się i chwycił Yarkissa za ramiona. Chłopak poczuł przeraźliwe zimno płynące z dłoni zjawy. - Jak się czują? Wszystko dobrze? Wiedziałem, że ta głupia magia to tylko strata pieniędzy! Co z tego, że Anielka chuchro była i słabowita - nie tacy jak ona radzili sobie z zarazą! - ucieszył się, po czym łypnął podejrzliwie na myśliwego. - Ale sobie nie znalazła żadnego chłopa, co? W końcu... minęło już trochę czasu... jest lato, prawda...? - niepewnie rozejrzał się po okolicy.
Yarkiss przeraził się nie na żarty, kiedy dostał się w uścisk ducha. Wpatrując się w bezbarwne oczy Hieronimusa, bał się, żeby zaraz nie pozbawił go duszy. “Po co ja mu to mówiłem? Dałem mu tylko nadzieje.” Zdał sobie sprawę, że rozmawiając ze zjawą, igra z ogniem. - Lato? Tak prawda, mamy lato. - przytaknął przestraszony duchowi. Miał nadziej, że dłużej nie będzie on dopytywał się o swoją rodzinę.
- Lato... lato... - powtarzał mężczyzna, spoglądając dookoła, a twarz wydłużała mu się coraz bardziej. - Lato... - powtórzył jeszcze raz, po czym puścił tropiciela i odsunął się trochę. - Aaa... hm... mówili coś o mnie? - zapytał cicho.
Łowca spojrzał w kierunku wygaszonego już ogniska. Mimo, że zjawa już go puściła, cały czas czuł otaczającego zimno. - Tak naprawdę nie mieliśmy okazji z nimi porozmawiać. - Odpowiedział szczerze, pamiętając jak ostatnio skończył się blef w wykonaniu Solmyra. Ostatnią rzeczą jaką chciał teraz zrobić to zdenerwować Hieronimusa.
- Aha... - rozczarował się duch. - A... jak wyglądali? Antoś już pewnie duży, co? Rośnie mi chłop na schwał?
- Bardzo ich kochałeś? - Unikał odpowiedzi na zadawane przez duch pytania.
- Byli dla mnie wszystkim... - Hieronimus opadł na kłodę i wpatrzył się ponuro w resztki ogniska. - Wszystkim, a ja... nie zasługiwałem na nich... Wiesz, że zamarzłem? Jak głupiec, nie trafiłem do własnej chaty, którą zbudowali mój ojciec i dziad... Schlałem się jak świnia i zamarzłem... - Dopiero teraz myśliwy zauważył, że włosy zjawy nie są zlepione brudem, lecz lodem. - Nie! Nawet świnie lepiej dbają o swoje potomstwo! - potrząsnął głową i spojrzał z nadzieją na Yarkissa. - Myślisz, że mi kiedyś wybaczą?
- Minęło już bardzo dużo czasu, na pewno nie chowają do ciebie urazy. - Choć Yarkiss w głębi duszy miał inne zdanie na temat postępowania Hieronimusa, nie powiedział mu tego wprost. Nie chciał całkiem dołować ducha, który strasznie przypominał mu własnego ojca. “Czy on także tak bardzo mnie kochał, mimo że nigdy mi tego nie okazywał?” Łowca wzdrygnął się na myśl, że jego ojciec także kiedyś będzie chodziło po lesie pod taką postacią.
- Myślisz? - Hieronimus zamyślił się, po czym spojrzał na Eillif, jakby ona w swej kobiecej mądrości mogła przejrzeć serce drugiej kobiety, po czym zamilkł.
- Właśnie, dlaczego ty właściwie Hieronimusie … - zawahał się przez chwilę, ale zdobył się na szczerość. - Jesteś duchem?
- Duchem? - zdziwiła się zjawa. - No tak, duchem... A bo ja wiem? Niedokończone sprawy, tak powiadają... nie? - viseńczyk zamyślił się znowu. - Może... Wiem! A może zaprowadzisz mnie do domu? Jak tam trafię na pewno się odduszę! - oświadczył, wielce zadowolony ze swojego odkrycia i uśmiechnął się. Najwyraźniej wstąpiła w niego nowa energia.
“Włóczysz się całymi dniami po lesie, a nie możesz trafić do własnego domu, który jest kilka godzin marszu stąd? Ja mam ci w tym pomóc? To jakiś chory sen, ale niech będzie.”
- Dobrze, znaj moje dobre serce. Pomogę ci. - Nie wiedząc dlaczego, Yarkiss zgodził się wesprzeć zjawę. “A jeśli on.. może to jakaś pułapka? Nie, to nie możliwe. Obym tego nie żałował.”
- Na prawdę?! NA PRAWDĘ?! - Hieronimus zerwał się na równe nogi, gotów chwycić młodzieńca w objęcia, ale widząc, jak ten się wzdrygnął, powstrzymał swe czułe zapędy. - Jesteś wspaniałym młodym człowiekiem, niech ci bogowie w dzieciach wynagrodzą! Zobaczę Anielkę, zobaczę Anielkę - podśpiewywał, podskakując z radości. - To co, idziemy?!
Yarkiss uśmiechnął się, słysząc jak formę zapłaty proponuje mu duch. - Chwila. Zanim wyruszymy muszę Ci coś powiedzieć. - Łowca postanowił za w czasu ostudzić zapał ducha. - Zaprowadzę cię jak mi się wydaje do twojego domu, ale nie do twojej rodziny. Ich tam już nie ma.
- Wyprowadzili się? - zdumiał się duch, ale zaraz znalazł sobie wytłumaczenie. - No tak, samotnej kobiecie z dzieckiem ciężko by było w lesie... To gdzie teraz są?
- Minęło już ponad dwadzieścia lat od tej nieszczęsnej zimy. - Syn Petera starał się znaleźć najmniej bolesna słowa. - Przez ten szmat czasu oni … oni zdążyli przynieśli się na drugą stronę.
- A... ha... - Hieronimus opadł na ziemię i tępo wgapił się w przestrzeń. - No tak... tak... Mogłem się tego spodziewać... Głupiec ze mnie... - roześmiał się, ale był to śmiech przez łzy. Duch długo milczał, przeżuwając uzyskane informacje, po czym spojrzał Yarkissowi w oczy i rzekł. - Zmarli wtedy, prawda? Tamtej zimy? Anielka może i nie była najmłodsza, ale... dwadzieścia lat? Antoś to by teraz własne dzieci bawił... Powiedz... Umarli wtedy? Przeze mnie?
- Przykro mi. - Łowca nie powiedział tego kurtuazyjnie, naprawdę było mu żal ducha. Nie wiedział kim był za życia, ale teraz widział jak bardzo cierpi. Czy zasłużenie? Tego mógł się tylko domyślać. - Mogę zgadywać tak samo jak ty. Nie mam pojęcia, kiedy umarli. Teraz to jednak nie ma znaczenia, czasu nie wrócisz. - Zakończył filozoficznie tropiciel. Czuł się jakby rozmawiał ze swoim dawno niewidzianym przyjacielem, a nie z przerażającą zjawą.
- Nie wrócę... nie naprawię... - po twarzy mężczyzny spłynęły łzy. Wstał. - Należy mi się. Gdybym wrócił na czas... wszystko byłoby inaczej. Należy mi się to... bycie duchem. Należy.... - zagapił się gdzieś w przestrzeń, po czym westchnął. - Mówisz prawdę? Ich tam już na prawdę nie ma? A groby...? Mogę zobaczyć choć ich... groby... - głos mu się załamał. - Bo odeszli, prawda? Nie plątają się po świecie jak ja? Nie zasłużyli na to!
Syn Petera nie polemizował z Hieronimusem co i za co mu się należy. Nie zamierzał wcielać się w sędziego i wydawać wyroków. Zamiast tego zapewnił zjawę. - Nie plątają się. Jeśli chcesz moja propozycja nadal jest aktualna. Mogę cię tam zaprowadzić o ile masz na to ochotę? “Od kiedy zrobił się ze mnie takie uczynny człowiek.” - Zaczął zastanawiać się Yarkiss.
- Tak - odparł po chwili zastanowienia Hieronimus. - Chociaż tyle mogę dla nich zrobić. Czy raczej dla siebie... Chcę iść.
“O śniadaniu trzeba będzie później pomyśleć.” - Zatem w drogę. Nie ma na co czekać. - popatrzył na towarzyszy. - Idę z … Hieronimusem zaprowadzić go do jego domu. - Zdał sobie sprawę jak głupio musiał teraz wyglądać i brzmieć. - Poczekacie na mnie chyba? A może ktoś ze mną się przejdzie?
 
Lakatos jest offline