Maureen
Wspólne wysiłki jak widać zaczęły przynosić efekty. Co prawda próba Basta zakończyła się fiaskiem, ale reszta drużyny zdołała nieco przyhamować zapędy potwora. Łowczyni podczas upadku poczuła ból w lewej ręce, nie mówiąc o chwilowym oślepnięciu wywołanym przez tuman kurzu, odłamki kamieni i podmuch silnego wiatru. Łzawiąc i mrugając celem odzyskania wzroku (wiadomo, że tarcie w takim momencie jedynie pogarsza sytuację i powoduje, iż odłamki jeszcze bardziej uszkadzają delkatne gałki oczne) Maureen pomacała swój lewy łokieć. O do diabła. Pod palcami wyczuła ciepłą lepką maź, którą można było uznać zdecydowanie za krew, nawet przy tak osłabionej możliwości upewnienia się. No nic, potem będzie się martwić. Teraz należy zejść z drogi rozwścieczonemu robalowi i zrobić wszystko, by go dobić lub by sam zaczął zwiewać.
- Anzelm, wstawaj! - powiedziała z trudem, gdyż pył podrażnił jej gardło. Kątem oka dostrzegła mnicha leżącego na ziemi, wciąż trzymającego w zaciśniętej dłoni swój kostur. - Szybko! - wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny pomagając mu się podnieść - Musimy się usunąć, nim to wielkie cielsko nas przygniecie.
- Nathielu, poradzisz sobie, czy mamy jakoś pomóc? - krzyknęła w stronę drowa bohatersko szamoczącego się z czerwiem. |