Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2012, 16:12   #13
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Służba powinna być niewidoczna - powtórzyła sobie w myślach słowa pana Willkinsa. Bardzo interesowało ją, niemal intrygowało jak do tego paradygmatu miało się zachowanie Sary. Zjawia się taka Bóg wie skąd, nie ma referencji, przyszłości, a przeszłość trzyma w takiej tajemnicy jakby to były klejnoty koronne. Trzpiotka. Powstrzymując oburzone fuknięcie Anabell wycofała się z pokoju. Plus ten gust. No doprawdy. Nikt jej nie powiedział, że Ian podrywa wszystko co wykazuje chociaż szczątkowy puls? Czy może to raczej na Iana powinna być zła, że się zupełnie nie kryje ze swoimi romansikami. Lub może to karma, że zawsze musiała wpaść akurat na tego kochanka od siedmiu boleści, kiedy wkręcał kolejne niewinne dziewczę? Pytanie tylko, czy to jego czy jej własna karma? I czy na pewno negatywna?
Ah, nie ważne. Gdy wybije północ wreszcie nadejdą jej urodziny. Wreszcie uwolni się od tych cholernych Hastingsów i najgorszej na świecie Isobel. Plan jednak miał pewien mankament - powłóczyła ciężkim spojrzeniem w stronę domu psychiatryczego. Pogoda sprzyjała spacerom i z okien Hall widać było jasno ubrane sylwetki poruszające się po ścieżkach ogrodu. Dzisiaj niestety nie miała czasu na odwiedziny. Może mimo wszystko uda się z nim pogadać po wybiciu północy?
Potrząsnęła głową. Dość. Poprawiła po raz wtóry ułożony przed chwilą bukiet dbając by kwiaty eksponowały się jak najbardziej okazale i ruszyła do sąsiednich pomieszczeń.

~ ~ ~ ~



Guy krążył po sali balowej niczym drapieżnik. Jak jeden z tych wielkich kotów, które z gracją i nonszalancją mogą rozerwać człowieka na strzępy w ułamku sekundy. Wytropił Anabell, gdy kończyły jej się przystawki na tacy. Jeszcze chwileczkę i ten uroczy mundurek będzie wymagał porządnego cerowania.
Niczego nie spodziewająca się dziewczyna właśnie błądziła wzrokiem za doktorem Sterlingiem, z którym musiała porozmawiać, jeżeli jej marzenia o spokojnym życiu z Nim poza Hall miały się urzeczywistnić. Nie zauważyła go wśród rozmawiających grupek, jednak na korytarzu Nagły dreszczyk przebiegający wzdłuż kręgosłupa sprawił, że się odwróciła dokładnie w momencie, by zobaczyć tygrysa przed skokiem. Obróciła pustą tacę jak srebrna tarczę i osłoniła nią swą pierś.
- Tak, panie Hastings? Coś się stało? - zapytała niby spokojnym głosem. "Przede wszystkim nie okazuj strachu" - tak powtarzał jej Patrick. Szpakowaty pacjent psychiatryka o wieloletnim doświadczeniu na safari. Nigdy jakoś nie dowiedziała się czy polowania na lwy były tylko wymysłem jego schorowanego umysłu czy wspomnieniem lepszych dni.
Guy uśmiechnął się radośnie, jak dziecko w sklepie z zabawkami. Dawno nie widział tak uroczej reakcji.
- Tak, Anabell. Mam pewien problem - powoli zbliżał się do niej, pokonując dzielący ich dystans leniwymi krokami.
A ona zaczęła kroczyć do tyłu. Równe kroki w rytmie utworzonym przez obcasy Guya. Można by pomyśleć, że tańczą.
- Jestem pewna, że nie wchodzi to w zakres moich obowiązków - znała to spojrzenie i nie wróżyło ono nic dobrego. Ciekawe czy jakby przywaliła mu tacą w łeb, to brzdęk przebiłby się przez muzykę?
Guy zatrzymał się w tym samym momencie, gdy jej plecy dotknęły ściany. Byli w jednym z korytarzy dla służby, jednym z mniej uczęszczanych. Jedyną nadzieją na ratunek była ucieczka, albo nieoczekiwane pojawienie się jakiejś innej służacej.
Anabell opuściła tacę zrezygnowana.
- Szach... - jęknęła cichutko i wygięła usta w uśmiechu zarezerwowanym dla ludzi, którzy wiedzą, że gra zakończy się wkrótce ich porażką.
Jednak, gdy pokojówka dostrzegła jego ruch najmocniej jak tylko potrafiła zamachnęła się tacą w sposób tnący. Nie pozwoli by, te plugawe dłonie dotknęły ją. Nie dzisiaj. Nim brzdęk tacy rozbrzmiał na dobre w pustym korytarzu, dziewczyna rzuciła się do ucieczki. Usłyszała za sobą cichy jęk i coraz głośniejszy, narastający śmiech.
- Uciekaj, uciekaj - zawołał Guy i ruszył za nią. Tego właśnie szukał przez cały wieczór, odrobiny sportu.
Anabell nie była w stanie przypomnieć sobie sytuacji w której byłaby bardziej przerażona. Serce biło jej tak szybko, że słyszała niemal jego tryl w uszach. Chciała krzyczeć po pomoc, ale tylko się zakrztusiła powietrzem. Biegła najszybciej jak mogła. Przewróciła za sobą stolik z ozdobną serwetą. Mebel bezsensownie tam postawiony przez matkę Hastings po raz pierwszy w życiu przydał się pannie Durand. Miała nadzieję, że to chociaż trochę go spowolni. Widziała już odpowiednie drzwi. Jeszcze kilka...
Złapał ją za nadgarstek tak raptownie, że poczuła nieprzyjemny chrzęst sprzeciwu stawów w ramieniu. Nie pozwolił jej upaść. Druga z rąk obwinęła się dookoła jej talii i docisnęła ją do ogromnego torsu.
- Szach i mat - odpowiedział głęboko oddychając. Sprint kosztował go tyle samo wysiłku co pokojówkę. Odepchnął szorstkim policzkiem jej głowę w bok i przejechał językiem po potniejącym gładkim karku. Przycisnął jej talię do swojej tak by mogła poczuć jak bardzo go to podnieca. Struchlała. Czy to był ten moment kiedy powinna zacząć błagać? Czy wogóle by to cokolwiek dało czy jedynie... sprawiło mu większą rozkosz?
- Zmieniłaś perfumy, te mi się znacznie bardziej podobają - zauważył chrapliwym szeptem do jej ucha i bez najmniejszego problemu przerzucił sobie przez ramię. Dumny, wyprostowany i w szampańskim nastroju ruszył wąskimi schodkami dla służby na wyższe piętro. Niczym myśliwy zamierzający skonsumować upolowaną zwierzynę.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 29-03-2012 o 20:37.
Eyriashka jest offline