Wiersz, w którym autor grzecznie, ale namolnie próbuje kupić bonusowy eliksir zdrowia
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz, aż się zepsujesz.
Więc, by złagodzić moje cierpienia,
Chciałbym raz jeszcze eliksir zdrowienia.
Bo czekające niebezpieczeństwa,
Mimo bezmiaru mojego męstwa,
Dybią złośliwie na moje zdrowie.
Co stać się może? Zaraz opowiem:
Straszliwy władca lodowej krainy
Może mnie złamać jak wiecheć trzciny.
A co jeżeli stracę nogę?
Czy wtedy dotrzeć do mety mogę?
Również w przypadku pechowej kastracji
Przyda się opcja regeneracji.
Jeśli wybiją mi górne jedynki,
Potną na plastry jak kawał szynki,
Jeśli mnie zmiażdżą, prądem podrażnią,
Przebiją kołkiem, zatłuką stołkiem,
Wsadzą nóż w plecy, utopią w rzece,
Zamorzą głodem, zaduszą smrodem,
Zakłują lancą, zarażą francą,
Obiją tłumnie i wsadzą w trumnę,
Wtedy ratunkiem zostanie niestety -
Stanie w kolejce do eNeFZetu.
A to mi zajmie ze cztery tury.
Los mój zaiste jest teraz ponury!