25-03-2012, 16:18 | #321 |
Reputacja: 1 | Pierwsze podejście było całkiem niezłe. O wiele lepiej polowałoby się w stadzie, ale musiała dać sobie radę sama. Na szczęście białe futro pomagało jej ukryć się na śniegu. Miała nadzieję że tym razem uda się jej upolować pozostałe ptaki, by mogła szybko wyruszyć dalej. Spróbowała zaczaić się za śniegową zaspą i wyskoczyć w górę kiedy nadlecą kolejne lodowe ptaki.
__________________ "Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D |
26-03-2012, 14:51 | #322 |
Reputacja: 1 | I tak oto przed Tonem stanął kolejny wybór zadania. - Że co? Łapać ptaszka - tak przy wszystkich?! O nie! Na mnie czekają wezwania heroiczne, mierzenie się z epickimi przeciwnikami i spuszczanie im manta. Dawać mi tu tego władcę lodowego zamku! Tony wyruszył do lodowego zamku, by spuścić manto tamtejszemu władcy. Po drodze zastanawiał się, jak ów wygląda: Oraz opracowywał kilka sprytnych planów pokonania go. Może na przykład rozpalić ogień pod zamrożonym zamkiem i z ukrycia patrzeć jak taje? Albo na początek miąchnąć we władcę termosem z rozmrażaczem? Czy lepiej nagadać mu, że jego systemy chłodzenia emitują za dużo freonu i przekonać do dymisji? Koniec końców zwyciężyła konwencjonalna metoda 3S (Sneak-Stab-Smile). Ton po cichu skradał się z nożem w dłoni...
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |
26-03-2012, 18:10 | #323 |
Reputacja: 1 | Flafi najwyraźniej od szansy na ciepełko przedkładał grunt pod nogami. Jak tylko znalazł się z powrotem na ziemi, to znaczy w śnieżnej zaspie, prychnął gniewnie i wypuścił w niebo całkiem imponujący jęzor ognia. Barelard miał tylko nadzieję że złość paskudy się na coś przyda i może podwyższona temperatura spowoduje jakiś zysk w postaci kilku ptaszków. - Ecchh... tylko nie przypal ich tam oszołomie. - rzucił kąśliwie w stronę "płonącej" zaspy śniegu. Sam przeszedł do bardziej przyziemnych metod i najzwyczajniej w świecie począł rzucać śnieżkami w latające wokół ptaki.
__________________ ZauraK |
27-03-2012, 22:22 | #324 |
Reputacja: 1 | Kiti, Barelard; Udało się! Zdobywacie kolejną wskazówkę! „Wyruszcie na pustynię Gobi. Znajdźcie tam kolejną wskazówkę”. Ta, nie ma to jak szukanie wskazówki na pustyni... Przynajmniej z zimnego klimatu w ciepły! Czym tam dotrzecie? Ku waszemu zdumieniu, zjawiają się na powrót zeppeliny, które was tu przywiozły! No to w drogę! http://www.tapeta-oaza-pustynia.na-p...a-pustynia.JPG Kiedy docierasz w końcu na miejsce, kolejna wskazówka jest trochę niepokojąca. „Zbuduj zegar słoneczny. Przy godzinie 12.00, 15.00, 18.00 i 21.00 wpisz na piasku nazwy rzeczy lub miejsc, które napotkaliście podczas wyścigu, które były „naj” [największe, najstarsze itp.] [na pw do MG!!!] Następnie wypowiedz zaklęcie, które skupi uwagę Mgieł na zegarze, aby je przywołać. Kiedy zegar wskaże 11 :11, Mgły przybędą by ogłosić zwycięzcę wyścigu. Znajdź materiały na zegar słoneczny i własnoręcznie go zbuduj. Niewłaściwie skonstruowany zegar nie będzie działał.. Mgły muszą cię usłyszeć.” Bardzo fajnie. Po pierwsze wokół nie ma nic poza piaskiem. Po drugie jak dokładnie odliczyć 11:11?! Po trzecie miejsca „naj...?” [na moje pw plis!!!] Po czwarte zaklęcie...?! Dołączone do wskazówki, ale... brzmi tak: „Robił kiedyś ubogie i małe serniki oraz zegary które drobnym biegunom problem prawdziwy się” Nevis; Dogadywałeś się z gnomem jak z innym niziołkiem, można rzecz. Cóż, powiedzmy, że byliście mniej więcej na tym samym poziomie.... Dogadywaliście się więc świetnie. Podróż mijała spokojnie a gnomi inżynier opowiadał ciekawe historie o tym, gdzie to nie był i czego to nie widział. Podróż upłynęła błyskawicznie i niebawem ujrzałeś w dole krainę lodu. Zrobiło się naprawę zimno! Kiedy zbierałeś się do wysiadania, gnomi inżynier wręczył ci jakiś flakonik. – Weź, na zdrowie ! To lecznicza mikstura, pewnie ci się przyda, wiele niebezpieczeństw czyha wśród tutejszego śniegu... Powodzenia! Jakbyś potrzebował podwózki drogą powietrzną to daj znać! Po miłym pożegnaniu gnom odleciał zeppelinem sowim stronę. Zostałeś na lodowej pustyni ze wskazówką w ręku. Musiałeś wybrać, walka lub polowanie. Widziałeś, jak w oddali Barelard uganiał się za lodowymi ptakami wraz z Kiti. Na horyzoncie majaczyła sylwetka Tona, gnającego do lodowej fortecy. Ale reszty nie było! Nadal jesteś w grze! Ton; WoW-Arthas The Lich King - YouTube No co. Usiadł i siedzi. Kiedy dotarłeś na miejsce i wstał z tronu [eeeeh zatrucie pokarmowe?] nie było już tak przyjemnie...
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
28-03-2012, 13:12 | #325 |
Reputacja: 1 | Ręka, noga, mózg na ścianie, sztany, glany, kark złamany, zęby wybite, łeb urwany, krew tryska, jelita się plączą, gałka oczna skacze po podłodze jak ping-pong. Tak prezentował się Tony po spotkaniu z lodowym władcą. - Khhhhyyyyyyy - stwierdził bohater. Po czym resztkami sił sięgnął po buteleczkę z eliksirem uzdrawiającym. I było jak w reklamie batoników czy innych enerdżidrinków "I jedziesz dalej!". Byle do przodu! Był znów pełen sił: - Ej, gościu, nie byłem gotowy! Nie ma takich! Teraz liczę: raz, dwa trzy i dopiero się lejemy. Powiedział Ton, a jednocześnie pomyślał: "Policzę do dwóch i zasztyletuję go z zaskoczki. Trza se ułatwiać, a nie utrudniać." ~*~ A tymczasem na lodowe pustkowi nadciągał, wiadomo, to ptak, to samolot, nie to... Jezus, Maria! Co oni robią z tym nosorożcem?!
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. Ostatnio edytowane przez JanPolak : 28-03-2012 o 13:20. Powód: zapomniałem nosorożca |
28-03-2012, 14:14 | #326 |
Reputacja: 1 | X Zadzwonił nagle telefon. Elsevir odebrał, zdumiony. - Witam... uhum... Ehe... Tak, rozumiem... Zaraz się tam udam i go odnajdę. Elf rozłączył się. - Zawracaj - skierował do gnomiego kapitana zeppelina. X
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
29-03-2012, 18:02 | #327 |
Reputacja: 1 | Wiersz, w którym autor grzecznie, ale namolnie próbuje kupić bonusowy eliksir zdrowia Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, aż się zepsujesz. Więc, by złagodzić moje cierpienia, Chciałbym raz jeszcze eliksir zdrowienia. Bo czekające niebezpieczeństwa, Mimo bezmiaru mojego męstwa, Dybią złośliwie na moje zdrowie. Co stać się może? Zaraz opowiem: Straszliwy władca lodowej krainy Może mnie złamać jak wiecheć trzciny. A co jeżeli stracę nogę? Czy wtedy dotrzeć do mety mogę? Również w przypadku pechowej kastracji Przyda się opcja regeneracji. Jeśli wybiją mi górne jedynki, Potną na plastry jak kawał szynki, Jeśli mnie zmiażdżą, prądem podrażnią, Przebiją kołkiem, zatłuką stołkiem, Wsadzą nóż w plecy, utopią w rzece, Zamorzą głodem, zaduszą smrodem, Zakłują lancą, zarażą francą, Obiją tłumnie i wsadzą w trumnę, Wtedy ratunkiem zostanie niestety - Stanie w kolejce do eNeFZetu. A to mi zajmie ze cztery tury. Los mój zaiste jest teraz ponury!
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |
30-03-2012, 19:14 | #328 |
Reputacja: 1 | – Weź, na zdrowie ! To lecznicza mikstura, pewnie ci się przyda, wiele niebezpieczeństw czyha wśród tutejszego śniegu... Powodzenia! Jakbyś potrzebował podwózki drogą powietrzną to daj znać! - Dzięki! - Nevis pomachał gnomowi, który okazał się naprawdę świetnym przyjacielem. Gdy ten już włączył silnik i zaczął podnosić zeppelin, niziołek wpadł na świetny pomysł. - A może jednak zostaniesz!? Z pewnością przyda mi się pomocna dłoń! Gnom jednak nie odpowiedział, najwidoczniej silnik zagłuszył jego słowa. Zresztą, Nevis nie wyobrażał sobie lądującego zeppelina na środku mroźnego pustkowia. No właśnie... Strasznie tu zimno! Niziołek nie musiał nawet czytać wskazówki do końca. Oczywiście, że polowanie! W końcu nie od parady wisi mu łuk na plecach. Choć szczerze mówiąc, nigdy nie upolował żadnego ptaka... Z drugiej strony niewiele miał ku temu okazji. Ruszył więc przed siebie, brnąc po kolana w śniegu. Gdy wreszcie wypatrzył parę ptaków w powietrzu, położył się na ziemi i zaczął czołgać. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, przypomniał sobie o łuku. Nevis zapomniał go dobyć, a teraz będzie to bardzo trudne. Klnąc i złorzecząc na śnieg, który znalazł się za jego kołnierzem, wreszcie złapał za majdan i napiął cięciwę. Teraz tylko ja, mój łuk i te ptaszyska! |
31-03-2012, 01:04 | #329 |
Reputacja: 1 | - Ta, wynieść się z tej zarośniętej i śmierdzącej dżungli. - stwierdził krzywiąc się kiedy w końcu mógł wstać. Nie można było jednak do końca stwierdzić, czy krzywi się na propozycję Keeshe, czy przez dosłownie popsutą atmosferę. Zaraz potem podszedł do miejsca w którym Szaman odprawiał rytuały na czaszkach. Nie przeszkodził mu jednak, tylko pozwolił w skupieniu kontynuować. O dziwo Szaman nie był wyraźnie zielony. Widocznie w swojej karierze miał do czynienia z gorszymi zapachami. Albo też zapalił jakieś jeszcze inne ziółka na znieczulenie. Nie zmienia to jednak faktu, że robił to co miał robić. Szaima także. Jemu jednak może nie poszło dokładnie tak jak zamierzał. Szczególnie z organizatorami wyścigu gdyż planował przyłożyć chociaż jednemu i wyłudzić nieco złota z budżetu, jednak mimo wszystko miał już wszystko czego potrzebował. Przyszedł więc czas na opuszczenie tej wioski oraz na przejście do kolejnego etapu jego planu. Wpierw jednak trzeba było coś zrobić z tubylcami. Nie byli już potrzebni, jednak kiedyś jeszcze mogli okazać się przydatni, więc nie wypadało zostawić ich tak na pastwę tej bomby biologicznej jaka spadła nieopodal. - Pakować manatki i wynosimy się z tond! - rozkazał jeszcze trzymającym się na nogach ludziom. Ci zadowoleni z decyzji zaczęli pakować swoje rzeczy i cucić pozostałych, aby oni także szykowali się do podróży. Oczyszczenie terenu było bardziej ryzykowne, gdyż liczyłoby się to pewnie ze stratami w ludziach. Tak samo jak zostanie na miejscu. Drow także zaczął się pakować. Poszedł do jaskini po dużą torbę i wrócił do Szamana. Wsadził do niej już zabezpieczone pudła z czaszkami. Zostawił ją jednak przy pentagramie i wrócił do jaskini. Wyszedł mając na sobie płaszcz oraz plecak. Widać było wyraźnie, że nie będzie czekał na to kiedy jego poddani będą gotowi do drogi, tylko zamierza wyruszyć wcześniej. Rozejrzał się tylko po zbierających się z trudem ludziach. - Dalej, ruszać sie! Chyba nie chcecie zgnić na tym zadupiu?! - pogonił ociągających się. Bardziej jednak możliwe, że czuli się na tyle źle, że byli wstanie tylko wlec się smętnie. - Jak Szaman skończy z czaszkami, to da wam coś na te cholerne mdłości i ruszać się, ruszać. - dopiero po usłyszeniu tego poddani Szaimy przyśpieszyli jeszcze bardziej. Dirith nie był do końca pewien czamu, jednak grunt, że zadziałało. Fakt, że mikstury sporządzone przez duchowego przywódcę wioski smakowały okropnie, jednak działały więc nie było się czego bać. Rozejrzał się jeszcze raz zatrzymując wzrok na ostatnim więźniu. Podszedł więc do pala i poszedł za plecy orka. Wyjął sztylet i rozciął jego więzy. Ledwo stojący strażnicy byli lekko zdziwieni, jednak Szaima skinieniem głowy kazał im pomóc w przeniesieniu wioski. Samemu nie powiedział jednak nic, tylko schował sztylet i wrócił do miejsca w którym leżała torba z czaszkami aby przypilnować Szamana oraz doglądać przygotowań do opuszczenia tego miejsca.
__________________ "Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2? "- You can't let them run around inside of dead people! - Why not? It's like recycling." - Dr. Who |
01-04-2012, 14:22 | #330 |
Reputacja: 1 | Na perspektywę kolejnej wycieczki zeppelinem Barelard zaklął siarczyście rozglądając się na Flafim. Ten jednak chyba sobie darował towarzystwo maga, bowiem przepadł jak kamfora. Pewnie się obraził na lądowanie w zaspie, czy coś takiego o ile w ogóle ta forma życia ma wystarczająco dużo inteligencji żeby się obrażać. Mag parsknął gniewnie i rozpoczął niezbyt przyjemną procedurę wdrapywania się na pokład sterowca. - Pustynia! Tego jeszcze mi tylko trzeba. - marudził - Jak nic złapię katar przez te zmiany temperatury. Obejrzał się za siebie gdzie zręcznie wskakiwała na pokład wilczyca. Podróż tym razem odbyła się w spokoju, aż zbyt wielkim. Nic nie płonęło, nic nie sikało, nic... Mag machnął ręką i się trochą rozpogodził no trudno, jak nie ma, to nie ma. Ruszył szukać wskazówki. * Przeczytał wskazówkę i zaczął rechotać. - A cóż to za zaklęcie - ryczał ze śmiechu niczym smok - Kto to wymyśla? Jak nic pewnie ta drowka. Mag padł na piasek i turlał się ze śmiechu. Po chwili jednak dotarła do niego doniosłość chwili. 'Tak, oto on na szansę na zwycięstwo, a marnuje czas na głupoty' - przemknęło mu przez myśl. Zerknął na Kiti, która najwyraźniej już coś kombinowała. Zaraz, zaraz!!! A skąd wytrzasnęła kij na pustyni? Zerwał się na nogi i rozejrzał wokół. - Żesz, piasek tylko i nic więcej. - poskubał brodę - Zaraz, piasek? Usiadł i zaczął nadrywać i tak zniszczoną już tunikę na pasy, w które zawijał piasek. Zrobił trzynaście takich zestawów, w tym jeden przypominający długi kij, a pozostałe małe pałeczki. Pochylił się nad zawiniątkami i zataczając kosturem kręgi na nimi począł intonować zaklęcie. - Ti parn, ti veppam, neruppu mele. - zabrzmiał łagodny głos przez co słowa przypominały bardziej pieszczotę niż zaklęcie. Zawiniątka zaczęły lewitować. Za kosturem pojawił się płomień, który wydłużając się coraz bardziej zamienił się w okrąg, a następnie w "talerz" pochłaniając lewitujący towar. Po kilku minutach na piasek opadły brudne szklane wytwory z zatopionymi w nich sporymi fragmentami tkaniny: szklany kij i owalne bryły. Barelard z duma popatrzył na swe dzieło i zaczął "montaż" zegara. Ale jak tu rozłożyć to właściwie? Odpowiedni kierunek? Małe odwołanie do magii i cośtam pokazało północ. Ale tarcza? Zadumał się mag na chwilę. Jak to ten stary cap Gebro opowiadał? Narysuj to, narysuj tamto, potem podziel i przedłuż. Mag zawzięcie rysował kosturem tarczę umieszczając następnie wyprodukowane znaczniki w miejscach godzin. No to jeszcze 11:11... Tu usiadł i się mocno zaczął drapać po głowie. Zaklął siarczyście i zaczął robić wyliczenia na piasku. Kopnął ze złością piasek i ostatecznie zdając się na intuicję podzielił odległość pomiędzy 11 a 12 na sześć równych części. - A niech to wszyscy diabli i chaos weźmie do siebie - mruczał - Musi być dobrze i już. Po zakończniu boju w tarczą zegarową wbił szklaną "wskazówkę" i przeszedł do historyczno-twórczej pracy nad "naj". Zaczął pisać kosturem: "naj...". I... utknął. Co tu było naj? Zaczął sobie wyliczać w pamięci: - najgłupszy elf, ta Elsevir - najsprytniejszy zawodnik, ale za ten Ton jest upierdliwy jak nikt inny - najstarszy smok - najwredniejsza drowka, ale za to co za ciało. - najbrzydsza syrena - najtwardszy gargulec - najzieleńszy ork - najfioletowszy Flafi, no właśnie gdzie Flafii? Nagle palnął się w łepetynę. Przecież to miejsca miały być. Za dużo słoneczka chyba. Skrzywił się nieco nad własną nieuwagą i teraz już bez zbędnej zwłoki wypisał cztery miejsca. Usiadł na piasku i czekał. Czekał i odpoczywał. Odpoczywał i rozkoszował się słońcem. Rozkoszował się słońcem i pier... Nieważne zresztą. Ważne że zaczął rozmyślać. A więc chyba koniec? Zastanowił się nad przeżyciami ostatniego czasu. Smoki, gargulce, upierdliwy Ton z jakimś .... hmmmm... Stokrotkiem? W każdym razie było interesująco i pouczająco. Gdyby jeszcze tylko nie drow morderca i ta... ekmmm... wredna drowka próbująca mnie ubić chyba ze trzy razy. Aczkolwiek ciałko niezłe, niezłe. Może kiedyć w innych okolicznościach... Z chorych fantazji wyrwało go wspomnienie drowiego sztyletu przelatującego tuż obok głowy. - Nie nic z tego - wzdrygnął się. Popatrzył na zegar wskazujący 10:00. - Jak ten czas się wlecze - westchnął. Co dalej? Gdzie się udać po tym całym zamieszaniu? Chciałbym chyba jeszcze raz z tym smoczyskiem się spotkać. A może jakieś podziemia zwiedzić? Podobno w Peru jakąś piramidę mają zamiar otwierać. Hmmm... a gdzie się podział Flafi? W gruncie rzeczy miły jednak był to towarzysz podróży. Niesforny, ale miły. Rozejrzał się ale nigdzie nie zauważył nic fioletowego i zadumał się. W tym czasie zegar wskazał jedenastą. Barelard skupił się na wędrującym cieniu po tarczy. Gdy uznał, że czas właściwy wstał i donośnym głosem wyrecytował zaklącie - Robił kiedyś ubogie i małe serniki oraz zegary które drobnym biegunom problem prawdziwy się. Rozejrzał się i nic (?!). Co jest? Dla pewności poprawił w tłumaczeniu: - Avar unmaiyana piraccinai citiya turuvankalai ivai orumurai elai marrum ciriya cheesecakes marrum katikarankal ceytar Poskubał się po brodzie. - Wiedziałem, że coś nie tak z tym zaklęciem...
__________________ ZauraK |