Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 08:09   #16
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Postój przyjął z pewnym nie dowierzaniem. Jak to już? Podobno miała to być ekipa zaprawionych w bojach i przygodach najemników, którzy … No właśnie po całym dniu wspólnej jazdy nadal o nich nic nie widział. W sumie to normalne, nikt nie garnął się do zaprzyjaźnienia się z elfem i to takim dziwnym jak On. Bladość jego skóry nie raz była przyczynkiem do niezdrowych sytuacji. Przynajmniej jak do tej pory nikt w niego nie rzucał pomidorami, kamieniami lub butelkami z oliwą.
Jechał na wozie jak pozostali i cały czas obserwował co się dzieje wokół nich. Zadanie było bardzo mocno utrudnione z uwagi pogodę. Wszędzie było sucho i prażyło nie miłosiernie. Plotki zasłyszane w Marienburgu tu potwierdzały się w pełni. W głowie zabłysła lampka ostrzegawcza. WODA to może być jedno z zagrożeń jakie niosła ta przygoda. Przy najbliższej możliwość musi zaopatrzyć się w dodatkowy bukłak.

Wszyscy rozeszli się po ogłoszeniu postoju. Dla niego było to co najmniej dziwne. Przyzwyczajony był do jakiegoś drylu. Straż Marienburga to nie to samo co roty gwardyjskie u Karla Franza lub piesi Kozacy Carycy. Naprawdę daleko było im do dobrych oddziałów. Jednak mimo wszystko uczyły prawidłowych odruchów. Dla kogoś kto chłonął wiedzę jak gąbkę wystarczyło. Wsiąkł w mentalność drużyny. Zanim uciekł z domu naprawdę sporo czasu poświecił na zbieranie informacji jak wygląda prawdziwe życie. Starzy i doświadczeni sztuką nie umierania przekazali mu ważną naukę. W świecie przygód grając sam musisz mieć szczęście na co dzień. Gdy jesteś z zaufaną kompanią potrzebujesz go tylko czasami. Różnica ogromna za wszystkie inne przyjdzie zapłacić własną głową.

Marathir obszedł wóz dokoła i podszedł do koni. Wyglądały na równie zmęczonych co i on sam
- I jak? Czy jest ktoś, kto pomógłby mi zająć się końmi?- spytał Marathir. Sprawiał wyraźnie wrażenie zmęczonego całodzienną jazdą (nie licząc jednej przerwy).
- A widzisz chętnych? - rzucił ironicznie Pieter – Nie jesteśmy stajennymi, elfie.
-Owszem, ale sam sobie nie poradzę, nawet jakbym chciał. Zresztą jak nie zajmiemy się końmi, to jak pojedziemy? Nie wiem jak ty, ale mi się nie uśmiecha iść pieszo w taki upał do Altdorfu. Czy ktoś może ma inne zdanie niż Pieter? - spytał elf resztę ignorując mężczyznę.
-Ja pomogę. - Vire z uśmiechem zaoferował swoją pomoc. Popatrzył na resztę zespołu, szukając nie jako wsparcia. Nikt się nie palił.- Przynajmniej tyle możemy dla nich zrobić. Wiesz osobiście nigdy nie pogodziłem się z tym by źle traktować zwierzęta. Tam gdzieś w środku to nadal boli. - Pogłaskał po chrapach Ciska przy którym stał, przejechał ręką po grzywie i sprawdził czy nie ma odparzeń po siodle. Z pęcinami był równie uważny. Później to samo zrobił z kolejnymi.
-Dobrze, a więc ja i Viraelel zajmiemy się końmi. W międzyczasie radziłbym wam, abyście zajęli się przygotowaniem obozowiska.
Po tych słowach elfy odeszły, by zająć się końmi, zostawiając resztę drużyny samą.

Praca nad konserwacją elementów napędowych szła sprawnie. Do pomocy dołączył również Reinhard (czytając posta z 27/03/12 20:06) Nie zważając na to że mogą być podsłuchiwaniu Vire zaczął w Eltharinie.

- Jest fajnie i wesoło a kto tak na prawdę tym dowodzi? Nie obraź się ale musisz już od początku wprowadzić jakaś dyscyplinę. Zobacz nawet nie mamy wystawionej straży. Nie mówię już o rutynie obozowej bo ta powinna sama się wyklarować. - Wzrok najemnego elfa ogarnął raz jeszcze całe obozowisko. Widać że nie spodobało mu się to co zobaczył. Postarał się z całej siły tego nie okazywać. Lata bycia najemnikiem i strażnikiem wyrobiło w nim pewną rutynę, której teraz brakowało. Po prostu musiał ktoś nim dowodzić a teraz czuł się jak na wycieczce. Wiedział z Jewłasnego doświadczenia, że za te swobodne podejście zapłacą i to wkrótce.
- Ile drogi czeka nas jeszcze do Altdorfu?
-Cóż, to zależy od wielu czynników. Przede wszystkim musimy dać koniom trochę czasu, ponieważ bez nich wyprawa znacznie się przedłuży. Przewiduję, że jak do jutra wydobrzeją oraz jak nic nam nie przeszkodzi w dalszej drodze, to do stolicy Imperium powinniśmy dotrzeć najpóźniej za 6 dni, ale myślę, że uda nam się pewnie dzień wcześniej. Ale nie to mnie martwi. - tutaj elf ściszył nieco głos- Ojciec ostrzegał mnie, że sytuacja może stać się niebezpieczna. Właśnie dlatego was tu potrzebuję.
Przerwał, po czym podjął:
-Co do rutyny obozowej, to masz rację. Ale jeśli chodzi o dyscyplinę, to raczej nie byli żołnierze, nie można o tak im narzucić posłuszeństwa. Zresztą, jest to też test, na ile dadzą sobie radę w dziczy. Jak go obleją, to sam wprowadzę porządek, choć nie lubię tak ingerować.
- W sumie masz racje, dokończę pracę przy koniach i muszę coś zjeść. Zaczynam być głodny


Po tym ostatnim poczuł się jak uczniak, któremu natarto uszu. Owszem był młody ale jego własne doświadczenie że zapłaci za tą wycieczkę. Teraz musiał zrobić tylko wszystko by ta cena była jak najniższa i najlepiej by zapłacili za nią inni.
Konie gotowe, woda i żarcie też chyba będzie nie długo. To ja mogę się zgłosić na ochotnika do warty. Jeżeli nie będzie przeciwko temu specjalnych oporów to poszukam jakiegoś miejsca z którego można obserwować okolicę i sam obóz. Może jakieś drzewo, pagórek. Choć drzewo byłoby lepsze. Nie widać byłoby go na pierwszy rzut oka..
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline