Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 14:42   #15
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zbliżając się do Egona i Dalii Ian przyglądał im się bacznie. Oceniał sytuację i zachowanie obojga.
Czy była piękna? Tak. Acz nie olśniewająco. Dalia Black była niewątpliwie ładna, ale czy to wystarczyło, by Egon zmienił nagle swe plany? Chyba tak, sądząc po maślanych oczach jej narzeczonego.
Stukając parasolem o parkiet podszedł do obojga.- Egon, przyjacielu... Nie wiem jak zdołałeś ukryć przed szmatławcami tak uroczą istotkę. Może przedstawisz nas sobie, a potem... opowiesz, jak się poznaliście?
Dalia przez chwilę dławiła w sobie gniew na impertynenta przerywającego jej przyjemną pogawędkę z Margaret Hastings. Po jej twarzy przemknął wyraz irytacji, błyskawicznie zastąpiony słodkim uśmiechem. Spojrzała wyczekująco na Egona, przedstawi jej Iana?
Egon jednak, wyglądał na zaskoczonego i trochę jakby … Nie, to musiało być złudzenie. Chyba że … Dalia postanowiła, że za wszelką cenę dowie się kim jest ten odrobinę ekscentryczny jegomość. Nie mogła sobie pozwolić by jakiś nieoczekiwany szczegół zakłócił jej misterny plan.
- Dalio, przedstawiam ci - Egon wskazał arystokratę, lekko zmieszany - Sir Ian Ramsay, mój drogi przyjaciel - uśmiechał się. ale Dalia wiedziała, że coś jest między mężczyznami nie tak.
- Ianie, stary przyjacielu - jej ukochany klepnął Ramsay'a w ramię, zdecydowanie mocniej niż dozwalały konwenanse - Jak się miewasz?
-Gorzej od ciebie, najwyraźniej. Bowiem moja droga Joan Audrey nie mogła przybyć dzisiaj.
- odparł z uśmiechem szlachcic oddając z uścisk z równym entuzjazmem.- Nadal jesteś bliżej ślubnego kobierca, niż ja... Choć, słyszałem że to z dziedziczką Montgomery miał być ślub?- Spojrzenie Iana przesunęło się po Dalii, a uśmiech wydawał się przyjazny.- Choć przyznaję, tak piękna kobieta może zauroczyć i ukraść serce. Więc, jak żeście się poznali?
Egon uśmiechnął się trochę bardziej pewnie. Czego miałby się niby obawiać ze strony Ramsay'a? Chyba wpadał już w paranoję. Ale miał przecież swoje powody. To nie jest paranoja, jeżeli naprawdę istnieją ludzie, którzy chcą cię dopaść. I to tak blisko.
- Spotkaliśmy się w Egipcie, na rejsie po Nilu. Dalia kręciła tam swój najnowszy film - uśmiechnął się i objął ramieniem narzeczoną.
- “Klątwa Mumii” - zamruczała aktorka uśmiechając się tajemniczo.
-Mumii? Zemsta nieboszczyków owiniętych w bandaże?- spytał Ian przypominając sobie to, co wie o Egipcie.- Dość oryginalny pomysł na film.
Po czym rzekł z przyjaznym uśmiechem.- A ty, Egon ? Co robiłeś w Egipcie. Bo chyba nie przerzuciłeś się na aktorstwo, co?
Młody Hastings zaśmiał się radośnie.
- Broń boże …
- To ja tutaj gram -
wtrąciła słodko Dalia i Ian miał niejasne wrażenie, że wypowiedziała właśnie prawdę absolutną.
- Zaprosił mnie Seamus McDonnel - Amerykanin pochodzenia irlandzkiego, Ramsay niewiele o nim wiedział, poza tym że był idiotycznie bogaty i był życiowym partnerem jakiejś środkowoeuropejskiej księżniczki - Łaziliśmy po piramidach i podróżowaliśmy z nomadami. Aż tu nagle z naszą karawaną wpadliśmy prosto na plan “Mumii”.
- Był nieludzko umorusany - skomentowała Dalia, a Egon wzruszył ramionami.
- W to nie wątpię. Bliski Wschód ma wiele uroków, ale piach do nich nie należy.-odparł żartobliwym tonem Ian. Spojrzał badawczo po obojgu pytając- A więc, miłość od pierwszego wejrzenia?
- Od pierwsze go morderstwa. -
zażartowała Dalia, a Egon zaśmiał się nerwowo.
- No doprawdy, Dalio- skarcił narzeczoną żartobliwie.
-Od pierwszego morderstwa? Partnerzy w zbrodni?- Ian podjął temat swobodnym tonem, zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie.- Nic tak nie cementuje związku jak wspólna tajemnica, nieprawdaż?
Liczył, że oboje wyjaśnią ten swój mały żarcik.
- Głupstwo - machnęła ręką Dalia - Cztery osoby zginęły na planie. Tubylcy zaczęli biadolić o klątwie - przewróciła oczami - Ale dzięki temu film okazał się kasowym sukcesem.
-Morderstwa raczej nie są głupstwami. Naprawdę ktoś mordował ludzi podczas kręcenia filmu? -
spytał nieco zaskoczony Ian.- A co na to egipska policja?
- Byli bezradni -
westchnął Egon. Dalia uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Byli nieudolni - stwierdziła kategorycznie - Jedyne co, ten Debois, detektyw …
- Tak, wydawało się, że był na jakimś tropie -
Egon wtrącił - Ale i jemu nie udało się nic wskórać.
- Zdjęcia się skończyły, rozjechaliśmy się -
wzruszyła ramionami Dalia, a potem uśmiechnęła się słodko - A ja i Egon wybraliśmy się na rejs po Nilu.
-Czyli to tubylcy ginęli? To nic dziwnego, że sprawców nie wykryto. Beduini i rodowici Egipcjanie niekoniecznie pałają do siebie uczuciem. -
stwierdził Ian i uśmiechnął się. -Egon, ty farciarzu. Taka urocza wycieczka po Nilu, z taką kuszącą kobietą. Aż kusi mnie by samemu pozwiedzać dzikie zakątki. A kto wie, może i mnie się coś trafi.
- Ależ nie tubylcy. Francuzi głównie, dwie aktoreczki -
przewróciła oczami Dalia - Dobrze że już po swoich ujęciach. No i - pstryknęła palcami, nie mogąc sobie przypomnieć.
- Oj przestań, kochanie - mruknął Egon - Nasłuchaliśmy się już o morderstwach.
Dalia wzruszyła ramionami, pełna pokory.
-No to w takim razie opowiedz o podróży po Nilu. Chyba że najciekawsze fragmenty, nie nadają się na takie okazje? W takim razie powinnyśmy później znaleźć okazję na rozmowę w cztery oczy.- zażartował Ian pytając Egona.
Młody dziedzic uśmiechnął się szeroko, ale zmilczał szczegóły romantycznej wyprawy.

Ten, dość niezręczny moment wybrała Lady Aston by włączyć się do rozmowy.
- Słyszałam o tym śledztwie - jej spokojny, melodyjny głos płynął przez powietrze niczym złocisty miód - Przyjaźnię się z panem Debois, jak pani go znalazła, panno Black? - nazwisko Dalii, poetyckie, choć pospolite, w ustach Lady Aston brzmiało jak dyskord.
- Wydał mi się grubiański i przemądrzały - odpowiedziała zaciekle Dalia, ale lekki uścisk dłoni Egona na jej nadgarstku sprawił, że opanowała agresywną reakcję.
-Tak, czy siak powinniśmy porozmawiać we dwóch, powspominać dawne czasy. I to duży, że tak powiem... gest dobrej woli z mej strony. Zawsze to bardziej kuszą takie rozmowy z piękną kobietą.- rzekł żartobliwym tonem Ian, choć jego propozycja była całkiem poważna. Naprawdę był zainteresowany porozmawianiem z Egonem z dala od Dalii i ciekawskich uszu dookoła. Porozmawiać o Elizabeth i jej gwałtownej reakcji. Miał bowiem wrażenie, że przy okazji tego całego narzeczeństwa Egon zaczął poruszać jak słoń w składzie porcelany, robiąc sobie niepotrzebnych wrogów.
Młody Hastings skinął głową, aprobując pomysł przyjaciela. Jego mina nie zdradzała jednak zbytniego entuzjazmu, chyba przeczuwał, że może to nie być przyjemna rozmowa.
Następnie spytał lady Aston.- A kim jest ten pan Debois, jeśli można spytać?
- Detektyw, francuz, mój drogi przyjaciel. Miał mnie odwiedzić po powrocie ze swoich europejskich i pozaeuropejskich - tu skłoniła głowę w stronę młodych narzeczonych - Wojaży, ale jego pociąg utknął gdzieś w Alpach. Wielka strata, nieprawdaż? - spojrzała z uśmiechem na Dalię - Jestem pewna, że miałby wiele do powiedzenia.
Młodsza z kobiet wydała się Ianowi straszliwie blada, a jej wargi ułożyły się w zaciętą linię dezaprobaty. Zaskakujące.

Ian obserwował całą trójkę z wyraźnym zainteresowaniem. Te delikatne aluzje i niedomówienia zostały tylko spotęgowane przez wypowiedzi lady Aston. W dodatku nie tylko atmosfera tajemniczości narastała, także i agresja.
Stara wadera kontra młoda wilczyca. Która zwycięży? Obie stały naprzeciw siebie niemalże obnażając kły. Tylko czekać, aż poleje się krew.
-My tak tu stoimy, pozostawiając swoje kieliszki, jak i naszych drogich pań puste.-wtrącił żartobliwym tonem Ian próbując rozładować atmosferę choć trochę. –Ponieważ zakochany mężczyzna nie powinien zostawiać swej wybranki na zbyt długo, to ja się tym zajmę. A więc? Na jakież to drinki urocze panie mają ochotę? I proszę się rozchmurzyć, taka okazja wymaga uśmiechu dodającego urody.
Po zebraniu zamówień, Ian ruszył do stolika. Owszem, mógł zaczepić jakąś służkę z tacą z alkoholem. Chciał jednak dać kobietom czas na ochłonięcie. Bowiem rozmowa robiła się coraz bardziej... intrygująca.

Niczym rekin tnący płetwą grzbietową fale oceanu, sir Ian podążał do „szwedzkiego stołu” z przekąskami. Swym energicznym chodem i stukotem parasola o parkiet bez problemu przebijał się przez tłumy gości zmierzając ku swemu celowi.
Rozmowa bowiem z Egonem i jego narzeczoną, była... ciekawa i intrygująca.
Nie zauważył, że w tym samym kierunku zmierza ktoś jeszcze. I dopiero przy bufecie, skupił spojrzenie na kobiecie.
- Myśmy się chyba, jeszcze nie mieli okazję poznać. Bo z pewnością zapamiętałbym tak uroczy klejnot. Ramsay, sir Ian Ramsay.

Doris położyła kawałek pikla na kawior, zabrała z sąsiedniej misternej kanapeczki ser, a w zamian podrzuciła swoją oliwkę- nie cierpiała oliwek. Wszystko to robiła lewą ręką, bo w prawej trzymała papieros. Dopiero skończywszy kreowanie przekąski, odwróciła się ku mówiącemu.
- Nie mam dzisiaj biżuterii - wzruszyła ramionami z nikłym uśmiechem, mierząc ciemnowłosego mężczyznę całkiem życzliwym spojrzeniem. A potem wgryzła się w kanapeczkę godną lorda.
- Jedno trzeba Hastingsom przyznać. Mają świetną kucharkę- powiedziała z uznaniem.
-Oko mężczyzny nie docenia klejnotu wydobytego z wnętrza ziemi. Oko mężczyzny, docenia...- szlachcic przesunął spojrzeniem po całej postaci Doris. Uśmiechnął się zawadiacko.- urok tego to skrywają pod sobą kobiece suknie. Inny to rodzaj klejnotów, ale jakże miły naszym oczom.
Zamyślił się dodając.- Niemniej, nadal nie zdradziłaś swego imienia. Jesteś... kopciuszkiem? Uciekniesz o północy gubiąc pantofelek?
Zerknął w kierunku Egona.- W takiej sytuacji, obawiam się że pomyliłaś przyjęcie. Tutejszy książę, ma już naddatek księżniczek.
- Obawiam się, panie, że to tyś pomylił bajki.- Doris w zadumie pokiwała głową, przełknąwszy kawior.- Ciut więcej limonki... i byłaby poezja. Nie jestem kopciuszkiem. Zjadam książąt i to bez kawioru...
Uśmiechnęła się, całkiem dziewczęco.
- A poza tym, to panowie się przedstawiają pierwsi. Poczęstuj się kanapeczkami, doskonałe.
Mężczyzna ujął swą dłonią jej dłoń i nachyliwszy się ugryzł kawałek kanapki którą trzymała. Po czym przełknął i rzekł.- Rzeczywiście pyszna. A więc... nie przedstawiłem się? Skoro nie to pewnie ten błąd będę musiał naprawić. Bowiem nie każda kobieta może się chwalić tym, że Ian Ramsay je z jej ręki.
Uśmiechnął się i rzekł.- I to by było chyba tyle w kwestii przedstawiania. Imię, nazwisko. Reszta mego życiorysu, jest zbyt prozaiczna by się nią chwalić. A więc... skoro nie Kopciuszek, to jaka to bajka?

- Aaa!- dopiero skojarzyła nazwisko, wszak wymienił je już wcześniej- Myślałam, że pytasz panie o jubilera... coś tam o klejnotach było. Obawiam się, że nie myślę dzisiaj zbyt dobrze. Wszystko przez tych reporterów, krowy na drodze i inne przypadki. Doris Peel.
Przyjrzała się, jak pożarł jej kanapkę. Musiał być bardzo głodny.- Jesteś pewien, że nie boisz się ze mną rozmawiać, sir Ianie? Już widzę ten nagłówek w jutrzejszym ‘Timesie’ : Czyżby następna ofiara?
Spojrzała na podgryzioną resztkę kanapki. Miała długie rzęsy, a jej cera była zwyczajnie opalona, nie tknięta makijażem.
- To bajka o niegrzecznej Doris, która zabłądziła daleko od domu - westchnęła w końcu, odpowiadając na pytanie mężczyzny. Odłożyła ogryzek kanapki na stół i wsunęła do ust zgasłego już papierosa. A potem zaczęła szukać zapalniczki.
-Madame, to skąd się przychodzi... nie ma znaczenia. Ważne zaś, dokąd się zmierza. -rzekł Ian wyciągając zapalniczkę i odpalając jej papierosa.- Poleciłbym drzwi mego pokoju na wieczorną przystań, ale... -
Uśmiechnął się nieco ironicznie.- Mogłoby się wtedy okazać, że pani następna ofiara jest w istocie przebiegłym drapieżnikiem.

Zaciągnęła się dymem tak, jakby łapała oddech niczym tonący.
- Czy idący wybiera drogę, czy droga idącego?- wzruszyła ramionami. Czarna, lejąca się wieczorowa suknia odsłoniła jej plecy, gdy odwróciła się szukając wzrokiem drinków.- Nie szukam ofiar ani tym bardziej drapieżników, po prostu chwilowego spokoju, sir Ianie. Wyczerpałam limit ekscytujących wydarzeń z mego życia na najbliższe kilka lat. - zajrzała pod stół, unosząc czubkiem wieczorowego pantofelka fałdy obrusa - Ciekawe, gdzie siedzi reporter i kto z gości jest tajnym korespondentem ‘Sunday Morning’ czy innego brukowca. Bo nie wierzę, że nie przekupili gości lub służby.... -zmrużyła kocie oczy, patrząc na sir Ramsay’a.- Przyznaj się, panie... która gazeta cie nasłała?
-Gazeta uniwersytecka Oxfordu. Badamy faunę tutejszego parku. Będzie z tego ładny artykulik o ziębach.-
odparł z ironicznym uśmieszkiem Ian wzruszając ramionami i nalewając sobie sherry.-Nawet jeśli jakieś brukowce przybyły na tą małą imprezkę, to oczka ich przedstawicieli są skierowane na Egona i panną Black. Jestem zresztą pewien, że zgodnie oczekiwaniami narzeczonej Egon. Cóż... czego ty nie lubisz, takie gwiazdki filmowe łakną jak kania dżdżu.
- Przywracasz mi nadzieję, sir Ianie -
Doris niespiesznie ruszyła w stronę pobliskiego stolika z drinkami i po namyśle, wybrała dla siebie kieliszek czerwonego wina. - Mówisz, że będę mogła na przykład wybrać się dzisiaj do parku słuchać jak śpiewają owe zięby, a rano nie przeczytam, że Doris Peel na zlecenie niemieckiego rządu szpieguje bogu ducha winne ptaszki, albo, że oddaje się ornitologicznym romansom w domku ogrodnika? Świat jest jednak sprawiedliwy. Zdrowie pary młodej.- upiła wina, a potem skinęła Ramsayowi głową.- Muszę już iść, bo Walter zaraz uzna, że jestem w niebezpieczeństwie i zacznie szukać, komu obić gębę. Szkoci tacy są, rycerskie duchy, gorące głowy. Miło było poznać, panie Ramsay.
-Mi też było miło poznać.- odparł z uśmiechem Ian popijając sherry. Nazwisko Peel jakoś nie potrafił skojarzyć. Z drugiej jednak strony, plotki z wyższych sfer opisywane w gazetach rzadko wzbudzały w nim choć cień zainteresowania.
Doris zaś ruszyła przez salon, wymijając stojące grupki gości, nie witając się z nikim, wysoka, szczupła postać, otoczona mgiełką dymu.
Ian nie wspomniał jej, że sam jest Szkotem. Choć długi pobyt na uniwersytecie zatarł nieco jego akcent, to jednak nazwisko nadal wszak miał szkockie.
Zastanowił się czy nie uwieść owej Doris Peel, choćby po to by sprawdzić rycerskość owego... Waltera. Dawno już nie miał okazji do ciekawego pojedynku szermierczego, od czasów studenckich bodajże. Niemniej przeszukując w pamięci imiona szkockich szlachciców wartych skrzyżowania ostrzy Ian nie natrafił na żadnego Waltera. A z dawania nauczek słabeuszom już wyrósł.
Poza tym, miał w tej chwili ciekawsze rzeczy na głowie. Wziąwszy więc zamówione drinki ruszył z powrotem w kierunku Egona i dwóch czających się przy nim niczym wrogie sobie harpie, kobiet.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-03-2012 o 14:54.
abishai jest offline