Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 17:03   #26
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Na szczęście po jakimś czasie drażniący nozdrza pył przestał byś problemem, na nieszczęście stało się to z powodu sporej ulewy, która runęła z grubych, szarych chmur późnym popołudniem. Trakt lawirujący między malowniczymi łąkami i zagajnikami już po godzinie deszczu stał się niebezpiecznie grząski. Gdzieś na przodzie koń zwichnął nogę, gdzie indziej poszła ośka wozu. Wszyscy mężczyźni zapędzeni zostali do pracy w gęstych strugach deszczu i głębokim plaskającym przy każdym kroku błocie.
- Do roboty patałachy! Jeszcze dzień wysiłku, a od jutra już jechać będziemy na piękniutkim Trakcie Królowej! - usłyszał David z ust jakiegoś grubego kupca bławatnego, który darł się na swoich parobków. Generalnie widać było, że handlarze, jak na porządnych przedsiębiorców przystało, sami dbali o to, by karawana do celu dotarła jak najsprawniej. I w sumie nie było się co im dziwić, zwiezione z całego regionu dobra tak na oko łotrzyka warte były co najmniej parędziesiąt tysięcy złotych monet, i kwota ta nie brała pod uwagę ociekającego luksusem powozu Zarządcy, do którego przymocowane było pół tuzina masywnych, dobrze zabezpieczonych skrzyń. Konni żołdacy nawet a moment nie spuszczali ich z oczu.

Późnym wieczorem dobili do pierwszego postoju. Na wielkiej polanie otoczonej z trzech stron iglastym lasem nie pozostało już chyba ani źdźbło trawy, wszędzie na gruncie widać było miejsca po dawnych ogniskach i namiotach.
- Rozkładamy! - orzekł basowym głosem wyznaczony imperialny przywódca karawany. Widać jednak było, iż jego rola w obecnej sytuacji była tylko symboliczna. Kupcy doskonale wiedzieli co, gdzie i jak. Zanim urzędnik łaskawie obwieścił im swoje zamiary oni już niemal skończyli z pracą i wydawali parobkom polecenia na nocleg.
David jakoś nie był zachwycony tym wszystkim, ale nie było innych możliwości. Udało mu się zdrzemnąć i odpocząć, wieczorem więc nieszczególnie chciało mu się ponownie spać. Co jednak miał robić? Spojrzał na obie kobiety.
- Jakoś bezpieczniej się czułem, gdy podróżowaliśmy sami. Tu są bandyci czy coś jeszcze gorszego?
Dziewczyny popatrzyły po sobie.
- To tereny Starych Rodów - wyjaśniła mu Drusilla.
- I to praktycznie wszystko, co o nich wiemy - wyszczerzyła zęby Betty. - Reszta to tylko plotki i legendy.
- Ponoć to ziemie należące niegdyś do rodów, którzy najdłużej walczyły z Thrune. Niektóre z nich zostały doszczętnie wymordowane, pozostawiając po sobie mściwe, przeklęte dusze, inne zupełnie zdziczały, a jeszcze inne w akcie desperacji próbowały podobnie jak Thrune sięgnąć po demoniczną pomoc, nie były jednak tak silne jak oni i obecnie ich przedstawiciele włóczą się tu jako krwiożercze, splugawione pomioty...
- Jeśli wierzyć plotkom... - sprowadziła ją znowu na ziemię Betty. - Prawdą jest jednak, iż w tych okolicach zaginęło bez śladu bardzo wiele karawan.
- Pięknie, żyjemy w doprawdy pięknym Imperium - słowa wypowiedział cicho, ale ostatnie z nich mocno zaakcentował.
- Nie pozostaje więc nic innego, jak podążyć za przykładem pozostałych i ułożyć się do snu. Choć nie wiem czy nie powinniśmy... zachować ostrożności także na własną rękę. Uznajmy, że trochę mnie wystraszyłyście.
Uśmiechnął się do nich, nie do końca wyglądając na faktycznie przejętego.

Czuwali więc sami, niezależnie od patrolujących obrzeża obozu żołnierzy. Noc, jak na letnią, była wyjątkowo mroźna. Jakoś po północy z lasu nadciągnęła rześka wilgotna mgła okrywając obóz mlecznym całunem. Przebijały się przez nią okrzyki żołnierzy, którzy regularnie meldowali, że na ich odcinkach wszystko jest w porządku - w praktyce służyło to jednak raczej potwierdzeniu, iż nadal żyją i nie pożarły ich jakieś wdzierające się na polane okropieństwa. Ludzie stali się niespokojni, wyłazili z namiotów, kręcili się i nerwowo konserwowali broń. Na jednym z krańców obozu wybuchła jakaś kłótnia, gdy jeden z kupców postrzelił zbliżającego się pachołka, biorąc go za skradającą się kreaturę nocy.
Oni też mieli gościa. David dostrzegł jego sylwetkę jako pierwszy.
- Mistrz ślusarski Kannis, do usług - ukłonił się, spoglądając niepewnie na wymierzoną w jego stronę broń.
- My się chyba znamy. - odparł do Davida. - Pół roku temu w Westcrown waszmość zamówiłeś u mnie pewną robotę płacąc mi sowitą zaliczkę...
David o Westcrown wiedział niewiele. Tyle co napomknęły o mieście dziewczyny w swoich opowieściach. Ponoć było to miasto portowe, dawna stolica Cheliax, która przestała nią być po zwycięstwie rodu Thrune.


Łotrzyk przyjrzał się obcemu facetowi, nie licząc na to, że go rozpozna. Tamtej jednakże nie musiał o tym wiedzieć, więc zwyczajnie zachowywał kamienną twarz.
- Być może. Ostatnio miałem pewne problemy, być może dlatego się nie zjawiłem ponownie - uśmiechnął się kwaśno. - Zaliczka zaliczką, ile byłem winien poza nią?
Dla zwykłego rzemieślnika musiało to wyglądać jak kłopoty finansowe, ale David nie był pewien, czy chce znać wszystkie szczegóły tej usługi. Z drugiej strony była to kolejna szansa na zgłębienie przeszłości.
Rzemieślnik spojrzał wymownie na towarzyszące łotrzykowi dziewczyny, jakby nie był pewny, czy może przy nich mówić. W pierwszym odruchu, David chciał zwyczajnie skinąć głową. Dopiero w drugim odruchu przypomniał sobie całą maskaradę i wiele innych rzeczy. Zadziałał instynkt. Wstał i delikatnie odciągnął rzemieślnika w ustronne miejsce.
- To teraz mów co i jak.
Mężczyzna pokiwał pospiesznie głową.
- Jesteście mi jeszcze winni 550 złociszy, tak jak zapowiadałem wyszło trochę więcej ze względu na te precyzyjne żłobienia, które chcieliście mieć w części narzędzi. Do nich specjalnie musiałem nająć krasnoludzkiego metalurga, a oni, jak zapewne wiecie, niechętnie do Cheliax przybywają...
Spojrzał na niego bystro.
- Swoją drogą... Zmieniliście się z letka. Ostatnio jak żem was widział, to szaty mieliście bogatsze od moich. Mam nadzieję, że jednak będziecie mieli za co opłacić zleconą robotę, co? Nadal czeka na was w moim warsztacie.
- Powiedzmy, że obecnie nie do końca chcę przyciągać uwagę strojem - łotrzyk skrzywił się. - O zapłatę się nie martwcie, gdy do was dotrę i sprawdzę robotę to się rozliczymy. Powiedz dokładnie co zrobiłeś, skoro na razie i tak nie jesteś mi tego w stanie pokazać. Ale ten czas mija. Tylko ja to mogę odebrać, czy któryś z moich... wspólników także?
Zbyt wiele niewiadomych. Utrata pamięci była straszliwą karą dla takiego jak on, choć zdawał sobie sprawę, że potykającym się o własne nogi biedakiem to on akurat nigdy nie był. A skoro ten tutaj coś wiedział, należało to z niego wyciągnąć.
Rzemieślnik zerknął na niego zdziwiony.
- Jak co zrobiłem? Co kazaliście! Nawet żeście mi przecież dokładny projekt na płótnie wyrysowali! Tuzin drobnych narzędzi z wypalanego adamantynu pasujących do zostawionego mi przez was futerału. Wszystko na was czeka. A co do wspólników... To teraz jak już o tym mówicie... Przypominam sobie, że ze dwa miesiące temu ktoś o was wypytywał. Gadał, że niby przyjaciel po fachu, interesy jakieś z wami robić chciał. Ale nic nie rzekłem, bo i skąd miałem wiedzieć, gdzie żeście się podziali? Wiedział ino, że coś mi zleciliście. Jużem myślał, że może zapłaci i wam towar dostarczy jak już was znajdzie, ale odmówił...
David uśmiechnął się, nieco przepraszająco i poklepał ślusarza po ramieniu. Dostał potwierdzenie, że narzędzia zdecydowanie nie były do legalnej i normalnej pracy, więcej wiedzieć nie potrzebował. Warto było to jednak odebrać, jak tylko dotrze na miejsce.
- A ten ktoś, przedstawił się? Jak wyglądał? Masz rację jednak, sam do twojego warsztatu dotrę i odbiorę, nie będziemy się bawić w pośredników. Wybaczcie te dziwne pytania, mistrzu, wiele się ostatnio działo.
Handlarz wyglądał na udobruchanego zapewnieniami łotrzyka.
- A wiecie... Teraz jak mnie pytacie... To przyznam szczerze, że niezbyt pamiętam jak wyglądał. Wiecie jak się gada - "z gęby podobny do nikogo". Mówił chyba coś o tym, że jakieś Konsylium się o waszmościa pytało. Myślałem, że to może jakiś cech, ale jak się potem dowiadywałem niczego takiego w Westcrown nie było. - rozłożył ręce. - Zapewne sami lepiej wiecie o co chodzi.
Nagle rozmowa przerwana została okrzykami dochodzącymi z przeciwnej strony obozu.
- Mistrzu Hennick! Mistrzuuuu! Gdzie jesteś?
- Hennick!
- Nie oddalać się od obozu! - zagrzmieli żołnierze.
Najwyraźniej któryś z kupców zaginął bez śladu.

- Wybaczcie, ale ja się chyba też oddalę - odparł zlękniony całą sytuacją ślusarz. - Zaczynam wątpić, czy mądrze uczyniłem wybierając się w tę podróż...
David skinął głową, mimowolnie sprawdzając broń i wracając do dziewczyn. Usiadł, przy okazji nakładając cięciwę na łuk.
- Zadziwiające w jakich miejscach można spotkać dawnych partnerów biznesowych - cmoknął niezadowolony, gdy ktoś powtórzył okrzyk. - To chyba nie będzie spokojna noc.
Rozglądał się uważnie, jednocześnie nie mając najmniejszej ochoty szukać jakichkolwiek zaginionych osób.
Tej nocy nic już się jednak nie wydarzyło. Następnej o dziwo też nie... Ale potem było już tylko gorzej. Nim minęły cztery dni, zniknęła następna piątka podróżników, w tym trzech żołnierzy. Jakby to nie było jeszcze wystarczająco niepokojące, również i wierzchowce zaczęły z każdym dniem słabnąć i stopniowo padać, spowalniając cały pochód. David w czasie jednej z zimnych mgielnych nocy użył wykrywającego magię zaklęcia nie był jednak w stanie wyczuć nic poza niewyraźnym echem mocy rozpościerającym się wokół obozowiska.

W czasie piątej nocy rozbili obóz w obrębie jakiejś opuszczonej wsi. Z nieba nieprzyjemnie mżyło, parę tuzinów zadaszonych chatek było więc jak
znalazł. Choć na sen i tak nie było za bardzo co liczyć. Paranoja w uszczuplonej w tajemniczych okolicznościach grupie sięgała powoli zenitu. Żołnierze na rozkaz nadal anonimowego dygnitarza przez całą noc łazili po właścicielach wozów, sprawdzając, czy na pewno nikogo nie brakuje. Dziewczyny były już wyraźnie wyczerpane. Stres i trudy przedłużającej się podróży odmalowywały się na ich bladych twarzach. Sprawy nie poprawia fakt, iż również ich koń zaczynał przejawiać objawy tajemniczego osłabienia.
Łotrzyk podejrzewał, że większość tego co się działo było wynikiem wojny, która toczyła się na tych terenach. Mogły tu pozostać echa użytej magii, wpływając na wszystkie istoty przekraczające ten paskudny pas ziemi. David nocami spał mało, zamiast tego pilnując ich mienia i życia i pozwalając bardziej odpocząć dziewczynom. Inna sprawa, że stres nie bardzo pozwalał im zasnąć. Tej nocy przynajmniej mieli dach nad głową.
- Jak daleko jeszcze do naszego celu?
- Gdybyśmy nie zwolnili, to byłyby jeszcze dwie noce. - odparły słabymi, zrezygnowany głosami, wyglądając z obawą przez okienko chatki. Na zewnątrz znowu do obozu wkradały się pajęcze pasma znienawidzonej mgły. Tym razem jednak coś się nie zgadzało. W oddali przez wycie wiatru przebijał się jakiś nowy dźwięk. Upiorne, mrożące krew w żyłach zawodzenie zbliżające się do nich z każdym momentem i odbijające się nienaturalnym echem w obrębie ich chat.
Davidowi zakręciło się w głowie. Jego jaźń ostatkiem sił odparła złowieszczy urok. Dziewczyny najwyraźniej były jednak zbyt wycieńczone psychicznie, by oprzeć się nienaturalnemu wpływowi wycia. Skuliły się nerwowo w kącie, a pod ich oczami ukazały się niezdrowe sińce. Chwilę potem przed ich drzwiami przemknął jakiś potężny czworonożny cień znikając znowu we mgle, a z chaty obok rozbrzmiały opętańcze wrzaski mordowanych ludzi. Gdy David wyjrzał przez okno zauważył potężna okrwawioną istotę wyłaniającą się z pobliskich zabudowań po zakończeniu błyskawicznej masakry.


Bestia dostrzegając dwóch pobliskich żołnierzy, którzy podbiegli na ratunek, zawyła upiornie i postawiła kolce niczym jeżozwierz. W oddali łotrzyk dostrzegł inne zdeformowane kształty wylewające się tłumnie z mgły i atakujące pozostałe skupiska ludzkie w obozie.


Najwyraźniej nie mógł liczyć na to, że chata skryje ich przed czymkolwiek. Próbując nie myśleć nad tym, co działo się dookoła, nałożył strzałę na cięciwę i szybkim ruchem wypuścił ją w kierunku potwora z kolcami. Nie zamierzał się zbliżać, nie wtedy, gdy dziewczyny były w stanie, który nie pozwalał im się bronić. Strzelać jednak mógł, o ile to coś można było w ogóle zranić za pomocą zwykłych pocisków.
Strzała opuściła chatę przez okno wbijając się moment później z impetem w kark upiornego stwora. Starczyło to by odwrócić jego uwagę od pobliskich żołnierzy. Zawył ostrzegawczo i runął w kierunku chaty, z której nadleciał szyp. David zaklął paskudnie, nie wiedząc do końca, czy wycie było w jakikolwiek sposób spowodowane bólem. Mimo tego wypuścił jeszcze jedną strzałę, a potem rozejrzał się za okiennicami, które można by było zamknąć, aby przynajmniej spowolnić potwora. Sięgnął po sztylet z zimnej stali. Jeśli to nie będzie raniło bestii poważniej... to miał przerąbane. Przesunął się w bok na tyle, by bestia nie wpadła prosto na niego.
Również i druga strzała sięgnęła celu, z rany popłynęła czarna smolista posoka, ciężko jednak dostrzec było, czy w jakikolwiek sposób osłabiło to bestię. David szybko domknął jedyną pozostała rozklekotaną okiennicę, zmniejszając w ten sposób w miarę skutecznie światło okna. Zamknęli się w środku. Stwór runął na chatę, próbując wyrwać wielkimi pazurami przeszkadzające mu drewno. I wtedy dopadli go żołnierze, których wcześniej zignorował.

Bestia rzuciła się na nich szeleszcząc wściekle długimi jak włócznie kolcami. Była diabelnie szybka. Wszkoczyła między nich, odwracając się błyskawicznie i próbując sięgnąć jednego z nich paszczą, a drugiego nabić sobie na grzbiet.
Potężne zębiska wbiły się w koluczgę żołnierza, wyciskając spod niej szerokie strugi świeżej krwi. Po tym jednym klapnięciu paszczy zaatakowany wyglądał jakby znajdował się na skraju śmierci. Drugi zdążył w porę uskoczyć. Na szczęście dzierżone przez nich włócznie pozwalały im atakować zwierza i bez wchodzenia w zasięg jego kolców. Teraz jak David ujrzał w jaki sposób bestia walczy, wątpił czy zdołałby bezpiecznie zadać ranę czymś tak krótkim jak sztylet. Okazało się jednak, że i długa broń niespecjalnie im pomogła. Bestia błyskawicznie uniknęła wszystkich wymierzonych w nią ciosów. Wyglądało to naprawdę beznadziejnie. Zaklął paskudnie, ale nie zamierzał wychodzić. Jego styl walki nie uwzględniał osób trzecich, no i ten sztylet był taki żałośnie krótki. Zamiast tego, wciąż częściowo ukryty za okiennicą, ponownie naciągnął łuk, wypuszczając strzałę. Nie był żadnym cholernym bohaterem, w końcu nie płacili mu za ochronę kogokolwiek. Następna strzała poszybowała ku bestii, wbijając się gdzieś między jej kolce. Bestia zawyła boleśnie, najwyraźniej liczne rany jednak sprawiały jej jakiś ból. W oddali dziesiątki innych ludzi walczyłoo życie. Hałas bitwy składający się z krzyków ranionych, szczęku broni i wycia opętanych bestii był niemal ogłuszający.

A bestia nadal zabijała. Błyskawicznie ominęła drzewiec włóczni odrywając dzierżącemu ją żołnierzowi rękę. Ten umarł prawie natychmiast w fontannie własnej krwi płynącej z ramienia i brzucha. Drugi dostał kolcami. Impet uderzenia demonicznego cielska wbił mu je głęboko w korpus rozrywając część z okuć kolczugi. Zaryczał jak ranione zwierzę wyprowadzając wściekle cios w korpus maszkary. Jego włócznia zagłębiła się w nim niemal po połowę drzewca.
Zajęty obserwowaniem bitwy David prawie nie zauważył, że Drusilla podniosła się i była już przy oknie. Jej usta poruszały się w rytm jakichś nieznanych mu zaklęć. W końcu skierowała dłoń w stronę bestii. Zobaczył coś na kształt tęczowej mgiełki okrywającej demoniczną postać na zewnątrz, nie wywarło to jednak najwyraźniej na nią żadnego wpływu. Żołnierz na zewnątrz praktycznie nie miał już szans, ale łotrzyk wciąż niezbyt biegł mu z pomocą. Zamiast tego wypuścił jeszcze jedną strzałę, która również osiągnęła cel. Dalej już jednak nie strzelał, sięgając po miecz i rzucając dwa słowa do dziewczyny.
- Schowaj się!
Drusilla jednak najwyraźniej nie miała zamiaru go posłuchać. Stanęła hardo, na tyle, na ile pozwalały jej na to rozchwiane nogi i zaczęła szykować następne zaklęcie.

W tym samym czasie na zewnątrz stwór rozprawił się z ostatnim z żołnierzy. Osłabiony trucizną z kolca człowiek nie stanowił już dla niego żadnego wyzwania. Bestia dosłownie rozerwała go na strzępy wyjąc z rozkoszą, gdy świeża jucha spływała po jej kolcach. David doskonale wiedział, co potwór za chwilę zrobi, ale nie zamierzał do niego wychodzić. Rozejrzał się szybko i podniósł starą ławę, podpierając nią okiennicę. Wielkość potwora powinna sprawić, że przynajmniej na chwilę tu utknie, nadstawiając się na miecz łotrzyka. Był też gotów pchnąć Drusillę na bok, gdyby ta nie zdążyła z tym swoim zaklęciem.
Stwór najwyraźniej nie miał ochoty bawić się w subtelne rozwiązania. Zawył opętańczo i runął pędem ku chacie, gotowy samą siłą rozpędu wyrwać okiennicę wraz ławą. I prawie mu się to udało. Ogromny ciężar bestii faktycznie pozwolił jej pokonać improwizowaną przeszkodę. Wpadła do środka z ogromnym hukiem, rozrzucając upstrzone drzazgami drewniane odłamki na wszystkie strony. Gwałtowna kolizja z barykadą nie pozostała najwyraźniej dla niej bez konsekwencji. Wylądowała ciężko, trzepiąc pokrwawionym łbem jakby była ogłuszona. David dopadł do stwora bez wahania, wiedząc, że to jego jedna z niewielu szans. Jego miecz błysnął w powietrzu, trafiając w paskudne cielsko. Łotrzyk nie patrzył na kobietę, ale jej bliskość i aktualna bezużyteczność irytowały go.
- Bierz Betty i schowaj się! Chyba, że masz coś więcej w zanadrzu, się wydostanie to nie masz szans!
Dużo słów, mało czasu. Na szczęście ich wypowiadanie nie spowalniało działań.

Ostrze łotrzyka zagłębiło się w ochlapanym posoką cielsku. Stwór zawył z bólu odwracając się błyskawicznie. Nim atakujący człowiek zdążył zareagować, parę z długich kolców zagłębiło się w jego ciele. Poczuł nienaturalne pieczenie, gdy plugawa trucizna zaczęła się sączyć do jego krwi. Stojąca obok Drusilla krzyknęła przerażona. Najwyraźniej mimo polecenia łotrzyka nadal nie miała zamiaru się stamtąd zabierać. Dokończyła zaklęcie, ponownie wysyłając w stronę potwora migoczącą barwami mgłę. Tym razem czar zadziałał. Bestia zawyła żałośnie. Wyraźnie zachwiała się na nogach, przysiadając pół-przytomnie na ziemi. Nie zważając na ból, łotrzyk doskoczył do niej ponownie, próbując zakończyć sprawę definitywnie. O ile to bydle w ogóle umierało!
Tym razem wiedział na co musi uważać. Zręcznie ominął dwa z ostrych kolców i wraził miecz głęboko w cielsko poczwary. Ta zawyła tak, że łotrzykowi o mało co nie pękły bębenki w uszach po czym najnormalniej na świecie... umarła. Wycieńczona Drusilla osunęła się na ziemię. Betty cała drżała. Najwyraźniej nadal porażona była złowrogim urokiem. Na zewnątrz bitwa również dobiegała końca. Gdy wyjrzeli przez okno zauważyli, że mgła opadla. Wszędzie, jak okiem sięgnąć leżały trupy... Ludzi, koni i czasem bestii. Wśród tego wszystkie poruszały się pojedyncze ranne ludzkie sylwetki. Szukali przetrwałych.

+800xp, lvl up!
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 30-03-2012 o 17:06.
Sekal jest offline