Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 21:40   #41
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Post stworzony przy współpracy z abishai

Powody, dla których pan Telley zachowywał się tak beztrosko, mimo obłożnej choroby swej małżonki, były dla Margaret tajemnicą. Nie wywołały jednak u niej zdziwienia. Już jakiś czas temu przestała się dziwić nienormalnym, można by tak z pozoru sądzić, układom małżeńskim. Im dłużej miała do czynienia z tak zwaną śmietanką towarzyską, tym bardziej przekonywała się, że owa nienormalność powoli staje się powszechna. Wszak przypadek państwa Telley nie byłby pierwszym, z jakim przyszło się Meg zetknąć, i to nawet biorąc tylko pod uwagę wydarzenia z Oakspark.

Tak więc zmierzając do pokoju chorej, bardziej niż przyczynami dziwnego zachowania jej męża, Maggie zafrasowana była stanem pacjentki. Właściwie mogłaby pominąć tę wizytę, trudno bowiem było oczekiwać nagłego polepszenia w tym przypadku. Ale poczucie obowiązku przeważyło.

***

Drzwi nie chciały ustąpić, klamka atakowała dłoń snopem maluteńkich iskier. Meg przeczuwała, że coś się dzieje, coś Magyicznego.

Mury i drewno stanowiły barierę nie do pokonania dla wzroku, czy słuchu, jednak Margaret dysponowała, jak można by to poetycko określić, szerszą gamą zmysłów, niż przeciętny śmiertelnik. Stanęła tuż przy drzwiach, kładąc na nich dłoń i zamknęła oczy.

Mimo ogromu pracy, jaki z pewnością cieśla włożył w obróbkę drewna, jego powierzchnia nie była idealnie gładka. Gdzieniegdzie pod grubą warstwą lakieru znać było sztywne, ledwo wyczuwalne - mimo delikatnej, nieskalanej pracą skóry dłoni – drzazgi.

Palce sunęły po chropowatej płaszczyźnie nieomal pieszcząc ją niczym ciało kochanka. Każdy sęk, każda rysa i zgrubienie pozostawiały w pamięci trwały ślad. Materia powoli przestawała mieć przed maginią tajemnice.

Mimo zamkniętych oczu widziała kolejne szczegóły. Mimo stojących przed nią murów dostrzegała coraz więcej obiektów w pokoju pani Telley. Wzorce materii otaczały ją i wirowały niczym stado pszczół. Wśród tych niekończących się splotów przerdzewiałego zamka, mebli, firan, tapet, lamperii i tysiąca porozstawianych wszędzie bibelotów, dostrzegła rozedrgane niteczki życia.

Oprócz pani Telley, w pokoju były jeszcze cztery kobiety, w wieku od 30 do 70 lat oraz dwa samce szczura. To odkrycie zadziwiło nieco Maggie, nie spodziewała się bowiem takiego tłumu. Z drugiej jednak strony, obecność kogokolwiek w pokoju nieprzytomnej nie mógł jej dziwić, ktoś przecież musiał czynić tę Magyę, którą wyczuwała w powietrzu.

Nim skończyła się zastanawiać nad swoim odkryciem, jeden ze szczurów opuścił pomieszczenie. Reszta istot żywych pozostała jednak w środku.

Meg powróciła do rzeczywistości. Trochę niepokoiła ją obecność tych kobiet tam w środku. Nie wiedziała kim one są, mogła jedynie podejrzewać. Nie widząc lepszego sposobu, rozejrzała się, by upewnić się, że oprócz niej na korytarzu nie ma nikogo, po czym zajrzała przez dziurkę od klucza.


Na podłodze leżała jakaś kobieta. Meg widziała tylko but, odsłonięte śnieżnobiałe udo i halki od sukni, ale to wystarczyło, by mieć pewność, że nie była to pani Telley. Ta bowiem przebrana została w białą koszulę nocną. Kim jednak mogła być owa osoba i dlaczego, do diabła, leżała bez ruchu na podłodze? Te i wiele innych wątpliwości w jednej chwili napełniły umysł Verbeny utwierdzając ją w pewności co do jednego: sama sobie z tą sytuacją nie poradzi.

Nie była na tyle wprawnym adeptem Ars Materiae, by otworzyć zatrzaśnięty zamek jedynie siłą woli. W tej sytuacji musiała odwołać się do tradycyjnych metod: prymitywnej siły. Potrzebowała mężczyzny. Oczywiście, zawsze mogła poprosić o pomoc swojego męża. Pytanie brzmiało, co przyszłoby im zastać po wyważeniu drzwi. Margaret była niemal pewna, że wydarzenia za tymi drzwiami miały silny związek z tą częścią jej życia, do której William nie miał i raczej nigdy nie będzie miał dostępu. Nie należało go zatem bez potrzeby angażować. Mogła poprosić o pomoc gospodarza, ale sądząc po jego nastawieniu do niej, gdy przyszła go opatrzyć, nie ucieszyłby się z tego, że ktoś mu zawraca głowę. Kolejnym kandydatem był Sir Roger Attenborough i tym razem to właśnie u niego pani Twisleton postanowiła szukać pomocy.

***

Margaret kolejny raz delikatnie potrząsnęła ramieniem mężczyzny, by ostatecznie zakończyć ową drzemkę, jaką uciął sobie na kanapie w salonie. Pobudka musiała być dla arystokraty niemałym wstrząsem. Niemalże nieprzytomnym spojrzeniem rozglądał się dookoła próbując pojąć, że nie jest już... w Indiach.

- Przerwałam jakiś ciekawy sen? - zagadnęła Meg zaintrygowana jego miną - Jeśli tak, to przepraszam.

Spojrzała na niego z ukosa zastanawiając się o czym mógł śnić.

- Sen?- Roger zacisnął powieki i potarł czoło palcami mrucząc coś pod nosem.- Nie sen. Gdzie jestem? Posiadłość... Etheringtonów, prawda? - Poczucie rzeczywistości wracało do mężczyzny wyjątkowo powoli. - Coś... się stało? Zbrodnia? Nie. To było wczoraj, nieprawdaż?
- Tak – przytaknęła Maggie - Chciałam pana prosić o pomoc.

- Oczywiście...jak mogę pomóc?- Attenborough powoli wstał z fotela. Odetchnął głęboko i spytał. - I w czym mogę pomóc?

Margaret miała pełną świadomość tego, że słowa, jakie za chwilę przyjdzie jej wypowiedzieć, mogą Sir Rogera co najmniej zdziwić. Doskonale to wiedziała, a jednak nie miała innego wyjścia.

- Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, chodzi o wyważenie drzwi - odparła kobieta z lubością obserwując zdziwienie rodzące się na twarzy mężczyzny
- Nie brzmi to dziwnie. W takich starych posiadłościach drzwi się czasem zacinają.- odparł Roger, choć nie zabrzmiało to przekonująco w jego ustach. Miał bowiem inne podejrzenia, co do problemów z drzwiami. A Rawany jak zwykle nie było, gdy był potrzebny.
- Chodzi o drzwi do pokoju pani Telley, próbowałam tam wejść, by sprawdzić, jak się biedaczka czuje. Bez skutku niestety – kontynuowała wyjaśnienia pani Twisleton.
- Oczywiście, z chęcią pomogę. - odparł szarmanckim tonem mężczyzna, po czym spytał.- A pani małżonek? Gdzież jest?
- Dobre pytanie. Nie mam pojęcia - rzuciła bezceremonialnie. - Zapewne, jak pan, uciął sobie drzemkę po polowaniu. Chodźmy - dodała próbując uciąć w ten sposób wszelkie dodatkowe pytania.

Roger skinął tylko głową w odpowiedzi. Ruszyli.

- Panowie przodem - zażartowała Margaret wskazując ręką oporne drzwi, gdy znaleźli się już na miejscu.

Pan Attenborough naparł ramieniem na drewno sprawdzając na ile ten opór jest rzeczywisty. Nacisnął klamkę i zaczął z całej siły wywarzać zamknięte drzwi. Po chwili siłowania zamek uznał wyższość Rogera i ustąpił, powodując tym samy, że mężczyzna wpadł do pomieszczenia razem z drzwiami. Może i Margaret pochyliłaby się nad nim z troską i zapytała, czy wszystko w porządku, gdyby nie sceneria, jaką wewnątrz pokoju pani Telley zastali.

Na drewnianej podłodze, w narysowanym równiutko pentagramie leżały trzy kobiety: Mireia de Mendizába, Laura Chisholm i Victoria Kempe, wszystkie nieprzytomne. Owo udo o porcelanowej skórze, które Meg podejrzała przez dziurkę od klucza, należało do pani Chisholm. Kobieta była całkiem niczego sobie, nawet Verbena mogła to stwierdzić, a ukradkowe spojrzenie, jakie na jej odsłonięte ciało rzucił sir Roger jedynie to potwierdzały.

Na pierwszy rzut oka widać było, że kobiety próbowały coś wyczarować. Widać też było, że chyba nie do końca im wyszło. Nie ulegało wątpliwości, że tak tego zostawić nie mogli. Hałas, jaki narobiło wywarzanie drzwi z pewnością za chwile ściągnie w to miejsce kogoś, jeśli nie cały dom. Należało coś zrobić z nabazgranym na podłodze symbolem, kolejny skandalik raczej nie był im potrzebny.

Pani Twisleton spojrzała bacznie na twarz swego towarzysza. Wbrew temu, czego oczekiwała, nie dostrzegła na niej zdziwienia, przynajmniej nie tak dużego, jak można by sądzić. Jak widać Sir Attenborough miał już za sobą pewnie niecodzienne doświadczenia, choć Meg nie miała pojęcia, jakie. Nie mogła przecież wiedzieć, co działo się z jego asystentką, Aishą.

W głowie mężczyzny myśli wirowały. Co one tu próbowały osiągnąć? I co osiągnęły? Zerknął na twarz Maggie próbując odgadnąć jej myśli i właśnie wtedy ich spojrzenia się spotkały. Jej oblicze nie zdradzało nawet cienia zaskoczenia. Nim poszła po Rogera wiedziała już przecież mniej więcej, co zastanie w pokoju pani Telley.

- Powinniśmy tu zrobić porządek, nie sądzę by w obecnej chwili skandal był potrzebny w tym domu – rzucił niby obojętnie, ale żyłka nerwowo pulsująca na jego skroni zdradziła wszystko. Zabawne, że ona właśnie w tej chwili pomyślała dokładnie o tym samym.
- Tak z pewnością powinniśmy - odparła śmiertelnie poważnie, choć sytuacja miała w sobie coś z komizmu.
-Pokoje obok są wolne?- spytał Roger biorąc w ramiona nieprzytomną panią Chisholm i dodał - Wyniosę kobiety do pokojów obok, ten malunek się rozsmaruje i całe wydarzenie zrzuci na kark szczeniackich dowcipów.
- Przekonamy się - odparła Meg wychodząc prędko omijając szerokim łukiem leżące na podłodze skrzydło drzwiowe

Pani Twisleton podeszła do pierwszych lepszych drzwi i nacisnęła klamkę. Miała szczęście, ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Wewnątrz wszystko było utrzymane w jak najlepszym porządku, nawet najmniejszego pyłku, jakby pokojówka dopiero co wyszła po świeżo skończonym sprzątaniu

- Zapraszam - powiedziała Maggie popierając swe słowa teatralnym gestem dłoni.
- Szczerze powiedziawszy, lubię takie słowa słyszeć w bardziej... w innych okolicznościach.- zażartował mężczyzna wynosząc nieprzytomną Laurę Chisholm.
- Może kiedyś, Sir - odparła z błyskiem w oku, podchwyciwszy bądź co bądź dość dwuznaczny żarcik, za który równie dobrze mogłaby się śmiertelnie obrazić i wymierzyć mu siarczysty policzek. - A teraz proszę się pośpieszyć.

Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć wyszła, by zająć się malowidłem na podłodze. Niewiele myśląc chwyciła stojący przy łóżku pani Telley dzban z wodą i rozlała jego zawartość na podłogę, po czym chwyciła ręcznik i podwinąwszy suknię tak, by ewentualnie zabrudzić halkę, a nie drogą tkaninę, uklękła i zaczęła ścierać malunek.


Roger wrócił po kolejną kobietę w chwili, gdy pani Twisleton wypinała skryte pod spódnicą krągłości nachylając się z brudną szmatą w ręce nad rozmazaną plamą na podłodze. Uśmiechnął się lekko na ten widok, przyglądając się kobiecie od tej niecodziennej, za to kuszącej strony. Lata niewątpliwie nie ujęły ciału Meg uroku, choć halka ukrywała wiele. Niemniej nie skomentował tego nie chcąc jej rozpraszać.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 31-03-2012 o 11:41.
echidna jest offline