Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2012, 23:38   #122
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Gdy przyjaciele opuszczali miejsce ostatniego spoczynku Darsaadi, Vestigia wypiła trzy eliksiry, które pomogły jej choć trochę odzyskać utracone siły. Szli w milczeniu. Każde z nich było pogrążone we własnych, ponurych myślach.

***

Vestigia uśmiechnęła się na wieść o tym, kim byli najeźdźcy. Z całego serca nienawidziła orków. Od dnia, gdy pierwszy raz z nimi walczyła, ich świńskie ryje napawały ją obrzydzeniem. Elfka bezwiednie dotknęła lewego policzka, gdzie miała, dzięki magii niewidoczną, pamiątkę po tej potyczce. Nie bała się walki. Jej oddział, chociaż niewielki, doskonale sprawdzał się w boju. Pod dowództwem Iriela stanowili zabójczą grupę.

Rewelacje Iriela wywołały niemały chaos w oddziale. Nagle wszyscy zaczęli dyskutować o nadchodzących wydarzeniach. Zastanawiali się jaką obrać taktykę, gdzie najlepiej zaatakować, czy zrobić to z dystansu, czy może podjąć walkę wręcz.

***

Vestigia, po odebraniu swojego przydziału, usiadła z resztą oddziału. Oni, tak samo jak reszta hałastry, rozmawiali o nadchodzących wydarzeniach. Wszyscy starali się jak najlepiej wykorzystać ten dzień – wszak mógł to być ich ostatni...

Elfka nie słuchała ich paplaniny. Rozglądała się wokół i przyglądała sprzymierzeńcom. Wielu z nich miało swoich zwierzęcych towarzyszy – wilki, pumy, jastrzębie. Wszystkie dostojne i pełne powagi. Jej uwagę zwróciły dwie łasiczki, bawiące się nieopodal – tak różne w swojej beztrosce od reszty.


Skakały na siebie w udawanych atakach, goniły się, zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś może na nie nadepnąć. Zwierzaki wyglądały tak rozkosznie, że Vestigia oglądała ich zmagania z nieskrywaną radością. Sama kiedyś miała kota. Sama jego obecność, łaszenie się, pozwalały jej zapomnieć o kłopotach. Lecz styl życia tropicielki zmusił ją do pozostawienia go w domu. Elfka wyciągnęła rękę z kawałkiem chleba, chcąc zachęcić łasiczki do podejścia do niej i dania się chociaż pogłaskać.

Te, początkowo wyjątkowo ostrożnie i nieśmiało, zbliżyły się do elfki, zwąchawszy coś do jedzenia. W końcu zaczęły pałaszować chleb, kręcąc przy tym zabawnie noskami. Po paru chwilach zainteresowało to wszystko półelfa, który podszedł do Vestigi.

- Ładnie to tak podkradać moich towarzyszy? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Oj tam, od razu podkradać - odparła, również z uśmiechem, elfka. - Chciałam się z nimi przywitać.
- Fruben jestem - Mężczyzna przedstawił się, wyciągając do niej rękę - Góry Nether mym domem.
-Vestigia. Miło mi. - Długoucha uścisnęła rękę mężczyzny. - Mój dom jest tam, gdzie mnie i mój oddział nogi poniosą. Dotychczas był nim Wysoki Las. - Ruchem głowy wskazała kierunek, z którego przyszli.
- Jutro może być ciężki dzień - Uśmiechnął się już mniej sympatycznie - Bardziej specjalizujesz się w łuku czy walce wręcz? Ja wolę miecze... - Poklepał po rękojeści swego oręża.
- Poprawka - jutro będzie ciężki dzień, ale na to nic nie poradzimy. Trzeba mieć nadzieję, że jakoś to przetrwamy. - Elfka wzruszyła ramionami. - Ja również. Łuk jest dobry do polowań, ale w walce wolę polegać na mieczach. Jesteś sam? Może się do nas przysiądziesz?

Vestigia zrobiła trochę miejsca koło siebie i zajęła się głaskaniem najbliższej łasicy, która w poszukiwaniu kolejnych okruszków niebezpiecznie zbliżała się do jej plecaka. Fruben uśmiechnął się ponownie, po czym usiadł obok Vesti, pstryknięciem przywołując jedną z łasiczek, po czym wziął ją w dłonie.

- Tak czy siak jutro będzie niezapomniany dzień... a zmieniając temat... ta tu mała spryciula zwie się Wandora, a ten mały łakomczuch tam, to Panror - Półelf podał jej Wandorę z dosyć tajemniczym uśmiechem...

Elfka zawahała się przez moment. Dziwny uśmiech mężczyzny nie tyle wzbudził w niej niepokój, co sprawił, że pomyślała, iż mała dziabnie ją za chwilę w palec. Mimo to delikatnie wzięła zwierzaka na ręce i położyła go sobie na kolanach.

- Ładne imiona. Znaczą coś konkretnego? - zapytała, gładząc Wandorę po futerku i drapiąc ją za uszkiem.
- Nie, nic nie znaczą, zwykłe imiona - odparł Fruben.

W tym czasie Panaror dopadł w końcu smakołyki w plecaku Vestigi, a Wandora śmignęła z dłoni Elfki do...jej rękawa, co zaczęło nagle strasznie tropicielkę łaskotać...
Długoucha pisnęła. Od dziecka miała ogromne łaskotki, co jej brat skwapliwie wykorzystywał, gdy chciał jej dokuczyć. Elfka spróbowała wyciągnąć łasiczkę, zanim nie będzie mogła powstrzymać śmiechu, lecz nie było to łatwe.

- Pppomocy-wyjąknęła do Frubena, trzęsąc się od niepowstrzymanego śmiechu.

Półelf pośpieszył więc z pomocą, starając się jakoś wyciągnąć Wandorę z rękawa tropicielki, łasiczka jednak jak na złość pomknęła wyżej... a elfka roześmiała się jeszcze głośniej. Mały zwierzak znalazł się bowiem w okolicach jej pachy.

- Ups! - Fruben w ostatniej chwili zatrzymał swą dłoń przed dalszym wyczuwaniem łasiczki na ciele tropicielki, będąc już centymetry od jej lewej półkuli kobiecości...
- Niegrzeczna Wandora! - Uśmiechnął się dosyć nonszalancko - Znalazłaś sobie nową kryjówkę?
Vestigia syknęła z bólu, gdy łasiczka prześlizgiwała się koło, jeszcze nie do końca zabliźnionej, rany. Momentalnie przeszła jej ochota do śmiechu.
- Wandora, proszę wyjść. To boli... - powiedziała do zwierzaka, zastanawiając się czy wszedł do jej rękawa przez przypadek.

Łasiczka wkrótce pojawiła się w... dekolcie tropicielki, wystawiając stamtąd łepek. Vesti wyciągnęła ją więc, podając półelfowi. Ten z kolei, zmieszany, pokręcił głową.

- Ugryzła cię? Przepraszam... czasem mam spory problem z tymi dwoma urwisami... Panror, wyłaź z tego plecaka! - Fruben warknął na buszującego wewnątrz już zwierzaczka.
- Jak chcesz, to mogę cię podleczyć - Mężczyzna zwrócił się ponownie do Elfki.
- Nie, to nie ona. Wczoraj... - Elfka urwała. Wspomnienia były jeszcze zbyt świeże, by o nich mówić ze spokojem. Vestigia gwałtownie potrząsnęła głową, jakby chcąc pozbyć się natrętnych myśli, przez co kosmyk jej brązowych włosów zaczepił się o jej nosek. Długoucha nie zwróciła na to uwagi. Po chwili podjęła. - Jakiś stwór zabił naszą towarzyszkę. Na jego nieszczęście trafił na mnie i Adriela. - Kolejna pauza. - Jakbym cię mogła prosić... Przed jutrem się przyda. Już wiesz, gdzie cię przydzielili? - spytała.
- Dowódcy poszli zasięgnąć informacji, wkrótce wszyscy się dowiemy... a co do leczenia nie ma sprawy, jutro w końcu będę miał moc odnowioną -

Uśmiechnął się do niej, po czym pochwycił jedną z jej dłoni w swoje. Wyjątkowo delikatnie, a nawet z czułością, schował dłoń Elfki we własnych, po czym spoglądając jej głęboko w oczy wypowiedział kilka magicznych, nawet znanych jej fraz. Tropicielka poczuła, jak miła w odczuciu i ciepła, pozytywna energia wnika w jej ciało.

- Dziękuję. - Elfka uśmiechnęła się.

Po chwili poczuła się lepiej niż wcześniej, a nawet najbardziej dokuczająca jej rana przestała już dawać się we znaki. Fruben uleczył już Elfkę, jednak nadal wpatrywał w jej oczy, a kobieca dłoń pozostawała otulona męskimi dłońmi...
Vesti poczuła, że się czerwieni...

-”Głupia, głupia, głupia... Przestań...”- skarciła się w myślach.- To nie czas i miejsce na romanse! Jutro znajdziesz się w środku piekła i nie możesz jeszcze dodatkowo myśleć o nim. Ale te oczy... - Tropicielka odwróciła wzrok, ale zapomniała cofnąć ręki... i po chwili poczuła, jak mężczyzna delikatnie gładzi kciukiem wierzch jej dłoni.

- Wiesz... - powiedział dosyć cicho - Cieszę się, że do tego wszystkiego doszło... znaczy się, że się spotkaliśmy - Poprawił się szybko - Gdyby nie zaistniałe wydarzenia nigdy bym cię nie poznał Vestigio... a jesteś naprawdę urocza - Ostatnie słowa wypowiedział wyjątkowo cicho.
- A Wandora tak sama z siebie weszła mi do rękawa? - spytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Idiotka... Najpierw myśl, potem mów... Żeby zatrzeć złe wrażenie dodała.- Dziękuję. Naprawdę miło mi to słyszeć. Mimo to, chyba wolałabym cię poznać w bardziej przyjaznych okolicznościach...

Fruben spojrzał na nią lekko zaskoczony po jej słowach, po czym zrobił dziwną, choć uśmiechniętą minę.

- No chyba nie myślisz, że ja tak specjalnie... podryw na Łasiczkę? Coś nowego! - Roześmiał się, po czym w końcu puścił jej dłoń, ale za to podrapał się po głowie. - To... no wiesz... jakby co, to się jeszcze spotkamy? - Mężczyzna stał się nieco niepewny - Bo ja bym chętnie... spędził jeszcze z tobą chwilę czy dwie - Mrugnął.
-Cóż... - Elfka roześmiała się ze swoich podejrzeń. -Znajdź mnie, jak to wszystko się skończy. To nie powinno być trudne. - powiedziała, bawiąc się kosmykiem włosów.

Mężczyzna z kolei wbił niemal natychmiast wzrok w owy kosmyk i palec Elfki, zupełnie jakby taka zwyczajowa czynność miała jakieś magiczne przyciąganie jego skupienia... w końcu jednak przestał się wpatrywać, sięgnął za to po coś do kieszeni.



Podał elfce prosty wisiorek z wilczym kłem.

- To na szczęście, na jutrzejszy dzień - powiedział.
-Dziękuję. Teraz nic złego mi się nie stanie. Tobie też - w końcu muszę ci go zwrócić. - Tropicielka mrugnęła, po czym odwróciła się do Frubena plecami i uniosła włosy. -Mógłbyś? - spytała.
- Mógłbym... - szepnął i elfka po chwili poczuła jego oddech na swym karku, a dłonie mężczyzny blisko swej szyi. Po dwóch krótkich momentach zawiązał jej wisior, parę razy muskając jej skórę swymi palcami.
- Gotowe - powiedział w końcu, a jego dłoń wylądowała nagle na jej karku. Przejechał po nim tylko raz, delikatnie, po czym cofnął się od Vestigi.

Elfkę przeszedł przyjemny dreszcz.

-Niestety nie mam nic, co mogłabym ci dać - Vesti wyraźnie się zasmuciła. - Powodzenia jutro. Niech bogowie mają nas w swojej opiece - szepnęła, pocałowała go delikatnie w policzek i pogłaskała łasiczki, wspinające się na kolana półelfa.
- Nie... nie trzeba... już dałaś! - Wydukał z siebie Półelf po pocałunku.

I wtedy zjawił się Iriel, z daleka już odzywając do swych ludzi:

- Słuchajcie no, wiem nieco więcej, i w końcu mamy konkretne miejsce w całej tej sprawie!.

- To jutro się zobaczymy - dodał szybko Fruben na odchodne, nie chcąc przeszkadzać towarzyszom broni w omawianiu ich planów - Obiecujesz?
-Obiecuję - powiedziała elfka, uśmiechając się na pożegnanie. Odprowadziła odchodzącego mężczyznę wzrokiem, po czym nadstawiła uszu na nowiny przyniesione przez dowódcę.

Mieli wyruszyć natychmiast. Dzięki magii powinni się dostać na miejsce, gdzie spędzą noc. Zanim nastanie świt, muszą się znaleźć na wyznaczonych pozycjach. Ich celem ma być zaplecze orczej armii. Na wieść, że mają się trzymać na dystans, część oddziału wyszkolona w bezpośredniej walce, w tym Vestigia, jęknęła. Żadne z nich nie sprzeciwiło się jednak - rozkaz to rozkaz.

Elfka zebrała szybko swoje rzeczy, wzrokiem odszukała Frubena i ściskając naszyjnik pomachała mu na pożegnanie, po czym razem z resztą grupy poszła na miejsce, gdzie czekał na nich mag.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)

Ostatnio edytowane przez motek339 : 31-03-2012 o 23:42.
motek339 jest offline