Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2012, 00:28   #18
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xPXwkWVEIIw[/MEDIA]

Po sali krążyły służące z tacami pełnymi kieliszków szampana. Stojący przy barze mężczyzna zdecydowanie preferował jednak mocniejsze trunki. Kiedy wreszcie obsługujący wyjątkowe potrzeby patronów młodzieniec nalał mu kolejny kieliszek bursztynowego płynu, postanowił zasalutować orkiestrze, która właśnie zabierała się za coś bardziej sprzyjającego tupaniu nóżką. Ktoś musiał w końcu stwierdzić, że obecni wystarczająco się nagadali.


Morgan, zwany Lobo. Któryś z jego starych naczelnych stwierdził, że w hiszpańskim wilk to był inaczej ten, który pożera twoje wnętrzności i sprawia mu to niepohamowaną przyjemność. Czy coś równie niedorzecznego. Trzeba było jednak przyznać, że było w tym trochę prawdy. Morgan uwielbiał wywlekać prawdę ze swoich ofiar.
Przed wojną zajmował się głównie polityką. Trochę pisał też o podnoszącej łeb w Ameryce mafii. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Nie miał ochoty wracać do dawnego, męczącego życia. Postanowił wszystko zmienić. Zaczął od porzucenia upierdliwej żony, która i tak pieprzyła się z każdym jego kolejnym szefem. Przeprowadził się też na stałe do Europy, i tak spędził tu nieprzyzwoicie dużo czasu, jako korespondent wojenny. Na koniec, postanowił się przebranżowić. Szybko się jednak okazało, że pisanie jest jego jedynym w miarę komercyjnym talentem. Zaczął się więc najmować w tabloidach. Był całkiem zadowolony z zarobków, zwłaszcze że większość tekstów pisał na kolanie, zmyślając jak leci.
Jego wzrok padł na ciemnowłosego mężczyznę przy kominku. Włoch z pochodzenia. Jakby znajoma twarz, ale młody. Lobo miał wrażenie, że widział go gdzieś jeszcze jako gówniarza. Przyklejonego do nogi jakiegoś ważniaka, zapewne. Wzruszył ramionami. Dziś miał inne zajęcie, potrzebował czegoś o tej małej Peel. Westchnął i wydoił kolejną szklaneczkę. Dobra rzecz.
- Na co mi przyszło? - zapytał retorycznie młodzieńca za barem i ruszył na poszukiwania. Dziewczynka poszła gdzieś z tym miałkim chopaczkiem, synem jakiegoś, kogoś. Nie ważne.
Wychodząc na taras nie uważał, wpadł na jakiegoś faceta.
- Morgan McQueen? - śpiewny francuski akcent wybił go z rytmu.
-Dubois? - uśmiechnął się szeroko widząc przyjaciela. Francuz miał na sobie, jak zwykle, idiotycznie wzorzysty krawat i żrącą się z nim koszulę. Dobrze było go widzieć, Morgan zaśmiał się radośnie, nie zważając na konwenanse - Co ty tu robisz, chyba nikogo tu nie zamordowano, jak nie patrzyłem?
- Ach - kiwnął głową detektyw - Zawsze powiadam … jeszcze, mój drogi, jeszcze nikogo nie zamordowano.

Jakby na zawołanie, poprzez ciszę powstałą w wyniku przerwy między numerami muzycznymi, przedarł się kobiecy krzyk. Wydawało się, że niesie go zimny, północny wiatr.
Sara była odrobinę zirytowana. Annabell gdzieś nagle zniknęła, zostawiając wszystko na jej głowie i do tego Margaret Hastings miała znowu jakieś idiotyczne żądania. Nagle sobie uzmysłowiła, że do jej sukni będzie najlepiej pasował pierścień z granatem, po babce i nie mogła po prostu sobie tego z głowy wybić. Sara musiała więc niemalże biec po bezcenny przedmiot. Prawie nie zwróciła uwagi na porzuconą, nieco wygiętą tacę, leżącą na podłodze. Zmarszczyła brwi. Potem minęła przewrócony stolik, woda z rozbitego wazonu wsiąkła w dywan, a kwiaty były podeptane i oklapłe. Co tu się wydarzyło?
Ruszyła po schodach dla służby na wyższe piętro, straciła wystarczająco dużo czasu na bezsensowną kontemplację. Pewnie ktoś za dużo wypił, albo …
Jej rozmyślania przerwał kobiecy krzyk. Zadrżała, dawno nic jej tak nie zmroziło krwi w żyłach. Ruszyła w stronę wrzasku, dochodził chyba z gabinetu Lorda Hastingsa. Przed sobą zauważyła sylwetkę pułkownika Bordona, który na chwilę zastygł zaskoczony rozdzierającym dźwiękiem.
Gdy je mijała, otworzyły się gwałtownie drzwi do czerwonego pokoju i wyszedł przez nie na korytarz Guy Hastings. Przygładził ręką zmierzwione włosy, pod na w pół rozpietą koszulą widać było krwawe zadrapania po długich paznokciach, wyglądał zupełnie jakby … Jedno spojrzenie w głąb pokoju wyjaśniło sprawę, to tutaj się zapodziała Annabell.
Sara nie miała jednak czasu na przyglądanie się drugiej pokojówce. Rozproszył ją kolejny krzyk z gabinetu Harolda Hastingsa. Gdy dotarła do drzwi, pułkownik już naciskał klamkę. Na środku pokoju stała Celia Bones, robiąc pełen użytek ze swoich młodych płuc. Przed nią, na podłodze, powoli powiększała się plama gęstego, czerwonego płynu. W głowie Sary pojawiła się myśl prawdziwej służącej - tego się nie da sprać.
Krew, bo to była niepodważalnie krew, wypływała z leżącego na podłodze Harolda, Lorda Hastings z dziada pradziada. Był blady, leżał krzyżem, z pomiędzy oczu wystawała mu perłowa rękojeść jego ulubionego szpikulca do lodu.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 02-04-2012 o 09:41.
F.leja jest offline