Witam całą brać inkwizytorską, w tym wszystkich przeciętniaków i rodzynka...
Troszkę o mojej postaci.
Prolog
-
Tak drogi Gersardzie, w następnym tygodniu Westlandzkie wina trafią do twej piwniczki - wydatne usta Alinarda wykrzywiły się w grymasie uśmiechu.
Jego ekscelencja, biskup Hez-hezronu siedział za biurkiem w swoim gabinecie nad pieczystym.
-
Dobrze, dobrze - rzekł między jednym a drugim kęsem indyczego udka. -
Widzisz Alinardzie, nikt tak nie dba o moje zdrowie jak ty. I na miecz pana, niech szlak trafi tych wszystkich konowałów, którzy odmawiają mi kieliszka dobrego wina. Nic tak nie koi zszarganych nerwów jak odrobina Westlandzkiego po dobrym posiłku.
-
Otóż to drogi Gersardzie. Któż cię rozumie lepiej niż ja - zatrząsł swym pokaźnym brzuszyskiem śmiejąc się głośno -
ale ale... przecie nie po to wezwałeś mnie z inkwizytorium.
-
No tak... - Gersard wstał od stołu odsuwając wcześniej niedokończony obiad. -
W rzeczy samej. Widzisz... - wytarł palce w szatę -
myślę posłać grupę kilku inkwizytorów do Addsburga, gdzie mój przyjaciel Filip potrzebuje... hmm... wsparcia. Chciałbym mieć wśród nich zaufanego...
-
Wasza świątobliwość - inkwizytor ukłonił się niezdarnie -
to zaszczyt doprawdy, zaszczyt dla twojego skromnego sługi...
-
Nie przesadzaj Alinardzie. Nalej no - Gersard wskazał na gablotkę ze szkłem, uderzając się jednocześnie pięścią w pierś i oddając głośne beknięcie -
po tym indyku zaczyna palić mnie zgaga.
-
Chętnie mój drogi Gersardzie - podszedł szybkim, kaczym chodem do szafki. -
Alkohol, jak wiadomo, pomaga w trawieniu i rozgrzewa żołądek. O Alinardzie słów parę.
Nieumiarkowanie, to nieumiarkowanie.
A chyba lepiej żałować, że się żre szynkę,
niż żałować, że się żre chwasty, prawda?
Bo żal w obu wypadkach jest taki sam,
ale w pierwszym z nich przynajmniej
w gębie zostaje lepszy smak.
Alinard z Grottaferraty, lat 41, nie był darzony szczególną miłością przez brać inkwizytorską. Już sama jego prezencja odstręczała. Obleśny grubas w opiętym, rozmemłanym płaszczu, z ulaną twarzą, ozdobioną kapciowatym nosem. Znany z opilstwa i nieumiarkowania w jedzeniu. Wiecznie spocony, dyszący, cmokający i mlaskający nie wzbudzał pozytywnych emocji. Trudno było go lubić. Trudno jednak było też nie zauważyć jego niezachwianej, mocnej wiary w Pana, która dawała mu odwagę i siłę walki z heretykami.
Z jednej strony więc budził odrazę, z drugiej ukryty podziw.
Nie można zapomnieć też o jednej jeszcze, dość istotnej tajemnicy poliszynela. Mistrz Alinard z Grottaferraty był konfidentem jego ekscelencji, biskupa Hez-hezronu Gersarda i w jego obecności nie należało źle wypowiadać się o jego świątobliwości. Z racji tego też nikt otwarcie nie traktował wrogo jego samego.
Jedną ze znanych spraw, którą prowadził, była sprawa Richarda z Blegsbury oskarżonego o czarostwo. Po śledztwie, w którym brało udział jeszcze dwóch, oprócz Alinarda, inkwizytorów, pół wioski skazano na stos, samego zaś Richarda uniewinniono. Nie to jednak było najdziwniejsze. Dwóch inkwizytorów, którzy współpracowali z Alinardem nigdy nie wróciło do Hez-hezronu. Według oficjalnych informacji zostali oddelegowani do ‘innych, pilnych zadań’ na prowincji. Plotka głosi, że zabrano ich do klasztoru Amszilas z powodu zaniedbań jakich się dopuścili.