Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2012, 12:37   #11
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze
Odprawy zawsze traktował jako jeden z tych irytujących obowiązków, które na co dzień lubią uprzykrzać ludziom życie przy milionie różnych okazji. Od powrotu do służby, to właśnie je mógł z czystym sumieniem i bez chwili zastanowienia określić jako najgorszą część swojego nowego przydziału. Dlatego choć miał ochotę kląć - ubierał się, napychał głowę setkami kompletnie nieistotnych informacji i ruszał. Choćby i po to by mieć to już za sobą.

Był Assassynem i nawet jeśli cały ten wyedukowany bełkot był dla niego aż nazbyt zrozumiały. Ani myślał wypowiadać się nie proszony. Nazwij to reputacją Świątyni do podtrzymania, naturą samotnika, bądź wszystkim po trochę. Jeśli wypowiadał się na forum, przeważnie po prostu się witał, choć i to w większości przypadków robił lekkim skinieniem głowy. Ewentualnie był wcześniej poproszony o zabranie głosu.

Nie mógł odmówić sobie jednak zainteresowania tematem odnalezionych Tytanów. Nigdy, nawet jednokrotnie, nie widział któregoś. Ostatecznie z uwagi na charakter swojej profesji, rzadko zdarzało mu się zabijać wrogów Imperium pośród chaosu epickich starć. Niestety to właśnie nad takimi górowały marsjańskie kolosy.

Wypowiedź Technokapłana dobiegła jednak końca. Mężczyzna oddał miejsce swojej następczyni. Shroud słuchając jej słów utwierdził się tylko w przekonaniu, że marnuje tutaj czas.

To czym się zajmował niebywale kontrastowało z typowym przydziałem Inkwizytorki pokroju Algiry. Podczas gdy on skupiał się na indywidualnych jednostkach, z reguły stanowiących przynajmniej potencjalny cel. Ona funkcjonowała w zupełnie innej skali. Osoby, które likwidował mogły cieszyć się luksusami, które niesie ze sobą władza i bogactwo. Koniec końców byli jednak tylko niewielkimi kropkami i cyframi na schematach ich przełożonej.

Szanował ją - za to i wiele innych rzeczy. Nawet jednak po takim czasie, nie był w stanie oswoić się z koniecznością funkcjonowania w przynajmniej podobnych warunkach.

Na szczęście niezależnie od tego jak długie i męczące by nie były. Odprawy zawsze dobiegały końca. Natomiast następujące po nich zadania, nazbyt skutecznie wymazywały wszelkie niezbyt przyjemne wspomnienia. Dlatego zwyczajnie tam stał, z twarzą dokładnie ukrytą za swoją maską. Stał i czekał, aż wreszcie poczuje karabin w swojej dłoni. Najlepiej z głową nieszczęśnika, w jego lunecie.
 
Cas jest offline