Na perspektywę kolejnej wycieczki zeppelinem Barelard zaklął siarczyście rozglądając się na Flafim. Ten jednak chyba sobie darował towarzystwo maga, bowiem przepadł jak kamfora. Pewnie się obraził na lądowanie w zaspie, czy coś takiego o ile w ogóle ta forma życia ma wystarczająco dużo inteligencji żeby się obrażać. Mag parsknął gniewnie i rozpoczął niezbyt przyjemną procedurę wdrapywania się na pokład sterowca.
- Pustynia! Tego jeszcze mi tylko trzeba. - marudził - Jak nic złapię katar przez te zmiany temperatury.
Obejrzał się za siebie gdzie zręcznie wskakiwała na pokład wilczyca.
Podróż tym razem odbyła się w spokoju, aż zbyt wielkim. Nic nie płonęło, nic nie sikało, nic... Mag machnął ręką i się trochą rozpogodził no trudno, jak nie ma, to nie ma. Ruszył szukać wskazówki.
*
Przeczytał wskazówkę i zaczął rechotać.
- A cóż to za zaklęcie - ryczał ze śmiechu niczym smok - Kto to wymyśla? Jak nic pewnie ta drowka.
Mag padł na piasek i turlał się ze śmiechu. Po chwili jednak dotarła do niego doniosłość chwili. 'Tak, oto on na szansę na zwycięstwo, a marnuje czas na głupoty' - przemknęło mu przez myśl. Zerknął na Kiti, która najwyraźniej już coś kombinowała.
Zaraz, zaraz!!! A skąd wytrzasnęła kij na pustyni?
Zerwał się na nogi i rozejrzał wokół.
- Żesz, piasek tylko i nic więcej. - poskubał brodę - Zaraz, piasek?
Usiadł i zaczął nadrywać i tak zniszczoną już tunikę na pasy, w które zawijał piasek. Zrobił trzynaście takich zestawów, w tym jeden przypominający długi kij, a pozostałe małe pałeczki. Pochylił się nad zawiniątkami i zataczając kosturem kręgi na nimi począł intonować zaklęcie.
- Ti parn, ti veppam, neruppu mele. - zabrzmiał łagodny głos przez co słowa przypominały bardziej pieszczotę niż zaklęcie.
Zawiniątka zaczęły lewitować. Za kosturem pojawił się płomień, który wydłużając się coraz bardziej zamienił się w okrąg, a następnie w "talerz" pochłaniając lewitujący towar.
Po kilku minutach na piasek opadły brudne szklane wytwory z zatopionymi w nich sporymi fragmentami tkaniny: szklany kij i owalne bryły. Barelard z duma popatrzył na swe dzieło i zaczął "montaż" zegara. Ale jak tu rozłożyć to właściwie? Odpowiedni kierunek? Małe odwołanie do magii i cośtam pokazało północ. Ale tarcza? Zadumał się mag na chwilę. Jak to ten stary cap Gebro opowiadał? Narysuj to, narysuj tamto, potem podziel i przedłuż. Mag zawzięcie rysował kosturem tarczę umieszczając następnie wyprodukowane znaczniki w miejscach godzin.
No to jeszcze 11:11... Tu usiadł i się mocno zaczął drapać po głowie. Zaklął siarczyście i zaczął robić wyliczenia na piasku. Kopnął ze złością piasek i ostatecznie zdając się na intuicję podzielił odległość pomiędzy 11 a 12 na sześć równych części.
- A niech to wszyscy diabli i chaos weźmie do siebie - mruczał - Musi być dobrze i już.
Po zakończniu boju w tarczą zegarową wbił szklaną "wskazówkę" i przeszedł do historyczno-twórczej pracy nad "naj". Zaczął pisać kosturem: "naj...". I... utknął. Co tu było naj? Zaczął sobie wyliczać w pamięci:
- najgłupszy elf, ta Elsevir
- najsprytniejszy zawodnik, ale za ten Ton jest upierdliwy jak nikt inny
- najstarszy smok
- najwredniejsza drowka, ale za to co za ciało.
- najbrzydsza syrena
- najtwardszy gargulec
- najzieleńszy ork
- najfioletowszy Flafi, no właśnie gdzie Flafii?
Nagle palnął się w łepetynę. Przecież to miejsca miały być. Za dużo słoneczka chyba.
Skrzywił się nieco nad własną nieuwagą i teraz już bez zbędnej zwłoki wypisał cztery miejsca.
Usiadł na piasku i czekał. Czekał i odpoczywał. Odpoczywał i rozkoszował się słońcem. Rozkoszował się słońcem i pier... Nieważne zresztą. Ważne że zaczął rozmyślać.
A więc chyba koniec? Zastanowił się nad przeżyciami ostatniego czasu.
Smoki, gargulce, upierdliwy Ton z jakimś .... hmmmm... Stokrotkiem? W każdym razie było interesująco i pouczająco. Gdyby jeszcze tylko nie drow morderca i ta... ekmmm... wredna drowka próbująca mnie ubić chyba ze trzy razy. Aczkolwiek ciałko niezłe, niezłe. Może kiedyć w innych okolicznościach...
Z chorych fantazji wyrwało go wspomnienie drowiego sztyletu przelatującego tuż obok głowy.
- Nie nic z tego - wzdrygnął się.
Popatrzył na zegar wskazujący 10:00.
- Jak ten czas się wlecze - westchnął.
Co dalej? Gdzie się udać po tym całym zamieszaniu? Chciałbym chyba jeszcze raz z tym smoczyskiem się spotkać. A może jakieś podziemia zwiedzić? Podobno w Peru jakąś piramidę mają zamiar otwierać. Hmmm... a gdzie się podział Flafi? W gruncie rzeczy miły jednak był to towarzysz podróży. Niesforny, ale miły.
Rozejrzał się ale nigdzie nie zauważył nic fioletowego i zadumał się. W tym czasie zegar wskazał jedenastą.
Barelard skupił się na wędrującym cieniu po tarczy. Gdy uznał, że czas właściwy wstał i donośnym głosem wyrecytował zaklącie
- Robił kiedyś ubogie i małe serniki oraz zegary które drobnym biegunom problem prawdziwy się.
Rozejrzał się i nic (?!). Co jest?
Dla pewności poprawił w tłumaczeniu:
- Avar unmaiyana piraccinai citiya turuvankalai ivai orumurai elai marrum ciriya cheesecakes marrum katikarankal ceytar
Poskubał się po brodzie.
- Wiedziałem, że coś nie tak z tym zaklęciem...