Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2012, 17:48   #123
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Wielki Las, Spotkanie przy obozowisku


Magia i czar dziewiczej, bezkresnej puszczy dodawały elfce sił. Nie obawiała się niczego bardziej niż tego że kiedyś człowiek mógłby podporządkować sobie to miejsce, pozostawiając po sobie wykorzystany, jałowy step. Wiosna zbliżała się już dużymi krokami, sprawiając że coraz więcej zieleni zdobiło las. W pewnym momencie zainteresował ją drobny swąd dymu, więc zaniepokojona wyruszyła w tamtą stronę. Kocie nosy były znacznie bardziej czułe niż ludzkie, czy elfie i bezbłędnie zaprowadziły właścicielki nieopodal obozowiska z przygasłym już ogniskiem.
Yasumrae przycupnęła zaraz przy Sarchie, wychylając pyszczek przesłonięty brązowej barwy krzakiem i obserwując dość dramatyczną sytuację kobiety zaatakowanej przez nieznaną jej istotę. Cicho prychnęła noskiem, dając znak tygrysicy aby była ostrożna, i się wstrzymała. Druidka nie miała w zwyczaju wybawiać każdej napotkanej w potrzebie osoby, nie była obrończynią pokrzywdzonych, jednak w tym wypadku chodziło o coś innego. Ta istota, rogata pół kobieta, pół ptak nie wyglądała jej na dziecię natury. Przybyła z innych planów, lub stworzona przez jakiego maga była czymś nienormalnym, a ona jako druidka nie tolerowała żadnych istot które nie są dziećmi matki natury. Z drugiej strony nierozważne byłoby wpadać w objęcia przeciwnikowi, którego atutów zupełnie się nie znało. Nie odpowiadała tylko za siebie, ale i za Sarchie, a obie wciąż mogły się wycofać.

Elfka jednak, wciąż będąc w kociej formie zadecydowała że nieco zaryzykuje i przyczajona razem z swoim skarbem w pewnej odległości postanowiła skorzystać z sił natury, by przyzwać szlachetne magiczne istoty, jakimi były gryfy. Inkantacja zaklęcia w zwierzęcej formie zawsze była nieco zabawna, kocica wyginała się, prężyła pazury w ziemi i wydawała z siebie dziwne pomruki. Całość tego przedstawienia trwała raptem chwilę, aż w ostatnim geście rozwarła paszczę w kierunku nieba gdzie natychmiast pojawiły się wzywane stworzenia. Zaklęcie zadziałało bardzo dobrze, silniej niż się spodziewała, a cztery gryfy zakołowały w przestworzach z dumnie rozpostartymi skrzydłami.


Poleciła im czym prędzej dopaść wynaturzenie które walczyło z kobietą, sama jednak z Sarchie czekała, obserwując przebieg walki z ukrycia. Gryfy opadły z przestworzy, atakując zawzięcie dziwaczną, skrzydlatą istotę. Ta okazała się jednak wyjątkowo odporna na ich ostre pazury i dzioby, czasem uskakując, a czasem po prostu nic sobie nie robiąc z ich ataków, które... nie zostawiały nawet śladów na skórze skrzydlatego wynaturzenia. Jej kontra była za to dosyć mocna, wbiła bowiem swoje pazury w jednego z gryfów, rozrywając jego bok i mocno raniąc. Zaskoczona takim obrotem spraw półnaga ludzka kobieta cofnęła się o kilka kroków w tył, zasłaniając tarczą. Wyraźnie kulała, a jej ruchy były ociężałe. Zwykła rana po pazurach, która widniała na jej udzie raczej nie mogła doprowadzić do takiego stanu.
Yasumrae dawno nie była tak rozczarowana. Mimo że druidka użyła najpotężniejszego swojego zaklęcia, napastniczka nic sobie z przywołanych przez nią istot nie robiła. Gdzieś w duchu Yas żałowała bólu którego musiały doświadczyć jej przyzwańce, choć nigdy nie wiedziała na ile realna jest śmierć istot przywołanych zaklęciem.
Trzeba było uciekać, wycofać się i odpuścić, a najlepiej zapytać któregoś ze starszych druidów w kręgu czym jest istota którą dane było im spotkać. Elfka spojrzała z lekką niechęcią na kuśtykającą kobietę.
“Zostawić ją, czy nie?” Kłopotliwe pytanie zawieruszyło się w jej głowie. Widziała co stało się z gryfem, jeśli porzuciłaby ją tutaj na pewno dziewczyna zginie. Mimo to Yas nie lubiła się narażać dla obcych osób. Zerknęła na Sarchie wyjątkowo poważnie i dała jej do zrozumienia że zrobią to czego już kilka razy jej uczyła. Podczas gdy gryfy odwracały uwagę stwora, ona razem z Sarchie wyskoczyły do przodu między kobietę, a podejrzaną istotę. Sarchi miała trzymać się blisko, i osłaniać Yas, podczas gdy druidka starając się dać swą obronną postawą rannej kobiecie do zrozumienia że jest po jej stronie. Gdy tylko druidka przycupnęła obok jej nogi, okręciła nieco ogonem o nią, by nawiązać konieczny do zaklęcia dotyk. To była jedyna jej szansa, nie było czasu na tłumaczenia. Dziewczyna musiała być na tyle bystra by zaufać i poddać się jej zaklęciu, dzięki któremu wszystkie trzy, razem z Sarchie miały wskoczyć w najbliższe drzewo i wyskoczyć daleko, według niej bezpiecznej strefie głębokiego lasu. Jeśli się nie zdecyduje, Yasumrae uciekłaby wraz z Sarchie, porzucając ją na pastwę losu.

Ludzka kobieta, na widok wyskakującego z krzaków, potężnych rozmiarów jaguara i tygrysa, zrobiła się jeszcze bledsza niż przed chwilą, gdy owy jaguar zupełnie znikąd znalazł się tuż obok niej. Przysłoniła się tak mocno tarczą, iż sponad niej wystawały jedynie jej oczy, a ręka z toporem zadrżała... w końcu ile na raz leśnych stworów miało zamiar ją pożreć?
Już prawie uniosła toporzysko w górę, by nie dać się tak łatwo, gdy... jaguar owinął wokół jej nogi własny ogon, spoglądając przy okazji wyjątkowo inteligentnymi ślepiami prosto w jej oczy. Zawahała się...

Sarchie nieczęsto musiała brać udział w tak wyjątkowo zaplanowanych sztuczkach. Elfka jednak musiała ją ich nauczyć, na wypadek właśnie takich sytuacji. Wiedziała też by nie zostawać w drzewie które służyło im za “karetę” dłużej niż trzeba. Jej przybrany ojciec dostatecznie już nastraszył ją perspektywą śmierci razem z rośliną w którą wniknie nierozważny druid. Yasumrae z początku chciała uciec bezpośrednio do druidzkiego gaju, jednak jako że była z obcą, nie mogła jej tam zabrać bez zgody kręgu. Pułapkę opuściły w głębi lasu, którą elfka dobrze znała, jako że kiedyś w dzieciństwie się tu bawiła. Było to miejsce dzikie, ale niedalekie druidzkiego kręgu, tak więc dość bezpieczne. Ucieczka powiodła się.

***

Pierwsza z wielkiego dębu wyskoczyła Yas, niczym sznurem ciągnąc za sobą resztę i tak jaguarzyca wylądowała na nisko ugiętych czterech łapach, rozglądając się dookoła i upewniając czy nowe miejsce nie zaskoczy ich jakimś zagrożeniem. Zaraz za nią z drzewa wyleciała nieznana jej kobieta, dość twardo uderzając o ziemie obok. Takie były uroki początkujących wśród druidzkich podróży. Ostatnia wyskoczyła Sarchie, prawie wpadając na nową, swymi wielkimi łapskami przebiegając nad nią z lekką niedbałością i wyraźnym stresem. Wielkie przestraszone kocisko wyglądało niezwykle rozkosznie gdy spłoszone niczym przed wodą lekko przydeptało dziewczynę przebiegając i zawijając po łuku do elfki z wyraźnie zbitą miną. Ni to prychnęła, ni próbowała wydać gardłowe, tygrysie “miau” pełne żalu i niesmaku. Sarchie nie cierpiała takich sztuczek, teleportacje, latanie, magiczne podróże były czymś na co godziła się tylko dlatego że chciała tak jej elfia towarzyszka. Tygrysie spojrzenie utkwiło w leżącej jeszcze na ziemi dziewczynie, a wielki kły wystające z pyska zabawnie wyglądały w połączeniu z spojrzeniem przerośniętej kocicy po którym nie dało się poznać czy ma ochotę ją pożreć czy tylko jest zaciekawiona. Dołączyła do nich druga para, pięknych szklistych oczu jaguara, lecz te miały w sobie coś niezwykłego, jakąś głębie której brak było Sarchie.

Elfka odmieniła się, przybierając swą naturalną postać, choć wciąż siedząc na ziemi, podparta po zwierzęcu na rękach. Zerknęła jeszcze na tygrysi pyszczek zaraz obok i delikatnie cmoknęła go z boku, skupiając swoje spojrzenie na nieznajomej, podczas gdy jej dłoń delikatnie i uspokajająco głaskała Sarchie po grzbiecie.

Ta, leżąc początkowo na brzuchu, “stratowana” przez Tygrysicę, szybko uniosła głowę, rozglądając się ze strachem wymalowanym na twarzy. Niedbale trzymaną w dłoni tarczę i oręż powlokła czym prędzej za sobą, pełznąc na czworaka w tył, gdzie w końcu przywarła plecami do drzewa, z którego przed chwilą wypadły. Tam zaś, skulona niczym mała dziewczynka, ponownie chowając się za metalową tarczą, wyściubiła zza niej nos, przyglądając się dwóm wielkim zwierzakom przed nią.
- Wulfgardzie, co to ma znaczyć... - Wymamrotała pod nosem, a wtedy też potężny jaguar przemienił się w Elfkę.

To z kolei wywołało u kobiety oznaki zaciekawienia, odrobinę zacierając wszechobecny u niej strach, przez co odrobinkę bardziej opuściła kawał ochronnej stali, przyglądając się druidce. Wciąż jednak na bladej twarzy minę miała nietęgą, a na czole kilka kropli potu.
- Ty... - Szepnęła w końcu - Ty kto?

Elfka oderwała drugą dłoń od ziemi otrzepując ją ze ściółki i dalej, dość tajemniczo, ale opiekuńczym wzrokiem wpatrywała się w dziewczynę. Nie była ani roztrzęsiona, ani niespokojna, przypominała raczej oazę spokoju niczym powoli, jednostajnie przemieszczający się strumyczek. Wtuliła polieczek w gęste i miękkie futerko na szyi Sarchie po czym rzekła dość stanowczym, ale bardzo delikatnym, elfim głosem, i mową ludzką.

- Witaj w moim domu... Jak się czujesz?

Kobieta przez chwilę wpatrywała się w milczeniu w elfkę i tygrysa, przygryzając wargę.

- Nie bój się, nie ugryzie. - rzekła Yas dostrzegając jej spojrzenie.

- Gorąco... - Odpowiedziała nieznajoma – I... i świat wiruje - Dodała z wyraźnym wysiłkiem.

- Ciii... - szepnęła uspokajająco, i podsunęła się bliżej. – Pomogę Ci, pozwól mi się obejrzeć.

Nie czekała na jej zgodę, choć jeśli dziewczyna dałaby jakiś znak że obawia się jej, Yasumrae uszanowałaby tą decyzję. I tak też się właśnie stało, ledwie Druidka przysunęła się bliżej, ludzka kobieta ponownie przysłoniła się bardziej tarczą, przy okazji minimalnie poruszając swym orężem. Nie był to jednak ruch ręki szykującej się do zadania ciosu, bardziej jedynie poruszenie nią. Zupełnie jakby sama broń zdawała się jej coraz bardziej ciążyć w dłoni.

- Ja... - Zaczęła, lecz nie dokończyła, nagle bowiem wywróciła oczami, po czym osunęła się w bok zemdlona.

Elfka zaś jakby nieprzejęta spojrzała na Sarchie i pokiwała głową mówiąc do kocicy.

- Kochanie... przestraszyłaś ją. - słowa zwieńczyła delikatnym uśmiechem i przysiadła obok leżącej dziewczyny. W elfiej mowie wyrecytowała najprostsze z leczniczych zaklęć, delikatnie dotykając jej lica. Następnie uważniej obejrzała dziewczynę, starając się poznać stan jej zdrowia. Domyślała się już że w jej krwi może płynąć trucizna, ale musiała spojrzeć teraz na spokojnie, dokładniej. Wystarczyło jedno uważniejsze spojrzenie, by stwierdzić, iż rana na udzie jest przyczyną stanu nieznajomej. Wśród odrobiny krwi wypływającej z miejsc po pazurach znajdowały się bowiem i ślady zabarwionego na żółto płynu.

Pozwoliła sobie zdjąć z niej cały ten metal i pozbyć się tarczy, kładąc wszystko obok, a głowę dziewczyny oprzeć sobie na kolanach. Ta leżała więc tak, mając na sobie już tylko niewielką przepaskę na piersiach i biodrową, powoli odzyskując przytomność. Zamrugała raz i drugi powiekami, wbijając w końcu w twarz Elfki swe błękitne oczy...


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline