Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2012, 21:20   #51
chaoswsad
 
Reputacja: 1 chaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie coś
Magia. Tajemnicza moc, do której stronią niektórzy ludzie. To ciekawe – dlaczego jedni mają do niej skłonności, a inni nie? Czy to jakiś znak od bogów? Przecież nie każdy, kto para się czarami jest kapłanem. Są jeszcze czarodzieje. Czy oni też zostaną kapłanami? Nie? To w takim razie skąd czerpią swoje moce? ~ To nie na moją głowę ~ stwierdzał za każdym razem Rafael, kiedy jego przemyślenia trafiały na ten, przykryty zasłoną niewiedzy obszar. Nie było mu dane czytać magicznych ksiąg, ni wypowiadać tajemniczych formuł. Łuk i strzała – to jego kawałek chleba. Może, gdyby ojciec nie uparł się uczyć go polować. Kto wie? Do dziś pamięta ten naszyjnik z zajęczych siekaczy, który przyniósł Alastarowi, po swojej pierwszej zdobyczy. Stary druid obruszył się na widok ozdoby i bardzo posmutniał od tamtego momentu. Mały Ralfi nie mógł tego wtedy zrozumieć. Miał za mało wiosen na karku. Dopiero z biegiem czasu zaczynał pojmować sprawy, które być może zadecydowały o tym, kim został. Tak mu się wydawało, że ten starzec.. on widział dla niego inną przyszłość. Łowca żałował, że nigdy jej nie pozna. Życie wybrało dla niego taką drogę.

***

Nie da się ukryć, że wśród nich były osoby o magicznych zdolnościach. Zrośnięta noga, dziwne rozbłyski w powietrzu, biorące się znikąd. Tego nie widuje się na co dzień. O ile czyn Eillif był zadziwiający i szlachetny, to magia Solmyra wydawała się Ralfiemu wielce tajemniczą. Kiedy słyszał te nieznane słowa i widział ich efekty ogarniała go dziwna niepewność - niepewność podchodzącą wręcz pod strach, ale też.. zachwyt? Sam Solmyr był niezwykłym okazem. Dziw człowieka bierze, że tacy ludzie rodzą się i dorastają wśród zwyczajnych zjadaczy chleba, a potem odkrywają w sobie moce, o jakich innym się nawet nie śniło.

Tak, jak nie powinno się wchodzić między strzelca a ofiarę, tak Rafael postanowił nie wtrącać się w rozmowę rannego czarownika ze zjawą. Choć może postanowił to zbyt śmiałe słowo. Sama obecność tak niewyobrażalnej istoty, jaką był dla młodzieńca duch, wywoływała strach, który bardzo ograniczał praktycznie wszelkie czynności intelektualne, począwszy od rozsądnego myślenia, a skończywszy na zwyczajnym zaśnięciu. Nawet, żeby śmielej się ruszyć potrzebował zdobyć się na niemałą odwagę. A więc to tak ma wyglądać ta podróż? Takie tajemnice czekają na nich w tym przeklętym lesie? Może to dlatego konwój składający się z wioskowych weteranów przepadł… Może te wszystkie legendy… Są prawdziwe. Przeraził się. Wyjątkowo dokładnie słyszał rozmowę, która odbywała się przy ognisku. Paranormalna postać zgniewała się na gierki Solmyra i poczęła nienawistnie unosić się ku górze. Ralfi pomyślał, że to koniec. Na szczęście.. Blask, czary. Magik przegonił nieszczęsną duszę i jakby nigdy nic położył się spać. ~ A więc to… to jest... NORMALNE? ~ zachodził na głowę myśliwy. Nie mógł zasnąć. Byle szmer drzew przyciągał jego uwagę. Próbował oswoić się z tym, co widział.. ale bezskutecznie. Nocne powroty zjawy tylko to pogorszyły. Czytając miny reszty towarzyszy, można było stwierdzić, że czują się podobnie. Cóż, musieli sobie jakoś poradzić. Póki co nikt przecież nie zginął…

Dłużąca się noc nie pozwoliła tym razem nabrać sił, a jej koniec był równie niekomfortowy, jak i początek. Te przeźrocze mknące bez oporu po przestworzu.. Ralfi już wiedział, że to nie wróży nic dobrego. Miał nadzieję, że zjawa.. która zdawała się mieć imię.. Hieronimus? – nie dotrzyma słowa danego Solmyrowi i w końcu im odpuści. Poranna dawka strachu jaką doświadczył łowca, nie mogła równać się tej wczorajszej. Może to za sprawą pory - niebo nieco już poszarzało, widoczność była lepsza. Nie oznacza to jednak, że czuł się swobodnie. Schylił się, trzymając kurczowo łuk. I wtedy wreszcie ktoś wziął sprawy w swoje ręce. Ku zaskoczeniu Rafaela, do konfrontacji z duchem poszedł w ich imieniu Yarkiss. ~ A więc jednak. Cóż, w końcu się zdecydował. ~ pomyślał po chwili myśliwy, widząc jak syn Petera próbuje perswadować z obłąkanym emocjonalnie, nieumarłym mężczyzną. Może w końcu najstarszy uczestnik tej wyprawy weźmie na siebie obowiązek przewodzenia grupą. To co teraz zrobił, było dobrym początkiem ku temu. Rozmowa szła mu nadzwyczaj dobrze, jak na kogoś, kto uważa, że nie potrafi dogadywać się z ludźmi. Bądź co bądź ta dusza należała kiedyś do człowieka. Hieronimus okazał się być ojcem i mężem tej dwójki, której szczątki znaleźli w starej chacie na łóżku. Smutna historia. Rafael rozumiał uczucia ducha, ale nie współczuł mu. Nadal przerażała go świadomość, że mężczyzna nie ma kości, mięśni, a mimo to rozmawia z jednym z jego towarzyszy. Yarkiss postanowił zaprowadzić Hieronimusa do chaty. Ten łowca zaczynał poczuwać coraz więcej odpowiedzialności za to, co robił. Ralfiemu ani w głowie było udać się razem z nimi. Chciał, by zjawa jak najszybciej zniknęła mu z oczy. Kiedy wreszcie oddaliła się z towarzyszem, mógł odsapnąć i pomyśleć co dalej. Usiadł na jednym z pni i podpierając brodę na dłoni, przesiedział tak dobry kwadrans. Jego kondycja wymagała szybkiego podreperowania. Zdecydował przejść się po lesie i znaleźć coś, co może mu w tym pomóc. Nie szukał niczego konkretnego. Po prostu zamierzał skorzystać z dobrodziejstw, jakimi obdarzy go dzisiaj Chauntea. Zmówił po drodze krótką modlitwę do bogini i wypatrywał w runie jej efektów. ~ Szybko ~ zaśmiał się w myślach, dostrzegając po niedługiej chwili bujne jagodziny. Borówki trafiały się różne, jedne duże i słodkie, inne zaś nie dojrzały do końca i traktowały język swoim kwaśnym posmakiem. Te drugie myśliwy też lubił - zmieniając co chwilę smak, można na nowo poczuć słodycz tych pierwszych. Zajadał się tak przeszło pół godziny, po czym stwierdził, że warto byłoby położyć się jeszcze na trochę, zanim Yarkiss obejdzie. Kilka miarek zjedzonych owoców, nieco ożywiło jego umysł. Po obmyśleniu paru mało istotnych spraw, jak grom z jasnego nieba dotarło do niego, że minęła już druga noc podróży. Czas leci nieubłaganie, a on wie na razie, że Saelim nie wraca do Viseny. Musi zacząć działać, jeśli chce dopełnić to, czego się podjął. Prawdę mówiąc, czarno to widział. W głębi duszy czuł, że nieliczni z grupy mają podobne zamiary do niego. Nie zmieniało to faktu, że warto się co do tego upewnić. ~ W końcu wyrocznią jeszcze nie jestem ~ pomyślał. Droga powrotna zeszła mu na rozmyślaniu o dalszych poczynaniach. Mimo chwilowego ożywienia, zauważył, że musi nadal koncentrować się na utrzymaniu swoich powiek otwartymi. O mało co nie wpadł na pień olbrzymiego dębu!
- Człowieku... Co robisz? Myśliwy... Na drzewo... - stęknął cicho i kontynuował marsz, skupiając się na omijaniu przeszkód.

Po rychłym powrocie ze spaceru pełnego przemyśleń i refleksji, Rafael, ujrzawszy część towarzyszy zebranych w jednym miejscu, postanowił dowiedzieć się w końcu co tak naprawdę skłoniło ich do wybrania się na tę wyprawę. Było to zagranie zupełnie interesowne. Zamierzał się dowiedzieć, kto działa w podobnym celu, co on. Potrzebował tej wiedzy, jeśli chciał wypełnić swoje postanowienie. Podszedł do grupy, układając sobie w myślach co ma powiedzieć. Niestety, zmęczenie dawało o sobie znać i nawet złożenie zwykłego pytania wymagało chwili skupienia.
- Słuchajcie.. Nie musicie mi tego mówić, ale chciałbym Was spytać.. Jaki jest właściwie cel Waszego wyruszenia w drogę? Wiem, że nie każdego interesują losy ludzi z wioski... Ale, zamierzacie w ogóle wracać do Viseny? - wydukał. Tyle było ze składania. Powiedział dokładnie to co przychodziło mu na język, żadnego zamysłu, szyku, nic. Był o wiele bardziej zmęczony niż przypuszczał. Upewniło go to, że drzemka to bardzo dobry pomysł.

Korenn uśmiechnął się z rozmarzeniem i spojrzał na myśliwego.
- Visena... Mam nadzieję, że bogowie poprowadzą mnie jak najdalej od niej, ale gdyby zaszła taka potrzeba nie mam nic przeciwko powrotowi - choć wolałbym nie - odparł.
Saelim wzruszył ramionami.
- Mówiłem już przecież; jak jesteś ciekawski to przynajmniej pamiętaj co ludzie odpowiadają.
- Wiem Oszuście, wiem. Mogłeś się domyśleć, że nie mówię do ciebie. - odparł złodziejowi Ralfi, po czym wyszczerzył zęby w jego stronę.
- Wiecie, mimo wszystko mamy jakieś szanse w końcu znaleźć tę karawanę.. noi oczywiście jej konwojentów. O tych drugich bym się nie martwił - miłośników zakopywania zwłok nam nie brak. - znów lekko się zaśmiał w stronę Saelima, po czym spuścił wzrok, opamiętując się w myślach.

Fernas spojrzał krzywo na Oszusta; jego niechęć do członka wiejskiej bandy była aż nadto widoczna.
- Mój cel to moja sprawa - burknął. - Do chałupy mi się nie pali, ale co zrobię... Zależy co znajdziemy.
- A co do wozów, a raczej ich zawartości... Rozumiem, że chcecie się tym dzielić? To własność całej wioski, ale jeśli już chcecie skorzystać na tym osobiście.. - mówił myśliwy, nadal stwarzając wrażenie bardzo zaspanego.
- Tak, chodzi mi o was. - wtrącił, wskazując głową Fernasa i Saelima i patrząc przez chwilę na nich. Saelim dyplomatycznie wzruszył ramionami, ale syn karczmarza wyglądał na oburzonego podejrzeniami Rafaela. Ale zacisnął tylko zęby i nie rzekł nic.
- To proponuję, żebyśmy chociaż zabrali tyle ile możemy razem.. do najbliższej wioski Królestwa. Potem będzie można się zastanowić, co dla każdego jest ważniejszym priorytetem. Ja planuję wrócić do Viseny, jeśli ktoś z was również się na to zdecyduje, będę bardzo rad - łowca dokończył, to co chciał powiedzieć, niepewnie spoglądając w ostatnich słowach na zielarkę. Jego wizja męczeńskiej misji powoli stawała się coraz prawdziwsza.

Eillif spuściła głowę. Od samego początku wiedziała, że nie ominie ich ta ciężka rozmowa. Ciężka... dla dziewczyny z pewnością. Ale trzeba było powiedzieć sobie prawdę...
- A ja... to może wydawać się dziwne, ale... sama już nie wiem. Nie mam pojęcia co zrobię
i czy w ogóle dojdę tam, gdzie dojść mamy. Ale jeśli to się uda, to obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby wam pomóc. Nie odwrócę się i nie zostawię was.


- Cóż, jeśli dane nam jest dotrzeć do celu.. czasu nie brakuje, by zastanowić się nad swoim własnym. - wymamrotał Rafael. ~ Jeszcze chwila, a zacznę się bawić w filozofa. Muszę się przespać ~ pomyślał.
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy poruszać ten temat.. w pełnym składzie. Wybaczcie - nie wiedząc czemu, skłonił się teatralnie w stronę Eillif - ale przez tę nocną marę padam z nóg. Pójdę się położyć, zbudźcie mnie, jak Yarkiss wróci. - zakończył rozmowę, widząc, że nie trafił na chwilę zwierzeń u kompanów. Wyciągnął koc i począł szukać sobie dogodnego miejsca do drzemki.

Nie minęła chwila, a leżący w cieniu drzew myśliwy odpłynął do krainy snu. Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby przyśniły mu się wydarzenia ostatniej nocy. Wszak takie dziwa zdarzyły mu się pierwszy raz w życiu. Widocznie jednak, tym razem nawet podświadomość musiała odespać zerwaną noc. Kamienny sen ochraniał młodzieńca, niczym mur, przez który nie przejdzie żaden duch. Obudzić się z takiego stanu nie było wcale łatwo. Dopiero powrót Yarkissa i jego komunikat zdołały się do tego przyczynić. Co nie znaczyło, że Ralfiego ciągnęło do poderwania się z wygniecionego leża. Leżał tak jeszcze chwilę, bijąc się z myślami i próbując przemóc chęć – a raczej żądzę – dłuższego snu. Kiedy w końcu zdołał zmusić się do powstania, reszta kończyła już pakować się do podróży. Szybko wstał i potrząsnął parę razy głową. Nie pomogło. W takich chwilach, kiedy ciało odmawiało posłuszeństwa, trzeba było zdać się na wiarę. Nic tak nie ciągnie za sobą sflaczałych członków, jak pokrzepiona dusza (choć brzmi to trochę, jak motto złowieszczych nekromantów, o których chłopy prawią w karczmach). ~ Święta Bogini, nie pozwól swojemu słudze umrzeć dzisiaj z głodu. Spraw, by jego misa i kociołek były pełne, a majątki jego rosły niczym twe dziecięta na polach. ~ Młody łowca odprawił spamiętane słowa. Niby nic się nie zmieniło, niby nadal powieki ciągnęły do ziemi, a ręce powolnie składały omszony koc. Wszak coś jednak było inaczej. Cała inicjatywa, którą zdołał w sobie zbudzić zebrała się w jednym miejscu i odgradzała barierą nieprzepartą chęć snu. Tak zmotywowany, ruch za ruchem nadgonił zbierającą się młodzież, choć nie było mu lekko. Na szczęście lata pracy wyrobiły w nim odporność na niekomfortowe warunki.

Słońce górowało już nad błękitnym niebem. Towarzystwo szło traktem, to rozglądając się, to wzdychając. Rafael coraz gorzej znosił taką atmosferę. Wiadomo, jest gorąco, wszyscy są niewyspani, ale nie można się tak poddawać niespodziankom losu. Muszą się ze sobą komunikować, żeby choć trochę się poznać. Taka wiedza na pewno w przyszłości zaprocentuje. Nie mówiąc już o tym, że będzie po prostu mniej znojnie. ~ Ehhh ~ westchnął, rozluźniając rzemień skórzni. Nie miał zbyt wiele czasu, by szukać czegoś w trawie. Szedł brzegiem drogi i na upartego mógłby zająć się zbieraniem przydatnych roślin, czy może jakichś grzybów. Swoją drogą – środek sezonu, a po kapeluszach ani śladu. On musiał dbać o bezpieczeństwo podróży. Wespół z Yarkissem byli chyba najważniejszym punktem zwiadowczym tej grupy. Etrom ponoć też parał się zawodem tropiciela, lecz ktoś z tak chorym umysłem, jak on, niech lepiej zajmuje się własnym podwórkiem. Może kolejnym z jego żartów będzie naprowadzenie na drużynę watahy wilków? ~ Wcale bym się nie zdziwił ~ niepokoił się obecnością szaleńca Rafael. Rozejrzawszy się uważnie do tyłu i w przód, a także w swoją stronę lasu, postanowił choć na moment skupić się na podłożu. Wtem coś przykuło jego uwagę. Gadzina. Niewielka jaszczurka, mierząca na oko tyle co dłoń. Myśliwy uśmiechnął się do siebie i ostrożnie podszedł do zwierzęcia. Cap. Szybki ruch ręką i ofiara mogła już tylko machać kończynami i wyginać elastyczny grzbiet. Oczywiście zrzuciła również ogon, jak to ten gatunek zwykle czyni w sytuacji zagrożenia. ~ Tak, tylko co ja z tobą... Aa.. ~ obmyślił użytek ze zdobyczy, spoglądając na Eillif i jej jastrzębia.
- Już po tobie, mała - uśmiechnął się demonicznie do jaszczurki.
Schował rękę za plecy i zbliżył się do kroczącej zielarki.
- Eillif, coś tu złapałem. Może Twój przyjaciel miałby ochotę na przekąskę? - zapytał zachęcająco, po czym trzymając gada za resztkę ogona, zamachał nim parę razy przed dziobem Thorbranda. Czy to przez nieśmiałość czy zniesmaczenie zielarka nie dała wyraźnego sygnału, co łowca ma począć ze swoją zdobyczą i czy może nakarmić nią jej jastrzębia. Rafael wzruszył ramionami i zwolnił tempa, by dać się wyprzedzić Eillif. Spojrzał jeszcze raz na jaszczurkę, i wtedy zauważył jak Thorbrand wykręca szyję i patrzy zaciekawiony w jego stronę. Ucieszony młodzieniec starał się bezszelestnie podkraść na plecy zielarki. Stąpał w takt jej stóp, by nie usłyszała, że idzie tuż za nią. Gdy był wystarczająco blisko, podał jastrzębiowi schwytanego gada, a ten nie zastanawiając się zbytnio, kłapnął dziobem i odleciał z przekąską w korony drzew. Ralfi założył ręce na głowę i idąc powoli, przygwizdywał sobie, nie patrząc na zdziwioną zielarkę. Humor mu dopisywał.

Przez resztę marszu młody myśliwy zajmował się na wpół dbaniem o bezpieczeństwo, a na wpół dokazywaniem. Według niego Yarkiss dobrze sprawował swoje zadanie, więc mógł sobie na to pozwolić. Posprzeczał się trochę w ramach żartu z Saelimem, a potem podstawił mu nogę. Złodziej wyrżnął jak długi i wstając, pierwsze co zrobił to złapał Rafaela za kolano. Chciał również posłać winowajcę na ziemię, ale łowca oswobodził się i począł uciekać przed naburmuszonym Oszustem. Obojętny dotychczas Fernas, widać ucieszył się, że ktoś zainteresował się jego osobą. Kiedy oddalili się dostatecznie, by nie przeszkadzać Yarkissowi, Rafael dał znak, że można grać. Melodia była przyjemna, znana poniekąd z karczmy, ale idealnie wpasowująca się w klimat dziarskiej wędrówki. Myśliwy nucił pod nosem i rozglądał się po lesie. Przypomniała mu się karczma, miłe dziewczęta... ~ I ta jedna... Taak.. A i ta druga... Ta też była niczego sobie... ~ rozmarzył się na moment. Chwila odprężenia w ciągu dnia to dobry sposób, by czuć się pokrzepionym wieczorem, a przecież te tutaj potrafiły wleźć za skórę...
W końcu jednak, zadowolony z harców Rafael podszedł do Saelima i pozwolił mu w ramach rewanżu zasadzić sobie pożądnego kopniaka. Młodzieńcy dali sobie na zgodę, i o ile śmiech na twarzy Ralfiego nie był niczym zadziwiającym, to ten na licach Oszusta był wręcz godnym upamiętnienia. Żeby odsapnąć po gonitwie ze złodziejem, myśliwy postanowił zaproponować bardowi udanie się na koniec grupy, a nawet trochę dalej i zagranie jakiejś wesołej nutki.
- Aż bym pośpiewał, ale bez przesady z tym kuszeniem losu. Chodź, jeszcze ich zgubimy. - rzucił przyjaźnie do barda i przyśpieszył kroku.

Zanim słońce całkiem zaszło warto było zadbać o zapas pożywienia. Prowiant się kończył, a karawany jak nie było, tak nie ma. Po wybraniu miejsca na nocleg, Rafael wyruszył w las, by zastawić wnyki. Zaplątał druciane pułapki w znacznej odległości i trzech różnych kierunkach, patrząc od obozowiska i zadowolony z siebie wrócił do towarzyszy. Wieczór minął szybko. Miejsce, które młodzież wybrała wydawało się bezpieczne, toteż Ralfi postanowił jak najszybciej położyć się spać. Zjadł tylko część prowiantu, dosuszył nad ogniem dziczą skórę - odbębniając w ten sposób wartę, po czym narzucił na siebie koc, ułożył głowę na miękkim mchu i zasnął jak dziecko.

***

Rankiem obudziło go krzątanie się ostatniej warty. Na początku się zezłościł, ale przypomniały mu się zastawione pułapki. ~ Taak, może uda się nawet zorganizować porządne śniadanie ~ zastanawiał się. Postanowił spróbować szczęścia i pobiegł sprawdzić swoje wnyki. Pierwszego z nich nie było. Kto w środku lasu zabrał wnyk? Ale to nie wszystko! Nie było drugiego! I trzeciego! Coś tu wybitnie nie pasowało. Czym prędzej pobiegł do obozowiska sprawdzić, czy tam aby nic nie zginęło i wyjaśnić tę kwestię z towarzyszami.
 

Ostatnio edytowane przez chaoswsad : 08-04-2012 o 14:02.
chaoswsad jest offline