Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2012, 22:54   #18
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
W chłopaku wyraźnie się gotowało. Dawno nikt tak go nie rozwścieczył jak ci szeregowi marines, którzy bezczelnie odważyli się położyć łapy na jego własności. Miał ochotę tak jak stał wskoczyć do morza, odbić swoją łódź i przy okazji wbić nieco szacunku do głów paru durnych marines. Jednakże w obecnym stanie jego łajba prawdopodobnie nie przetrwałaby nawet zderzenia z szalupą, nie mówiąc już o ucieczce przed pościgiem ze strony marynarki.
- Cholera jasna - zaklął pod nosem, odwracając się i wypatrując dowódcy marines którzy zarekwirowali jego łódź - Już ja im pokażę z kim mają do czynienia!
Po krótkiej chwili udało mu się wypatrzyć sierżanta siedzącego przy barze wraz z dwoma szeregowcami. Vincent niewiele myśląc ruszył w jego kierunku, po drodze wyciągając spod kamizelki zwój pergaminu.
- Hej, panie sierżancie! - krzyknął, zbliżając się do dowódcy. - Natychmiast powiedz swoim zidiociałym podkomendnym żeby oddali mi moją łódź!
Mówiąc to chłopak wskazał w kierunku morza i odholowywanej łajby.
Oficer uniósł leniwie wzrok znad niedopitej filiżanki kawy. Jego oczy bładziły przez moment po wybrzeżu w poszukiwaniu obiektu wskazywanego przez Wheelera, zanim zawiesił srebrnoszare oczęta na parostateczku.
- A co się właściwie stało, drogi panie? I proszę na mnie nie krzyczeć, jeśli nie chce pan rozstać się z przepisową wartością kary grzywny porządkowej... - Tutaj ziewnął, choć - jak przystało na mężczyznę jako tako wychowanego - zasłonił usta.
- To ja się tutaj pytam co robicie z moim statkiem! Nie wiem jakie zwyczaje panują na East Blue, ale na North Blue marines w wolnym czasie nie zajmują się rekwirowaniem łodzi szlachcicom.
To powiedziawszy rozwinął pergamin i pomachał nim sierżantowi przed twarzą. Był to formalnie wyglądający dokument z królewską pieczęcią.
- To jest mój akt urodzenia. Jestem synem królewskiego lekarza na wyspie Nagoya i przybyłem na to morze w poszukiwaniu żadkich lekarstw. Zamierzam czym prędzej wyruszyć w dalszą podróż, więc proszę jak najszybciej załatwić tą sprawę i oddać mi co do mnie należy, albo będzie miał pan do czynienia z moim ojcem.
Vincent nie odważyłby się pokazać tego aktu - jedynego oficjalnego dokumentu jaki zdążył ze sobą zabrać nim pożar spalił jego rodzinny dom - nikomu na North Blue. Jednakże istniała spora szansa że wieści o jego ucieczce nie przeszły jeszcze przez Red Line, więc przy odrobinie szczęścia mógł jeszcze coś ugrać dzięki swojemu byłemu statusowi.
Sierżant poderwał się z krzesła na równe nogi i gestem rozkazał jednemu z obstawiających go żołnierzy wracać do bazy.
- Mój człowiek zaraz wyjaśni to nieporozumienie, zapewniam - skłonił się, uchylając czapki. - Nie co dzień nasz skromny port, jak i miasteczko, mają okazję gościć kogoś z wyższych sfer, panie... nie dosłyszałem nazwiska.
- Wheeler - odpowiedział chłopak - Vincent Wheeler. A jeśli pańscy żołnierze ruszą cokolwiek na moim statku, niech pan dopilnuje by gorzko tego pożałowali.
Wciąż zdenerwowany zaistniałą sytuacją postanowił usiąść przy jednym ze stolików - blisko zielonowłosego chłopaka czytającego gazetę oraz jakiegoś punka, który najwyraźniej był jego znajomym - rzucając koło siebie torbę z zapasami. Po chwili zdecydował się również zamówić dla rozluźnienia u przechodzącej kelnerki kieliszek białego wina.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 01-04-2012 o 22:57.
Tropby jest offline