Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2012, 22:15   #13
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Jhink. Jedyna persona skłonna wadzić sobie długim łukiem na karczemnej wyżerce. Na ogół w dłoni, czasem tylko przewieszany bywał, wzdłuż kołczanu, na elfią modę. Albo odstawiany nieopodal, gdy niewysoki człowiek zajmował obie dłonie aktywnym ucztowaniem. Na skos pleców pojemny kołczan na niemal metrowe strzały świadczył, iż łucznictwo było dla niego czymś więcej niż okazyjną koniecznością. Płaszcz narzucony na ramiona i okrywający kołczan sprawią, że normalnie wytworzyła by się pod zasobnikiem z strzałami ciężka do zbadania przestrzeń. Jednak w barowej zawierusze, siedząc, pijąc i dworując, ukrycie mniej wydajnym bywa dlatego obserwator powiesiwszy na Płowym spojrzenie dość długie do wniosku dojść mógł, iż wzdłuż kołczanu przytroczona jest lekka, a zatem łatwiejsza do ukrycia kusza. Dająca strzelcowi wiekszą swobodę w ciasnych przestrzeniach od niewygodnego w ścisku łuku. Całość dopełniało uzbrojenie na pasie. Z lewej strony dobry do wszystkiego jednoręczny toporek. Służący zapewne do drwa rąbania, kotwiczek abordażowych ścinania i wielu innych codziennych czynności na odganianiu się od wroga kończąc. Z prawej za to niewielka tarcza. Puklerz zaledwie zdatna zarówno strzelcowi jak lekko zbrojnemu. Na koniec pejcz, bat. Znów niemal pod płaszczem schowany. Z pasków skórzanych, mocnych, acz pozbawiony jakowyś makabrycznie raniących zakończeń. Ot widać w walce osobnik ten wolał przeciwników na wiele sposobów na dystans trzymać. Zapewne z przyczyn czysto higienicznych, bo to wiadomo co za cholera może się do człowieka na polu bitwy przylepić? Ale wśród kufli brzędęku? Nie. Tu nie szukał dystansu. Nie tworzył przepaści by od reszty gości się grodzić. Przeciwnie! Każde rzucone słowo. Toast. Przyśpiewka. Spotykały się z żywiołową reakcją jeśli tylko tchu starczało. Więc płowa czupryna co rusz blask kaganków łapała, jak i wąs wilgotny co chwilę w trunkach umaczany.

-Interesuje cię może wyprawa w nieznane w poszukiwaniu skarbu? Skarbu co prawda mającego niezbyt długą historię, za to wartą uwagi. -spytał Scalor.-Przyda się ktoś znający na broni.
- Za młodym jeszcze by prawdziwym zbrojmistrzem się mienić kapitanie.
- mówiąc to Jhink pominął fakt iż niechętne oko i z czterdzieści wiosen przypisać mu mogło - Co wcale nie umniejsza atrakcyjności pańskiej oferty, a nic nie ucieszyło by mnie bardziej jak poznawanie okolic z brzuchem pełnym i liczną kompanią. A jeśli by i coś nadto skapło w wyprawy wyniku z pogardą się nie spotka. Na cóż więc mieli byśmy polować, że wartość posiadając z przed pogromu nie pochodzi? - czekając na odpowiedź zwrotną przełamał jedno z biednych stworzonek i jął zajmować się jego pożywnym odwłokiem.

-Po drodze na pewno znajdzie się parę okazji do zarobku. Osady nad dopływami do jeziora Pyros, cierpią na nadmiar problemów i zapewne na nadmiar towarów, którymi chętnie zapłacą za ich rozwiązanie.- odparł zachęcająco Scalor.- Jeśliś nie zbrojmistrz, to kto?
-Myślę, że udało by mi się zawstydzić paru tutejszych z wysokiego ludu
. - mówiąc to szarpnął łagodnie przecinającą mu pierś cięciwe - Ale nie jest to celem mojej tu obecności. Ludzie to zaradna rasa kapitania. A moim zdaniem im później odniesie się rany tym większa szansa na szczęśliwe zakończenie choć bynajmniej nie unikam walki w starciu, ale jeśli wraz z mym łukiem możemy zmusić przeciwnika do zastanowienia nad swym planem to z ochotą pomagam stojąc w drugiej linii oddając laur bohatera tym z przodu.

-Radzisz sobie na łodzi więc. A jak poza nią? Potrzebuję ludzi, którzy poradzą sobie z dżunglą i jej zagrożeniami wszelakiego rodzaju.- mruknął Scalor przyglądając się krytycznie Jhinkowi.

- Przeżyłem już dość długo kapitanie nie piastując dziatek i nie uprawiając ziemi. - blondyn wzbogacił swą odpowiedź o wzruszenie ramionami - Nigdy nie zamierzałem dorównać dzikusom w ich zrozumieniu dżungli, ale żyłem na jej pograniczu i nie raz z wody uciekałem w jej objęcia, jak i z niej na bezpieczną powierzchnię wody. Jak Pasje dyktowały. A cóż za łupy kapitan obieca jako zachętę do wyprawy potrzebującej takiego teatru. - tu gest Jhinka objął całą salę.

-W ładowniach statku można znaleźć różne ciekawe rzeczy. No i zapłata za trudy niezależna od wyników, o jedzeniu nie wspominając.- t’skrang mówił lekko nerwowym, ale i płenym ekscytacji tonem. Widocznie widział w tej wyprawie profity. I to duże sądząc z nerwowych ruchów jego ogona.
- Ha! Z takimi warunkami sprzeczać się nie zamierzam. Jeśli kapitanowi pasuję - tu rubasznie trzasnął t’skranga w ramię - to ma mnie na swoim pokładzie. Płowym mnie zowią, skąd? Zgadnąć nie trudno. - przeczesawszy czuprynę opróżnił kufel świętując udany kontrakt.

-Świetnie...załatw swe sprawy na lądzie w przeciągu dwóch dni, a potem zamustruj się na Smoczej Tancerce. Moi ludzie będą już powiadomieni na temat Płowego.- jaszczur przyjacielsko klepnął Jhinka po plecach, po czym udał się na poszukiwanie kolejnych kandydatów na swych pracowników.
 

Ostatnio edytowane przez carn : 02-04-2012 o 22:26.
carn jest offline