Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2012, 04:50   #1
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[Storytelling] Czarne płaszcze

Czarne Płaszcze

Pożoga




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M0d4qM7gCH8[/MEDIA]

Światło dnia wpadało przez witraże wstawione w wysokie okna, wypełniając korytarz kancelarii biskupiej kolorowymi refleksami. Dla osoby "z zewnątrz" - nieobytej na salonach Jego Eminencji Biskupa Hez-hezronu Gersarda, miejsce to mogło wydawać się przedsionkiem Raju. Panowała tutaj cisza godna klasztoru. Kolory padające na surowe, kamienne ściany budowały atmosferę, o której niejeden rzekłby "sprzyjająca zadumie".
Każdy z inkwizytorów Hezkiego oddziału Świętego Oficjum wiedział jednak, że miejsce to miało więcej wspólnego z przedsionkiem piekieł niżeli bramami Edenu. Zaś po drugiej stronie zdobionych, dębowych drzwi na jego końcu, znajdowało się legowisko czarta nad czartami - Jego Eminencji "Niezadowolencji", jak zwykli tytułować skrycie swego biskupa odziani w czerń Słudzy Boży.
Rytmiczne uderzenia ciężkich buciorów, zburzyły w jednej chwili panującą w tym miejscu ciszę. Postać, jakby wyrwana z innego świata, odziana w czerń z wyhaftowanym połamanym krzyżem na boku, stanowczym krokiem mijała kolejne witraże z podobiznami świętych.
Ciemnowłosy jegomość, o gęstej, przystrzyżonej brodzie zatrzymał się przed drzwiami i z delikatnością, o którą nikt nie podejrzewałby jego żylastej ręki zapukał trzykrotnie.
- Wejść.- odpowiedział piskliwy, chłopięcy wręcz głos. Ukryte pod gęstymi wąsami, wydatne usta inkwizytora wygięły się w drwiącym uśmiechu, słysząc nieudolną próbę wykrzesania stanowczości przez złotowłosego Marka.
Zawiasy drzwi zawyły podle [ można rzec, taki czar inkwizytorskich pieszczot ] a w chwilę później odziany w czerń jegomość zamarł w głębokim ukłonie.
Jego Eminencji Gersard na krótką chwilę oderwał wzrok od dokumentów, jak gdyby uświęcając tym swego gościa, po czym powrócił do pracy.
- Następny dokument Marku...- ponaglił blondyna biskup, po czym nie przerywając pisania, przemówił oschle do inkwizytora.
- Mistrzu Beatriz, nalegaliście bym was przyjął. Mam nadzieje, że rozumiecie jak wiele spraw mam na głowie... I z czymkolwiek przychodzicie najprawdopodobniej jest to niegodna mej uwagi błahostka ?
Beatriz wyprostował się z pokłonu, mierząc wzrokiem wysuszoną butelkę wina gdzieś obok ramienia biskupa. Choć w myślach naczelnego inkwizytora Świętego Oficjum w Hez-hezronie w tej chwili zrodził się co najmniej tuzin uszczypliwych komentarzy , przełknął je wraz ze śliną. "Jestem pewien, że sobór ochlapusów i dzieciojebców z zapartym tchem oczekuję recenzji nowych, mszalnych polewek spod ręki Waszej Eminencji..."
- Wasza Świątobliwość , pozwoliłem sobie prosić Was o audiencję aby omówić wytyczne, przyniesione mi dzisiaj do gabinetu przez sługi Waszej Eminencji...
- A cóż tu omawiać, Mistrzu Beatriz ? Czyżby, ktoś z mej kancelarii dopuścił się pijaństwa w trakcie pracy i przedstawił panu nieczytelne papiery ?
- zapytał kpiąco biskup, zanurzając pióro w kałamarzu.
- Nie, Wasza Eminencjo. Chciałem się jedynie upewnić, że nie doszło do żadnej pomyłki podczas spisywania woli Waszej Eminencji.
Gersard uniósł gromiące spojrzenie znad dokumentów.
- Mianowicie ?
- Wasza Eminencja przedstawiła mi uwierzytelnienia dla czwórki inkwizytorów w osobach : mistrza Alinarda, mistrza Baserto, mistrza de Sica i mistrza Kohlraabe. Nakazała również wydać im ze skarbca Oficjum po dwieście pięćdziesiąt sztuk złota i przygotować do drogi w kierunku miasta Addsburg. Ponad to, Wasza Ekscelencja dodała do tego kolejny dokument, zezwalajacy im na wciągnięcie do "sprawy" ikwizytora z najbliższego Addsburgowi oddziału Świętego Oficjum, mieszczącego się w mieście Bechyně-
- Wszystko się zgadza. Możecie odejść. Z Bogiem.
- rzucił wracając do papierów.
- Wasza Eminencja wybaczy śmiałość...- zaczął niepewnie inkwizytor, wiedząc, że jedna wychylona przez biskupa butelczyna, może okazać się zbyt mało zmiękczająca. - Ale wysyłacie tam piątkę inkwizytorów, nie podając przyczyny ani sprawy jaką mieliby się na miejscu zając. Czy sprawy tej nie powinniśmy pozostawic oddziałowi w Bechyně-
- Postanowiłem, że wyślemy tam mistrzów z Hezu.
- rzucił obojętnie biskup.
- Czy Wasza Eminencja zdradzi mi przyczynę, dla jakiej wysyła aż tylu mych braci w tak odległe rejony ? I czemu w takim razie prosi o udział w sprawie inkwizytora z najbliższego oddziału Oficjum ?
Biskup syknął i odrzucił pióro na bok, pozostawiając na dużym, drewnianym stole plamę atramentu.
- Ponieważ, jak zauważyłeś, to odległe ziemie, Mistrzu Beatriz. Sprawa dotyczy rzekomego opętania. Jeśli jednak coś potoczy się nie po naszej myśli, nasi ludzie na miejscu będą potrzebowali dni aby powiadomić. Dlatego też, wysyłam ich kilku więcej. - brwi Gersarda zmarszczyły się, usta zaś wygiął grymas. - I choć nie widzę najmniejszego powodu, dla jakiego powinienem się wam tłumaczyć z tego, dodam, że o inkwizytora z Bechyně nalegam, gdyż ufam ludziom szczycącym się posiadaniem Hezkiej licencji... Mojej licencji. - podkreślił ostatnie słowa - Niech Ci z prowincji nauczą się czegoś. A teraz zajmijcie się przemianą mych poleceń w czyny. Byle żwawo, Beatriz. Do Addsburga kawał drogi... Z Bogiem.
Inkwizytor ukłonił się głęboko, po czym wycofał z komnaty. W drodze powrotnej stąpał już nieco wolniej, kojąc nerwy tańcem kolorów.
Beatriz był pewien, ze wybór tych konkretnych inkwizytorów jest celowy. Tylko czemu biskup postanowił zaczynać swoje gierki właśnie teraz ? I czemu wysyłał pionki tak daleko od siebie ? "Alinard, największy konfident Jego Eminencji wyrusza na zadanie u boku Xaviera "Zapalczywego Lisa" Baserto ... Soli w oku Biskupa, a kto wie czy nie Cesarza. Jednak co do tego tym chłopcom..." - pomyślał szczerze współczując młodym braciom inkwizytorom : Dantemu i Jerardowi... " Jednak niech Miecz Pański chroni biedaka z Bechyně, który wejdzie miedzy walczące wilki."





Dwa tygodnie później. Bechyně


Czterech jeźdźców w czerni zawitało w Bechyně wraz ze świtem. Niewielkie, otoczone sypiącym się, kamiennym murem miasteczko zasłynęło w cesarstwie głównie dzięki swym piwowarom. "Złoto z Bechyně" - jak nazywano ich przednie wyroby, eksportowane były z tej niewielkiej mieściny w najdalsze zakątki cesarstwa. Im dalej na zachód - osiągały one wręcz niebotyczne, jak na ten pospolity trunek ceny.
Nie lada zaskoczeniem musiał być zatem widok dwóch odźwiernych strażników, raczących się pospolitą gorzałką przy bramie miejskiej. Otuleni w futra, nachylali się jeden nad drugim, dolewając sobie raz po raz rozgrzewającego trunku. Czy jednak można było ich winić ? Śnieg już dawno wziął sobie w posiadanie to, co jeszcze nie tak dawno temu było zielone.
Nie do końca jest pewnym, czy wybałuszyli oczy zaskoczeni pojawieniem się u bram czwórki jeźdźców, czy też był to efekt mocy spoczywającej w przechylonej przez nich właśnie szklanicy.
Starszy, o nosie w kolorze dojrzałej śliwki, poderwał się z zydla, chwytając opartą o mur glewię, a następnie kopniakiem zachęcił do tego swego towarzysza. Temu z kolei zimno musiało doskwierać niezwykle mocno, gdyż zatoczył się, czkając głośno, ostatecznie opadając plecami na mur... Tuż obok swej zaszronionej glewii.
- Witejta w Bechyně ! - krzyknął śliwonosy, zerkając na wyhaftowany, połamany krzyż. - Budyneciek Świntego Oficium leźi se na wiichodnim skrawećku mesta. - wybełkotał w tutejszym dialekcie strażnik wskazując wyrastającą ponad dachy domostw wieżę.
Miasto budziło się ze snu. Nieliczni, najprawdopodobniej z powodu pogody, kupcy rozstawiali swe stragany na głównym rynku. Inkwizytorzy, kierując się w wyznaczonym kierunku minęli ceglany budynek browaru, wystraszyli mieszkańców jednej z uliczek, którzy próbowali wydostać się ze swych domostw, aż w końcu trafili do zacisznego zakątka miasta. Tutaj, pośród posępnych teraz drzew, znajdował się niewielki, pozbawiony ogrodzenia dworek.



Mieszkańcy Bechyně w oczach mieszczan z zachodu mogli uchodzić za dziwadła. Choć bali się inkwizytorów [ być może czuli respekt jest bardziej odpowiednim słowem, mili moi, gdyż czemu mieliby się sług swego Pana, niosących im zbawienie i jego miłosierdzie obawiać ?], obecności oddziału Świętego Oficjum w mieście byli niezwykle radzi. Im dalej na wschód bowiem, tym większą swobodą w swych rozbojach mogły się cieszyć zbójeckie bandy, które tutaj potrafiły plądrować całe wsie i miasteczka. Jaki rozbójnik ośmieli się jednak zaatakować dom Sługi Bożego ? Tego, który jest młotem na czarownice, mieczem w rękach aniołów i biczem Bożym ? Oczywiście mawia się również "kiedy ginie inkwizytor, czarne płaszcze idą w tan"... [ Jednak lepiej myśleć, iż wynika to z szacunku do nader skromnych sług wiary, niżeli irracjonalnej bojaźni przed ich zemstą...].
Wysłanników Jego Eminencji Biskupa Hez-hezronu przywitał najstarszy z tutejszych inkwizytorów - Emanuel Lohentopf. Mężczyznę można było śmiało nazwać starcem. Jego plecy wykrzywiał garb, zaś pozostałe mu włosy, porastające kępkami kilka punktów na jego czaszce, były równie białe co śnieg przed budynkiem Oficjum.
Ugościł jednak braci inkwizytorów należycie, proponując im dzban tutejszego złota jak i na szybce odgrzaną zupę cebulową. Kiedy wysłannicy biskupa napychali żołądki, starzec odczytał ich uwierzytelnienia, po czym udał się do cel inkwizytorskich.
- Otto, musisz się przygotować do drogi. - oznajmił chłopakowi po odczytaniu mu poleceń Jego Eminencji Biskupa. - Wybacz mi chłopcze, wiesz, że jesteś dla mnie więcej niż bratem w wierze. Jesteś mi niczym syn - ujął ramię chłopaka w dłoń, nie wiadomo czy to potrzebując podpory, czy też próbując pokrzepić młodzika. - Pozostali są w rozjazdach...- stwierdził fakt. W całym Bechyně pracowało jedynie czterech inkwizytorów, co wiązało się z ogromem zadań im pozostawionym. - Ja już gniję chłopcze... Gniję za życia. Nie dotarłbym do Addsburga żywy. A ktoś musi z nimi pojechać...- jego wzrok nagle nabrał ostrości. Dłoń zacisnęła się na ramieniu Klepenberga- Jednak musisz uważać... Miec się na baczność i nie pozwolić by wiara chociaż na chwilę w Tobie przygasła... Alinard z Grottaferraty i Xavier Baserto... To bezwzględne wilki. Jeden wchodzi w dupsko biskupa tak głęboko, że nikt nie jest pewien, czy Jego Eminencja dalej jest sobą, czy już nim. Drugi zaś... Nigdy nie wiadomo kiedy wyszczerzy kły na rękę własnego pana. - uścisk zelżał, a głos starca ponownie stał się lichy i drżący.- Z Bogiem, moje dziecko. Z Bogiem...






Tydzień później. Addsburg


Podróż do Addsburga nie należała do najprzyjemniejszych "wycieczek" na jakie inkwizytor mógł zostać zapisany w trakcie swej służby. Zimą zaś była istną katuszą. Ach, gdyby tylko można było wykorzystać to w inkwizytorskim fachu. Przez ostanie dwa dni piątka inkwizytorów podróżowała przez gęstą puszczę, tu i ówdzie przeciętą przez zmrożone bagniska. Biały puch, otulający ziemię utrudniał przy tym ich pokonywanie. Konie kilkukrotnie grzęzły w głębokim błocku, skrytym gdzieś pod lodowatym płaszczem. W końcu jednak, pomiędzy gęstymi koronami świerków ich oczom ukazały się mury Addsburga, oraz górująca nad miastem dzwonnica katedry Ognia Chrystusowego.

Widząc zbliżających się jeźdźców, stróżujący przy bramach zbrojni, chwycili za pałki i włócznie. Za ich plecami, pomiędzy ośnieżonymi domostwami, aż pod samą katedrę ciągnęła się zmrożona, błotnista droga.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline