Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2012, 11:35   #145
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz w spokoju przyglądał się jak pomocnik wykrzykiwał do strażników by zabrali Alberta. Młody żak przegryzł wargę a na jego twarzy malowała się walka.. z samym sobą. Widać było gołym okiem, że chłopak bije się sam ze swoimi myślami. W końcu pokręcił głową ale ruszył do pomocnika.
- Witaj Panie.. Zebedeusz Lienz a jak do Waszmościa mam się zwracać ?- rzekł gdy tylko podszedł do niego
- Patrick Riesenbeck - odpowiedział krótko, a jego ton z pewności nie można było nazwać miłym. - Nie przeszkadzaj teraz - dodał.
- Herr Patrick, raczcie wybaczyć moją natrętność jednakże, chciałbym zobaczyć zeznania Pana Erika Schlussa przeciwko Albertowi Lynre - rzekł poważnym i stanowczym głosem
- A kim w ogóle jesteś, do cholery? - odpowiedział zdenerwowany - Łapać go prędko! - krzyknął do strażników.

Widząc że strażnicy biegną do niego Zebedeusz krzyknął:
- Stać!!!! Nazywam się Zebedeusz Archibald Lienz, jestem uczonym z Altdorfu. Zamierzam reprezentować Alberta Lynre.. a Pan Panie Patrick nie jest pełnoprawnym inkwizytorem, tylko pomocnikiem. Słychać jasno!!! Pan Patrick Riesenbeck jest tylko pomocnikiem, co wedle prawa znaczy, że dopóki nie dostanie oficjalnej zgody podpisanej przez samego Arcykapłana Zakonu Świętego Płomienia, jest tylko pomocnikiem - rzekł groźnie, by potem uśmiechnąć się i dodać - ale Panie Patricku porozmawiajmy jak porządni i prawi obywatele Imperium. Chyba zgodzi się Pan by w świetle prawa, w świetle wiary w Sigmara i w świetle dobrego imienia Zakonu wszystko było idealne zgodnie z literą jaką ustanowił Sigmar, Zakon i Niech Bóg obdarzy go zdrowiem Przenajświętszy Imperator. Prawda ?

- W obliczu zagrożenia dla naszej Elektorki, w prawa będziecie się bawić?! Trzeba wszystko zrobić, by nieszczęściu zapobiec. Ten tu jest głównym podejrzanym próby zamachu na nią i trzeba wydobyć informacje dziś, już! By jutro naszej Pani nic nie groziło. I Sigmar temu dopomoże, z pewnością!

- Bawić w prawa??!!!! - żak wyglądał jakby mu miał zaraz przyłożyć - Straż pójdzie do burmistrza Maurice’a Schmelz’a i rzeknijcie że pomocnik Patrik, twierdzi że prawo jest nie potrzebne!! Że można omijać prawo. Prawo które ustanowił Sigmar!! To jest.... zdrada wobec Imperium i Imperatora!!! - Zebedeusz wyglądał na wzburzonego i podszedł tak że stał prawie twarzą w twarz z pomocnikiem i kontynuował tyradę
- Jeśli tak twierdzicie. Skoro tak twierdzicie - Zebedeusz kipiał ze wściekłości - to zapamiętajcie moje słowa mości Patriku. Dziś wyślę list do samego Wyższego Kapłana w Nuln i powiadomię go o zaistniałej sytuacji a wierzcie mi Panie, gdy Brat Theodorus tu się pofatyguje to wtedy ja chętnie spiszę..Pańskie zeznania. Czy to jasne??!!! Albo udostępnicie mi zeznania Herr Schlussa, spisane przez skrybę, albo go wypuście. Bo jeśli jesteście tak dobrzy w swoim fachu jak twierdzicie to wiecie, że jeśli przesłuchujący zechce, przesłuchiwany przyzna się nawet do tego, że jest zielonym osłem w pomarańczowe ciapki.

- Nie twierdzę tak! Daleko do zdrajcy mi! Chce działać, chronić Elektorkę, chronić domostwa nasze! Nigdy przeciw Sigmarowi, Nigdy! - wykrzyczał, ale jego głos mógł mówić, że jest przerażony i skruszony - Dobrze, ma racje, zrobimy jak mówisz. - Patrick wyraźnie przytłoczony słowami Zebedeusza ustąpił mu i jego wiedzy. Pomocnik wyglądał na wyraźnie zmieszanego i przytłoczonego słowami uczonego. - Spiszemy zeznania Alberta Lynre, a Eryka Schlussa...jak odzyska przytomność.

Zebedeusz więc czekał i słuchał i im więcej mówił Patrick tym bardziej dochodził do wniosku, że to po prostu idiota. Idiota, który pomyślał że ma szansę zostać kimś wielkim.. pięć minut sławy stawało się pięcioma krokami pod katowski topór. Zebedeusz stał cały czas poważny, usta miał szeroko otwarte jakby łykał powietrze garściami. Gdy ten skończył mówić rzekł tylko:
- Straż!!!! Chodźcie tu.. chcę mieć świadków..

Przy Zebeduszu, a zarazem i przy całym tym zebraniu zdążył już się zebrać niemały tłum. Wszyscy strażnicy, kapitan i Knut. Słuchali, nie wtrącając się, nie wiedząc cóż dalej czynić. Jedynie Knut się wtrącił, potwierdzając racje żaka.

- No to jest Albert… Lynre mu jest. Podwiozłem go wczoraj do wioski furą. Gadał cały czas o tym skarbie, co to ludzie mówią, że gdzieś tu zakopany. Bo to włóczęga taki i złodziej. Tylko ten skarb i ten skarb mu w głowie. I co, wy go bierzecie na męki? - Knut wydawał się zdziwiony - Przecie on ma z plugastwem tyle wspólnego, co ja ze smukłym elfem. To złodziej zwykły, mówię wam, tylko głupi. Uwolnił tego drugiego, pewnie żeby mu miejsce tego ich skarbu zdradził. Złodziej złodzieja zawsze pozna. Pokręcił głową dodając - U nas we Stirlandzie to jest inaczej. Straż ściga złodziei, a łowcy - czarownice. A tu wy tych drobnych łotrzyków przesłuchujecie i zeznania im mękami wmawiacie, a straż lata za tymi, co wam mistrza ubić próbowali. Dziwne tu zwyczaje. Obyśmy znaleźli zamachowców, to może wam się upiecze, żeście szefa nie upilnowali.

Knut. Pojawił się idealnie. Idealne zgranie w czasie. Uśmiechnięty w duchu, lecz nadal z kamienną twarzą Zebedeusz rzekł do pomocnika:
- Skoro nie spisaliście żadnych oświadczeń, to znaczy że nie macie żadnych dowodów że Albert Lynre napadł na łowcę i że był pomocnikiem Herr Schlussa, które to zeznania wymuszono siłą, brutalnością i to bez świadków. Tak więc według litery prawa Albert Lynre może być sądzony i oskarżony tylko przez władze tego miasta. Natomiast Pan Patrik ma obowiązek sprawdzić czy rzeczywiście działa tutaj kult. Zakon Płomienia, czyli Inkwizycja nie zajmuje się pospolitymi przestępstwami, które nie noszą śladów działania chaosu... Jedynym przestępstwem Alberta Lynre jest.. pomoc w ucieczce zbiegowi - nie dodał że podszywanie się pod Inkwizytora bo wolał to przemilczeć i liczyć, że ten idiota o tym zapomni - tak więc niech go straż miejska przesłucha. Ja zaprotokołuje cały ten proceder.
- Zgadza się...tak...chyba - odpowiedział zmieszany. Wyraźnie nie wiedział co czynić ze sobą, co prawdą jest, a co już nie. Prawdopodobnie nie wiedział także, co sam myśli. Wiedział jednak teraz dobrze, że nauk z pewnością go wiele czeka, zanim zostanie prawdziwym łowcą. Tym razem jego umiejętności okazały się zdecydowanie za małe.

W tym momencie wtrącił się kapitan. - Zgodnie z tym, co powiedziane zostało przed momentem. Albert Lynre zostanie przesłuchany w obecności świadków. Nastąpi to pojutrze. Teraz nasze wysiłki powinny się skupić na jutrzejszym przyjeździe elektorki i ochronie całego wydarzenia. Jako również i Knut poręczył, Albert Lynre uznany do tej pory będzie oskarżonym próby uwolnienia, skazanego Eryka Schlussa. A także udziału w zbrojnej szajce. Kompetencje pana pomocnika, w tym momencie się kończą proszę więc wyjść i zająć się zdrowiem prawdziwego Inkwizytora. Pozostałych tu obecnych, również uprasza się o opuszczenie strażnicy - oznajmił. - A Wy zajmijcie się tym Schlussem, opatrzeć go - polecił dwójce strażników.
Zebedeusz spojrzał na Knuta a potem odczekał aż pomocnik odejdzie. Dali radę, lecz wiedział jedno prawdziwy łowca gdy wyzdrowieje może nie być taki “głupi”. Młodość ma to do siebie że zbyt często popełnia się błędy, za które zbyt często trzeba płacić.
- Panie Kapitanie, jeśli kapitan pozwoli chciałbym porozmawiać z tym Schlusse i oczywiście byłbym rad gdyby Pan Knut mi towarzyszył. Nie będzie bicia, po prostu chcę zadać mu parę pytań, które wyjaśniły by kilka nieścisłości.. Zgoda?

- Zgoda, aczkolwiek jak dobrze widać, Szchluss nie nadaje się na razie do rozmowy. A Knut potrzebny jest teraz do działań związanymi z przyjazdem naszej elektorki. Myślę, że pojutrze, przy przesłuchaniu Lynre, moglibyście odbyć rozmowę. - odpowiedział

- Kapitanie rozumiem jednakże skoro Elektorka będzie lada dzień, być może.. rozmowa ze skazanym.. pomoże nam coś ustalić. Potem może być za późno. - rzekł beznamiętnie

- To myślicie, że jednak ich działania związane są jednak z przyjazdem elektorki? - zapytał. Każdy po kolei zachowywał się, jakby ta cała sprawa go przerastała. Prawdopodobnie pierwszy raz, w spokojnym Heisenburgu, mieli do czynienia z takim zamieszaniem.

- Panie Kapitanie.. mam niewielkie doświadczenie.. Moje osądy opieram o dokumenty, fakty, sprawdzone słowa a nie przypuszczenia czy zeznania wymuszone siłą i przemocą. Jestem człowiekiem myśli a nie czynu. Na torturach Pan Kapitan wyznałby że spółkował z osłem na grobach przodków, bo taka prawda. Dajcie mi porozmawiać a może coś na się wyjaśni więcej..

- Ale to nie prawda - rzekł oburzony kapitan - kto tak mówi? Ale on nie nadaje się do rozmowy. Przecież widać, jaki wymęczony. Krwi to on dużo stracił i jak widać bólu nie mniej zaznał.

Zebedeusz zaczął zastanawiać się skąd taki upór kapitana ale na razie wolał to przemilczeć.
- Panie rozumiem twą troskę lecz jeśli życie Elektorki jest zagrożone toteż.. trzeba być dokładnym i działać szybko, prawda? Czy życie i dobro Jaśnie Pani nie powinno być najważniejsze dla dobra nas wszystkich ?

- Oczywiście! Dobrze, jeśli go dobudzicie i zdołacie porozmawiać...Karl, Knut, zostaniecie tu, reszta do swojej roboty - zarządził.

Zebedeusz podszedł do Karla i Knuta i rzekł:
- Będziecie Panowie rad, albo chociaż Pan Knut by mi towarzyszyć.. na krótką rozmowę z więźniem ?
- No ta, kapitan gadał, to ta - odpowiedział Karl.
Zebedeusz spojrzał na Knuta wyczekująco..
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline