Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2012, 00:13   #141
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut przed końcem dnia miał jeszcze kilka pytań do kapitana (lub ewentualnie do szeregowych strażników, jeśli przełożony nie udzieli odpowiedzi):
  • Jaka będzie jego funkcja jutro? Czy będzie wypełniał konkretne rozkazy? Sam komuś rozkazywał? Czy działał na zasadzie niezależnego konsultanta?
  • Jaki jest plan uroczystości i przewidziane zabezpieczenia?
  • Czy są jakieś obawy co do bezpieczeństwa elektorki, czy ochrona jest rutynowa?
  • Co wybuchło w trakcie zamieszania na placu?
  • I na koniec - co to za skarb, o którym ciągle słyszy?
Tyle rzeczy działo się wokół Knuta. Ważnych rzeczy, ważkich spraw i obowiązków. Każdy z nich chciałby wypełnić: odzyskać skrzynkę, zapewnić bezpieczeństwo elektorce, uchronić Alberta od skazania. Więc lojalność do pracodawcy, do Ojczyzny, czy przyjaciela? Ile srok potrafisz złapać za ogon, Szłomniku?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 31-03-2012, 10:33   #142
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Albo taki sprytny, albo szalony. - Pokręcił głową Detlef. - Ale nie o tym chciałem mówić. Łatwo się domyślić, że napad na pana Kreibicha może mieć związek nie tyle z tym złodziejem, co chwilowo stryczka uniknął, ale z przyjazdem jej wysokości, elektorki Emanuelle. Czy ten złodziej miał jakieś kontakty z innymi kultystami? Czy miał w ogóle coś wspólnego z kultystami, prócz kradzieży i walki z łowcą i próby zabicia jego pomocnika? I co on w ogóle ukradł?
Pomocnik popatrzył na szlachcica z nieukrytym zdziwieniem i przerażeniem na twarzy i rzekł – Herr Kreibich nic nie wspominał o działaniach przeciw elektorce. O tamtym też nie, tylko go do straży oddał, by go powiesić. Przestępstwo jego było oczywiste, miast rozmowy, atak przypuścił na naszego. Herr Kreibich do dzisiaj nim nie zawracał głowy sobie nim, a przynajmniej nie mówił nic. Nie spodziewał się takiej próby uwolnienia go. Musiał coś ominąć...
- Głowy się posypią, jeśli jej wysokości coś się stanie - stwierdził Detlef. Co gorsza wiedział, że to prawda. Podobnie jak wiedział to pomocnik łowcy. - Czy pan Kreibich wspominał o czymkolwiek, co związane było z przygotowaniami do wizyty elektorki?
- Tak, mieliśmy zachować czujność. Straż przy elektorce, my dalej. Wcześniej zbadać okolicę. Do dziś nie było żadnych przesłanek, że coś się dzieje. Nic nadzwyczajnego. Do dzisiaj…A teraz on ranny…A zamachowcy grasują…
- odpowiedział przerażony.
- W tej chwili nie wymyślimy nic nowego - powiedział Detlef. - Wzmocnienie straży przy więźniu... Albo lepiej zastawienie pułapki na tych, co będą chcieli tego złodzieja uwolnić. No i trzeba będzie uprzedzić ludzi elektorki, że tu się dzieje coś niepokojącego. Może... - potarł czoło - może by go warto jeszcze raz przepytać. Tego niedoszłego wisielca.
- Tak, tak. Najlepiej go przepytać! Na pewno coś wie. Trzeba iść po niego, tu go przesłucham. Powie wszystko co wie, z pewnością, tyle się już nauczyłem.
- Proponowałbym najpierw porozmawiać z nim na posterunku -
zasugerował Detlef. - Niech ma nadzieję, że spotkanie z różnymi narzędziami będzie mu oszczędzone. Potem będzie większe zaskoczenie i może wtedy powie wszystko, co wie.
- Dobra, dobra, nie mądruj już. Jak zdobywać informację to już mnie Herr Kreibich nauczył!
– widać pomocnik rzeczywiście szkołę u łowcy odbył. Już zapomniał o podzięce za dobre rady i powrócił do przekonania panującego wśród łowców czarownic i najwidoczniej ich pomocników mówiącego ~Ja zawsze mam rację~. – Pójdzie już stąd i zajmie się swoimi sprawami - niemiłym tonem zwrócił się do szlachcica.
- Tylko ten ton zmień, dobry człowieku - powiedział zimno Detlef - bo nie z byle kmiotem ze wsi rozmawiasz.

Pomocnik, po rozmowie z Detlefem, postanowił udać się po towarzysza z celi Alberta. Z którym Lynre przeprowadził króciutką, nie napawającą optymizmem rozmowę.
- No i cóż... masz jakiś plan? Jakieś kontakty?- zapytał cicho...
- Moim planem było uciec, jak mnie, prawie, uratowałeś. Jedynym kontaktem i nadzieją jesteś…też ty. Czyli…już po nas –
usłyszał w odpowiedzi załamany głos.

Pomocnik, gdy przyszedł do strażnicy z zadowoleniem popatrzył na obu, czekających już tylko na sprawiedliwość.
- Ja po Erika Schlussa. Przesłuchać go przed przyjazdem elektorki i wydobyć z niego wszystko co wie. Zaprowadzić go do domu łowcy! – Skazany, choć się wyrywał, nie miał szans się sprzeciwić, został złapany na arkan i zaprowadzony z pomocnikiem łowcy. Albert pozostał w celi sam.

***

W międzyczasie Knut uzyskał odpowiedzi na swoje pytania. Miał zająć się ochroną, bez wyraźnych zadań, ale skupionym na zabezpieczeniu otoczenia, z dala od Elektorki. Jako wolny strzelec, bez podwładnych. Pani tych włości ma przybyć do wioski, gdzie zostaną wręczone jej dary, a następnie udać się na wieżę Nargonda, skąd podziwiać będzie należące do niej ziemie. Będzie miała swoją straż, jak zresztą zwykle. Heisenburska straż będzie pełniła bardziej funkcję reprezentatywną, mają też przekazać dary Elektorce.

Jakie obawy, przecie to taka spokojna wioska! Teraz jakieś wybryki tu są, ale tak to spokój był. Pewnie tego więźnia uwolnić chcieli, są przekonani, że na pewno to z odwiedzinami nie ma nic wspólnego. Zresztą elektorska gwardia do niczego nie dopuści! A co do wybuchu to nie mają zielonego pojęcia. Strażnicy obiegli cały teren i nic nie było. Żadnych armat, żadnych środków wybuchowych. Kompletnie nic…Pewnie grzmot z nieba.

E tam Szłomnik, ile o tych skarbach się słyszy? Tu skarby, tam skarby. Jakby one wszędzie tak były, to my by bogaci wszyscy byli! U nas skarbem wino, nic więcej. Pan nie wierz w te skarby!

***

Po ponad godzinie, w trakcie których w okolicy domu łowcy dało się słyszeć nieprzerwalne krzyki i błagania, ruszyli z powrotem do strażnicy. Łowca i jego dwóch pomocników, bo Eryk był już tylko ciągnięty po ziemi. W strażnicy podszedł do kapitana.
- Tego do celi, a do mnie zaprowadzić drugiego. Schluss przyznał się, że planowali napad na elektorkę oraz napad na łowcę. Zdradził, że tamten w celi mu pomagał. Niestety nie powiedział nic więcej. Ten z pewnością powie resztę. Do mnie z nim!

W czwórkę podeszli do celi, otworzyli jej drzwi, próbując pochwycić Alberta na arkan.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 31-03-2012 o 10:35.
AJT jest offline  
Stary 01-04-2012, 00:28   #143
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Świetnie... czyli znów muszę coś wymyślić... - skomentował. Po chwili strażnicy wtargnęli do celi i niezbyt kulturalnie i z jeszcze mniejszą dawką delikatności wytargali jego kompana od siedmiu boleści z celi. Teraz Albert został sam. Słyszał, że biorą tego całego Eryka na przesłuchanie. Świetnie. Pewnie zaraz będzie i jego kolej.
Łowcy mówią często, że przesłuchanie ma magiczną moc. No bo to przecież święte oficjum wymyśliło tę metodę. Więc jak można przetrwać przesłuchanie? Podobno Sigmar ma zesłać łaski na przesłuchiwanego, aby nie powiedział niczego sprzecznego z prawdą. Oby tak właśnie było...
Myślał. Ta godzina wlekła się niemiłosiernie.
~ Powiedzieć prawdę? - pierwsza myśl. Chyba najwygodniejsza o ile... o ile ten cep mu uwierzy. No i cholera wie czy na prawdę nie jest on kultystą o którym mówił Konrad.
~ Próbować dalej grać w swoją grę? - dobrze by było gdyby tylko nie miał do czynienia z zapatrzonym w swoje racje pyszałkiem.
~ Udawać wariata? - dobre, tylko czy to mu wyjdzie na dobre? Może wyślą go do jednego z tych klasztorów Shaylii z którego się nie wychodzi?
- Weź się w garść... - syknął do siebie. Trzeba myśleć co go może czekać...
~ Tortury... - powiedział słysząc krzyki...
~ Trzeba zmienić tok myślenia na racjonalny... Jakie pytanie najpierw dostanie... dlaczego uwolnił wisielca... Trzeba mu odpowiedzieć...
I w tym momencie drzwi otworzyły się na nowo...

- Tia... życie elektorki jest zagrożone, a Wy się bawicie w słuchanie tego idioty... On nie ma ani kompetencji, ani rozumu... - próbował jeszcze przegadać strażnikom. Napiął mięśnie brzucha, bo za takie gadanie mógł dostać trzonkiem halabardy...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 01-04-2012, 23:20   #144
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Knut pobrał wissenlandzki mundur i właśnie wychodził z pokoju kapitana, gdy stał się świadkiem problemów Alberta.

- Wszystkie bogi! - rzekł - Toć ten dureń wam w ręce wpadł?

Gdy skupił na sobie uwagę, kontynuował:

- No to jest Albert… Lynre mu jest. Podwiozłem go wczoraj do wioski furą. Gadał cały czas o tym skarbie, co to ludzie mówią, że gdzieś tu zakopany. Bo to włóczęga taki i złodziej. Tylko ten skarb i ten skarb mu w głowie. I co, wy go bierzecie na męki? - Knut wydawał się zdziwiony - Przecie on ma z plugastwem tyle wspólnego, co ja ze smukłym elfem. To złodziej zwykły, mówię wam, tylko głupi. Uwolnił tego drugiego, pewnie żeby mu miejsce tego ich skarbu zdradził. Złodziej złodzieja zawsze pozna.

Pokręcił głową i sposobił się do wyjścia, na odchodnym mówiąc:

- U nas we Stirlandzie to jest inaczej. Straż ściga złodziei, a łowcy - czarownice. A tu wy tych drobnych łotrzyków przesłuchujecie i zeznania im mękami wmawiacie, a straż lata za tymi, co wam mistrza ubić próbowali. Dziwne tu zwyczaje. Obyśmy znaleźli zamachowców, to może wam się upiecze, żeście szefa nie upilnowali.

Czyżby ludzie faktycznie stawali się rozmowniejsi przy łowcach czarownic? Ech, w co ty się pakujesz, Knucie? Próbujesz chronić przyjaciela, czy szykujesz sobie bezimienny grób koło niego? A może gadka miała sens? Dawała alibi Albertowi - z grubsza prawdziwe. I zasiewała ziarno obaw w pomocnikach łowcy - ludziach teraz pozbawionych pana, gdy w tym czasie Knut zdobył protektora w osobie kapitana straży.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 03-04-2012, 11:35   #145
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz w spokoju przyglądał się jak pomocnik wykrzykiwał do strażników by zabrali Alberta. Młody żak przegryzł wargę a na jego twarzy malowała się walka.. z samym sobą. Widać było gołym okiem, że chłopak bije się sam ze swoimi myślami. W końcu pokręcił głową ale ruszył do pomocnika.
- Witaj Panie.. Zebedeusz Lienz a jak do Waszmościa mam się zwracać ?- rzekł gdy tylko podszedł do niego
- Patrick Riesenbeck - odpowiedział krótko, a jego ton z pewności nie można było nazwać miłym. - Nie przeszkadzaj teraz - dodał.
- Herr Patrick, raczcie wybaczyć moją natrętność jednakże, chciałbym zobaczyć zeznania Pana Erika Schlussa przeciwko Albertowi Lynre - rzekł poważnym i stanowczym głosem
- A kim w ogóle jesteś, do cholery? - odpowiedział zdenerwowany - Łapać go prędko! - krzyknął do strażników.

Widząc że strażnicy biegną do niego Zebedeusz krzyknął:
- Stać!!!! Nazywam się Zebedeusz Archibald Lienz, jestem uczonym z Altdorfu. Zamierzam reprezentować Alberta Lynre.. a Pan Panie Patrick nie jest pełnoprawnym inkwizytorem, tylko pomocnikiem. Słychać jasno!!! Pan Patrick Riesenbeck jest tylko pomocnikiem, co wedle prawa znaczy, że dopóki nie dostanie oficjalnej zgody podpisanej przez samego Arcykapłana Zakonu Świętego Płomienia, jest tylko pomocnikiem - rzekł groźnie, by potem uśmiechnąć się i dodać - ale Panie Patricku porozmawiajmy jak porządni i prawi obywatele Imperium. Chyba zgodzi się Pan by w świetle prawa, w świetle wiary w Sigmara i w świetle dobrego imienia Zakonu wszystko było idealne zgodnie z literą jaką ustanowił Sigmar, Zakon i Niech Bóg obdarzy go zdrowiem Przenajświętszy Imperator. Prawda ?

- W obliczu zagrożenia dla naszej Elektorki, w prawa będziecie się bawić?! Trzeba wszystko zrobić, by nieszczęściu zapobiec. Ten tu jest głównym podejrzanym próby zamachu na nią i trzeba wydobyć informacje dziś, już! By jutro naszej Pani nic nie groziło. I Sigmar temu dopomoże, z pewnością!

- Bawić w prawa??!!!! - żak wyglądał jakby mu miał zaraz przyłożyć - Straż pójdzie do burmistrza Maurice’a Schmelz’a i rzeknijcie że pomocnik Patrik, twierdzi że prawo jest nie potrzebne!! Że można omijać prawo. Prawo które ustanowił Sigmar!! To jest.... zdrada wobec Imperium i Imperatora!!! - Zebedeusz wyglądał na wzburzonego i podszedł tak że stał prawie twarzą w twarz z pomocnikiem i kontynuował tyradę
- Jeśli tak twierdzicie. Skoro tak twierdzicie - Zebedeusz kipiał ze wściekłości - to zapamiętajcie moje słowa mości Patriku. Dziś wyślę list do samego Wyższego Kapłana w Nuln i powiadomię go o zaistniałej sytuacji a wierzcie mi Panie, gdy Brat Theodorus tu się pofatyguje to wtedy ja chętnie spiszę..Pańskie zeznania. Czy to jasne??!!! Albo udostępnicie mi zeznania Herr Schlussa, spisane przez skrybę, albo go wypuście. Bo jeśli jesteście tak dobrzy w swoim fachu jak twierdzicie to wiecie, że jeśli przesłuchujący zechce, przesłuchiwany przyzna się nawet do tego, że jest zielonym osłem w pomarańczowe ciapki.

- Nie twierdzę tak! Daleko do zdrajcy mi! Chce działać, chronić Elektorkę, chronić domostwa nasze! Nigdy przeciw Sigmarowi, Nigdy! - wykrzyczał, ale jego głos mógł mówić, że jest przerażony i skruszony - Dobrze, ma racje, zrobimy jak mówisz. - Patrick wyraźnie przytłoczony słowami Zebedeusza ustąpił mu i jego wiedzy. Pomocnik wyglądał na wyraźnie zmieszanego i przytłoczonego słowami uczonego. - Spiszemy zeznania Alberta Lynre, a Eryka Schlussa...jak odzyska przytomność.

Zebedeusz więc czekał i słuchał i im więcej mówił Patrick tym bardziej dochodził do wniosku, że to po prostu idiota. Idiota, który pomyślał że ma szansę zostać kimś wielkim.. pięć minut sławy stawało się pięcioma krokami pod katowski topór. Zebedeusz stał cały czas poważny, usta miał szeroko otwarte jakby łykał powietrze garściami. Gdy ten skończył mówić rzekł tylko:
- Straż!!!! Chodźcie tu.. chcę mieć świadków..

Przy Zebeduszu, a zarazem i przy całym tym zebraniu zdążył już się zebrać niemały tłum. Wszyscy strażnicy, kapitan i Knut. Słuchali, nie wtrącając się, nie wiedząc cóż dalej czynić. Jedynie Knut się wtrącił, potwierdzając racje żaka.

- No to jest Albert… Lynre mu jest. Podwiozłem go wczoraj do wioski furą. Gadał cały czas o tym skarbie, co to ludzie mówią, że gdzieś tu zakopany. Bo to włóczęga taki i złodziej. Tylko ten skarb i ten skarb mu w głowie. I co, wy go bierzecie na męki? - Knut wydawał się zdziwiony - Przecie on ma z plugastwem tyle wspólnego, co ja ze smukłym elfem. To złodziej zwykły, mówię wam, tylko głupi. Uwolnił tego drugiego, pewnie żeby mu miejsce tego ich skarbu zdradził. Złodziej złodzieja zawsze pozna. Pokręcił głową dodając - U nas we Stirlandzie to jest inaczej. Straż ściga złodziei, a łowcy - czarownice. A tu wy tych drobnych łotrzyków przesłuchujecie i zeznania im mękami wmawiacie, a straż lata za tymi, co wam mistrza ubić próbowali. Dziwne tu zwyczaje. Obyśmy znaleźli zamachowców, to może wam się upiecze, żeście szefa nie upilnowali.

Knut. Pojawił się idealnie. Idealne zgranie w czasie. Uśmiechnięty w duchu, lecz nadal z kamienną twarzą Zebedeusz rzekł do pomocnika:
- Skoro nie spisaliście żadnych oświadczeń, to znaczy że nie macie żadnych dowodów że Albert Lynre napadł na łowcę i że był pomocnikiem Herr Schlussa, które to zeznania wymuszono siłą, brutalnością i to bez świadków. Tak więc według litery prawa Albert Lynre może być sądzony i oskarżony tylko przez władze tego miasta. Natomiast Pan Patrik ma obowiązek sprawdzić czy rzeczywiście działa tutaj kult. Zakon Płomienia, czyli Inkwizycja nie zajmuje się pospolitymi przestępstwami, które nie noszą śladów działania chaosu... Jedynym przestępstwem Alberta Lynre jest.. pomoc w ucieczce zbiegowi - nie dodał że podszywanie się pod Inkwizytora bo wolał to przemilczeć i liczyć, że ten idiota o tym zapomni - tak więc niech go straż miejska przesłucha. Ja zaprotokołuje cały ten proceder.
- Zgadza się...tak...chyba - odpowiedział zmieszany. Wyraźnie nie wiedział co czynić ze sobą, co prawdą jest, a co już nie. Prawdopodobnie nie wiedział także, co sam myśli. Wiedział jednak teraz dobrze, że nauk z pewnością go wiele czeka, zanim zostanie prawdziwym łowcą. Tym razem jego umiejętności okazały się zdecydowanie za małe.

W tym momencie wtrącił się kapitan. - Zgodnie z tym, co powiedziane zostało przed momentem. Albert Lynre zostanie przesłuchany w obecności świadków. Nastąpi to pojutrze. Teraz nasze wysiłki powinny się skupić na jutrzejszym przyjeździe elektorki i ochronie całego wydarzenia. Jako również i Knut poręczył, Albert Lynre uznany do tej pory będzie oskarżonym próby uwolnienia, skazanego Eryka Schlussa. A także udziału w zbrojnej szajce. Kompetencje pana pomocnika, w tym momencie się kończą proszę więc wyjść i zająć się zdrowiem prawdziwego Inkwizytora. Pozostałych tu obecnych, również uprasza się o opuszczenie strażnicy - oznajmił. - A Wy zajmijcie się tym Schlussem, opatrzeć go - polecił dwójce strażników.
Zebedeusz spojrzał na Knuta a potem odczekał aż pomocnik odejdzie. Dali radę, lecz wiedział jedno prawdziwy łowca gdy wyzdrowieje może nie być taki “głupi”. Młodość ma to do siebie że zbyt często popełnia się błędy, za które zbyt często trzeba płacić.
- Panie Kapitanie, jeśli kapitan pozwoli chciałbym porozmawiać z tym Schlusse i oczywiście byłbym rad gdyby Pan Knut mi towarzyszył. Nie będzie bicia, po prostu chcę zadać mu parę pytań, które wyjaśniły by kilka nieścisłości.. Zgoda?

- Zgoda, aczkolwiek jak dobrze widać, Szchluss nie nadaje się na razie do rozmowy. A Knut potrzebny jest teraz do działań związanymi z przyjazdem naszej elektorki. Myślę, że pojutrze, przy przesłuchaniu Lynre, moglibyście odbyć rozmowę. - odpowiedział

- Kapitanie rozumiem jednakże skoro Elektorka będzie lada dzień, być może.. rozmowa ze skazanym.. pomoże nam coś ustalić. Potem może być za późno. - rzekł beznamiętnie

- To myślicie, że jednak ich działania związane są jednak z przyjazdem elektorki? - zapytał. Każdy po kolei zachowywał się, jakby ta cała sprawa go przerastała. Prawdopodobnie pierwszy raz, w spokojnym Heisenburgu, mieli do czynienia z takim zamieszaniem.

- Panie Kapitanie.. mam niewielkie doświadczenie.. Moje osądy opieram o dokumenty, fakty, sprawdzone słowa a nie przypuszczenia czy zeznania wymuszone siłą i przemocą. Jestem człowiekiem myśli a nie czynu. Na torturach Pan Kapitan wyznałby że spółkował z osłem na grobach przodków, bo taka prawda. Dajcie mi porozmawiać a może coś na się wyjaśni więcej..

- Ale to nie prawda - rzekł oburzony kapitan - kto tak mówi? Ale on nie nadaje się do rozmowy. Przecież widać, jaki wymęczony. Krwi to on dużo stracił i jak widać bólu nie mniej zaznał.

Zebedeusz zaczął zastanawiać się skąd taki upór kapitana ale na razie wolał to przemilczeć.
- Panie rozumiem twą troskę lecz jeśli życie Elektorki jest zagrożone toteż.. trzeba być dokładnym i działać szybko, prawda? Czy życie i dobro Jaśnie Pani nie powinno być najważniejsze dla dobra nas wszystkich ?

- Oczywiście! Dobrze, jeśli go dobudzicie i zdołacie porozmawiać...Karl, Knut, zostaniecie tu, reszta do swojej roboty - zarządził.

Zebedeusz podszedł do Karla i Knuta i rzekł:
- Będziecie Panowie rad, albo chociaż Pan Knut by mi towarzyszyć.. na krótką rozmowę z więźniem ?
- No ta, kapitan gadał, to ta - odpowiedział Karl.
Zebedeusz spojrzał na Knuta wyczekująco..
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 03-04-2012, 11:40   #146
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Knut trochę się gubił w sytuacji, ale cieszył się, że Zebedeusz przygadał pomocnikowi łowcy. I chwilowo uratował skórę Alberta. Potaknął więc:
- Mhm.
Zebedeusz ruszył więc do więźnia. Chciał z nim porozmawiać. Pierw jednak kazał go opatrzyć, dać mu wody i coś do jedzenia. Sam usiadł na przeciwko niego i czekał spokojnie.. aż Erik będzie gotowy mówić.
Szłomnik pomagał, na ile potrafił. Co prawda nie wierzył, żeby więzień coś więcej powiedział, ale wolał mieć go na oku.

Eryk w końcu się ocknął, popatrzył na Zebedusza, Knuta i strażnika po czym przeklnął coś pod nosem. Nie wyglądał za dobrze, ale przynajmniej już nie krwawił, a jego rany zostały zatamowane i zabandażowane.
Zebedeusz wyglądał jakby współczuł lecz zapytał:
- Pan Erik Schluss, tak ? - poczekał na odpowiedź
- Fak - odpowiedział Eryk sepleniąc.
- Bardzo się cieszę. Będę pana bronił chyba że nie chce Pan i woli Pan od razu stryczek? - młody żak wczuł się w rolę

Mężczyzna popatrzył na żaka, jakby znów odzyskał nadzieję w swoją wolność, jednak po chwili opuścił głowę. Parę razy odzyskiwał już nadzieję, jednak cały czas jest w miejscu jakim jest - Nie, nie sfyczek. Niech bfoni. Szego poszebuje? - zapytał wiedząc, że za pewne na bez interesowną pomoc nie ma jak to bywa liczyć.

- Opowiedz mi całą historię z łowcą, jak na niego trafiliście.. i co się działo, ale musisz być dokładny. Bardzo dokładny..

Eryk z trudem, ale zaczął opowiadać, jak to jest poszukiwaczem skarbów, czasem też drobnym złodziejaszkiem. Opowiadał szczerze, bez owijania w bawełnę. Nie miał już nic do ukrycia, tak czy siak był blisko śmierci, bardzo blisko. - Ja to myślałem, sze na skafb trafiłem. F końcu, tyle szukania, fam ona sfała i szekała na mnie. Piękna, sszynka, bogata, a w śfodku miałby być monety...Kafle, Fance...ale nie było. No to szem chociasz szynke zabfać chciał. I szem bfał i odchodził. Szarasz tfafiłem na jednego z tych pomocników, prze fszypadek. On pytał co to? Ja, sze znalazłem. On, sze ja szłodziej. Mosze szłodziej, ale nie teraz, to mófie, sze nie. Później kolejny pszyszedł i mófią, sze ja z nimi iść mam i sze oddać mam szynkę. No to fiem, jak to z takimi iść. Tak jak feras, toftufy, siepenie, ból, jak teraz. To ja, sze nie ide. I w nogi, oni za mną. I szeszmy sie szamotali i ja jednego pszypadkiem siapnął sztyletem. A feszte znasz. Sfyczek. - opowiedział z trudem
- Czyli łowca ma skrzynkę, zabrali Ci ją ? - zapytał - Wiesz gdzie ją zostawili i gdzie dokładnie znalazłeś tą skrzynkę ?
- Kufa, co fy s tą szynką? Ten fyta, famten fyta? Fyscy szynka, a ja szynke tylko znalazl i ja fsieli! - odpowiedział poirytowany, przeczuwając że tylko przez to Zebedeusz okazał mu swe ‘dobre serce’ i jak pozostałych obchodzi go tylko skrzynka.
- Oj, kolejny z tą kszynką. Coście się uwzięli, że tu jakiś skarb zakopany? To bujda jakaś, dajże se spokój.

Knut miał nadzieję, że uczony zrozumie aluzję i nie będzie drążył tematu w obecności strażnika.
Zebedeusz złapał się teatralnie za głowę i rzekł:
- No to teraz jasne.. - poklepał Erika po ramieniu - będzie dobrze. Uwolnimy Cię.. przyjacielu
Zebedeusz jeszcze zapytał o uwolnienie i kto mu pomagał, lecz dowiedział się jedynie że tym który mu przyszedł z pomocną dłonią był Albert. Więzień nie wiedział, komu zależało jeszcze na jego wolności ani kto zaatakował łowcę. Czyżby to był tylko zbieg okoliczności lub idealna przykrywka dla ataku? Wszystko wskazywało że tak.. Rozmowa nie trwała długo jeszcze, bowiem Zebedeusz pożegnał więźnia i wyszedł z celi. Poprosił by zajęto się Erikiem i nie męczono go aż do kolejnego przesłuchania bądź prędzej uwolnienia.

Gdy skończyli rozmowę z więźniem, na osobności Knut zaczepił Zebedeusza:
- A ty ciągle ta kszynka i kszynka, tak przy świadkach pytasz. No bo ja wiem, gdzie kszynka jest - u kapitana leży. Ino jej nie biorę, bo jutro pomagam straży w ochronie elektorki. A skoro już ci powiedziałem, to możesz podpierdolić kszynkę jutro w trakcie uroczystości. Żeby tylko mnie się za to nie oberwało.

Po czym dodał łagodniej:
- A i dzięki za obronę Berta. Może to i dureń, ale swój chłop. Nie dajmy go ubić.
- Jutro drogi Knucie może być za późno.. - rzekł smutno Zebedeusz.. - gra toczy się nie tylko o życie Elektorki i Skrzynkę. A Ty co zamierzasz zrobić ?
Knut nie do końca zrozumiał słowa żaka - poznać to można było po jego minie.
- Ja jutro porządku pilnuję - powiedział dobitnie, jak do głupiego - Wy chcecie brać kszynkę, no to możecie w czasie festynu, jak się bajzel zrobi.
Zebedeusz chciał coś powiedzieć lecz zamilkł. Miał pewne podejrzenia lecz nie chciał się nimi zbytnio dzielić. Sytuacja jednak zmuszała go do ryzyka:
- Knut.. czy dasz radę być przy samej Elektorce? - zapytał
Żołnierz podrapał się po głowie.
- Elektorka ma mieć własną obstawę. Ja się mam kręcić dookoła i baczyć, co i jak. A o co chodzi?
- Mogą chcieć ją otruć - zaryzykował żak - Nie mam pewności, lecz.. to jest możliwe. Skrzynka też może być zagrożona, jeśli zechcą ją ukraść to właśnie wtedy.. Nastąpi chaos, zamieszanie a to idealne warunki do kradzieży tak by nikt się nie zorientował.
- Ale kto? - Szłomnik irytował się, że nie nadąża za tokiem rozumowania uczonego
- Knut a co ja wróżbitą jestem? Ja łączę fakty, czasem snuję teorie.. to na razie przypuszczenia. Dziś będę widział się z Gretą, która ma mnie oprowadzić po winiarni. Ty jesteś człowiekiem czynu, czego nie można powiedzieć o mnie.. więc gdyby coś się działo liczę na Ciebie.. Chcę z kapitanem porozmawiać.. teraz. Muszę Erikowi jakoś pomóc..
- Erykowi i Bertowi. No dobra tam, to jako człek czynu ja idę spać, bo jutro czeka mnie dużo czynów.
- Dobrze.. Ja muszę porozmawiać z Kapitanem. Spokojnych snów.. - po tych słowach Zebi udał się do Kapitana

Zebedeusz dotarł Kapitana i zapukał do drzwi. Po chwili drzwi otworzył mu kapitan, niezbyt zadowolony że mu się przeszkadza.
- Wybacz Panie Kapitanie że przeszkadzam. Mogę zająć jeszcze chwilę? - zapytał grzecznie

- Chwilę...oczywiście, proszę spocząć - odpowiedział kapitan Wibberg wskazując miejsce.

- Herr Wibberg.. rozmawiałem z Erikiem. Jego jedyną winą, oczywiście zakładając że to prawda, jest to że nie podporządkował się Łowcy.

- Herr - tu na chwilę przystanął nie mogąc sobie przypomnieć nazwiska - jego winą jest to, że niemal śmiertelnie zranił człowieka, pomocnika Herr Kreibicha, nie to że się tylko nie podporządkował.

Zebedeusz przerwał mu:
- Jednak cała ta sytuacja wynikła z popędu Herr Kreibicha i jego pomocnika. Znalazł on coś a Herr Kreibich chciał mu to odebrać. Wiem, że łowca ani jego pomocnik nie przedstawili mu żadnych zarzutów o czarostwo, sprzyjanie chaosowi czy oddawanie czci plugawym bożkom toteż ta inspekcja, przeszukanie a bardziej konkretnie mówiąc rekwiracja mienia nie była całkiem legalna i Herr Errik spanikował. Zdarza się choć karę musi poniesć. Chciałbym znaleźć kompromis.. w końcu życie każdego człowieka, który służy Imperium i Sigmarowi, jest cenne. Sądzę, że to co go spotkało będzie wystarczające i … powiedzmy miesiąc więzienia wraz z drugim miesiącem prac dla miasteczka..za darmo. Sądzę że taka kara, bowiem tortury też były bezprawne jak się okazało, utkwi w pamięci temu młodemu człowiekowi. Zgodzi się Pan Kapitan ze mną, prawda?
- Panie, nie będę teraz wchodził w takie dysputy, bo inne rzeczy na głowie mam. Zranił? Targnął na życie? Tak, czy nie? Na razie będzie w więzieniu z pewnością, po przyjeździe elektorki i powrocie do zdrowia Inkwizytora zadecyduje się. Teraz na pewno nie będziemy w dwójkę sądu odprawiać - odpowiedział wyraźnie dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy o więźniu.
- Rozumiem. Faktycznie przyjazd Elektorki nie codzienne wydarzenie, prawda? - zapytał żak
- Niecodzienne, nie pamiętam za mego życia, by tu był ktoś tak ważny. Wielkie wydarzenie, oj wielkie. Oby nas tu nic nie spotkało, bo wtedy po mnie i mej posadzie. A tu takie harce na dzień przed. A wcześniej spokój i cisza i nic się nie działo.

Zebedeusz podrapał się po głowie i rzekł:
- Właściwie została mi jedna sprawa.. Chodzi o tą skrzynkę, która chciał odebrać Errikowi.. Kreibrich. Nie wie Pan może co to było, bo przecież musiało to być coś ważnego dla mojego .. klienta ? - uśmiechnął się żak
- Pewnie to ta - kapitan wskazał ruchem głowy kufer - ale ona nie jest pańskiego...klienta - odpowiedział.
- A kogo ? - padło kolejne pytanie
- Miasta - usłyszał odpowiedź.
- Można ? - Zebedeusz podszedł do skrzynki chcą ją obejrzeć
- W celu? - zatrzymał żaka - Siądź pan lepiej, a nie panosz się tu - dodał lekko poirytowany.

Zebedeusz rozłożył przyjaźnie ręce i uśmiechnął się:
- Panie Kapitanie po co te nerwy. Chcę wam pomóc i Erikkowi. Skoro przez to cacko miał pójść wisieć, jestem ciekaw co w niej tak cennego że warta jest ludzkiego życia. Nie zastanawiał się Pan, jak dostała się ta własność w ręce tego człowieka. Poza tym to dowód w sprawie.. no chyba że nie zależy Panu.. - nie dokończył bo teraz wszystko było w rękach kapitana. Jego dziwne zachowanie wzbudziło ostrożność w żaku.

- Panie Lienz, podkreślam, że on sobie sam winny próbując uśmiercić człowieka. To nie skrzynka cięła. Z nim tyle rozmawiał pan, trzeba jego pytać, czy było warto, nie mnie tu teraz głowę zawracać. - odpowiedział zirytowany

- Zgodzę się z Panem. No cóż.. zgodzę się z Panem absolutnie. Między bogiem a prawdą, to powiem że ma Pan całkowitą rację ale moim zadaniem jest zbadanie każdego śladu, bym miał czyste sumienie że spróbowałem pomóc temu biedakowi. Rozumie mnie Pan ? - zapytał

- Niech będzie, możesz zerknąć - rzucił krótko, nieco się uspokajając.
Zebedeusz zaczął ją sobie oglądać. Przewracał. Spróbował nawet otworzyć wieko. W środku nic nie było, a z zewnątrz była dokładnie taka sama, jak ją Konrad opisał.
Zebedeusz podziękował. Pożegnał się kulturalnie z kapitanem i udał się do karczmy. Liczył że spotka tam Bell.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-04-2012, 18:07   #147
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Intensywny wieczór zmierzał ku końcowi. Wielka odmiana, gdyż od czas opuszczenia Taugegeberg, do czasu zawitania w Heisenburgu, czas mijał raczej spokojnie, czasami nawet za spokojnie. Powoli każdy zmierzał do swego pokoju.

Albert zmienił karczemne wygody na trochę mniejsze. Jego jedyne okno na świat stanowiło teraz małe okienko zablokowane kratą, a także większe już drzwi, których jednak i tak nie mógł otworzyć. Towarzyszy podróży, bohaterów Taugegeberg, miał zastąpić złodziejaszek i poszukiwacz skarbów Eryk Schluss. Otaczająca sceneria mogła się nie zmienić jeszcze przez długi, długi czas. Dzięki Zebedeuszowi uniknął tortur, ale czy odzyska wolność? Nastawała ciemność, nawet nie miał możliwości, by zapalić jakąś lampkę.

Knut opuścił strażnicę, sprawdzając jeszcze na koniec, czy z Albertem wszystko w porządku. Po upewnieniu się wrócił do karczmy. Był podekscytowany jutrzejszym dniem i przyjazdem Elektorki. W karczmie spodziewał zastać się Mordrina, którego o dziwo cały dzień nie widział. Nie zastał go tam jednak, a jedyną informację jaką uzyskał to to, że krasnolud wciąż ostro pijany zebrał się szybko i opuścił okolicę. Dziwne, choć chyba teraz było już za późno, by tego dochodzić.

Detlef, po zdarzeniu u pomocnika łowcy, wrócił do Grety pomagać przy rannym Inkwizytorze. Spędził tam cały czas, przed powrotem do karczmy. Łowca w końca odzyskał przytomność, zszycie, maści i mikstury pomagały. Jednak wciąż mu bardzo wiele brakowało do odzyskania sił. Prawdopodobnie nie będzie w stanie, choćby, powstać na przyjazd Elektorki. Ale jeśli jest mocnym człowiekiem, którego Sigmar wspiera, to może jakimś cudem mu się uda. Jutrzejszy dzień pokaże. Szlachcic w luźnych rozmowach dowiedział się o planie wizyty. W skrócie elektorka miała wjechać jedną bramą. W centrum miała dostać od burmistrza i straży prezent od mieszkańców, jakim oczywiście miało być miejscowe wino. Wyjechać drugą bramą i udać się do wieży Nargonda, by z niej podziwiać swoje włości.

Zebedeusz po rozmowie z kapitanem, także wrócił do karczmy. Miał zamiar spotkać się z Arabellą, która już tam powinna być. Rozdzielili się, gdy bronił Berta, ale zgodnie z ustaleniami, miała od razu udać się do pokoju swego.

W końcu wszyscy usnęli. Jedni wcześniej, inni później, ale posnęli. Wiedzieli gdzie jest skrzynia, to już część sukcesu. Ale czy bezpieczeństwo Elektorki było rzeczywiście zagrożone? Jeżeli tak, to w jaki sposób? Czy cokolwiek wiedzieli? Czy niebezpieczny dla niej jest Thomas, tak jak mówił Konrad? Czy może zamachowcy, którzy dali o sobie znać dzisiaj? Czym były tajemnicze wybuchy? Czy straży można było ufać? Czy Łowcy? Pomocnikom jego? Grecie i Robertowi? Komukolwiek? Jak wyciągnąć Alberta? Pytań bez odpowiedzi było jeszcze więcej, było ich mnóstwo! Przez to sen nadszedł później, niż by mógł.

***

W środku nocy zostali zbudzeni. Brutalnie zbudzeni. Niemalże w jednym momencie zostali…zaatakowani. W pokojach Zebedeusza, Knuta i celi Alberta znalazły się demony. Zebedeusz widział takiego po raz pierwszy, pozostali już je poznali wjeżdżając do wioski. Było ciemno, jak to w nocy, wróg więc skrywał się w mroku pokoju bez żadnego problemu.

Każdy z nich został zbudzony bolesnym, ciężko raniącym ich, atakiem demona . Nie mogli temu zapobiec, gdyż stwory zjawiły się bezszelestnie, nie alarmując niczego nie spodziewających się ludzi.

Pierwszy nienaturalnie chudy o posturze człowieka ,z kostnym grzebieniem na plecach, swymi pazurami ostro przejechał po brzuchu Szłomnika, szykując się od razu do kolejnego ataku. Druga bestia, o wyglądzie dwugłowego wilka, zagłębiła swe kły w Zebedeuszu. Trzecia, trójoki cienisty demon, z wielkim kolczym jęzorem, zaatakował Alberta. Choć chyba tylko tak myślał, bo jej kolec ostatecznie zagłębił się w Eryku. By zapobiec kolejnym atakom musieli się szybko zbudzić, oprzytomnieć i zacząć działać. Czy zdążą?
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 04-04-2012 o 18:31.
AJT jest offline  
Stary 05-04-2012, 11:00   #148
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Druga bestia, o wyglądzie dwugłowego wilka, zagłębiła swe kły w Zebedeuszu. Zebedeusz krzyknął i warknął:
- Nie dobry piesek.. nie będzie kości.. Arghhh - i rzucił się z mieczem na demona
Uczony odturlał się chytając za miecz i wymierzając szybkie cięcie. Demon w momencie, gdy miecz miał już przechodzić przez jeden z jego czerepów rozpłynął się, po chwili pojawiając się ponownie. Bestia od razu ruszyła, jedna z głów chapnęła żaka. Tym raczej mniej dotkliwie, niż gdy atakowała z zaskoczenia, ale stan Zebedeusza i jego sytuacja z każdą sekundą była gorsza.
Zebedeusz czuł że koniec jest bliski. Splunął krwią na ziemię i czekał. Przyjął pozycję obronną i czekał.. na swój koniec. Atak nie miał sensu, on miał tylko jedną sprawną dłoń a mieczem machał jak cepem. Każdy jego atak demon mógł ominąć.

- Masz zabij mnie.. - krzyknął prawie z rozpaczą w głosie czekając na swój smutny koniec.

Demon nie czekał widząc że jego cel stoi bezbronny i rzucił się na żaka. Zatopił kły w jego barku mocno, aż krew zabarwiła na czerwono jego ubranie. Zebedeusz krzyknął z bólu, którym mógłby obudzić śpiącego i padł na ziemię.

- Arrhhhhhgf - <krzyk>

Demon stanął nad ofiarą sapiąc i dysząc a wilcze łby przyglądały się z zaciekawieniem leżącemu. Istota zrodzona z mroku uśmiechnęła się i mlasnęła językiem po czym znikła nagle. Żak leżał, jakby nie żył, lecz uważny obserwator zauważył by jak jego klatka porusza się delikatnie do góry i na dół. Zebedeusz przeżył, chyba Bogowie zlitowali się nad biednym uczonym.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 10-04-2012, 00:22   #149
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Alberta obudziły jęki. Z początku myślał, że to jego współwięzień mamrocze coś po torturach. Coś jednak za długo to wszystko trwało. W dodatku te posykiwania... jakieś inne dziwne odgłosy. W końcu Lynre popatrzył co się tu dzieje. Gdy spostrzegł wielki kolec wbity w podbrzusze jego towarzysza wstał i z początku cofnął się pod ścianę. Widział już kiedyś właściciela takiego “oręża”. Demony przed bramą wyglądały właśnie tak. Z początku nie wiedział co zrobić. Strach był jego przewodnikiem, wskazywał mu wszystkie mało istotne detale, które zamiast pomagać, nasilały strach. Gdy włóczykij już zapamiętał gdzie demon ma jaką czarną a gdzie czerwoną plamę w końcu podjął działanie.
~ Przed bramą demony zniknęły, gdy podbiegł łowca... Może tylko my mamy je widzieć...
Doskoczył do plugastwa i swoim ciałem spróbował przygnieść go do krat.
Albert wpadł na kraty, w momencie gdy miał zderzyć się z demonem, ten stał się cieniem nadrzwiach. Dokładnie tak, jak to było przed wjazdem do Heisenburgu. Demon pojawił się jednak po momencie tuż za Albertem, a jego plugawy kolec wbił się Lynrowi w plecy. Ból był wielki jednak zdołał krzyknąć na całe gardło krzyknął:
- Strażeee! Mordują, zażynają, demony! Koniec świataaa!
Zbudzony na górze strażnik, spadł ze strachu z krzesła, podniósł się jednak szybko chwycił latarnię i zbiegł schodami na dół do celi w której znajdował się Albert. Gdy tylko się zbliżał, a światło latarni oświetliło celę, demon po prostu rozpłynął się. Strażnik popatrzył na wrzeszczącego Alberta i na leżącego Eryka.
- Czego ryja dre?! - wrzasnąl na włóczykija.
Albert jednym ruchem obrócił się do strażnika tyłem i podniósł koszulę do góry.
- Dlatego! - powiedział z wyrzutem czując krew spływającą mu właśnie z pleców.
- Demon, czart nieboski tu był i mnie tak podziurawił! Sam przecie sobie bym tego nie zrobił! Bo nie ma czym i nie ma jak sięgnąć.
- Ta, demony, ciorty, już ja te bajki słyszał dziś dość - odpowiedział strażnik, znalazł tylko jakąś w miarę czystą szmatę, rzucił ją Albertwi -Tamuj i nie rób głupot więcej takich. I tak tu siedzieć bedziesz.
- Do cholery jasnej! Sam sobie to zrobiłem?! Przecie duch nieboski tu był! Kolcem takim! O! Przecie ja ledwo żyw! - Albert mimo to złapał szmatę i zerknął na Erika leżącego w kącie.
- Zamknie się już, bo z pałki poprawię! Spać tu się chce! - rzucił na odchodne, nie dając wiary słowom Alberta.
- Więc co mi zrobiło dziurę w plecach?!
Strażnik nie odpowiedział już jednak nic.
Zrezygnowany już Albert podszedł tylko do Erika i popatrzył jak wygląda. Sprawdził w ogóle czy żyje.
Jeszcze żył, ale tyle cierpień co go dzisiaj spotkało, z pewnością doprowadziło jego organizm do skrajność. Oddychał bardzo ciężko, był nieprzytomny.
- Wołajcie medyka! Chyżo! Na Sigmara, on też oberwał! - Powiedział Albert głośno tamując ranę Erika, ignorując swoją.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 10-04-2012, 18:12   #150
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef zdecydowanie nie lubił, gdy ktoś go budził w środku nocy. Jakaś ponętna niewiasta - to jeszcze, ale czyjeś wrzaski? Jeden wrzask, prawdę mówiąc. Czy naprawdę niektórzy nie mają nic innego do roboty, jak tylko zakłócać cudzy sen?
Powoli, nie spiesząc się, ubrał się. Nasłuchiwał cały czas, ale krzyk się nie powtórzył. Wszędzie panowała cisza i spokój.
Wziął broń do ręki. Tak na wszelki wypadek, gdyby czasem się okazało, że to nie okrzyk namiętności jakiegoś nawiedzonego kochanka, tylko - na przykład - bandycki napad. Po cichu otworzył drzwi na korytarz i wyszedł. Zatrzymał się, nasłuchując. Tyle mógł zrobić. W końcu nie będzie stukać od drzwi do drzwi i pytać, czy ktoś czegoś nie potrzebuje. Ani też chodzić i podsłuchiwać, co się w pokojach dzieje.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172