Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2012, 11:40   #146
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Knut trochę się gubił w sytuacji, ale cieszył się, że Zebedeusz przygadał pomocnikowi łowcy. I chwilowo uratował skórę Alberta. Potaknął więc:
- Mhm.
Zebedeusz ruszył więc do więźnia. Chciał z nim porozmawiać. Pierw jednak kazał go opatrzyć, dać mu wody i coś do jedzenia. Sam usiadł na przeciwko niego i czekał spokojnie.. aż Erik będzie gotowy mówić.
Szłomnik pomagał, na ile potrafił. Co prawda nie wierzył, żeby więzień coś więcej powiedział, ale wolał mieć go na oku.

Eryk w końcu się ocknął, popatrzył na Zebedusza, Knuta i strażnika po czym przeklnął coś pod nosem. Nie wyglądał za dobrze, ale przynajmniej już nie krwawił, a jego rany zostały zatamowane i zabandażowane.
Zebedeusz wyglądał jakby współczuł lecz zapytał:
- Pan Erik Schluss, tak ? - poczekał na odpowiedź
- Fak - odpowiedział Eryk sepleniąc.
- Bardzo się cieszę. Będę pana bronił chyba że nie chce Pan i woli Pan od razu stryczek? - młody żak wczuł się w rolę

Mężczyzna popatrzył na żaka, jakby znów odzyskał nadzieję w swoją wolność, jednak po chwili opuścił głowę. Parę razy odzyskiwał już nadzieję, jednak cały czas jest w miejscu jakim jest - Nie, nie sfyczek. Niech bfoni. Szego poszebuje? - zapytał wiedząc, że za pewne na bez interesowną pomoc nie ma jak to bywa liczyć.

- Opowiedz mi całą historię z łowcą, jak na niego trafiliście.. i co się działo, ale musisz być dokładny. Bardzo dokładny..

Eryk z trudem, ale zaczął opowiadać, jak to jest poszukiwaczem skarbów, czasem też drobnym złodziejaszkiem. Opowiadał szczerze, bez owijania w bawełnę. Nie miał już nic do ukrycia, tak czy siak był blisko śmierci, bardzo blisko. - Ja to myślałem, sze na skafb trafiłem. F końcu, tyle szukania, fam ona sfała i szekała na mnie. Piękna, sszynka, bogata, a w śfodku miałby być monety...Kafle, Fance...ale nie było. No to szem chociasz szynke zabfać chciał. I szem bfał i odchodził. Szarasz tfafiłem na jednego z tych pomocników, prze fszypadek. On pytał co to? Ja, sze znalazłem. On, sze ja szłodziej. Mosze szłodziej, ale nie teraz, to mófie, sze nie. Później kolejny pszyszedł i mófią, sze ja z nimi iść mam i sze oddać mam szynkę. No to fiem, jak to z takimi iść. Tak jak feras, toftufy, siepenie, ból, jak teraz. To ja, sze nie ide. I w nogi, oni za mną. I szeszmy sie szamotali i ja jednego pszypadkiem siapnął sztyletem. A feszte znasz. Sfyczek. - opowiedział z trudem
- Czyli łowca ma skrzynkę, zabrali Ci ją ? - zapytał - Wiesz gdzie ją zostawili i gdzie dokładnie znalazłeś tą skrzynkę ?
- Kufa, co fy s tą szynką? Ten fyta, famten fyta? Fyscy szynka, a ja szynke tylko znalazl i ja fsieli! - odpowiedział poirytowany, przeczuwając że tylko przez to Zebedeusz okazał mu swe ‘dobre serce’ i jak pozostałych obchodzi go tylko skrzynka.
- Oj, kolejny z tą kszynką. Coście się uwzięli, że tu jakiś skarb zakopany? To bujda jakaś, dajże se spokój.

Knut miał nadzieję, że uczony zrozumie aluzję i nie będzie drążył tematu w obecności strażnika.
Zebedeusz złapał się teatralnie za głowę i rzekł:
- No to teraz jasne.. - poklepał Erika po ramieniu - będzie dobrze. Uwolnimy Cię.. przyjacielu
Zebedeusz jeszcze zapytał o uwolnienie i kto mu pomagał, lecz dowiedział się jedynie że tym który mu przyszedł z pomocną dłonią był Albert. Więzień nie wiedział, komu zależało jeszcze na jego wolności ani kto zaatakował łowcę. Czyżby to był tylko zbieg okoliczności lub idealna przykrywka dla ataku? Wszystko wskazywało że tak.. Rozmowa nie trwała długo jeszcze, bowiem Zebedeusz pożegnał więźnia i wyszedł z celi. Poprosił by zajęto się Erikiem i nie męczono go aż do kolejnego przesłuchania bądź prędzej uwolnienia.

Gdy skończyli rozmowę z więźniem, na osobności Knut zaczepił Zebedeusza:
- A ty ciągle ta kszynka i kszynka, tak przy świadkach pytasz. No bo ja wiem, gdzie kszynka jest - u kapitana leży. Ino jej nie biorę, bo jutro pomagam straży w ochronie elektorki. A skoro już ci powiedziałem, to możesz podpierdolić kszynkę jutro w trakcie uroczystości. Żeby tylko mnie się za to nie oberwało.

Po czym dodał łagodniej:
- A i dzięki za obronę Berta. Może to i dureń, ale swój chłop. Nie dajmy go ubić.
- Jutro drogi Knucie może być za późno.. - rzekł smutno Zebedeusz.. - gra toczy się nie tylko o życie Elektorki i Skrzynkę. A Ty co zamierzasz zrobić ?
Knut nie do końca zrozumiał słowa żaka - poznać to można było po jego minie.
- Ja jutro porządku pilnuję - powiedział dobitnie, jak do głupiego - Wy chcecie brać kszynkę, no to możecie w czasie festynu, jak się bajzel zrobi.
Zebedeusz chciał coś powiedzieć lecz zamilkł. Miał pewne podejrzenia lecz nie chciał się nimi zbytnio dzielić. Sytuacja jednak zmuszała go do ryzyka:
- Knut.. czy dasz radę być przy samej Elektorce? - zapytał
Żołnierz podrapał się po głowie.
- Elektorka ma mieć własną obstawę. Ja się mam kręcić dookoła i baczyć, co i jak. A o co chodzi?
- Mogą chcieć ją otruć - zaryzykował żak - Nie mam pewności, lecz.. to jest możliwe. Skrzynka też może być zagrożona, jeśli zechcą ją ukraść to właśnie wtedy.. Nastąpi chaos, zamieszanie a to idealne warunki do kradzieży tak by nikt się nie zorientował.
- Ale kto? - Szłomnik irytował się, że nie nadąża za tokiem rozumowania uczonego
- Knut a co ja wróżbitą jestem? Ja łączę fakty, czasem snuję teorie.. to na razie przypuszczenia. Dziś będę widział się z Gretą, która ma mnie oprowadzić po winiarni. Ty jesteś człowiekiem czynu, czego nie można powiedzieć o mnie.. więc gdyby coś się działo liczę na Ciebie.. Chcę z kapitanem porozmawiać.. teraz. Muszę Erikowi jakoś pomóc..
- Erykowi i Bertowi. No dobra tam, to jako człek czynu ja idę spać, bo jutro czeka mnie dużo czynów.
- Dobrze.. Ja muszę porozmawiać z Kapitanem. Spokojnych snów.. - po tych słowach Zebi udał się do Kapitana

Zebedeusz dotarł Kapitana i zapukał do drzwi. Po chwili drzwi otworzył mu kapitan, niezbyt zadowolony że mu się przeszkadza.
- Wybacz Panie Kapitanie że przeszkadzam. Mogę zająć jeszcze chwilę? - zapytał grzecznie

- Chwilę...oczywiście, proszę spocząć - odpowiedział kapitan Wibberg wskazując miejsce.

- Herr Wibberg.. rozmawiałem z Erikiem. Jego jedyną winą, oczywiście zakładając że to prawda, jest to że nie podporządkował się Łowcy.

- Herr - tu na chwilę przystanął nie mogąc sobie przypomnieć nazwiska - jego winą jest to, że niemal śmiertelnie zranił człowieka, pomocnika Herr Kreibicha, nie to że się tylko nie podporządkował.

Zebedeusz przerwał mu:
- Jednak cała ta sytuacja wynikła z popędu Herr Kreibicha i jego pomocnika. Znalazł on coś a Herr Kreibich chciał mu to odebrać. Wiem, że łowca ani jego pomocnik nie przedstawili mu żadnych zarzutów o czarostwo, sprzyjanie chaosowi czy oddawanie czci plugawym bożkom toteż ta inspekcja, przeszukanie a bardziej konkretnie mówiąc rekwiracja mienia nie była całkiem legalna i Herr Errik spanikował. Zdarza się choć karę musi poniesć. Chciałbym znaleźć kompromis.. w końcu życie każdego człowieka, który służy Imperium i Sigmarowi, jest cenne. Sądzę, że to co go spotkało będzie wystarczające i … powiedzmy miesiąc więzienia wraz z drugim miesiącem prac dla miasteczka..za darmo. Sądzę że taka kara, bowiem tortury też były bezprawne jak się okazało, utkwi w pamięci temu młodemu człowiekowi. Zgodzi się Pan Kapitan ze mną, prawda?
- Panie, nie będę teraz wchodził w takie dysputy, bo inne rzeczy na głowie mam. Zranił? Targnął na życie? Tak, czy nie? Na razie będzie w więzieniu z pewnością, po przyjeździe elektorki i powrocie do zdrowia Inkwizytora zadecyduje się. Teraz na pewno nie będziemy w dwójkę sądu odprawiać - odpowiedział wyraźnie dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy o więźniu.
- Rozumiem. Faktycznie przyjazd Elektorki nie codzienne wydarzenie, prawda? - zapytał żak
- Niecodzienne, nie pamiętam za mego życia, by tu był ktoś tak ważny. Wielkie wydarzenie, oj wielkie. Oby nas tu nic nie spotkało, bo wtedy po mnie i mej posadzie. A tu takie harce na dzień przed. A wcześniej spokój i cisza i nic się nie działo.

Zebedeusz podrapał się po głowie i rzekł:
- Właściwie została mi jedna sprawa.. Chodzi o tą skrzynkę, która chciał odebrać Errikowi.. Kreibrich. Nie wie Pan może co to było, bo przecież musiało to być coś ważnego dla mojego .. klienta ? - uśmiechnął się żak
- Pewnie to ta - kapitan wskazał ruchem głowy kufer - ale ona nie jest pańskiego...klienta - odpowiedział.
- A kogo ? - padło kolejne pytanie
- Miasta - usłyszał odpowiedź.
- Można ? - Zebedeusz podszedł do skrzynki chcą ją obejrzeć
- W celu? - zatrzymał żaka - Siądź pan lepiej, a nie panosz się tu - dodał lekko poirytowany.

Zebedeusz rozłożył przyjaźnie ręce i uśmiechnął się:
- Panie Kapitanie po co te nerwy. Chcę wam pomóc i Erikkowi. Skoro przez to cacko miał pójść wisieć, jestem ciekaw co w niej tak cennego że warta jest ludzkiego życia. Nie zastanawiał się Pan, jak dostała się ta własność w ręce tego człowieka. Poza tym to dowód w sprawie.. no chyba że nie zależy Panu.. - nie dokończył bo teraz wszystko było w rękach kapitana. Jego dziwne zachowanie wzbudziło ostrożność w żaku.

- Panie Lienz, podkreślam, że on sobie sam winny próbując uśmiercić człowieka. To nie skrzynka cięła. Z nim tyle rozmawiał pan, trzeba jego pytać, czy było warto, nie mnie tu teraz głowę zawracać. - odpowiedział zirytowany

- Zgodzę się z Panem. No cóż.. zgodzę się z Panem absolutnie. Między bogiem a prawdą, to powiem że ma Pan całkowitą rację ale moim zadaniem jest zbadanie każdego śladu, bym miał czyste sumienie że spróbowałem pomóc temu biedakowi. Rozumie mnie Pan ? - zapytał

- Niech będzie, możesz zerknąć - rzucił krótko, nieco się uspokajając.
Zebedeusz zaczął ją sobie oglądać. Przewracał. Spróbował nawet otworzyć wieko. W środku nic nie było, a z zewnątrz była dokładnie taka sama, jak ją Konrad opisał.
Zebedeusz podziękował. Pożegnał się kulturalnie z kapitanem i udał się do karczmy. Liczył że spotka tam Bell.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline