Ląd na horyzoncie! to radosny okrzyk typowy zazwyczaj dla tych, co długie miesiące spędzali na morzu, a widok lądu oznaczał pieniądze, wino i dziewki. Lub dla rozbitków, dryfujących przez bezkresne błękitne przestrzenie, poznaczone grzbietami fal.
W ich przypadku widok lądu mógł oznaczać wiele rzeczy. W najbardziej optymistycznej wersji mieli przed sobą przyczółek takiej czy innej cywilizacji i szansę dowiedzenia się, w jakiej części tutejszego świata się znajdują. Wersja bardzie pesymistyczna przewidywała obecność mało cywilizowanych ludożerców, krwiożerczych piratów i innych tego typu indywiduów.
Atuar był odrobinę na siebie zły - w końcu można było przewidzieć, że natrafią na jakichś ludzi. Wymodlona w odpowiednim momencie przepowiednia zdecydowanie by się przydała. Ale równie dobrze mogli nie spotkać ludzi przez następne miesi, a istniały czary bardziej przydatne. Nikt nie był w stanie znać wszystkich istniejących czarów, nawet najwyżej postawieni kapłani dysponowali w danym momencie ograniczoną ich ilością.
Nie wtrącał się do procesu formowania ekipy zwiadowczej. Nie wpychał się do niej na siłę. Miał wrażenie, że bardziej się przyda kapitanowi i nawigatorce, szczególnie że Ashrak miał płynąć na ląd. Pozostawali jeszcze inni ranni, którzy wymagali opieki, chociaż tutaj (w większości przypadków), pomoc okrętowego medyka w zupełności wystarczała.
Ciekawe było, komu naraził się Lanthis. Zapewne jakiemuś nekromancie. Może zatopił jakiś statek, a wcześniej ukradł coś, co należało do tamtego? Odnalezienie rabusia to przecież tylko kwestia czasu i pieniędzy. Dużych pieniędzy zazwyczaj. Kapitan jednak nie mógł udzielić odpowiedzi. Wcześniej zresztą również wyglądał na małomówną osobę, niezbyt chętnie dzielącą się z innymi swymi sekretami.
A może podczas tej wyprawy Lanthis miał zamiar w jakiś sposób wykorzystać ową zdobycz? W końcu też był magiem.
Pogrążony w myślach Atuar stanął przy burcie, wpatrując się w bezkresne wody. Może niebezpieczeństwo nie czaiło się na wyspie, tylko nadejdzie z drugiej strony? |