Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2012, 17:05   #168
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Eryk i Ignatz ***

Ignatz z Erykiem postanowili zobaczyć co stało się z tymi wszystkimi świątyniami. Z początku ruszyli w kierunku tej wzniesionej dla Sigmara. Był wieczór, ludzi na ulicach praktycznie nie było. Czasami przebiegło jakieś dziecko, wychudzone zmęczone, wyglądające jak połączone ze sobą patyczki, na których wiszą ubrania.

Koło świątyni przechodziła akurat kobieta.
- Co się tu stało? – zapytał osoby wyglądającej podobnie jak strażnik Marc. Była wychudzona, nienaturalnie sina, zdawała się być jakby bez energii i z trudem odpowiedziała.
- Sigmar, chcąc ochronić ją przed splugawieniem zniszczył ją mocą pioruna –
Przyjrzeli się jednak sami ruinom. Doszli do wniosku, że prawdopodobnie ktoś sam wysadził świątynie, jednak nie mogli tego być pewni.

Kolejna była świątynia Ulryka, porośnięta z zewnątrz dziwną, spękaną skorupą. Spotkali tam oddział o którym mówił Marc. Tak jak mówił, było dziesięciu ‘żołnierzy’ pod dowództwem Barta. Wszyscy byli wyczerpali, wygłodniali. Wybrali tą świątynie, gdyż w większości właśnie Ulrykowi oddają cześć. Starają się oni utrzymać ‘świętu ogień’ palący się tam, jednak porastająca budynek grzybiasta kopuła praktycznie już nie przepuszczała dymu.

Kolejnym przystankiem był monument Sigmara. Pomnik, a właściwie rogi na nim, wydawały się jakby być żywe. Wstrętna narośl poruszała się lekko i formowała w dwa , sterczące rogi.

Ostatnim miejscem, w jakie się wybrali była świątynia Shallyi. Najbardziej sprofanowany budynek w mieście. Ściany miała szczelnie pokryte obrzydliwą mazią, która po bliższych oględzinach okazywała się być wilgotnym kałem. Ignatz z ledwością powstrzymał się by nie zwymiotować, jednak obyło się bez dodatkowej warstwy na murach. W środku nie znaleźli żadnych przedstawień bogini, jedynie kamienny gołąb zawieszony pod sufitem. Obaj poznali ten symbol. To była gołębica, którą widzieli w snach. Podchodząc pod nią zauważyli, że pełniła ona kiedyś funkcję świecznika. Nagle Ignatz dostrzegł, wśród niedopalonego kawałka łoju, zwój. Gdy go rozwinął, z pergaminu odczytał następującą treść:

"Vox mea domine sudore vultus tui,
Ventum sicut lux abigat.
Musną eius ore sanctum,
Quae te discere inopinabile
Non dormies aquarum cinereo
Accipere calidum vires fidei.
Suffocant in a Nurgle frumentum.
Sit misera morte moriatur malum.

Descendit a male, tristis spiritus!
Ire, relinquere infirmos anima!
Effugere, dilectio,
Non abrumpere uitam "


*** Wujaszek i Wołodia ***

Ci dwaj wybrali się w ‘mniej święte’ miejsca Vogelsangu. Pierwsze swe kroki skierowali do arsenału, Wujaszek przeczuwał, że tam mogą być jeszcze jakieś skarby.

Wujaszek początkowo nie chętnie był skory do rozmów. Cała ta sytuacja go przygnębiała, lecz dumnie ciągnął swój wózeczek licząc że coś można znaleźć. W końcu spojrzał na Wołodię:
- Przypatruję się Waszmości już od dłuższego czasu i muszę stwierdzić, że bezkompromisowy z Pana zdrań, Mości Kislevito. Twardy facet.. pewnie tam w Kislevie same takie chłopy jak Pan, co ?

Arsenał był zniszczony, wcześniej był budynkiem piętrowym, ale teraz wyglądał jakby zawalił się do wewnątrz. Parter był całkowicie zniszczony, nic tylko gruzy. Anzelm, jak to Anzelm, znalazł możliwość by jakoś wspiąć się na pozostałości pierwszego piętra i tam przerzucając kamienie znalazł skarb. Jakby ten skarb go wzywał. Tym skarbem okazała się małą beczka prochu.
- No no no.. beczułeczka stuka.. z prochu sterta kupa.. pozostanie nam gdy zrobimy bim bam bam – zaczął Anzelm sobie radośnie śpiewać
Wujaszek włożył beczkę do wózeczka, zakrywając ją i zabezpieczając na wszelki wypadek.

Ludzie, których spotkali, nie byli zbyt rozmowni. Każdy, tak jak pozostali, był wychudzony, siny, nie mówiący zbyt dużo. Jedno z dzieci opowiadało o brzydkich, oślizłych stworach grasujących w dawnym obozie armii. Drugie bawiło się kupą, wołając Wołodię, by pobawił się z nim. Trzecie kobieta chodziła i szukała swojego dziecka, jednak nie były to jakieś rozpaczliwe poszukiwania. Włóczyła z nogi na nogę i nawet nie krzyczała. Albo nie miała sił, albo powoli ogarniała ją już znieczulica.
Anzelm podszedł do kobiety i zapytał:
- Droga staruszko a gdzie Twoje dziatki. Gdzie zgubiłaś dziecko? Powiedz Wujaszek Ci pomoże jeśli zdoła..- uśmiechnął się przyjacielsko
- Nie ma...było i nie ma – odpowiedziała bez emocji
- To kogo szukasz mateczko ? – zapytał
- No dziecka – dodała po czym ruszyła dalej.
- Szaleńcy, istni szaleńcy – rzekł Anzelm do Kislevity po czym zaczął się śmiać
Skerował się do małych dzieci, wyjmując z wózeczka zdechłego kota i rzeźbę psa bez głowy mówiąc radosnie:
- Kto chce, kto chce małą zabaweczkę?
- Chce, chce, ja –
odpowiedziało dziecko, wyciągając do Anzlema ręce ubabrane kupą. Dziecko było bardziej energiczne niż inne, aczkolwiek również było sine i chude.
- Dobrze ale pierw.. powiecie mi gdzie ten obóz i co tam za stwory, które tam grasują – zapytał dzieci Wujaszek
- Tam – jedno z dzieci wyciągnęło rękę wskazując kierunek - Potwory brzydkie dodało, da zabawkę
Anzelm podał dziecku jedną zabawkę ale zapytał poważnie:
- No dziatki powiedzcie Wujaszkowi, kto tu najmądrzejszy w mieście jest, kto wie wszystko? – zapytał
- Pan? - niepewnie zapytało dziecko, jakby czekając po odpowiedzi na nagrodę.
- Nie - pokręcił głową Anzelm
- Żołnierze? - popatrzyło z nadzieją
- Nie.. - znów uśmiech - chyba nie chce prezentu .. dam koledze.. on mi na pewno powie.
Dziecko wpadło w płacz i pobiegło do domu, drugie chwilę się zastanowiło po czym także rozryczało się i ruszyło za pierwszym.
Anzelm wzruszył ramionami..
- Masz ochotę przejść się do tego obozu waszmości ? - zapytał Kislevity, jednak zdecydowali, że wybiorą się tam z samego rana. W końcu były to tereny, których kompletnie nie znali. Poruszanie się tam po ciemnicy mogło być samobójstwem.

Gdy już wracali Anzelm sprawdzał coraz to kolejne domy, wyglądające na opuszczone. Trochę ich było, jednak rzeczywiście ten pokazany im przez Marca, w którym zatrzymali się z kapłanką, był najlepszy, najczystszy.
Anzelmowi nie przeszkadzało jednak to że gdzieś było brudno czy śmierdziało więc znalazł sobie taki budynek, który byłby najwyższym budynkiem. Chciał mieć widok z wysoka na wszystko. Nim poszedł spać postanowił poszukać śmieci, a przede wszystkim jakiś kusz, czy łuków. Broń miotana była w cenie, a może zamiast sprzedawać naprawi ją.. i rozda przyjaciołom. Wujaszek sprawił by im wielką radochę.

***Khaldin ***

Pozostali zostali przy kapłance, a Khaldin w międzyczasie rozpoczął swe negocjacje.
Kapłanka zerknęła do swojej sakwy po czym odpowiedziała kranoludowi- Khaldinie, jestem w stanie dać Wam dodatkowe sto koron, myślę że tyle tu jeszcze znajdę. Więcej niestety nie posiadam. Te pieniądze szczęścia mi już nie dadzą, ważne by dały Tobie i pomogły mi spełnić wolę Miłosiernej. Mimo to zaskakują mnie twe słowa i oskarżenia o nieuczciwość, gdyż po prostu nie wiedziałam co nas tu czeka. Pamiętaj też o nagrodzie, jaką będzie łaska naszej Pani. Niewspółmierna ona do wszelkich doczesnych dóbr.

*** Wszyscy ***

Po pewnym czasie wszyscy powrócili do miejsca, gdzie mieli spędzić noc. Przekazali, to co ujrzeli na mieście. Noc przebiegła spokojnie, w ciszy, nic nie zbudziło odpoczywających. Dawno nie mieli okazji spać w takich warunkach. Choć nie były one idealne, to zawsze był to jakiś dach nad głową.

Wstali wczesnym rankiem, Anzelm który powstał jako jeden z pierwszych poszedł do koni. Coś mu nie pasowało, dopiero po chwili zorientował się, że jednego z nich brakuje.

Pozostali wstali nieco później. Jako ostatni Alexander, Aliquam i Saraid, byli niewyspani, zmęczeni koszmarami nocnymi, wstali jakby bardziej bladzi niż zwykle, chociaż na facjacie Alexa niezbyt dało się to dostrzec. Zmęczeni również wstali Eryk i Kasimir, dzisiejszej nocy nawiedził ich ten sam sen, co wcześniej. Tym razem bardziej intensywny. Ignatz obudził się trzymając w ręku pergamin, choć z pewnością, gdy zasypiał był on w innym miejscu.

Gdy Khaldin z Wołodią, by wyprostować kości, wyszli na zewnątrz, zobaczyli jak w oddali coś ucieka. Skupiwszy się na celu dostrzegli coś dziwnego, zmutowanego, poruszającego się bardzo, bardzo szybko i prawdopodobnie ciągnącego za sobą dziecko. Doścignąć, go pewnie nie dościgną, ale doskonale wiedzą w którą stronę się udawał, w tą w którą pokazywało wczoraj dziecko zaczepione przez Anzelma. Jeśli chcą uratować maleństwo, muszą działać szybko…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-04-2012 o 17:28.
AJT jest offline