Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2012, 22:36   #161
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kozak przewrócił oczami, widząc jak kapłanka pada przed nimi na kolana błagając ich o pozostanie u jej boku. Wołodia miał swoje zdanie wyrobione na ten temat. Podróż u boku kapłanki bogini miłosierdzia przyniosła im paradoksalnie tylko ból, cierpienie i śmierć, choć ta ostatnia na szczęście nie zabrała, żadnego z członków grupy. Płaca była niewspółmierna do trudów całego zadania. Wołodia zauważył, że od czasu jak tylko ruszyli z kobietami w postaci ich ochrony, ma problemy ze snem, czasami śnią mu się koszmary, jest ciągle przemęczony i to nie tylko ze względu na nieustanne wypatrywanie zagrożenia, spędzając ostatnie dni na koźle wozu. W jego mniemaniu misja kapłanki była na tyle niebezpieczną, że któryś z najemnych ochroniarzy mógł przypłacić swoją pracę życiem, a on nie chciał wtedy być w pobliżu. Polubił tę zgraję ludzi (i nie tylko). Jednych mniej innych bardziej, ale przekonali go do siebie. Walecznością, poczuciem humoru, pomysłowością.

Wołodia rozejrzał się dookoła. Miasto, wyglądało niczym jedna wielka ruina. Resztki bytności sił chaosu sprawiało, że ta opustoszała mieścina owiana była aurą złowrogości i niepokoju. Przynajmniej on odczuwał to w ten sposób. Żal było patrzeć na to wszystko. Ludzie, którzy powrócili do swych zrujnowanych domów nie mieli nic poza strasznymi wspomnieniami z inwazji sił chaosu.
-Pobyć sam muszę. Zastanowijić siję nad tym, da.- odrzekł, po czym ściągnął futrzastą czapkę, obrócił się na nodze i odszedł od grupy. Wiedział, gdzie będzie trzeba ich szukać, by wrócić. Tylko po zapłatę, czy też by oznajmić iż pozostaje w grupie. Nikomu łaski rzecz jasna nie robił. Miał mętlik w głowie. Tak naprawdę nie miał zbyt wielu pomysłów na życie, zaś za zarobione złoto nawet nie kupi ziemi, a co dopiero reszta wydatków, by zbudować swój szynk. Wziął głęboki wdech i położył dłoń na rękojeści Swietłany. Wciąż przypominała mu o ojcu...

~***~

Dudnienie. To dudnienie bębnów doprowadzało do szału. Jedni przełykali ślinę ze strachu przed zbliżającymi się siłami wrogów, a inni wręcz nie mogli się doczekać potyczki. Wołodia należał do tych pierwszych. Nie chciał umierać, a taki los najprawdopodobniej go czekał. Jego ojciec, stojący tuż obok ramię w ramię z Wołodią miał inne podejście do wojny. Kochał swoją ojczyznę tak samo, jak jego potomek, ale czuł, że broniony przed najazdem Erengrad to ostatnia przystań w jego życiu. W pierwszej linii na murach grodu znajdowali się strzelcy. Większość z nich była uzbrojona w pistolety, jednak znaleźli się łucznicy oraz kilku mężów, obsługujących garłacze. Przed murami Erengradu wyczekiwała nadzieja Kislevu. Husaria. Świetnie wyszkoleni husarzy, mieli na sobie pełne zbroje, oraz charakterystyczne dla tego oddziału „skrzydła” przytwierdzone do pleców. Wasili wejrzał na syna uśmiechając się do niego ciepło, jakby miał świadomość, że może to być ostatnia chwila spokoju.

~***~

Wołodia pokręcił głową. Oczy mu się zaszkliły na wspomnienie o staruszku. Widok ojca siedzącego na stołku przy oknie, z dymiącą fajką w ustach zawsze go uspokajał, dawał poczucie ogniska domowego i bezpieczeństwa.
-Kchalera!...- warknął pod nosem. Wasili nie chciałby, by teraz odszedł. Być może misja kapłanki była ważniejsza niż złoto. A może to zwyczajnie los go tu przywiał i odchodząc teraz, sprzeciwiłby się jego wyrokom. Wołodia ruszył energicznym krokiem w stronę miejsca, gdzie zatrzymali się jego kompani. Kozak otwarł drzwi i wszedł do środka dziarskim krokiem. Każdego z kompanów uraczył krótkim, chłodnym spojrzeniem, zaś ostatnią osobą, na której zatrzymał wzrok była kapłanka. Przytaknął jej głową.
-Zostanę.- rzucił krótko i zwięźle.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 30-03-2012, 10:46   #162
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
A to dopiero... Jak na oko Aliquama szykowała się podwyżka. Chociaż z drugiej strony nic o pieniądzach kapłanka nie wspomniała. Ale co? Miał zostawić tę biedaczkę na pastwę... no już ciężko powiedzieć czego lub kogo, po tych przeciwnikach jakich spotkali. Obawiał się trochę o to, że zostanie sam. Po chwili był jednak pewny, że tak nie będzie. Bo pieniądze na pewno się znajdą, więc Khaldin zostanie. Eryk i Ignatz mieli te swoje wizje, tak przynajmniej wynikało z tego co mówiła Juliene. To już trzech pewnych towarzyszy. Jednak dwóch ostatnich nie za bardzo życzył sobie u swego boku. Reszty nie mógł być pewien, nawet kozaka. Ten jednak po jakimś czasie również postanowił zostać.

Aliquam nic nie mówił. Jak dla niego decyzja była oczywiste. Wciąż nikogo nie ukatrupił, jeszcze będzie źle postrzegany w oczach innych. Albo popadnie w okropną depresję.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 30-03-2012, 16:15   #163
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Anzelm wkraczając do tego brudnego miasta poczuł się prawie jak w domu, albowiem smród, brud, śmiecie czy ubóstwo nie było mu obce. Nie znaczy to że lubił to, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Śmieciarz szedł jak zwykle z tyłu, w milczeniu czy to zadumie ciężko było powiedzieć, natomiast oczy Wujaszka wszystko rejestrowały z wielką uwagą i ciekawością. Słowa kapłanki, która coś tam mówiła Anzelm wpuszczał i wypuszczał, bowiem jak zwykle kapłanka ględziła o powinności czy jakimś tam heroizmem. Anzelm nagle machnął ręką i po chwili zorientował się, że kapłanka dziękuje mu .. ale za co dokładnie to nie wiedział.

„Szlag.. znów Wujaszek wpędził się w kłopoty” - przemknęła mu przez głowę myśl.

Oczy śmieciarza spoczęły na pomniku Sigmara. Nie podobało mu się to, choć nie był aż nadto religijny czy bogobojny, ale takie plugawienie, wandalizm zupełnie mu się nie podobał. Cóż jednak zrobić..
Gdy Kislevita rzucił że zostaje, Anzelm już zrozumiał za co mu kapłanka podziękowała więc mina Wujaszka lekko się skrzywiła. Faktem było że chętnie zarobi parę złociszy by móc swój wspaniały plan wprowadzić w życie. Miał też nadzieję, że dostaną czas wolny, a ten zamierzał spożytkować na przechadzkę po mieście. Oczywiście zamierzał odwiedzić najbardziej zapchlone miejsca by poszukać wraz z wózeczkiem jakiś skarbów. Trzeba było zebrać odpowiednie fundusze by jakoś się uzbroić, dozbroić.. może nie siebie samego ale towarzyszy. W końcu ktoś musi dbać o ich.. bezpieczeństwo.

„No i można by zapoznać się z miejscową ludnością. Ci którzy żyją w mrokach miasta, pod miastem najwięcej wiedzą. Przy okazji poszukam noclegu.. w karczmie spać nie zamierzam..”
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 31-03-2012, 13:35   #164
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eryk miał taką minę jakby uważał, że nieboszczyka należy pochować wraz z całym jego dobytkiem. Jakby sądził, że po drugiej stronie życia zmarłemu przyda się garść złota. Pieniądze potrzebne są żywym, nie umarłym. Chyba że nimi płaci się za pochówek czy modły.
I wnet się okazało, że bez względu na swe przekonania Eryk racji nie miał. List, testament w zasadzie, należało dostarczyć do rąk nieświadomej zmiany swego stanu cywilnego kobiety. I chociaż do Salkalten nie było daleko, to odszukanie pani Rettig mogło pochłonąć i czas, i pieniądze. A wdowie przyda się każdy grosz.
Zamiast się krzywić lepiej by złapał za łopatę i pomógł pochować nieszczęśnika. Będą wtedy mogli ruszyć dalej.

***

Vogelsang nie wyglądało na miasto dotknięte łaską Shallyi. Wprost przeciwnie - przygodny obserwator raczej mógłby sądzić, że miasto stało się ofiarą klątwy. Zdecydowanie nie przypominało miasta pamiętanego przez Alexa z ostatniej wizyty. Sam nie do końca wiedział, czy czasem nie lepiej by było ujrzeć tu ruiny i zgliszcza.
- Co tu się stało? - zwrócił się do ‘witającego’ ich strażnika.
Ten w pierwszej chwili zachowywał się tak, jakby nie pojął pytania.
- Co w tym dziwnego? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Wojna wszak była. Skończyła się, a my przetrwali.
Alex zdusił w sobie odpowiedź w stylu “Naprawdę? Czegóż to nie powiesz, dobry człowieku... Nie słyszałem nic o wojnie”. Zamiast tego wykrzesał z siebie nieco uprzejmości.
- Widziałem miasta, przez które przeszła wojna - wyjaśnił. - Żadne jednak nie wyglądało tak, jak to.
- A...
- Ta literka, nieco przeciągnięta, oznaczała chyba, że strażnik wreszcie zrozumiał, o co chodzi Alexowi. - Gdy tylko doszły słuchy, o zbliżającej się nawale Chaosu, rajcy miejscy uciekli jako pierwsi, pozostawiając resztę na pastwę nadciągającej armii Nurgla. Wojska jednak nie zaatakowały od razu. Ja, wraz z dziewiątką innych strażników, schroniliśmy się w mieście razem z kobietami i dziećmi. W sumie jakieś dziewięćdziesiąt osób. Jakiś czas potem nastąpił atak. Mieszkańcy bronili się, lecz nie mieli żadnych szans. - Strażnik przerwał na chwilę. - Gdy cała armia opuściła miasto, my wróciliśmy. Miasto zastaliśmy takie jak jest teraz, ale nie mając innego wyboru postanowiliśmy w nim żyć.
Przez moment szli w milczeniu, rozglądając się na różne strony.
- To ratusz nasz piękny - powiedział po chwili strażnik. - Tam mieszka niziołek Faldwise, który zmienił go na stołówkę.
- A skąd bierzecie wodę?
- spytał Alex.
- Studnie mamy - odparł zapytany.
Alex powziął postanowienie trzymania się na własnym wikcie, tudzież zrobienia wprawy po wodę gdzieś daleko, poza granice miasta.
- Świątynia Ulryka - opowiadał dalej przewodnik nie zwracając uwagi na to, że największy nawet kiep pojąłby, co to za budowla. - Tam stacjonujemy w dziesiątkę. Dowodzi nami szeregowiec Bart. Gdybyście mnie czasem szukali, to jestem Marc Stier.
- Alex.

Strażnik nie dał po sobie znać, czy usłyszał.
- Tam dalej - machnął ręką wskazując kierunek - jest cmentarz, gdzie mieszka Greta, starowinka, ale wciąż pełni funkcję grabarza, po swoim mężu nieboszczyku.
- Co to za dudnienie?
- spytał Alex, gdy nietypowy dźwięk dobiegł do jego uszu.
- Dudnienie? - Strażnik najwyraźniej nic nie słyszał.
- No, stamtąd... - Alex wskazał domek.
- Zdawało wam się. - Strażnik pokręcił głową. - Nic nie słyszałem. Tam mieszka golibroda, Helmut.
Wzrok mówiącego spoczął na kilku osobach, które (jego zapewne zdaniem) koniecznie powinny odwiedzić ten przybytek.
- Ilu was tu w sumie mieszka? - spytał Alex. - W Vogelsangu?
Strażnik przez moment milczał, jakby liczył coś w pamięci.
- Prócz nas, strażników, jest pięciu mężczyzn, w tym golibroda i nizioł. Kobiet jest jakieś dwadzieścia pięć. - Najwyraźniej nie był pewien dokładnej liczby. Może kobietami się wcale nie interesował. - No i dzieci, ze czterdzieści. Drobiazg, co to broni w rękach utrzymać nie mógł. Inne zostały w mieście.
- Ostatnio
- mówił dalej - liczba jakby się zmniejszyła. Co rusz ktoś znika. Samotnicy głównie. Pewnie poszli szukać innego, lepszego życia. No i dzieci parę zniknęło.
Małe dzieci raczej nie mogły sobie iść na poszukiwanie innego domu, ale strażnik, zdaje się, nie widział w tym nic dziwnego. Alex odpędził wizję niziołka, uzupełniającego w ten sposób zapasy.
- Chociaż ostatnio zniknęła cała trzyosobowa rodzina - strażnik zakończył wyliczankę. - Na pewno ruszyli w świat, po nowe życie.
Bez słowa sobie poszli... To było interesujące, ale Alex nie zamierzał spierać się ze strażnikiem.
- Tam możecie zamieszkać. - Marc wskazał dość okazały budynek, sprawiający wrażenie nietkniętego przez jakąkolwiek zgniliznę czy zarazę. - W razie czego wiecie, gdzie mnie szukać - powiedział, po czym najspokojniej w świecie odszedł, obojętny na to, co zrobią dalej.


Prośba Juliene była zdecydowanie nie na miejscu. Jak można było prosić kogokolwiek o pozostanie w tym cuchnącym zgnilizną mieście? Lepiej było zabrać i wyprowadzić stąd tych, co ocaleli, zanim zaczną się kolejne zaginięcia.
Pozostanie tutaj było po prostu sprzeczne z logiką. Należał zabrać list, sakiewkę i ruszyć do niezbyt odległego w końcu Salkalten podejmując się szlachetnej misji dostarczenia wieści o losach Borisa, oficera Królewskiej Armii.
- Zostanę - powiedział Alex, wbrew wszelkiemu rozsądkowi.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-04-2012, 21:19   #165
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Wjeżdżając do miasta Eryk był zszokowany. To miasto na jego gust padło ofiarą siewcy zarazy, albo innego chaotycznego sługusa Nurgla. Nie wiedział od czego zacząć oczyszczanie tego miasta. Czy w ogóle to jest bezpieczne. Niby mają kapłankę Shayli, ale nie wiadomo czy jej moc jest na tyle duża, aby powstrzymać te choróbstwa, które mogą kryć się w mazi i poroślach.
Widok ratusza go dziwił. Ten budynek był podejrzany. Był przed nim co prawda posąg Młotodzierżcy, ale i ten wizerunek poddał się zepsuciu. Co mogło spowodować zepsucie świętego posągu, a pominąć ratusz?
~ Faldwise - ten jegomość zamienił ten przybytek urzędników na stołówkę... Pierwsze skojarzenie wspólne skojarzenie żywności i Pana Zarazy, które pojawiło się w jego głowie Eryka to właśnie zepsucie... Żywność się psuje tak samo tak ciało człowieka dotknięte chorobą.
Eryk postanowił tam na razie nie zachodzić.

Uwagę akolity przyciągnęła świątynia Sigmara. Przekroczył jej progi i rozglądnął się bacznie. Zapomniał o zagrożeniu. Po prostu chciał wiedzieć kto lub co dopuściło się profanacji tego miejsca.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 01-04-2012, 23:22   #166
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
- Wstań, pani, na demony! - Kasimir od razu dopadł do Juliene i pomógł jej wstać.
Tego jeszcze brakowało, żeby kapłanka Shallyi przed nim klękała. Idiotka. Jakby nie dało się zwyczajnie, po ludzku, rozmawiać.
-Myślę, że nie po to, wszyscy tutaj obecni, brnęliśmy przez tę rzekę gówna, żeby teraz zawracać - powiedział kiedy już oboje stali.

Nie zdawało mu się, że to jej pani dyktowała kapłance działania, nie sądził, aby to Shallya miała cokolwiek do czynienia z tym, co przechodził teraz razem z Erykiem. Niestety, ludzie którzy chcą czegoś się doszukać, doszukają się tego wszędzie, a ta kobieta wyraźnie bardzo pragnęła bliższego kontaktu ze swoją boginią. Czemu bogowie mieliby przejmować się akurat nią? Czemu mieliby kierować akurat ich zgrają? Kapłanka była zwyczajnie próżna, jak wszystkie kobiety. Kasimir z kolei był zmęczony, zły i nie bardzo miał ochotę wysłuchiwać o powołaniu, służbie i właściwej ścieżce. Musiał się czymś zająć, żeby cholera go nie wzięła, ruszył więc za Erykiem do zrujnowanej świątyni Sigmara. Chciał zwiedzić wszystkie świątynie i przyjrzeć się lepiej sprofanowanemu pomnikowi, więc dobrze było zacząć tam i przejść się razem z towarzyszem bardziej uczonym w świętych pismach.
 
Julian jest offline  
Stary 02-04-2012, 19:46   #167
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
-Co za elfia nora z tej mieściny- Khaldin zaklął, kiedy wjeżdżali do Vogelsangu - ależ smród, ktoś tu w ogóle żyje- zapytał, jednak nie oczekiwał odpowiedzi. Miasto zrobiło na nim nieprzyjemne wrażenie i mimowolnie zaczęło mu się kojarzyć z elfami. Po chwili okazało się, że jednak w mieście mieszkają ludzie, chociaż krasnolud prędzej spodziewałby się długouchych.

Zaprowadzono ich do miejsca, w którym mieli przenocować. Khalidn całą drogę marudził, że brudno, że smród, że gówno, że elfka w drużynie, ale to było nic przy tym jak zaczął marudzić kiedy zobaczył gdzie mają spać. Po chwili jednak rozejrzał się i spostrzegł, że nie było aż tak źle, więc przestał narzekać.

Niemal wybuchnął śmiechem na widok kapłanki, która padła przed nim na kolana. Próbując powstrzymać parsknięcie usmarkał sobie brodę.
-Racz wybaczyć jaśnie kapłanko, ale odkąd obrałem ścieżkę wojownika coraz rzadziej miałem przyjemność, aby jakaś kobieta klękała przede mną. Kiedyś to co innego - Khazad rozmarzył się - ach, to były czasy. Ile to piwa się przelewało, ile pieśni śpiewało. No ale niestety musiałem porzucić ścieżkę kochanka dla ścieżki wojownika. - Odparł urywając ten temat.

-Zostanę z wami i pomogę wam, ale oto moje warunki! - Dodał podniesionym tonem, aby wydać się groźniejszym.
-Po pierwsze liczę na podwyżkę, za pracę w trudnych warunkach- zażądał - pal sześć mutantów, ale ta elfka... Po prostu chcę więcej zarabiać. Po drugie, przydałaby mi się zaliczka, chcę kupić sobie kolczy czepiec. Bez kolczego czepca nie idę dalej, bo jak widać jest to misja niebezpieczna i dużo się walczy po drodze. Nie będę przypominał, że o tym nie uprzedzałaś, kiedy się zgodziłem na pierwszą część wyprawy. Drugi raz nie dam się tak nabrać. Więcej warunków nie mam. Warunków nie negocjuję, bo nie wiem czy wiesz, ale krasnolud kosztuje, zwłaszcza taki, co to sprawnie toporem macha. - skończył swój wywód oczekując odpowiedzi.
 
Mortarel jest offline  
Stary 03-04-2012, 17:05   #168
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Eryk i Ignatz ***

Ignatz z Erykiem postanowili zobaczyć co stało się z tymi wszystkimi świątyniami. Z początku ruszyli w kierunku tej wzniesionej dla Sigmara. Był wieczór, ludzi na ulicach praktycznie nie było. Czasami przebiegło jakieś dziecko, wychudzone zmęczone, wyglądające jak połączone ze sobą patyczki, na których wiszą ubrania.

Koło świątyni przechodziła akurat kobieta.
- Co się tu stało? – zapytał osoby wyglądającej podobnie jak strażnik Marc. Była wychudzona, nienaturalnie sina, zdawała się być jakby bez energii i z trudem odpowiedziała.
- Sigmar, chcąc ochronić ją przed splugawieniem zniszczył ją mocą pioruna –
Przyjrzeli się jednak sami ruinom. Doszli do wniosku, że prawdopodobnie ktoś sam wysadził świątynie, jednak nie mogli tego być pewni.

Kolejna była świątynia Ulryka, porośnięta z zewnątrz dziwną, spękaną skorupą. Spotkali tam oddział o którym mówił Marc. Tak jak mówił, było dziesięciu ‘żołnierzy’ pod dowództwem Barta. Wszyscy byli wyczerpali, wygłodniali. Wybrali tą świątynie, gdyż w większości właśnie Ulrykowi oddają cześć. Starają się oni utrzymać ‘świętu ogień’ palący się tam, jednak porastająca budynek grzybiasta kopuła praktycznie już nie przepuszczała dymu.

Kolejnym przystankiem był monument Sigmara. Pomnik, a właściwie rogi na nim, wydawały się jakby być żywe. Wstrętna narośl poruszała się lekko i formowała w dwa , sterczące rogi.

Ostatnim miejscem, w jakie się wybrali była świątynia Shallyi. Najbardziej sprofanowany budynek w mieście. Ściany miała szczelnie pokryte obrzydliwą mazią, która po bliższych oględzinach okazywała się być wilgotnym kałem. Ignatz z ledwością powstrzymał się by nie zwymiotować, jednak obyło się bez dodatkowej warstwy na murach. W środku nie znaleźli żadnych przedstawień bogini, jedynie kamienny gołąb zawieszony pod sufitem. Obaj poznali ten symbol. To była gołębica, którą widzieli w snach. Podchodząc pod nią zauważyli, że pełniła ona kiedyś funkcję świecznika. Nagle Ignatz dostrzegł, wśród niedopalonego kawałka łoju, zwój. Gdy go rozwinął, z pergaminu odczytał następującą treść:

"Vox mea domine sudore vultus tui,
Ventum sicut lux abigat.
Musną eius ore sanctum,
Quae te discere inopinabile
Non dormies aquarum cinereo
Accipere calidum vires fidei.
Suffocant in a Nurgle frumentum.
Sit misera morte moriatur malum.

Descendit a male, tristis spiritus!
Ire, relinquere infirmos anima!
Effugere, dilectio,
Non abrumpere uitam "


*** Wujaszek i Wołodia ***

Ci dwaj wybrali się w ‘mniej święte’ miejsca Vogelsangu. Pierwsze swe kroki skierowali do arsenału, Wujaszek przeczuwał, że tam mogą być jeszcze jakieś skarby.

Wujaszek początkowo nie chętnie był skory do rozmów. Cała ta sytuacja go przygnębiała, lecz dumnie ciągnął swój wózeczek licząc że coś można znaleźć. W końcu spojrzał na Wołodię:
- Przypatruję się Waszmości już od dłuższego czasu i muszę stwierdzić, że bezkompromisowy z Pana zdrań, Mości Kislevito. Twardy facet.. pewnie tam w Kislevie same takie chłopy jak Pan, co ?

Arsenał był zniszczony, wcześniej był budynkiem piętrowym, ale teraz wyglądał jakby zawalił się do wewnątrz. Parter był całkowicie zniszczony, nic tylko gruzy. Anzelm, jak to Anzelm, znalazł możliwość by jakoś wspiąć się na pozostałości pierwszego piętra i tam przerzucając kamienie znalazł skarb. Jakby ten skarb go wzywał. Tym skarbem okazała się małą beczka prochu.
- No no no.. beczułeczka stuka.. z prochu sterta kupa.. pozostanie nam gdy zrobimy bim bam bam – zaczął Anzelm sobie radośnie śpiewać
Wujaszek włożył beczkę do wózeczka, zakrywając ją i zabezpieczając na wszelki wypadek.

Ludzie, których spotkali, nie byli zbyt rozmowni. Każdy, tak jak pozostali, był wychudzony, siny, nie mówiący zbyt dużo. Jedno z dzieci opowiadało o brzydkich, oślizłych stworach grasujących w dawnym obozie armii. Drugie bawiło się kupą, wołając Wołodię, by pobawił się z nim. Trzecie kobieta chodziła i szukała swojego dziecka, jednak nie były to jakieś rozpaczliwe poszukiwania. Włóczyła z nogi na nogę i nawet nie krzyczała. Albo nie miała sił, albo powoli ogarniała ją już znieczulica.
Anzelm podszedł do kobiety i zapytał:
- Droga staruszko a gdzie Twoje dziatki. Gdzie zgubiłaś dziecko? Powiedz Wujaszek Ci pomoże jeśli zdoła..- uśmiechnął się przyjacielsko
- Nie ma...było i nie ma – odpowiedziała bez emocji
- To kogo szukasz mateczko ? – zapytał
- No dziecka – dodała po czym ruszyła dalej.
- Szaleńcy, istni szaleńcy – rzekł Anzelm do Kislevity po czym zaczął się śmiać
Skerował się do małych dzieci, wyjmując z wózeczka zdechłego kota i rzeźbę psa bez głowy mówiąc radosnie:
- Kto chce, kto chce małą zabaweczkę?
- Chce, chce, ja –
odpowiedziało dziecko, wyciągając do Anzlema ręce ubabrane kupą. Dziecko było bardziej energiczne niż inne, aczkolwiek również było sine i chude.
- Dobrze ale pierw.. powiecie mi gdzie ten obóz i co tam za stwory, które tam grasują – zapytał dzieci Wujaszek
- Tam – jedno z dzieci wyciągnęło rękę wskazując kierunek - Potwory brzydkie dodało, da zabawkę
Anzelm podał dziecku jedną zabawkę ale zapytał poważnie:
- No dziatki powiedzcie Wujaszkowi, kto tu najmądrzejszy w mieście jest, kto wie wszystko? – zapytał
- Pan? - niepewnie zapytało dziecko, jakby czekając po odpowiedzi na nagrodę.
- Nie - pokręcił głową Anzelm
- Żołnierze? - popatrzyło z nadzieją
- Nie.. - znów uśmiech - chyba nie chce prezentu .. dam koledze.. on mi na pewno powie.
Dziecko wpadło w płacz i pobiegło do domu, drugie chwilę się zastanowiło po czym także rozryczało się i ruszyło za pierwszym.
Anzelm wzruszył ramionami..
- Masz ochotę przejść się do tego obozu waszmości ? - zapytał Kislevity, jednak zdecydowali, że wybiorą się tam z samego rana. W końcu były to tereny, których kompletnie nie znali. Poruszanie się tam po ciemnicy mogło być samobójstwem.

Gdy już wracali Anzelm sprawdzał coraz to kolejne domy, wyglądające na opuszczone. Trochę ich było, jednak rzeczywiście ten pokazany im przez Marca, w którym zatrzymali się z kapłanką, był najlepszy, najczystszy.
Anzelmowi nie przeszkadzało jednak to że gdzieś było brudno czy śmierdziało więc znalazł sobie taki budynek, który byłby najwyższym budynkiem. Chciał mieć widok z wysoka na wszystko. Nim poszedł spać postanowił poszukać śmieci, a przede wszystkim jakiś kusz, czy łuków. Broń miotana była w cenie, a może zamiast sprzedawać naprawi ją.. i rozda przyjaciołom. Wujaszek sprawił by im wielką radochę.

***Khaldin ***

Pozostali zostali przy kapłance, a Khaldin w międzyczasie rozpoczął swe negocjacje.
Kapłanka zerknęła do swojej sakwy po czym odpowiedziała kranoludowi- Khaldinie, jestem w stanie dać Wam dodatkowe sto koron, myślę że tyle tu jeszcze znajdę. Więcej niestety nie posiadam. Te pieniądze szczęścia mi już nie dadzą, ważne by dały Tobie i pomogły mi spełnić wolę Miłosiernej. Mimo to zaskakują mnie twe słowa i oskarżenia o nieuczciwość, gdyż po prostu nie wiedziałam co nas tu czeka. Pamiętaj też o nagrodzie, jaką będzie łaska naszej Pani. Niewspółmierna ona do wszelkich doczesnych dóbr.

*** Wszyscy ***

Po pewnym czasie wszyscy powrócili do miejsca, gdzie mieli spędzić noc. Przekazali, to co ujrzeli na mieście. Noc przebiegła spokojnie, w ciszy, nic nie zbudziło odpoczywających. Dawno nie mieli okazji spać w takich warunkach. Choć nie były one idealne, to zawsze był to jakiś dach nad głową.

Wstali wczesnym rankiem, Anzelm który powstał jako jeden z pierwszych poszedł do koni. Coś mu nie pasowało, dopiero po chwili zorientował się, że jednego z nich brakuje.

Pozostali wstali nieco później. Jako ostatni Alexander, Aliquam i Saraid, byli niewyspani, zmęczeni koszmarami nocnymi, wstali jakby bardziej bladzi niż zwykle, chociaż na facjacie Alexa niezbyt dało się to dostrzec. Zmęczeni również wstali Eryk i Kasimir, dzisiejszej nocy nawiedził ich ten sam sen, co wcześniej. Tym razem bardziej intensywny. Ignatz obudził się trzymając w ręku pergamin, choć z pewnością, gdy zasypiał był on w innym miejscu.

Gdy Khaldin z Wołodią, by wyprostować kości, wyszli na zewnątrz, zobaczyli jak w oddali coś ucieka. Skupiwszy się na celu dostrzegli coś dziwnego, zmutowanego, poruszającego się bardzo, bardzo szybko i prawdopodobnie ciągnącego za sobą dziecko. Doścignąć, go pewnie nie dościgną, ale doskonale wiedzą w którą stronę się udawał, w tą w którą pokazywało wczoraj dziecko zaczepione przez Anzelma. Jeśli chcą uratować maleństwo, muszą działać szybko…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-04-2012 o 17:28.
AJT jest offline  
Stary 04-04-2012, 18:39   #169
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia zbudził się jeszcze przed świtem. Nie mógł spać. To co widział poprzedniego dnia mocno nim wstrząsnęło, choć nie dał tego po sobie poznać. Rozmowy z Anzelmem trochę poprawiły mu nastrój. Potrzebował rozmowy z człowiekiem. Ludzie mieli odrobinę inne spojrzenie na świat niż krasnoludy, a to właśnie z krasnoludami ostatnimi czasy głównie rozmawiał. -Cho. Przewietrzym siję.- rzucił do Khaldina machając ręką. Po wyjściu na zewnątrz kozak nawet nie zdążył się odezwać, kiedy wraz z kompanem dostrzegli w oddali uciekającego mutanta. Wołodia nie był pewien czy dobrze widzi, ale nie miał zamiaru ryzykować. -Khaldyn. Buystro! Wołaj resztę!- krzyknął do brodacza sam zaś błyskawicznie pobiegł do miejsca, gdzie czekały konie. Jazda na oklep była niemiłym doświadczeniem, ale nie było czasu przygotowywać wierzchowca do jazdy.
Wołodia minął jeden budynek, kolejny, z pewnością zbliżał się do uciekiniera. Jednak napotkał przeszkodę, mury miasta, była w nich wyrwa, jednak na tyle mała, że koń nie miał szans przez nią przejść.

Kozak wiedział, że od szybkości jego działań mogło zależeć życie dziecka. Rozejrzał się wokół za miejsce, przez które mógłby przejechać konno. Wiedział, że jeśli nie będzie takiego miejsca, będzie musiał przejść bez konia i pobiegnąć pieszo... Jednak jedyną szansą, by przejechać na wierzchowcu było, najprawdopodobniej, nadrobić drogi i wyjechać jedną z bram. Z pewnością byłaby w tym momencie strata cennego czasu. Wołodia spojrzał przez wyrwę, za nią był las, przerzedzony jak wszędzie teraz. Podłoże było grząskie, koń prawdopodobnie by się w nim zapadał. Było pokryte ono śmierdzącym śluzem, podobnie jak w mieście. Bieg po takim podłożu z pewnością będzie utrudniony i będzie wymagał dobrej sprawności.
~Przynajmniej, moje ślady będą widoczne...~ pomyślał przeprawiając się przez wyrwę w murze i ruszając w stronę nieprzyjaznego terenu i uciekającej bestii.

Biegnąc przez las, rzeczywiście było grząsko. Mimo iż starał uważnie kłaść swe kroki, to raz podjechała mu noga, co spowodowało nieprzyjemne spotkanie ze śmierdzącą mazią. Nie widział potwora, dopiero gdy zbliżał się do skraju lasu ujrzał polanę a na niej paru obrzydliwców, jeden z nich podrzucał dziecko, najwyraźniej traktując go jak zabawkę. Nie widział ich dokładnie, nie wiedział czy to już wszyscy potencjalni wrogowie. Oni na razie też nie widzi jego.
Zarubiev schowany za drzewami spoglądał w kierunku polany, gdzie przebywały mutanty. Dyszał ciężko, bo nie był przyzwyczajony do takich gonitw. Na szczęście nie był zbyt grubo ubrany, ani nie miał zbyt wiele obciążenia w postaci ekwipunku. Ot zwyczajowe ubranie, jakie nosił na co dzień, bez swego futra, oraz szabelka umiłowana, w pochwie przy pasie, z którą z zasady się nie rozstawał. Dłonią po omacku dotknął jej, by upewnić się, że nie stracił w czasie biegu, a kiedy poczuł rękojeść skupił się na obserwacji bestii. Wiedział, że samotnie może mieć średnie szanse z mutantem, z kilkoma nie miał żadnych.

Czekał niecierpliwie na swych towarzyszy, z nadzieją, że niebawem tu dotrą i uda im się odbić dziecko. Z drugiej jednak strony, gdyby kompanija znała obóz tych stworów, można by było uderzyć nocą i wybić je za jednym zamachem. Na chwilę obecną postanowił nie wyłazić z ukrycia. Czas był kluczowym elementem tej rozgrywki. Miał jednak świadomość, że jeśli dzieciakowi groziłaby krzywda, to nie darowałby sobie, jeśli nic by nie próbował zaradzić. Dłoń cały czas spoczywała na rękojeści szabli, a on tylko czekał na przybycie kamratów lub samobójczy atak na bestie, jeśli dziecko będzie w opałach.
Gdy się zbliżył do końca linii drzew, dostrzegł dokładniej wrogów. Pierwszy, ten za którym biegł, miał nienaturalnie powykręcane członki. O dziwo poruszał się z olbrzymią sprawnością i szybkością.

Drugi, wyglądał na starszego, miał jedno oko i gdyby dotarło się do niego bliżej, to okazałoby się, że nie ma zębów, paznokci, czy włosów. Trzeci, mocno wychudzony i śmiertelnie blady. Na ciele posiadał ślady po Czarnej Ospie. Czwartemu z pyska cały czas lały się wymiociny i ślina, co chwilę też odpadał mu jakiś kawałek skóry. Piąty, zdawał się być dzieckiem. Obrzydliwie zdeformowanym dzieckiem. Dzieckiem, które właśnie dostało swoją zabawkę.
Wołodia był jakiś kilometr od murów Vogelsangu. Przed nim rozpościerał się widok na polanę, zgniłą polanę. Ziemia była śliska, grząska i porowata. Z gleby raz po raz wybijał się mały, ociężały, śluzowaty gejzer. Mniej więcej na środku stał budynek, chociaż ciężko to było budynkiem nazwać. Było to coś dużego, zdającego się być ni to czymś stałym, ni żywym organizmem. Wyglądało to, jak wielki, rogowaty bąbel, który nieco się poruszał, pulsował. Dodatkowo otoczony był dziwnym fioletowo-zielonym światłem. A przed tym budynkiem znajdowało się właśnie pięciu zwyrodnialców, bawiących się dzieckiem. Kozak spojrzał desperacko za siebie, wypatrując kompanów.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 04-04-2012, 21:20   #170
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Negocjacje nie poszły po myśli Khaldina. Nie dostał wprawdzie ani hełmu ani złota, jednak kapłanka obiecała dodatkową nagrodę i na dowód swoich słów pokazała mu sto złotych koron. Khazad ucieszył się, bowiem utargował dodatkową kwotę, która nawet po podziale będzie znaczna. Przynajmniej w jego ocenie.

Mieścina, w której się znajdował była zrujnowana, więc kwestię uzupełnienia ekwipunku o kolczy hełm pozostawił na wizytę w lepiej zaopatrzonej osadzie. Słowa o łasce bogini, którą krasnolud zostanie obdarzony nie wywarły na nim wrażenia. W zasadzie traktował to jak bełkot pomylonej osoby, ale osoba ta płaciła złotem, więc Khazad był skłonny wysłuchiwać tego bełkotu do ostatniego miedziaka.

***

Na drugi dzień, z rana Khaldin wyszedł z Wołodią aby się przejść i pogawędzić, ot tak aby się rozruszać po śnie. Wtedy to dostrzegli mutanta, który uciekał. Khaldin zdziwił się na ten widok, jednak po chwili zagotował się od środka i rządza walki zawładnęła jego umysłem.

-Tam! Tam! Bić go!- Zakrzyknął podniecony, bowiem nic tak nie działało na niego jak okazja do bitki. Posłuchał prośby Kozaka i wrócił się, aby zawołać resztę.
-Muu-taaan-tyy! – Zakrzyknął wbiegając do miejsca, w którym nocowali. Wymachiwał przy tym toporem i wrzeszczał. –Dalej, dalej leniwe ludziska! Czeka nas walka! Szybciej! Żwawiej! Za broń! – Ponaglał. Khazad pokrzyczał co miał pokrzyczeć i wybiegł tak szybko jak się pojawił. I już w podskokach leciał drogą w stronę, w którą uciekał potwór. Nie oglądając się. Z toporem. Z tarczą. Do walki.

***

Biegł tą drogą co mutant i Wołodia wcześniej. Dotarł do wyrwy w murze i spostrzegł ślady Wołodi odciśnięte w jakimś paskudnym śluzie. Khazad musiał zwolnić, bowiem podłoże było śliskie. Miało to swoje dobre strony, bowiem pozwoliło mu to odsapnąć po biegu jak i uspokoić oddech. Szedł między drzewami, aż do polany. Trzymał się śladów. Jednak kiedy dostrzegł zmutowanych gniew w nim wezbrał. Khazad nie wytrzymał i ruszył przed siebie w szarży. Wbiegł na polanę z okrzykiem i rzucił się w wir walki.

(Ataki wielokrotne, jeśli straciłbym więcej jak 8 PŻ to pozycja obronna i parowanie tarczą- akcja natychmiastowa)
 
Mortarel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172