Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2012, 21:39   #28
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kiedy Alicja próbowała nie dać się przytłoczyć narastającej w niej panice, w innej części lasu Leśniczy prowadził pozostałą dwójkę Wędrowców przez leśną gęstwinę. wydawało się, że drzewa śpiewają jakąś tajemniczą pieśń. Ni to wróżącą coś dobrego, ni to przygnębiającego. Mogły po prostu rozmawiać sobie spokojnie o trójce śmiesznych dwunożnych istot. Niektóre młodsze mogły nawet dziwić się skąd wśród nich tyle pośpiechu i krótkie korzenie. Stare, solidne o grubej korze poznały wiele razy kłopotliwą naturę ludzką. Chociaż dla nich równie kłopotliwe potrafiły być chociażby gobliny. Trzeba jednak zaznaczyć, że mogła to być jedynie ludzka wyobraźnia i tak naprawdę słyszeć mogli jedynie nic innego jak zwykły szum wiatru. Ich przewodnik wierzył jednak w co innego. Zgodnie z tym co mówił nie umiał dokładnie zrozumieć przesłania jakie niosła za sobą rzekoma mowa jednak czasami przystawał i wsłuchiwał się w przeciągające się dźwięki. Las z tym człowiekiem wydawał się odrobinę przyjaźniejszym miejscem. To miejsce wydawało się go akceptować, gałęzie odginały się w bok umożliwiając bezpieczne przejście, korzenie jakby odsuwały się spod nóg wędrowców a i ich nogi stąpały po ziemi jakby odrobinę lżej, napełnione nową nadzieją. Pomagał im ktoś kto spędził wiele lat życia w tym miejscu. Znowu, po czasie, który ciężko było określić dotarli do kolejnego punktu orientacyjnego. Zapytana o to Karola powiedziałaby pewnie, że szli raptem kilkanaście minut na co Cain zarzekałby się, że minęła już dobra godzina. Był to kolejny dowód na to, że czas nie jest tu stały i biegnie tylko sobie wiadomym tempem. Białe płaskie kamienie wyznaczały granicę, czegoś co plemię Purchana nazywało przeklętą bądź martwą ziemią. W ty przypadku nie wydawało się to tylko czczą gadaniną. Za linią kamieni nie rosła absolutnie żadna roślinność. Matka natura nie miała władzy nad tym terenem; goły, czarny pas ziemi stanowił zaprzeczenie barwnej roślinności jaką Wędrowcy widzieli dotychczas. W dodatku w powietrzu unosił się odór spalenizny i czegoś jeszcze równie nieprzyjemnego. Jeżeli nazwa nie zachęcała do wejście na ten obszar to lekko drżąca dłon ich nieustraszonego przewodnika tym bardziej to odradzały.

-Zachowajcie ostrożność. Nigdy nie zbliżałem się do tego miejsca. Jest tu coś czego nie umiem opisać...

Urwał bo coś co mogło być śpiewem drzew ustąpiło innemu dźwiękowi. Początkowo słyszeli coś cichego jak odległe echo a zarazem irytującego jak brzęczenie owada. Nie dało się tego zignorować.

-Co to? Wy też to słyszycie? - zapytała Karola chociaż reakcje jej towarzyszy świadczyły o tym, że właściwie nie musiała o nic pytać.

Ich przewodnik pokazał ręką, że powinni obejść to miejsce jak najdalej od linii ułożonej z kamieni. Jego usta poruszały się, ale Cain ze zdziwieniem zauważył, że nie wydają z siebie słów. Karola natomiast szła powoli w stronę w którą z całą pewnością nie powinna nawet nie rejestrując tego, że jej nogi niosą ją same do przodu. Ciekawiła ją jedynie świetlista postać siedząca na dużym płaskim kamieniu położonym w centralnym punkcie “czarnej pustki”. Był to jedyny obiekt, który się tam znajdował wyglądem przypominał rytualne miejsce kultu jakiegoś prymitywnego plemienia. Biały kamień, który mógł być źródłem dziwnych wibracji pokrywały zagadkowe symbole namalowane czerwoną farbą. Karola z fascynacją stwierdziła, że postać uśmiecha się do niej i zaprasza serdecznie do siebie. Takiemu zaproszeniu nie mogła się oprzeć. Jeszcze chwila i minie te ułożone na ziemi kamienie i znajdzie się bliżej z tą cudowną istotą. Co za cudowna myśl wypełniła jej głowę. W tym momencie nieważne było dla niej czy myśl ta rzeczywiście należała do niej samej.

---

W jaskini panował półmrok. Alicja badała grunt pod sobą i to co miała przed sobą po omacku. W powietrzu wisiał zapach zgniłego mięsa od którego zbierało jej się na wymioty. Istota, która ją tu przywlekła... Kim była? I gdzie się podziała? Przerażała ją to na pewno. Jej szpony, długie zęby, przenikliwe spojrzenie i pierwotna dzikość, która łamała wszystkie zasady jakie znała. To z jaką łatwością bestia brała coś na co miała ochotę i to jak mała i bezbronna się czuła gdy targała ją niczym szmacianą lalką. Mimo wszystko nie rozszarpała jej gardła - jeszcze. Logika podpowiadała jej, że musi albo uciec albo znaleźć coś do obrony przed tym chodzącym koszmarem. Jej dłonie początkowo natrafiały wyłącznie na zimną, czasem mokrą skałę. Słychać było te\z pojedyncze kapanie z sufitu. które przerywało panująca ciszę. Dotykiem wyczuła rzędy stalagmitów o różnych kształtach, niektóre były zaostrzone. Proces ich powstania trwał zapewne wiele lat a ich kuzyni zapewne znajdowali się także na suficie czego nieprzystosowane do ciemności oczy dziewczyny nie mogły dostrzec. Szukając na oślep czegokolwiek przesuwała się stopniowo w bok. Pośpiech i strach zrobiły swoje. Nie była w tym na tyle ostrożna na ile powinna. Poczuła jak traci równowagę i grunt osuwa jej się spod nóg. Nie dostrzegła w porę dziury w ziemi, na tyle wielkiej, że mogła pochłonąć człowieka dużo większych rozmiarów niż ona. Jej dłonie w panice próbowały złapać się jakiegoś oparcia jednak raz za razem dotykały jedynie ulotnego powietrza. W ostatniej chwili chwyciła się krawędzi przepaści czując, że tylko odwleka nieuniknione. Drobne kamyki sypały się w dół, ale nie słyszała, żeby dotknęły dna jamy. Czerń pod nią zdawała się za to nieubłaganie ciągnąć ją w dół.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline