Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2012, 00:46   #2
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Wyrwanie się spod opieki biskupa Hez-hezronu było jak wyrywanie bolącego zęba - bardzo długie i bardzo bolesne. Dlatego też Xavier niemal poczuł, jakby ubył mu przynajmniej krzyżyk na karku, kiedy dowiedział się, że Jego Ekscelencja wysyła go z misją. I to jaką! Baserto aż zatarł dłonie z przejęcia - opętanie z pewnością musiało wiązać się z jakimiś niecnymi praktykami. Przygaszone przez pięć ostatnich lat pracy oczy inkwizytora rozpalił na nowo ogień wiary. Ktoś nieuprzejmy mógłby to pomylić z wizją płonących stosów, ale Xavierowi było wszystko jedno - dopóki heretycy zostawali skazywani, dopóty cel uświęcał środki.
Przez pierwszą część podróży, prócz zwykłych dla starca rozważań na temat natury Boga i Jego planów, Hiszpan przyglądał się swym braciom inkwizytorom. Znał ich z widzenia, lub z plotek i jakoś nigdy nie żywił głębszej niechęci. Przecież byli to jego bracia w walce ze sługami Złego - ten argument bił inne na głowy, dlatego też stary Lis nie psioczył na towarzystwo, tylko z pokorą godną jednego z wielu Sług Pańskich, przyjął na barki ciężar przewodnictwa.
Xavier w swym starczym umyśle przywołał najświeższe informacje o swych towarzyszach. "Alinard...", pomyślał Baserto, patrząc na niemal równego mu wiekiem inkwizytora. Ten czarny brat miał dobrze znane wszystkim inkwizytorom miano oczu i uszu biskupa Gersarda, mówiąc krótko - szpicel. Baserto wzbył wzruszeniem ramion ponurą sławę Alinarda. Był zbyt sprytny by podłożyć się pod szpiegiem biskupa. Nie przeżył przecież tyluż wiosen tylko ze wzgląd na ładne oczy, prawda?
Ów ładne oczy więc przeniosły się na kolejnego brata w misji, Włocha de Sica. Ten młody człowiek, jak i jeszcze jeden chłopak, Kohlraabe byli znajomi mu tylko z widzenia. Gdzieniegdzie słyszał o ich dokonaniach, jednak któż by ich w tych czasach nie mia? Ludzie stracili szacunek do rzeczy świętych i jak bydło idą do rzeźni Szatana. Nic, tylko pławić się w duszach grzeszników. "To będzie interesująca misja", stwierdził Baserto, poprawiając sztylety u pasa.
Jego myśli podążyły też wkrótce z powrotem ku młodym inkwizytorom.
"Zastanawiam się, czy wśród nich kiełkuje już ziarenko zwątpienia?", pomyślał. Wiele lat poświęcił na tępienie buntów i herezji w zarodku. Dzięki temu doszedł do wniosku, iż lepiej zdusić maleńką iskierkę niewierności wobec Pana, niż późnij uderzyć oczyszczającym płomieniem w płonące nienawiścią serce i duszę grzesznika. Lepiej zaś było jeszcze przetworzyć tą małą iskrę w ognistą furię wiary Bożej. Xavier uśmiechnął się do swych myśli. Przypominały mu jego wczesne lata, kiedy to podróżował na granicy Palatynatu, od wioski do wioski, od miasta do miasta. W czasach kiedy to jego sława wyprzedała go o wiele osad wprzód. A jednak mało która z nich, kiedy już ujrzało światło dzienne jej zepsucie, pozostała na miejscu. Cudowne czasy, tak pełne Bożej Bojaźni. Tak bogate w wiarę i strach przed Złem..., westchnął w duchu.
Koń człapał dalej.




Kiedy tylko zatrzymali się w Bechyně, trzy tygodnie później, Zapalczywy Lis mógł w końcu rozprostować kości.
Tutaj mieli odebrać lokalnego inkwizytora. Baserto był ciekaw, jakie poglądy na temat herezji mieli tak daleko wysunięci pracownicy Officjum. I nie zamierzał nie zapytać.
Powitawszy się z nowym towarzyszem, Otto Klepenbergiem, ruszyli w stronę celu podróży - Addsburga. Po wyjeździe z Oddziału Officjum, Baserto mógł zastanowić się nad tym, jak podupadło to święte dzieło w tym rejonie Cesarstwa. Brak wykwalifikowanych inkwizytorów oraz rozprężenie czuć było już na samym początku. Nie winił jednak starego Emanuela, gdyż w tym wieku cudem było, że ten człowiek może się jeszcze sam ubierać. Jednak taki stan rzeczy zaniepokoił Baserto. To nie były pobrzeża Hezu, czy innych większych miast, gdzie widok inkwizytora był może i znany, ale i tak budził niepokój. Tutaj zaś ludzie i przyzwyczaili się do niego, ale i stracili nieco ze swojego pierwotnego strachu przed karą. A to, wiadomo, często prowadziło do grzechu. A stamtąd droga prosta... szczególnie na stos.
Droga coraz bardziej stawała się uciążliwa. Aura panująca dookoła również nie miała litości dla podróżnych. Zimno i wilgoć mogłaby sprawić, że niejeden wędrowiec zacząłby kląć się na Imię Pańskie, jednak Xaviera ta pogoda tylko motywowała do dalszej drogi. Czuł się, jakby śnieg czy deszcz były wytworami Szatana, a on, Sługa Boży i miecz w rękach Aniołów, z Bożym zapałem stawiał czoło odwiecznemu wrogowi Chrystusa i całej rasy ludzkiej.
Tak też kiedy zawitali pod murami Addsburga, zachowanie odźwiernych strażników napotkało bojowy nastrój starego inkwizytora.
- Cośta za jedni? - zawołał jeden ze strażników, ten uzbrojony w pałkę - Skąśta i po co jedzieta?
Mrużąc oczy starał się dojrzeć twarzy najbliższego jeźdźca - Xaviera. Najwyraźniej był niedowidzący, lub na tyle głupi, by nie zauważyć wyszytego srebrną nicią krzyża na piersi inkwizytora.
- Gość w dom, Bóg w dom, jak powiadają dobry człowieku - odparł Baserto, poprawiając płaszcz, odkrywając przy tym w całej okazałości emblemat swojej profesji - Znajdzie się miejsce dla strudzonych wędrowców?
Strażnik najwyraźniej był jednak głupi, gdyż tylko wykrzywił idiotycznie głowę i gapił się na krzyż. Na szczęście drugi z wartowników miał dość oleju w głowie i odwinął się drzewcem włóczni po czerepie swego towarzysza. Od raz też zaczął się kłaniać i przepraszać.
- Wybaczcie, mistrzu, za tego kretyna - zaczął szybko, nie przestając strofować bronią swego kompana - Nie słuchajta go, to idiota i leń do tego. Oczywiście znajdzie się dla was miejsce panie.
Służalczy ton, tak znany dla każdego z braci inkwizytorskiej rozszedł się dookoła drużyny wraz z odorem strachu.
- Cieszę się, młody człowieku. Ja i moi bracia jesteśmy wycieńczeni podróżą - pokazał na resztę jeźdźców. Wartownik wybałuszył oczy, jakby towarzysze Baserto byli co najmniej samym Belzebubem ze swą świtą. Jednak potem chyba obraz ten zmienił się na Ojca Świętego i Świętą Rodzinę, gdyż przypadł do bramy i zaczął ją otwierać, krzycząc do swego towarzysza by pędził do gospody, by mistrzom miejsca uszykował.
- Dziękuję, synu - Xavier uśmiechnął się dobrodusznie i podał srebrniaka osamotnionemu żołnierzowi - Ogrzejcie się czymś ciepłym. Niech was Bóg ochrania.
 

Ostatnio edytowane przez Feataur : 10-04-2012 o 22:03. Powód: pogrubienia :) i krzyz :)
Feataur jest offline