Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2012, 13:18   #36
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Idący na szpicy Barrow zatrzymał zwiad, podnosząc zgiętą w łokciu rękę zaciśniętą w pięść i ściągając ją w dół. Boone przykucnął zaraz i podrzucił do oka karabin. Zlustrował okolicę uważnym wzrokiem ale nie dostrzegł zagrożenia. Zbliżył się do sierżanta i zobaczył dlaczego przystanęli. Więc tylna straż nie zgubiła się w zielono-szarym labiryncie. Zwiadowca skupił się na śladach, rozsuwając liście i badając ziemię, Boone zaś odszedł kilka kroków w bok i przykleił się do szerokiego pnia jakiegoś tropikalnego drzewa. Żółtki byli blisko, urządzili masakrę na tyle szybką i skuteczną że Nickel i reszta nawet nie zdążyli wystrzelić. Byli na tyle blisko że powinni ich usłyszeć, a przecież zaalarmowanie reszty oddziału powinno być dla nich priorytetem.

Dniało już wyraźnie, widoczność poprawiła się pomimo ciągle padającego deszczu jakby ktoś przedziurawił niebiosa. Zerknął na Blackjacka ale zaraz wrócił do lustrowania okolicy.
Tam. Coś poruszyło się podniósł karabin do oka i znieruchomiał. Lewą rękę podniósł do góry i wskazał chłopakom kierunek. Sierżant założył bagnet na karabin, Boone zaś usiłował przebić wzrokiem cholerną dżunglę. Ruch powtórzył się, ranny żółtek wyszedł z krzaków, Barrow przyskoczył do niego i zakłuł długim ostrzem. Co tutaj się działo do ciężkiej cholery? Jak japońce wykończyli ich ariergardę, dlaczego zostawili swojego rannego, skoro pomyśleli nawet o tym by odciągnąć w dżunglę zwłoki Kettela? Rozmyślania i lustrowanie okolicy zostały przerwane przez próbę podniesienia się żółtka z ziemi. Barrow przepisowo i sprawnie przebił sukinsyna prawie na wylot, ale odwrócony plecami i pochylony nad śladami nie zauważył jak japoniec zaczął podnosić się z mokrej ziemi. Boone nie ryzykował strzału. Nie dlatego że mógłby spudłować z odległości kilkunastu metrów czy ranić kompana, ale skoro była jeszcze choć teoretyczna szansa, że żółtki nie wiedzą o ich obecności tutaj, nie należało dawać im pewności. Medyk chciał go zostawić, ale Boone uznał to za nierozważne. Bezbronny japoniec ciągle mógł zacząć drzeć mordę i sprowadzić kolegów. Ruszył w kierunku przeciwnika dobywając noża po czym sztychem wbił mu ostrze w gardło, przygważdżając kolanami do ziemi. Wyrwał nóż, nie spuszczając wzroku z leżącego celu. Pokrwawionej twarzy, ziejących dziur w oczodołach. Teraz co prawda już nie miał prawa się podnieść, ale po ciosie Barrowa w serce przeżyć również nie powinien.
- Powinniśmy dać znać reszcie oddziału. – decyzja należała do Barrowa. Odsunął się od ciała i poprawił maskującą siatkę. Nie wierzył że pozostała dwójka jeszcze żyje, zawiadomili by ich jakoś,jeśli byliby w stanie. Jak zostali pojmani, w trójkę i tak nie dadzą rady ich odbić. - Jego rany. Zerknij na nie doktorku, nie wydają ci się zbyt stare, aby zadał je któryś z naszych?
 
Harard jest offline