Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2012, 15:40   #38
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wysoko uniesiona ponad głową katana i bojowy okrzyk przywodziły na myśl rozeźlonego koguta. Cała ta dramatyczna, iście teatralna otoczka niosła jednak z sobą zastraszającą dawkę powagi. Nie zmienił tego nawet fakt, że samuraj drobił po plaży jak gejsza, sunął z tym komicznym, typowym Azjatom babskim wdziękiem. Tyle, że nikomu nie zbierało się na śmiech. Tacy jak on rodzą się by nieść śmierć. I jedno było pewne, ktoś zginie nim na dobre rozbudzi się świt.

Dobrze, że było ciemno. W mroku nikt nie mógł dostrzec jej drżących spotniałych dłoni, pokracznego kroku i twarzy wykrzywiającej się w naprzemiennej parodii strachu i wściekłości. Sally Dean nie panowała nad sobą ani nie myślała trzeźwo. Kierowana impulsem i złudną solidarnością zdecydowała, że nie ucieknie i po prostu trzymała się tego postanowienia.

Samuraj zbliżał się do celów. Brodatego mężczyzny, tego samego który dokończył po francusku jej dziecięcą wyliczankę. I kobiety. Było zbyt ciemno aby Sally wyłowiła w gęstym jak smoła mroku rysy jej twarzy ale musiała przyznać, że jej japoński jest perfekcyjny. Sally chwilowo nie była pewna czy ta jest ofiarą czy ciemiężycielem. Z nimi czy przeciw nim? Samuraj chciał ją zabić czy ratować i co za tym idzie - czy oni powinni z nią współpracować czy się jej pozbyć? Gorączkowe myśli przebiegały galopem po obolałym umyśle.

Prawdę mówiąc nie sądziła aby choć jedno z nich nie przypłaciło tej konfrontacji życiem. Raz ulokowana uwaga samuraja nie rozmyje się póki jego ostrze nie nachłepce się do syta.
Skostniałe palce mocniej zacisnęły się na sękatym konarze. Sally zachodziła Japończyka od tyłu wytrwale zmniejszając dzielący ich dystans. Kątem oka zobaczyła inną więźniarkę, także uzbrojoną w kij. Sally skinęła jej na znak porozumienia. Ta obecność dodała Sally otuchy. Może ta inicjatywa zakrawała na szaleństwo ale lepsze to niż bezczynnie przyglądać się rzezi.

Mężczyzna na którego nacierał samuraj nie zamierzał uciekać, tyle zdążyła Sally Dean zrozumieć. Nie drgnął z miejsca a z jego gardła wydobył się ryk. Wściekłości, rozpaczy, może strachu. A może wszystkiego po trochu.
Płynęła z tego jedna korzyść – kat nie powinien dosłyszeć ich kroków. Nie żeby Sally znała się na cichym poruszaniu.
Ale kiedy w uszach dudni szum morza, wiatru i nasilającej się ulewy a do tego dochodzi krzyk mężczyzny to kroki dwóch kobiet nikną w tym rwetesie jak nieistotny szczegół. A dobroduszny piach przyjmował ich stopy z dyskretnym milczeniem.
Próbowała sobie przypomnieć newralgiczne miejsca umiejscowione na ludzkim ciele. Gdzie uderzyć aby zabolało najmocniej? Wymieniała w myślach kolejne elementy próbując się skupić i zapomnieć o strachu.
Podstawa czaszki, skroń, uszy. Środek szyi, podstawa szyi, powierzchnia pomiędzy łopatkami, nerki, łokieć, ścięgno Achillesa, zgięcie kolanowe, tylna powierzchnia krocza, mięsień trapezowy...

Najważniejsze aby pierwszy cios go oszołomił a najlepiej pozbawił równowagi. Kiedy już będzie leżał po prostu rzucą się na niego jak stado neandertalczyków, a przynajmniej Sally tak zrobi. Pozbawiony katany przestanie być niebezpieczny. I zginie tak jak na to zasłużył. Bez finezji, bez polotu, zatłuczony i skopany przez obdarte z godności ludzkie cienie.

W niemym porozumieniu Sally wraz ze swoją towarzyszką uniosły broń. Tamta mierzyła nisko, w nogi podczas gdy Sally zdecydowała uderzyć w skroń. Konar miał wiele wybrzuszeń i ostrych krawędzi. Przy odrobinie szczęścia może ostrze nie zdąży opaść na brodacza.
 
liliel jest offline